„Zamiast spędzać rocznicę na romantycznej wycieczce, miałem spełniać zachcianki moich dzieci? Po moim trupie”
„Byłem pewny, że żona poprze mnie w >>buncie

- Marek, 65 lat
– Wiesz, kochanie… – powiedziała któregoś wiosennego dnia moja żona – …że w tym roku będziemy obchodzić czterdziestą rocznicę ślubu?
Podniosłem głowę znad gazety i zadumałem się nad przemijaniem.
– Ależ ten czas leci – mruknąłem ponuro.
– Ani się obejrzymy, a trzeba się będzie zbierać z tego świata. Jeszcze parę latek…
– Typowy pesymista! – przystopowała mnie. – Nie wiem, czy zauważyłeś, Czesiu, ale ludzie świętują takie okazje, i uważają je za powód do radości. No tak, ale z czego ty masz się cieszyć… Że przeżyłeś czterdzieści lat ze starą, brzydką i grubą babą?
Podszedłem i przytuliłem ją do siebie
Nie złościła się na serio, a takie gderanie ubarwiało nam trochę życie i oboje traktowaliśmy je jako swego rodzaju zabawę. Choć odkąd dzieci opuściły dom, nie mieliśmy za dużo rozrywek – obojgu nam odpowiadał ten spokój i nie zamienilibyśmy go na nic innego. Ewa miała swój ogród, gdzie spędzała całe dnie, ryjąc w ziemi z takim zapamiętaniem niczym poszukiwacz złota na swojej złotonośnej działce. Pod wieczór wracała do domu brudna jak nieboskie stworzenie, zmachana jak rolnik po żniwach, ale szczęśliwa i uśmiechnięta. Z reguły spotykaliśmy się w łazience przy szorowaniu rąk: Ewa z błota, a ja ze smarów.
Zapomniałem chyba wspomnieć, że mamy trochę inne zainteresowania, i nasze drogi w ciągu dnia rzadko się krzyżują. Każde z nas przebywa w swoim świecie: ona w ogrodzie, ja przy starym motocyklu marki BMW, który próbuję wskrzesić. Wieczorem każde ma drugiemu tyle do opowiedzenia, że nawet brak zainteresowania u rozmówcy nie jest w stanie go powstrzymać. W każdym razie na pewno się nie nudzimy i w zasadzie odpoczywamy po tych wszystkich latach, kiedy musieliśmy pracować i być przede wszystkim mamą i tatą.
Dzieci są już dorosłe i zajęte własnymi sprawami
Córka znalazła swoje miejsce na Wyspach Brytyjskich i wpada z odwiedzinami raz w roku. Trochę rzadko, ale co zrobić. Syn za to często podrzuca nam swojego dzieciaka, żebyśmy całkiem nie stetryczeli, a wnuka mamy naprawdę fajnego i oboje z żoną rozpieszczamy go, jak możemy. W ogóle bycie dziadkami jest nawet lepsze od rodzicielstwa, bo człowiek ma z tego tylko same przyjemności.
Syn ze swoją rodziną mieszka w mieście, jakieś trzydzieści kilometrów od nas, i jeżeli chodzi o mnie, to uważam, że to idealna odległość. Nie za blisko i nie za daleko. Oczywiście, że go kochamy, ale młode pokolenie jest trochę za szybkie, za głośne i właściwie wydaje się zupełnie z innej bajki. Relacje nie byłyby tak dobre, gdybyśmy żyli pod jednym dachem, jestem tego pewien, bo nasze priorytety są całkiem inne niż młodych.
– A może byśmy uczcili tę rocznicę na swój własny sposób? – spytałem w zamyśleniu, bo przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
– Co? – Ewa ze zdumienia uniosła brwi. – Nie wierzę własnym uszom. Czesiu, ty chcesz wyprawić fetę z okazji rocznicy ślubu?! Myślałam, że nie znosisz takich imprez.
