Reklama

Miałam trzy tygodnie na znalezienie nowego lokum. Michał, mój były, wyprowadzał się do swojej nowej dziewczyny, a ja zostałam z wypowiedzeniem najmu i pustką po trzech latach związku. Właśnie wtedy natknęłam się na ogłoszenie: „Szukam współlokatora, mieszkanie dwuosobowe, duży pokój, osobna łazienka”. Napisałam, zanim zdążyłam się zastanowić. Byłam zmęczona samotnością i perspektywą zamieszkania z kolejną parą zakochanych ludzi, którzy tylko przypominaliby mi, jak bardzo zostałam sama.

Reklama

Patryk odpisał po godzinie. „Hej. Mieszkanie jest wolne. Możesz wpaść zobaczyć?”. Poszłam. Miał 26 lat, był artystą, nie wiedziałam czy duszą, czy talentem, ale miał ściany pełne obrazów i zbyt wiele niedopitych kubków po kawie, albo i winie. Od razu pomyślałam: uciekaj! Ale był miły. Nie zadawał zbędnych pytań, raczej mnie nie oceniał, że przyszłam z rozwleczonym swetrem i oczami spuchniętymi od płaczu.

Zgodziłam się jeszcze tego samego dnia. Może to była desperacja, może instynkt, ale wtedy po prostu nie chciałam być sama i mieć dach nad głową. Michała już nie było, przyjaciółki miały swoje życia, a ja... miałam tylko siebie i bagaż emocjonalny, którego nawet nie potrafiłam rozpakować. Patryk wydawał się obcy i bezpieczny jednocześnie. Miał być tylko współlokatorem. Tylko.

Przekroczyłam zbyt szybko granicę

Nie wiem, która była godzina, kiedy Patryk otworzył mi drzwi. W mieszkaniu pachniało kadzidłem i czymś przypalonym, jakby znów zapomniał o piekarniku. Oparłam się o framugę i zachichotałam.

– Hej, współlokatorze – bełkotałam. – Wódka to zło.

– Świetnie, Karolina. Chodź, usiądź – powiedział z lekką ironią, ale delikatnie wziął mnie za ramię i zaprowadził na kanapę. Przyniósł szklankę wody i rzucił mi koc.

– Michał był na tej imprezie – wyznałam po chwili ciszy. – Z nią. Tańczyli. Tak blisko, że... – zacisnęłam powieki, żeby nie popłynęły łzy. – Chyba nigdy nie byłam taka żałosna.

Patryk usiadł obok, opierając łokcie na kolanach. – To nie jest żałosne. To po prostu... boli. Spojrzałam na niego. Miał zmęczone oczy i ten swój lekko krzywy uśmiech.

– Nie chcę być już sama – wyszeptałam. – Nienawidzę wracać tu, kiedy wiem, że nikogo nie obchodzi, czy zjadłam kolację, czy nie płakałam całą noc...

– Karolina... – zaczął, ale ja nie czekałam. Pocałowałam go. Najpierw lekko, niepewnie. Ale on się nie odsunął. Przeciwnie, objął mnie i przyciągnął bliżej.

Rano obudziłam się pierwsza. On spał obok, nagi, z ramieniem zarzuconym na moją talię. Przez chwilę byłam szczęśliwa. Ale tylko przez chwilę.

– To był błąd – powiedział, kiedy się obudził i nie patrząc mi w oczy, wstał z łóżka. Zabrał swoje ubrania i wyszedł z pokoju, jakbyśmy nigdy nie przekroczyli tej granicy.

Leżałam, wpatrzona w sufit. Nie wiedziałam, co bardziej mnie bolało – jego słowa, czy to, że może miał rację. Może naprawdę to był tylko błąd. Może dla niego. A dla mnie...?

Gdy zobczyłam 2 kreski zamarłam

Trzymałam w dłoni plastikowe coś z dwiema czerwonymi kreskami w okienku. Patrzyłam na niego tak długo, aż litery na ulotce zaczęły mi się zlewać. Nie robiłam tego testu z paniką, raczej z niepokojem, który powoli zmieniał się w dręczącą pewność. I miałam rację. Dwie kreski, które miały zmienić całe moje życie. Zadzwoniłam do Klaudii, zanim zdążyłam pomyśleć. Wpadła w mniej niż godzinę.

– No mów – rzuciła, zanim zdjęła kurtkę.

Podałam jej test bez słowa.

– O matko... – mruknęła, patrząc na wynik. – Z kim to?

