„Zamieszkaliśmy w leśnej głuszy, mimo że wszyscy nas straszyli i przestrzegali. Niech mówią co chcą, nam tu jest dobrze”
„Z pewnością każdy w swoim życiu doświadczył uczucia, gdy po wejściu do jakiegoś obcego domu nagle poczuł się niczym we własnym. W takich momentach, choć nie zna się rozkładu pomieszczeń, intuicja podpowiada, gdzie jest sypialnia, łazienka, salonik, pokój dziecinny czy gabinet, jakbyście mieszkali tam od dziesiątek lat. Tak właśnie było z nami”.

- Ilona, 42 lata
Wolałam jechać w inne miejsce
Tamtego roku też nie pojechaliśmy w góry, by zażyć zimowego szaleństwa. Mój mąż od kilku lat stał się strasznym sknerą. Kiedy mówiłam, że powinniśmy choć trochę uszczknąć z oszczędności, Jerzy kręcił głową i szybko dodawał:
– Jeszcze nie, ale czuję, że niedługo.
– Mówisz tak od pięciu lat.
– Cierpliwości, niedługo.
Jerzy zawsze twierdził, że ma przeczucia, a ja mu wierzyłam. Zamiast na narty do Austrii, wybraliśmy się z dziećmi do podwarszawskiej miejscowości. Nieopodal lasu wynajęliśmy dwa pokoje na pięć dni. W planach były długie spacery leśnymi przecinkami, śnieżne zabawy i sanki. Pierwszego dnia, na rozgrzewkę, kręciliśmy się po pobliskim zagajniku.
Nazajutrz ruszyliśmy w głąb lasu przecinką. Kiedy przebyliśmy niewielki zagajnik, wyszliśmy na polanę, na której stał drewniany dom. Okiennice jednego z pokoi odchyliły się szeroko, a ja odniosłam wrażenie, że w szybach zaiskrzyły wesołe promyki słońca.
– Na pewno ci się wydawało – stwierdził Jerzy po powrocie.– Odchylił je wiatr. Chociaż mnie też coś spodobało się w tym domu.
– Wyglądał na opuszczony.
– Może zakradniemy się tam jutro i sprawdzimy, czy masz rację.
Chcieliśmy poznać ten domek
Godzinę po śniadaniu staliśmy przed drewnianą bramą. Obeszliśmy dom dokoła i zatrzymaliśmy się przed drzwiami tarasowymi. Dzieci natychmiast podbiegły, żeby zajrzeć do środka. Krzyś bez zażenowania nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte i odchyliły się do środka.
– A jeśli ktoś nas zobaczy? – obejrzałam się niepewnie, widząc po minie męża, że chce wejść do środka.
– Trudno – Jerzy wziął mnie pod rękę i pociągnął za sobą. – Drzwi otwarte, więc i tak wezmą nas za włamywaczy, którzy szkolą w złodziejskim fachu swoje nieletnie dzieci.
Z pewnością każdy w swoim życiu doświadczył uczucia, gdy po wejściu do jakiegoś obcego domu nagle poczuł się niczym we własnym. W takich momentach, choć nie zna się rozkładu pomieszczeń, intuicja podpowiada, gdzie jest sypialnia, łazienka, salonik, pokój dziecinny czy gabinet, jakbyście mieszkali tam od dziesiątek lat. Tak właśnie było z nami.
Chodziliśmy po domu i każdy z nas co chwilę wzdychał: „jak tu ładnie”, „jakbym chciał, żeby to był mój pokój”, „tu jest rewelacyjnie”. Jakby w odpowiedzi dom cicho skrzypiał, a może pomrukiwał z zadowolenia? Kiedy mieliśmy już wychodzić, Kasia zakręciła się dokoła własnej osi na środku dużego salonu.
– Chyba się zakochałam – stwierdziła poważnie, gdy ją przytrzymałam i spojrzałyśmy sobie w oczy.
– Jak ma na imię ten szczęściarz?
– To nie chłopiec, tylko ten dom. Piękny jest, prawda?
To było niesamowite miejsce
Czy można zakochać się w domu, i to w dodatku nie swoim? Na to pytanie mój mąż znalazł wieczorem szybką odpowiedź.
– Jeśli twój brat zakochał się w cudzej żonie, a potem ją rozwiódł i się z nią ożenił, to ja nie widzę problemu.
– Do czego zmierzasz?
– Kiedy kończyliście obiad, zadzwoniłem do gminy. Okazuje się, że dom jest wystawiony na sprzedaż, i to za niewygórowaną cenę. Pamiętasz, jak mówiłem, że niedługo skończymy z chowaniem pieniędzy do skarpety?
– Chcesz go kupić? – w pierwszej chwili mnie zatkało, a jednak poczułam przepełniającą mnie radość. – Chociaż, czemu nie?
Wszystko przemawiało za tym krokiem, nawet szkoła dla naszych dzieci nie była odległa, jak stwierdził Krzyś, tylko o rzut obciążonym beretem.
– No właśnie, czemu nie?
Kiedy miesiąc później składaliśmy do gminy wymagane dokumenty, jedna z urzędniczek wzięła mnie na bok.
– Państwo chcą kupić dom w lesie?
– Dlaczego pani pyta? – udałam zaciekawienie.