– Zaraz fetę – skrzywiłem się z niesmakiem. – Myślę o zafundowaniu sobie czegoś ekstra. Czegoś, co zawsze odkładaliśmy, bo było wiele innych ważniejszych spraw. Nie będziemy mieli lepszej okazji, a jeżeli nawet, to będziemy już za starzy na wyjazd.
– Myślisz o wycieczce do Pragi? – żonie rozbłysły oczy, jednak zaraz dodała ze smutkiem.
Tyle lat minęło, a ciągle odkładamy wyjazd, i wygląda na to, że zrezygnowaliśmy po cichu z naszych marzeń. A ja pytam – dlaczego? Wprawdzie jestem jeszcze uwiązany pracą, lecz zaległego urlopu uzbierało się chyba ze dwa miesiące. Ewa jest na emeryturze od trzech lat, więc czasu mamy pod dostatkiem. Pieniędzy też udało się trochę odłożyć, odkąd dzieci się usamodzielniły, i wyprawa nie będzie obciążeniem dla domowego budżetu. No to co stoi na przeszkodzie, żebyśmy czterdziestą rocznicę naszego związku obchodzili w Pradze?!
– Nic – zgodziła się ze mną Ewa.
Rozpoczęliśmy więc przygotowania. Odwiedziłem parę biur podróży i udało mi się zarezerwować miejsca w autokarze z jakąś wycieczką, której brakowało ludzi do kompletu. Nawet fajnie, bo mieliśmy zapewniony dojazd i zakwaterowanie, a nie byliśmy formalnie członkami grupy i mogliśmy robić, co chcemy.
Nie ma co, niespodzianka jak jasna cholera!
Po wpłaceniu zaliczki z niecierpliwością oczekiwaliśmy rocznicy. Należało jeszcze załatwić kogoś do opieki nad domem przez ten tydzień, kiedy nas nie będzie. Niby niedługo, ale zawsze to człowiek spokojniej będzie spał. Oczywiście padło na syna i synową, bo kto by się lepiej nadawał do tej roli? Korzystając z tego, że młodzi przyjechali na niedzielny obiad, wziąłem syna na stronę i spytałem, czy nie mieliby nic przeciwko popilnowaniu naszego gniazdka przez kilka dni.
– No jasne – zgodził się bez wahania. – Kiedy by to miało być?
Kiedy wyjaśniłem, że planujemy wyjazd na rocznicę naszego ślubu, zbladł jak ściana.
– Nie, tylko nie w tym terminie, proszę was bardzo – wyszeptał przerażony.
Spojrzałem zdziwiony tym napadem paniki i poprosiłem o wytłumaczenie. Wił się jak piskorz, lecz nie popuściłem. Wtedy, pod przysięgą, że nie wygadam się przed jego żoną, wyznał prawdę. Otóż synowa wynajęła lokal i zamierza tam zorganizować huczne przyjęcie z okazji „rubinowych godów”. Do spisku przyłączyła się nasza córka, która specjalnie na tę okazję przyjedzie do Polski. Wszystko w tajemnicy przed nami, rzecz jasna, bo to ma być wielka niespodzianka.
„Nie ma co, niespodzianka jak jasna cholera!” – pomyślałem rozeźlony.
Zamienimy wycieczkę do Pragi na nikomu niepotrzebną libację! Toż to wyrzucanie pieniędzy w błoto – w naszym wieku i tak trzeba zapomnieć o dobrym tłustym jedzeniu i alkoholu… Spać też kładziemy się wcześnie, siedzenie po nocy to dla nas wyczyn. Poza tym, do diabła, nie mam ochoty rezygnować z naszej podróży! Tyle lat to odkładaliśmy, a teraz, kiedy już wydawało się, że możemy zrobić coś dla własnej przyjemności, znowu próbują nas uwikłać w wydumane obowiązki!
Byłem pewny, że żona poprze mnie w „buncie”, ale ona oczywiście już zaczyna napomykać o zmianie terminu wyprawy, bo zrobimy wszystkim przykrość. Do licha, skoro to nasza rocznica, chyba mamy prawo obchodzić ją po swojemu?!