– Serio? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Okej, sorry. Wiadomo, że z Patrykiem.

Przez chwilę było cicho. Klaudia wbiła wzrok w test, ja w podłogę. W końcu odezwała się znowu, już ciszej:

– I co chcesz zrobić?

– Nie wiem. Jeszcze nie wiem.

– Karola, posłuchaj. Musisz być racjonalna. Chcesz urodzić dziecko facetowi, który rano powiedział, że to był błąd?

– Nie wiem, czy chcę cokolwiek w tej chwili. Ale nie potrafię... Nie potrafię chyba... To... to moje dziecko...

– Jego też – rzuciła ostro. – I co, będziesz wychowywać je sama? Bo artysta Patryk nie poczuwa się do niczego?

– Nie urodzę dziecka komuś, kto mnie nawet nie chce znać! – wybuchłam. – Ale też nie będę udawać, że nic się nie stało, tylko dlatego, że to nie pasuje do planu!

Klaudia westchnęła.

– Kochana, wiem, że ci ciężko. Ale musisz poskromić swoje emocje. Zastanów się, zanim będzie za późno.

Pokiwałam głową. Ale wiedziałam już, że coś się we mnie zmienia. Że te dwie kreski to nie tylko problem. To też decyzja. I lęk. I dziwnie... jakaś cicha więź.

Nie wiedziałam, co czuję

Czekałam, aż wróci z pracy. Trzęsłam się jak osika. W głowie miałam gotowy scenariusz rozmowy, który wirował w kółko jak uszkodzona płyta. Ale kiedy w końcu przekroczył próg, wszystko się rozpadło.

– Musimy pogadać – powiedziałam, zanim zdjął buty.

– Coś się stało?

Podałam mu test. Bez słów. Patrzył na niego przez kilka sekund, a potem jego twarz stała się... pusta.

– Serio? – zapytał.

– Serio.

Westchnął ciężko i oparł się o ścianę.

– Dobra. Pomogę ci. Dam ci pieniądze, jak będziesz czegoś potrzebować. Ale... Karolina, ja nie mogę być uwikłany emocjonalnie. Nie jestem gotowy na coś takiego.

– Co to ma znaczyć: „uwikłany emocjonalnie”? – głos mi się załamał. – Myślisz, że to projekt do sfinansowania?! Że rzucisz mi parę stów i sprawa załatwiona?!

– Nie o to chodzi. Po prostu... ja nie chcę być ojcem. Nie planowałem tego.

– A ja planowałam?! – wrzasnęłam. – Myślisz, że chciałam tego wszystkiego?! Ale to się dzieje, Patryk! To dziecko istnieje!

Patrzył na mnie bezradnie, jakby chciał się wycofać, zniknąć.

– Nie chcę być twoim obowiązkiem – powiedziałam cicho. – Albo jesteś, albo cię nie ma.

Cisza. Ciężka jak głaz.

Nie wiem, co czuję – wyszeptałam. – Może cię kocham. Może nienawidzę. Ale jedno wiem na pewno, ż enie zniosę dłużej twojego cholernego milczenia.

Odszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie z testem ciążowym w dłoni i sercem, które waliło jak młot. Zrozumiałam wtedy, że odpowiedzi nie przyjdą same. Że muszę je wymusić i na sobie, i na nim.

Łzy przyniosły mi ulgę

Nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słuchałam tykania zegarka, liczyłam oddechy. Gdzieś obok, za ścianą, Patryk słuchał muzyki. Chyba wiedział, że i tak nie zasnę. Wstałam około trzeciej nad ranem. Na palcach przeszłam przez przedpokój, narzuciłam płaszcz, wsunęłam buty i wyszłam z mieszkania. Ulice były puste, tylko latarnie rzucały żółte plamy na chodniki. Szłam bez celu. Nie chciałam wracać do wspomnień o Michale, ale one wracały same – jego śmiech, sposób, w jaki głaskał mnie po głowie, kiedy byłam smutna. Kiedyś myślałam, że już przeżyłam największy smutek. Teraz czułam, że dopiero uczę się, czym jest samotność.

Minęłam nocną piekarnię, zaparkowane samochody, przystanek tramwajowy, na którym kiedyś całowaliśmy się z Patrykiem po imprezie, śmiejąc się z byle czego. Czy coś wtedy czuł? Czy tylko się bawił? Usiadłam na ławce w parku. Wciągnęłam powietrze, które pachniało mokrą ziemią i czymś znajomym, może dzieciństwem, może ciszą, która boli. Pomyślałam o mamie. Jak radziła sobie sama ze mną, gdy ojciec odszedł. Jak często słyszałam w jej głosie zmęczenie, którego nie potrafiłam wtedy nazwać.