– W ciągu ostatnich czterech lat przewinęło się już przez niego pięciu właścicieli. Każdy pomieszkał tydzień, góra miesiąc, i uciekał stamtąd gdzie pieprz rośnie. Szkoda czasu, ten dom jest przeklęty.
– Przez kogo?
– Nie wiem, ale ludzie, którzy go kupili, tylko przeklinali, że dali się skusić jego pierwszym urokiem.
Mimo groźby, która czaiła się w tych słowach, wzruszyłam w duchu ramionami i jeszcze bardziej zapragnęłam w nim zamieszkać.
Nie przestraszyły mnie ich słowa
Gdy jako właściciele weszliśmy do domu, by go obejrzeć, okazało się, że nie potrzeba robić żadnego remontu. Praktycznie mogliśmy się wprowadzić „na gotowe”, gdyż poprzedni właściciele zrobili wszystko, żeby go naprawić, poprawić i jeszcze bardziej unowocześnić. Po czym, jak mówiła urzędniczka, uciekli.
Kiedy czekałam na wóz meblowy, którym miał przyjechać Jerzy, rozległ się dzwonek do drzwi. W progu zobaczyłam wystraszonego szatyna.
– Jestem trzecim właścicielem tego domu – zaczął mówić ściszonym głosem, rozglądając się lękliwie dookoła. – Moglibyśmy porozmawiać? Ale nie w środku, na zewnątrz.
Gdy wyszłam na dwór, na twarzy przybysza odmalowała się wyraźna ulga.
– Ten dom jest przeklęty – przełknął nerwowo ślinę. – Odkąd w nim zamieszkaliśmy z żoną, zaczęły nam się przytrafiać same nieszczęścia. Moja Ola spadła ze schodów i złamała sobie nogę. Syn tak został uderzony drzwiami w głowę, że przez dwa dni leżał nieprzytomny w szpitalu. Nie zliczę, ile razy brama wjazdowa nieoczekiwanie się zamknęła i porysowała mi karoserię samochodu. Nienawidzę tego miejsca i najchętniej spaliłbym ten dom – rzucił przez zaciśnięte zęby.
Na chwilę przerwał swoje opowiadanie, a ja nie mogłam doczekać się dalszego ciągu.
– Zresztą nie tylko ja. Tak samo jak pani, początkowo nie chciałem wierzyć ludziom, którzy opowiadali mi, że pierwsi właściciele nie mogli z tego domu wyjść przez dwie doby. Blokował drzwi, a szyby wydawały się zrobione z pancernego szkła. Policjanci pokazali mi protokół z przesłuchania drugiego właściciela tego domu. Złapano go, kiedy w nocy próbował podpalić dom, który niedawno nam sprzedał. Wtedy byłem tym przerażony, dzisiaj doskonale go rozumiem. Niestety…
– Słyszałam, że jest w wariatkowie, ale podobno od dawna miał problemy z głową – wtrąciłam, bo sceptycznie traktowałam te wszystkie sensacje.
– Proszę w to nie wierzyć – mężczyzna nachylił się do mnie i zniżył głos do szeptu. – Ten dom odebrał mu rozum. Zamknął go w piwnicy i nie wypuszczał przez tydzień. Podobno przez cały czas wydawał odgłosy, jakby za moment miał się zawalić, pojawiał się też dym, jakby na górze chałupa płonęła żywym ogniem. Radzę uciekać, zanim zdarzy się nieszczęście – szatyn skinął głową na pożegnanie i odszedł pośpiesznie.
Wszyscy nam o tym mówili
To nie było jedyne ostrzeżenie. Tydzień wcześniej, gdy wracałam z urzędu gminy, zatrzymała mnie niedawna gospodyni, która gościła nas poprzedniej zimy. Ona też mi odradzała kupno, opowiadając, jak to w środku nocy zwalili się do niej poprzedni właściciele. Byli przerażeni, bo w snach zobaczyli różne okropieństwa.
Nic a nic mnie te opowieści nie obchodziły. Po prostu nie wyczuwałam żadnego, choćby najmniejszego, zagrożenia. Wręcz przeciwnie – ja i cała moja rodzina czuliśmy się tu niezwykle bezpiecznie. Kochaliśmy ten dom, a on… odwzajemniał to uczucie. Naprawdę. Weźmy mojego męża, który zawsze miał dwie lewe ręce do męskich prac domowych. Wcześniej nawet gwoździa nie był w stanie przybić prosto. Teraz, cokolwiek zrobi, jest idealnie, znać rękę fachowca. Syn nagle przestał uciekać z domu na wypady z kolegami – woli siedzieć nad książkami – jak nie on. Zaczął lepiej się uczyć, uspokoił się. Można się z nim dogadać.
A ja i mąż uwielbiamy po pracy siadać przed kominkiem. Czujemy, jak przepełnia nas spokój i radość. I po raz pierwszy zasypiam „w locie” i budzę się wypoczęta, pełna energii. Ten dom jest dla nas jak wygrana na loterii. A opowieści poprzednich właścicieli? Hm, może dom czekał na rodzinę, która naprawdę go pokocha, i odwzajemnił to uczucie. Tak wiem, to wariactwo, ale… tak właśnie myślę.