Reklama

Moja córka wyjechała z domu na studia i właściwie nigdy już do niego nie wróciła. Cóż, nie miałyśmy najlepszych relacji. Dziś myślę, że chyba nie nadawałam się na matkę. Po śmierci męża wychowywałam Joasię sama i chyba byłam zbyt skupiona na sobie, na własnych problemach, pracy, walce o przetrwanie. Owszem zależało mi również na tym, żeby córce niczego nie brakowało, ale myślałam głównie o dobrach materialnych. A jej zabrakło po prostu mnie.

Reklama

Gdy Joasia uparła się, że będzie studiować w Gdańsku, czyli na drugim końcu Polski, nawet nie oponowałam. Wiedziałam, że chce być jak najdalej od domu. „Skoro taka jej wola, trudno" – myślałam. Nie zależało mi na tym, aby było inaczej. Miałam wtedy nowego partnera, młodszego ode mnie, może nawet wolałam, żeby córka była daleko.

Joasia na studiach poznała Andrzeja, szybko się pobrali i ich życie toczyło się w Gdańsku. Tam też wychowywały się moje wnuczki, Zuzia i Basia. Prawie ich nie znałam, bo rzadko mnie odwiedzali. Moje drugie małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Jednak młodszy partner, to nie był najlepszy wybór. Potem miałam już tylko przyjaciela, z którym nie zamierzałam brać ślubu. Nie chciałam nawet, żeby się do mnie wprowadzał. Obojgu było nam w ten sposób wygodnie.

Nie chciałam tego robić, ale czułam, że powinnam

Kiedy moja starsza wnuczka zdała maturę, Joasia zadzwoniła do mnie z niespodziewaną propozycją.

– Mamo, Zuzka dostała się na studia – zakomunikowała.

Zobacz także

– Bardzo się cieszę – odparłam.

Naprawdę się cieszyłam, że mam mądrą i zdolną wnuczkę.

– Będzie studiowała w Krakowie – usłyszałam i od razu w mojej głowie zapaliła się czerwona ostrzegawcza lampka.

– Wspaniale – powtórzyłam, bo zupełnie nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć, czego moja córka ode mnie oczekuje.

– Chciałabym, aby mogła u ciebie zamieszkać – powiedziała w końcu Joasia. Kiedy milczałam kontynuowała: – Masz duże mieszkanie, żyjesz sama, zwróciłabyś na nią uwagę. No a my nie musielibyśmy płacić za wynajęcie stancji. Dzisiaj to duży wydatek, a mamy jeszcze drugą córkę.

Nie za bardzo chciałam, aby mało mi znana dziewiętnastolatka wprowadzała się do mnie. Przyzwyczaiłam się do tego, że mieszkam sama, a nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać po takiej młodej dziewczynie. Była co prawda moją wnuczką, ale ostatni raz widziałam ją kilka lat temu. Mimo to zgodziłam się. Wydawało mi się, że powinnam. Gdybym odmówiła, Joasia chyba już całkiem by się na mnie obraziła. Nie chciałam, aby mój kontakt z córką urwał się zupełnie, w końcu miałam tylko ją jedną. No i byłam coraz starsza.

Joasia z mężem przywieźli Zuzkę dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego. Chcieli, by miała trochę czasu na zaadaptowanie się w nowym miejscu. Zuzia była bardzo podobna do Joasi. Szybko się jednak zorientowałam, że to tylko fizyczne podobieństwo. Moja Asia była cichą, spokojną i skromną dziewczyną. Przynajmniej wtedy, gdy miała tyle lat co Zuzia. Wnuczka natomiast była dość ekscentryczna. Już od pierwszych dni zaczęła znikać na całe dnie. Ubierała się raczej wyzywająco, nosiła mocny makijaż, wyraźnie lubiła zwracać na siebie uwagę.

– Gdzie ty tak biegasz, Zuziu? – pytałam.

– Na uczelnię, do biblioteki – odpowiadała.