– Nie wiem, kim jestem – szepnęłam w ciemność. – Matką, zranioną kobietą, naiwną idiotką?

Poczułam łzy na policzkach. Nie były ze złości, przynosiły uglę. Może pierwszy raz od miesięcy nie bałam się czuć. Wróciłam nad ranem. W mieszkaniu panowała cisza. Patryk już nie słuchał muzyki. Położyłam się, nie rozbierając płaszcza. I po raz pierwszy od dawna, zasnęłam głębokim snem.

W jego oczach był strach

Kiedy otworzyłam oczy, w mieszkaniu pachniało kawą. Światło dzienne wpadało przez zasłony, oświetlając drobinki kurzu unoszące się w powietrzu. Powoli usiadłam. Byłam zmęczona, ale nie tak jak wcześniej. Bardziej... spokojna. W kuchni siedział już Patryk Przy otwartym oknie wpatrzony w dal, jak zawsze, gdy czegoś nie potrafił powiedzieć wprost. Obok stała kawa. Pachnąca, świeża. Chyba zrobiona specjalnie dla mnie.

Nie spałem całą noc – zaczął, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Czekałem, aż wrócisz. Myślałem, że może... uciekłaś na dobre.

– Uciekłam na chwilę. Musiałam – powiedziałam cicho i usiadłam naprzeciwko.

Wziął głęboki oddech.

– Nie wiem, jak być ojcem. Mój ojciec zniknął, kiedy miałem pięć lat. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulił. A teraz... ja mam być kimś, kto daje poczucie bezpieczeństwa?

Patrzyłam na niego długo. W oczach miał autentyczny strach.

– Nie proszę cię, żebyś był ojcem idealnym. Ale nie okłamuj mnie. Nie udawaj, że nic się nie stało. To już nie chodzi tylko o mnie. Chodzi o życie, które stworzyliśmy. Razem.

– Nie chcę cię zranić – powiedział z wysiłkiem. – Ale nie umiem udawać, że coś czuję, jeśli tego nie czuję. Nie wiem, czy cię kocham. Nie wiem nawet, czy siebie potrafię kochać.

Pokręciłam głową z goryczą.

– Nie oczekuję wielkich deklaracji. Ale nie będę też twoją pokutą. Nie chcę, żebyś był ze mną z litości. To byłby dla mnie większy ból niż twoje odejście.

Zamilkliśmy. Cisza była pełna tych słów, których nie wypowiedzieliśmy przez miesiące. Wstał powoli, wziął kubek z niedopitą kawą, spojrzał na mnie jeszcze raz.

– Przepraszam – powiedział. – Naprawdę przepraszam.

I wyszedł.

Nie wiem, czy to była miłość

Drzwi zamknęły się cicho. Stałam przez chwilę w miejscu, jakbym czekała, że wróci, że powie coś jeszcze. Ale wiedziałam, że to koniec. Nie dramatyczny, nie głośny. Taki, który zostawia w środku pustkę, a jednocześnie... coś uwalnia. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na mieszkanie. Wszystko wyglądało jak zawsze – jego kubki na parapecie, moje książki porozrzucane na kanapie, suszarka z niedoschniętym praniem. Niby nic się nie zmieniło. A jednak wszystko było inne.

Usiadłam przy stole. Przede mną leżał ten sam test ciążowy, wyblakły już trochę, ale wciąż wyraźny. Dwie kreski. Dwa znaki zapytania, na które nie miałam jeszcze odpowiedzi. Nie wiedziałam, co zrobię. Czy urodzę? Czy dam radę? Ale pierwszy raz nie paraliżował mnie strach. Spojrzałam w okno. Miasto budziło się do życia. Ludzie spieszyli do pracy, dzieci biegły do szkoły. Każdy miał swoją historię, swój ból, swoje wybory.

Moja historia się nie kończyła. Ona dopiero się zaczynała. Zamknęłam oczy i poczułam, że nie jestem już tą samą Karoliną, która wprowadziła się tu z walizką i pękniętym sercem. Nie wiem, czy to była miłość. Nie wiem, czy Patryk mnie kiedykolwiek kochał. Ale wiem, że nie chcę już być tą, która czeka na miłość od kogoś, kto nie potrafi jej dać. Może to był koniec czegoś starego. Albo nowy początek.

Karolina, 25 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama