„Zamieszkałam z synem i jego żoną pod jednym dachem. Dziś czuję się w ich domu jak nieproszony gość”
„Początkowo czułam się potrzebna. Gotowałam, sprzątałam, prałam – jak przez całe życie. Tomek chwalił moje obiady, śmiał się, że przytyje. Aneta rzadko siadała z nami. Jadła później, albo mówiła, że już jadła w pracy. Myślałam, że to zmęczenie. Praca w biurze, dużo na głowie. Nie chciałam przeszkadzać. Niby nic się nie działo, a ja poczułam, że zaczynam być zbędna”.

- Redakcja
Kiedy umarł mój mąż, miałam wrażenie, jakby ktoś wyciął mi pół duszy. Pół siebie. Żyliśmy razem czterdzieści dwa lata. Codzienność może była szara, ale stabilna. Wiedziałam, kiedy przyjdzie z pracy, co lubi na obiad, jakiego zapachu perfum używa. Po jego odejściu nie było nic. Tylko echo w pustym mieszkaniu i zegar, który tykał za głośno.
Przez pierwszy miesiąc nie wychodziłam z domu. Dopiero kiedy przyszedł Tomek, mój syn, z propozycją, żebym przeprowadziła się do nich, coś we mnie drgnęło. Nie chciałam być ciężarem, ale też nie chciałam być sama. Obiecywał, że będzie dobrze. Że pomogę w domu, że gdy się pojawią wnuki, będą miały babcię pod ręką. Uwierzyłam.
Aneta była uprzejma. Grzeczna. Pomagała w przeprowadzce, pokazywała gdzie co jest w ich nowym mieszkaniu. "Czuj się jak u siebie" – powiedziała na dzień dobry. Uśmiechnęła się, ale coś w jej oczach mówiło: "byle nie za bardzo". Początkowo czułam się potrzebna. Gotowałam, sprzątałam, prałam – jak przez całe życie. Tomek chwalił moje obiady, śmiał się, że przytyje. Aneta rzadko siadała z nami. Jadła później, albo mówiła, że już jadła w pracy. Myślałam, że to zmęczenie. Praca w biurze, dużo na głowie. Niby nic się nie działo, a ja czułam, że zaczynam być zbędna.
Sama przy stole
– Może zrobimy grilla w sobotę? – zaproponowałam przy śniadaniu, siadając z kubkiem herbaty.
– Raczej będę padnięta po całym tygodniu pracy. Mamy zamknięcie miesiąca.
– Ale przecież mogę wszystko przygotować – dodałam szybko. – Nawet nic nie musicie robić.
Synowa spojrzała wymownie na Tomka.
– Potrzebuję trochę spokoju w piątek. Tyle stresu ostatnio. Nie chcę robić sobie zbędnego bałaganu.
– To może zrobię w niedzielę – zapytałam nieśmiało.
– Zobaczymy mamo - uciął rozmowę Tomek.
Wieczorem przyrządziłam kolację dla wszystkich. Nikt jednak nie pojawił się w domu. Zobaczyłam, że zamieścili zdjęcie w internecie – Aneta i Tomek uśmiechnięci w jakiejś restauracji. Nic nie powiedzieli. Nawet jednego słowa, że ich nie będzie. Siedziałam sama przy kuchennym stole.
Rozmowa z synem
Następnego dnia zebrałam się na odwagę.
– Tomek... mogę cię o coś zapytać?
– Jasne, mamo. Coś się stało?
Westchnęłam.
– Zauważyłam, że jesteście ostatnio jacyś... zdystansowani. Czy ja zrobiłam coś nie tak?
– Nie, mamo... O co chodzi?
– Chodzi o to, że czuję się tu trochę nieswojo.
Tomek zamknął laptopa.
– Mamo, nie przesadzaj. Czasami potrzebujemy trochę przestrzeni. To dla nas wszystkich nowa sytuacja.
– Dla mnie też – powiedziałam cicho. – Wiesz, ja naprawdę się staram.
– I my to rozumiemy. Po prostu... musimy się wszyscy przyzwyczaić. Dajmy sobie czas, okej?
Tomek mówił spokojnie, ale nie było w tym ciepła, jakiego potrzebowałam. Znowu zbywał. Jak zawsze, kiedy trzeba było porozmawiać o czymś niewygodnym. Potem, kiedy szłam do kuchni po herbatę, usłyszałam głos Anety z gabinetu.
– Twoja matka w ogóle nie rozumie granic. To nasz dom, a ona chce wszystko robić po swojemu.
Byłam w szoku. Stałam tak chwilę z czajnikiem w dłoni, a potem wróciłam do swojego pokoju.
Nie chcę być problemem
W niedzielny poranek usłyszałam, że Aneta krząta się w kuchni. Wyszłam z pokoju. Miałam nadzieję, że zwyczajna rozmowa rozładuje napięcie. Ale kiedy stanęłam w drzwiach, Aneta nawet się nie odwróciła.
– Cześć – powiedziałam z uśmiechem. – Mogę pomóc z kawą?
– Nie trzeba – odpowiedziała chłodno, mieszając coś w kubku.
Zawahałam się.
– Aneto... możemy porozmawiać?
Zerknęła na mnie przez ramię i oparła dłonie o blat.