A przecież były jeszcze wakacje. Studenci pierwszego roku na pewno nie mieli nic do roboty na uniwersytecie. Nie chciałam jednak udowadniać jej kłamstwa, a tym samym już na początku zrażać jej do siebie. I tak już się naraziłam, zwracając uwagę, że nieodpowiednio się ubiera.

– Myślę, że babcia się nie zna – usłyszałam w odpowiedzi.

– Oj trochę się jednak znam, kochanie – chyba niepotrzebnie ciągnęłam ten temat.

– Dzisiaj wszyscy chodzą tak ubrani. A poza tym, to jestem dorosła i sama decyduję o sobie.

Kiedy próbowałam interweniować u Joasi, usłyszałam podobną odpowiedź.

– Niech jej mama da spokój, dzisiaj młodzież tak się nosi.

Dałam więc spokój, chociaż byłam przekonana o swojej racji. Jedno się zgadzało – Zuzia była dorosła i niczego jej nie mogłam ani zabronić, ani nakazać.

Umówiłyśmy się z Joasią, że będzie przysyłać pieniądze na utrzymanie Zuzi. Ja dysponowałam tylko niezbyt wysoką emeryturą i utrzymanie dodatkowej osoby byłoby naprawdę trudne. Odkąd mieszkałyśmy we dwie natychmiast wzrosły wszystkie rachunki. Zuzia spędzała całe godziny w łazience, a to prała, a to się kąpała. Od razu przełożyło się to na zużycie wody. A obiecane pieniądze od mojej córki najpierw spóźniały się, aż w końcu w ogóle przestały przychodzić.

– Zadzwoń do niej i upomnij się – powiedział mój przyjaciel Janusz, kiedy poprosiłam go o pożyczkę.

– Mogę ci oczywiście pożyczyć, ale i tak uważam, że powinnaś się upomnieć.

Zrobiłam to, a wtedy dowiedziałam się, że Joasia wysłała pieniądze na konto Zuzi i więcej w tej chwili nie ma. Wnuczka podobno miała mi część z przesłanej kwoty oddać na życie i opłaty. Nie tylko nie zrobiła tego, ale nawet się nie przyznała, że cokolwiek dostała. Co gorsze dwa tygodnie temu pożyczyła ode mnie dwieście złotych – na bardzo pilne wydatki – jak twierdziła. I co ja teraz miałam zrobić?

– Zuziu – zwróciłam się do wnuczki wieczorem – podobno mama przysłała ci pieniądze?

Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Przysłała – potwierdziła. – A dlaczego babcia pyta?

– Część tych pieniędzy miałaś mi oddać na życie – wyjaśniłam.

– Babci miałam oddać? – nie wiem, czy naprawdę nie miała pojęcia, o czym mówię, czy udawała, ale wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Chyba babcia żartuje. Musiałam kupić książki, zapłacić za kurs hiszpańskiego. A i inne wydatki też mam.

Już miałam zapytać, jakie to ma inne wydatki, skoro nie płaci za mieszkanie ani za jedzenie. W ostatniej chwili jednak ugryzłam się w język. Przypomniało mi się, że ciągle widzę u Zuzi nowe sukienki, bluzki i inne rzeczy.

– Mama nie powiedziała ci, że masz mi oddać?

– Coś tam mówiła, ale nie starczyło.

– Zuziu, jedzenie też kosztuje. I prąd, woda…

– Przecież ma babcia emeryturę – przerwała mi.

Ręce mi opadły. Nie miałam już sił na dalszą rozmowę. Czy ta moja wnuczka była taka głupiutka, czy może taka sprytna?

– Mnie się wydaje, że raczej to drugie – powiedział mi następnego dnia Janusz, kiedy żaliłam mu się na tę sytuację. – Wiesz co, Marysiu, radzę ci, powiedz o wszystkim córce. I to jak najszybciej.

Musiałam się zapożyczać, a jej wciąż było mało

Zbierałam się kilka dni, aż w końcu zadzwoniłam do Joasi. To, co usłyszałam nie było pocieszające.

– Oj mamo, przesadzasz – zlekceważyła sprawę moja córka. – Przecież nic się takiego nie stało, Zuzka jest młoda, chce się ubrać, umalować, pieniądze jej się rozchodzą.

– Jak to rozchodzą, Asiu? – usiłowałam się wtrącić. – Trzeba przecież jeść, trzeba płacić rachunki.

– Nic ci się nie stanie, jak dasz wnuczce talerz zupy za darmo – zdenerwowała się Joasia.

No fakt, nic mi się nie stanie. Ale to wcale nie chodziło o talerz zupy. Zuzka mnie lekceważyła! O niej można było powiedzieć, że jest młoda i głupia. Ale Joasia była dojrzałą kobietą, powinna być mądrzejsza.

– Drugi raz masz przysyłać pieniądze mnie – zaznaczyłam.

– Jak sobie życzysz, mamo.

Myślałam, że sprawa jest załatwiona. Niestety nie była. Miesiąc później Joasia przysłała parę złotych, niewiele, ale zawsze coś. Jednak w kolejnym miesiącu powiedziała, że mają z mężem kłopoty finansowe i na razie nie może dokładać się do utrzymania Zuzi.

– Inne babcie ciągle kupują wnukom drogie prezenty – nie omieszkała mi wytknąć. – Od ciebie nikt nigdy tego nie wymagał. Teraz przez chwilę jakoś wytrzymasz.

Zrobiło mi się przykro. „Trudno, jakoś wytrzymam" – myślałam.

Szybko okazało się, że nie tylko utrzymuję wnuczkę, ale jeszcze ona co kilka dni pożycza ode mnie pieniądze. A to na książkę, a to na zeszyt, a to na jakieś inne, bliżej nieokreślone sprawy. Zaczęłam podejrzewać, że te bardzo ważne wydatki często nazywają się po prostu piwo, kawiarnia, dyskoteka itp. Nic bym nie mówiła, gdybym miała na to wszystko pieniądze, ale niestety nie miałam. Pożyczyłam trochę od Janusza, trochę od przyjaciółki, ale ile można. W końcu musiałam zacząć oddawać długi, tylko z czego? Kiedy Zuzia zwróciła się do mnie z prośbą o kolejną pożyczkę (wcześniejszych oczywiście nigdy nie oddała), rozłożyłam bezradnie ręce.

– Ja już nie mam pieniędzy.

– Jak to babcia nie ma? Przecież dostaje babcia emeryturę.

– Ale skromną, dziecko. A muszę płacić rachunki i musimy jeść. Jeśli rodzice ci nie przysyłają pieniędzy, to musisz sobie zarobić na własne wydatki. Ja nie mam.

– Jak to? – oburzyła się wnuczka.

– Ja mam się uczyć, a nie pracować!

Nic już nie powiedziałam. Wnuczki mojej przyjaciółki też studiowały, a w weekendy pracowały jako kelnerki w jakiejś knajpce, zarabiając na swoje przyjemności. Zuzka chyba uważała, że coś takiego byłoby poniżej jej godności. Wcale też nie byłam pewna, czy tak naprawdę przykłada się do studiowania, czy raczej udaje.

Wracała do domu coraz później, czasem całkiem w nocy. Kiedy pytałam, gdzie tak długo była, zbywała mnie byle czym. Nie byłam na tyle głupia, żeby uwierzyć, że siedziała do północy w bibliotece. Ale Zuzia uważała mnie chyba za staruszkę, która o niczym nie ma pojęcia i można jej wcisnąć każdą głupotę.

Dla tej dziewczyny nie ma żadnych świętości!

Zaczynałam coraz bardziej się niepokoić, co będzie, kiedy wyjadę do sanatorium i zostawię Zuzię na trzy tygodnie samą w domu. Była dorosła, to prawda, ale nie miałam do niej za grosz zaufania. Bałam się, co zastanę po powrocie. Przecież Zuzia nawet po sobie nie sprzątała, ani nie zmywała. Już chodziło mi po głowie, żeby zrezygnować z wyjazdu, ale wiedziałam, jak na ten pomysł zareaguje Janusz. Od dawna mieliśmy zaplanowaną tę wspólną podróż. Próbowałam rozmawiać z wnuczką przed wyjazdem, ale usłyszałam tylko lekceważące:

– Babciu, przecież jestem już dorosła, dam sobie radę.

– Dorosła to ty jesteś, ale odpowiedzialna to już nie.

Prychnęła tylko w odpowiedzi.

– Ale pamiętaj, sprzątaj, żebyś nie zapuściła mieszkania – prosiłam.

– Babciu, nie nudź – skrzywiła się, a w końcu dodała. – Tylko zostaw mi jakąś kasę

Zatkało mnie.

– Zuzka, ja nie mam pieniędzy dla ciebie.

– To co ja będę jadła przez te trzy tygodnie?

– Przecież matka przysyła ci jakieś pieniądze, prawda?

– Oj tam, takie tam grosze.

– To zadzwoń do niej, żeby ci przysłała więcej – zdenerwowałam się. – Albo idź do jakiejś roboty i sobie zarób – dodałam, bo coraz bardziej denerwowało mnie lekceważące podejście mojej wnuczki do kwestii finansowych. Uważała, że wszyscy powinni jej po prostu dać, że jej się zwyczajnie należy.

Mówiąc szczerze, niewiele użyłam w tym sanatorium. Ciągle myślałam, co dzieje się w domu, martwiłam się co wyprawia Zuzia, zastanawiałam się, kto ją odwiedza, kogo wpuszcza do mojego mieszkania. Dzwoniłam do niej początkowo codziennie, ale już trzeciego dnia przestała odbierać ode mnie telefony.

– Przestań się zamartwiać – powtarzał mi Janusz. – To dorosła dziewczyna, nic jej się nie stanie. Nie odbiera, bo ma dosyć tłumaczenia się przed tobą.

Pewnie miał rację, tylko że ja nie martwiłam się o Zuzię, lecz o swoje mieszkanie. I o to, co ona tam może wyprawiać. Miałam złe przeczucia. Okazało się, że słusznie.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po wejściu do mieszkania, to panujący wszędzie bałagan. Wszędzie! Nawet w moim pokoju, a tak prosiłam, żeby tam nie wchodziła i nikogo nie wpuszczała. Miała przecież dla siebie całą resztę mieszkania. Janusz patrzył z niepokojem to na mnie, to na ten bajzel, a ja myślałam, jak to dobrze, że nie ma Zuzi. Wolałam porozmawiać z nią sama.

– Nie powinnaś tego sprzątać – powiedział mi Janusz, kiedy zabrałam się za zmywanie naczyń.

– Daj spokój – mruknęłam tylko.

– Przecież nie mam pojęcia, kiedy ona wróci. Nie będę siedzieć w takim śmietniku.

Najbardziej zdenerwowało mnie, kiedy zorientowałam się, że ktoś nocował w moim pokoju. Spał w moim łóżku i w mojej pościeli! Aż się popłakałam z nerwów i bezsilności. Janusz chciał mnie zabrać do siebie, ale nie zgodziłam się. Musiałam doprowadzić mieszkanie do porządku i jak najszybciej porozmawiać z Zuzią.

Niestety, moja wnuczka wróciła do domu dopiero po dwóch dniach. Zdążyłam już generalnie posprzątać całe mieszkanie i zaczęłam zastanawiać się, czy nie powinnam iść na policję i zacząć szukać wnuczki, kiedy roześmiana i zadowolona stanęła w drzwiach .

– O, babcia, już jesteś? – rzuciła co prawda niespokojnym spojrzeniem wokół siebie, ale nawet bardzo się nie speszyła. – Posprzątałaś? Trzeba było poczekać na mnie.

– Zuziu, na litość Boską, ty mówisz poważnie? Dwa dni miałam siedzieć w tym bałaganie?

– Noo, troszkę nie zdążyłam posprzątać.

– Masz mi natychmiast powiedzieć, co się tu działo?

– Nic takiego. Miałam kilku gości.

– Kilku gości? Wyrzuciłam pełno butelek po alkoholu. A poza tym ktoś spał w moim pokoju – powiedziałam żałośnie. – Prosiłam cię, żebyś….

– Oj babciu, przecież nic takiego się nie stało – przerwała mi w pół słowa.

Miałam dość. Postanowiłam zadzwonić do Joasi i zażądać, aby jej córka się wyprowadziła. Nie chciałam z nią dłużej mieszkać, nie miałam sił.

– Gdzie ty właściwie byłaś tyle czasu? – zapytałam jeszcze Zuzię.

– U przyjaciela – usłyszałam.

– Już miałam iść na policję.

– Chyba babcia żartuje?

– No wyobraź sobie, że nie. Martwiłam się o ciebie.

– Oj tam. Już mówiłam, że babcia przesadza. Dorosła jestem.

Tyle razy podkreślała, że jest dorosła, ale ja tej dorosłości nie widziałam za grosz. Zachowywała się jak głupia smarkula.

Niech teraz ktoś inny się z nią użera!

Zanim zdążyłam zadzwonić do Joasi, zorientowałam się jeszcze, że w szkatułce brakuje moich kolczyków i obrączki.

– Zuzia, gdzie jest moja biżuteria? – nie zamierzałam odkładać rozmowy. Czułam, że jeszcze trochę, a dostanę ataku serca.

– Jaka biżuteria? – udała zdziwienie. Byłam pewna, że udaje.

– Stąd – pokazałam jej puste pudełko. – Albo ty ją wzięłaś, albo ukradł ktoś z twoich gości. Mam dzwonić na policję? – dodałam, kiedy milczała.

– Nie, nie rób tego. Ja wzięłam – przyznała się po chwili namysłu.

– Proszę, oddaj mi – zażądałam.

– Nie mam. Nie zostawiłaś mi pieniędzy, babciu – zwróciła się do mnie z pretensją. – Musiałam to sprzedać.

Tu już nerwy całkowicie mi puściły. Moja wnuczka po prostu mnie okradła! Sprzedała moją skromniutką biżuterię, bo nie zostawiłam jej pieniędzy. I pewnie przepiła wszystko ze swoimi przyjaciółmi.

– Masz się wyprowadzić – sama nie poznawałam swojego głosu. – Jutro.

– Nie możesz… – zaprotestowała Zuzia.

– Mogę. To moje mieszkanie i nie chcę więcej z tobą mieszkać.

– Ale jestem twoją wnuczką.

– Jesteś dorosła, sama wiele razy mi o tym przypominałaś.

– Ciekawe, co mama na to powie – chyba chciała mnie przestraszyć, ale było mi już wszystko jedno.

– Nie interesuje mnie to – rzuciłam ze złością.

Następnego dnia zadzwoniłam do Joasi. Opowiedziałam jej całą historię i poinformowałam, że kazałam Zuzi się wyprowadzić. Reakcja córki była taka, jak się spodziewałam. Zaczęła tłumaczyć, że Zuzia jest młoda, głupia, że powinnam dać jej szansę. Już byłam gotowa się złamać, ale wtedy usłyszałam:

– Przecież nic takiego strasznego się nie stało. Jak zwykle przesadzasz.

To była ta kropla, która przelała czarę goryczy. Wnuczka mnie okradła, a córka twierdzi, że nic się nie stało?!

Reklama

Zuzia wyniosła się tego samego dnia. Obrażona. Podobno mieszka ze swoim chłopakiem. Tam na pewno jest jej lepiej. Zresztą, wszystko mi jedno. Ciekawe tylko, jak długo ten chłopak będzie ją utrzymywał.

Reklama
Reklama
Reklama