– O czym?
– O tym, że czuję, że coś jest nie tak. Nie chcę być problemem. Po prostu... nie wiem, czy coś zrobiłam, że jesteś taka chłodna wobec mnie.
– Maria, nie chodzi o nic konkretnego. Po prostu... zanim tu zamieszkałaś, było inaczej. Spokojniej. Mieliśmy swój rytm.
– Przeszkadzam wam?
– Nie o to chodzi. Ale... odkąd tu jesteś, wszystko się zmieniło. Nie mam prywatności. Kuchnia, łazienka... Czasem mam wrażenie, że duszę się we własnym domu.
Zabolało. Mocno. Ale starałam się nie dać po sobie poznać.
– Myślałam, że się dogadujemy. Że pomagam.
– Może właśnie w tym problem. Wszystko robisz za nas. Jakbyśmy byli twoimi dziećmi.
Pokiwałam głową.
– Rozumiem. To dobrze, że mi to mówisz.
Ale tak naprawdę czułam, jak we mnie wszystko pęka. Tomek nie stanął po mojej stronie. Nawet nie próbował. A ona... ona nigdy mnie nie chciała. Przestałam wierzyć, że jestem tu potrzebna. Tej nocy długo nie mogłam zasnąć.
Jak powietrze
Siedziałam przy oknie w swoim pokoju i patrzyłam na ludzi spieszących się na przystanek. Ich życie miało kierunek. Cel. Moje rozpadło się na drobne, niewidoczne kawałki. Pamiętam, jak Tomek miał pięć lat i zgubił się w sklepie. Gdy go odnalazłam, kurczowo ściskał pluszowego misia i patrzył na mnie z takim strachem, jakby cały świat miał się właśnie skończyć. Wtedy przytuliłam go i przysięgłam sobie, że nigdy nie pozwolę mu poczuć się samotnym.
I nagle teraz to ja byłam tą zagubioną, osamotnioną osobą. I nikt mnie nie szukał. Czasami, kiedy było już późno i słychać było tylko ciche dźwięki z telewizora w salonie, myślałam o moim mężu. Jak bardzo brakowało mi jego obecności. Jego milczenia. Jego "dobranoc", rzucanego w drzwiach sypialni. Odkąd zmarł, Tomek ani razu nie zapytał, czy daję sobie radę. Czy śpię. Czy nie jest mi źle. Może nie chciał wiedzieć. Może lepiej było udawać, że wszystko jest jak trzeba.
Aneta omijała mnie wzrokiem. Już nawet nie mówiła „dzień dobry”. Czułam się jak powietrze. Nie jak matka. Nie jak teściowa. W końcu postanowiłam, że się wyprowadzę. Że nie będę nikomu zawadzać. Że nie będę się prosić o miejsce przy stole, którego i tak nikt dla mnie nie zostawił.
Teraz myślę o sobie
Minęły dwa dni ciszy. Tomek unikał rozmowy, Aneta niemal nie wychodziła z sypialni. Dom zdawał się zawieszony w próżni – nikt nic nie mówił, ale każdy czuł, że coś się kończy. Wieczorem, kiedy siedziałam w swoim pokoju i pakowałam kolejne rzeczy do walizki, zapukał do drzwi. Cicho. Niepewnie. Tak, jakby sam nie był pewien, czy chce wejść.
– Mamo, możemy pogadać?
Odwróciłam się. Stał w progu z miną chłopca, który coś przeskrobał, ale nie do końca wie co.
– Słucham.
– Chciałem tylko... przeprosić. Za to, jak wyszło.
Pokiwałam głową.
– Nie chciałem, żebyś się czuła... zbędna – dodał cicho.
– Ale tak właśnie się poczułam.
Spuścił wzrok.
– Aneta... ona ma silny charakter. Ja nie umiem się postawić. Myślałem, że to się jakoś ułoży.
– Ułożyło się – powiedziałam. – Tylko nie tak, jak się spodziewaliśmy.
– Więc co teraz? – zapytał po chwili.
Zamknęłam walizkę. Spojrzałam mu w oczy spokojnie.
– Teraz... teraz myślę o sobie. Nie jako o matce, nie jako o wdowie. Tylko jako o kobiecie, która ma jeszcze prawo do spokoju. I do decyzji.
Odwróciłam się do niego plecami, a on nie powiedział już ani słowa. Wynajęłam małe mieszkanie. Dwa pokoje, stare meble, zacinający się zamek w drzwiach. Ale kiedy zamykam je wieczorem, wiem, że nikt nie będzie patrzył na mnie jak na intruza. Nie jestem szczęśliwa. Ale po raz pierwszy od dawna czuję ulgę. Nie wiem, co dalej z moją relacją z Tomkiem. Nie oczekuję niczego. Może kiedyś zadzwoni. Może nie.
Czytaj także:
- „Syn bez powodu zerwał ze mną kontakt i odciął się ode mnie. Nie zasłużyłam nawet na słowo wyjaśnienia”
- „Synowa mówi, że zatrułam jej życie, a przecież intencje miałam dobre. Teraz te młode to jakieś takie przewrażliwione”
- „Synowa nic tylko by pazury malowała. Wszystko poświęciłam dla syna, a teraz przyprowadza mi taką wytapetowaną lalę”