Reklama

Od kiedy pamiętam, zawsze marzyłam o własnym kącie, gdzie będziemy mogli żyć według własnych zasad, bez żadnych ograniczeń. Wynajmowane mieszkanie dawało nam taką namiastkę wolności, choć nie zawsze było idealnie. Mateusz pracuje jako inżynier, a ja jestem nauczycielką w pobliskiej szkole podstawowej. Nasze życie było spokojne i stabilne, aż do momentu, gdy jego matka, Teresa, zaproponowała, abyśmy zamieszkali razem z nią.

Reklama

Miałam wątpliwości

Teresa jest wdową od kilku lat i mieszka sama w dużym domu na przedmieściach. Od dawna nalegała, abyśmy przeprowadzili się do niej, argumentując to tym, że dom jest zbyt duży dla jednej osoby i że będzie nam tam wygodniej. Przyznam, że miałam mieszane uczucia co do tego pomysłu. Z jednej strony, moglibyśmy zaoszczędzić sporo pieniędzy, nie płacąc czynszu. Z drugiej strony, bałam się, że życie pod jednym dachem z teściową może przynieść nam więcej problemów niż korzyści.

Mateusz jednak przekonał mnie, że to dobry pomysł.

To tylko tymczasowe rozwiązanie, dopóki nie odłożymy na własne mieszkanie – mówił.

W końcu zgodziłam się, choć z pewnymi obawami. Teraz, patrząc wstecz, zastanawiam się, czy podjęliśmy właściwą decyzję.

– Jowita, kochanie, naprawdę uważam, że powinniśmy spróbować. To nie musi być na zawsze – mówił Mateusz, gdy pakowaliśmy nasze rzeczy do kartonów.

– Mateusz, rozumiem, ale co jeśli zacznie się wtrącać? Wiesz, jaka potrafi być twoja mama – odpowiedziałam z niepokojem.

– Dam sobie z nią radę. A poza tym, to nasza szansa na oszczędzenie pieniędzy. Zaufaj mi.

Kontrolowała nas

Po przeprowadzce do Teresy wszystko wydawało się być w porządku. Pierwsze dni minęły spokojnie, a Teresa była bardzo pomocna. Gotowała dla nas obiady, a ja czułam się niemal jak na wakacjach. Jednak z czasem zaczęły się pojawiać pierwsze napięcia. Teresa miała swoje zasady, do których musieliśmy się dostosować.

– Dlaczego wróciliście tak późno? – zapytała pewnego wieczoru Teresa, kiedy wróciliśmy po kolacji ze znajomymi.

– Mamo, jesteśmy dorośli. Nie musisz nas kontrolować – odpowiedział Mateusz, próbując zachować spokój.

– Chcę tylko, żebyście byli bezpieczni i mam prawo wiedzieć, o której wracacie do mojego domu – powiedziała Teresa, ale w jej głosie było słychać nutę niezadowolenia.

Wewnętrznie czułam, że podjęliśmy złą decyzję. Każdego dnia obawiałam się, że sytuacja będzie się tylko pogarszać.

Zarzucała mi rozrzutność

Kolejne dni przyniosły więcej problemów. Teresa zaczęła narzucać swoje zasady coraz bardziej bezceremonialnie.

– Jowita, dlaczego znowu kupiłaś te drogie jogurty? Moglibyśmy oszczędzić, kupując tańsze produkty – skrytykowała mnie Teresa, gdy przyniosłam zakupy.

– Lubię te jogurty, a poza tym, to moje pieniądze – odpowiedziałam, próbując zachować spokój.

– Ale teraz żyjemy razem, musimy myśleć o wszystkich – upierała się Teresa.

Mateusz starał się interweniować, ale jego matka była nieugięta.

– Mamo, proszę, daj nam trochę przestrzeni. Jowita ma prawo kupować to, co lubi – mówił Mateusz, próbując załagodzić sytuację.

– To nie chodzi o to, co kto lubi, tylko o odpowiedzialność finansową. Teraz wszyscy musimy się liczyć z kosztami – odpowiedziała Teresa, nie ustępując.

Czułam, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Każdego dnia musiałam stawiać czoła kolejnym zarzutom i narzucanym zasadom. Wiedziałam, że to nie może trwać wiecznie. Mateusz próbował mnie pocieszać, ale w głębi duszy obawiałam się, że nasze życie pod jednym dachem z Teresą może doprowadzić do poważniejszych konfliktów.

Kazała nam płacić za wszystko

– Mateusz, nie mogę już tego znieść – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy Teresa wyszła do sąsiadki. – Twoja mama traktuje mnie jak dziecko. Narzuca swoje zasady i krytykuje każdy mój krok.

– Jowita, wiem, że to trudne, ale musimy być cierpliwi. To tylko tymczasowe – próbował mnie uspokoić Mateusz.

– Tymczasowe? A co, jeśli to potrwa lata? – odparłam z frustracją. – Nie zgodziłam się na takie życie. Czuję się jak intruz.

Mateusz westchnął.

– Porozmawiam z nią, obiecuję.

Następnego dnia Teresa zwołała nas na „rodzinną naradę”.

Ustalmy coś raz na zawsze – zaczęła Teresa, gdy wszyscy zasiedliśmy przy stole. – Skoro mieszkamy razem, oczekuję, że od teraz będziecie płacić wszystkie rachunki.

Spojrzałam na Mateusza, oczekując, że stanie po mojej stronie.

– Mamo, przecież mieliśmy pomagać.... – odparł niepewnie Mateusz.

– Rachunki trzeba płacić – odpowiedziała Teresa stanowczo. – I jeszcze jedno, skoro gotuję dla wszystkich, chciałabym, żebyście robili duże zakupy spożywcze. To przecież logiczne.

Poczułam, że zaczynam tracić cierpliwość. Wewnętrznie kłębiły się we mnie gniew i bezradność. Mateusz próbował łagodzić sytuację, ale wiedziałam, że czeka nas poważna rozmowa.

To nie jest sprawiedliwe, mamo – powiedział w końcu Mateusz. – Mieliśmy się tylko dokładać, a nie przejmować wszystkie koszty.

– Jeśli wam się to nie podoba, zawsze możecie wrócić do wynajmowanego mieszkania – odparła Teresa chłodno.

Te słowa były jak cios prosto w serce. Czułam, że musimy coś z tym zrobić, zanim sytuacja stanie się jeszcze bardziej napięta.

Nie dało się z nią rozmawiać

– Teresa, musimy porozmawiać – zaczęłam pewnego wieczoru, kiedy Mateusz był w pracy. – Nie możemy płacić wszystkich rachunków i robić dużych zakupów. To zbyt wiele.

Teresa spojrzała na mnie z wyrazem zdziwienia, a potem irytacji.

– Jowita, to wasz obowiązek. Jesteście młodsi, macie lepsze możliwości zarobkowe. Ja gotuję i sprzątam. Wspólne mieszkanie to wspólna odpowiedzialność.

– Ale to nie tak miało wyglądać – starałam się zachować spokój. – Mieliśmy tylko pomagać, a nie przejmować wszystkie koszty.

Teresa wstała i podeszła bliżej.

– Jeśli myślisz, że to łatwe dla mnie, to się mylisz. Dzielimy dom, więc dzielimy obowiązki. Jeśli nie chcecie tu mieszkać, droga wolna.

Poczułam, że moje słowa nie mają żadnej mocy. Teresa była nieugięta.

– Rozumiem twoje stanowisko, ale nie możemy na siebie brać wszystkiego – próbowałam jeszcze raz. – Możemy się jakoś dogadać, znaleźć kompromis.

Nie widzę potrzeby kompromisu – odparła Teresa stanowczo. – Albo zgadzacie się na moje warunki, albo wracacie do swojego mieszkania.

Po tej rozmowie poczułam się bezradna. Kiedy Mateusz wrócił do domu, opowiedziałam mu o wszystkim. Był zszokowany i wściekły, ale wiedzieliśmy, że musimy znaleźć rozwiązanie.

– Jowita, może czas pomyśleć o wyprowadzce – powiedział cicho Mateusz. – To już nie jest zdrowa sytuacja.

Wiedziałam, że ma rację, ale myśl o ponownym zaczynaniu od zera była przerażająca.

Chciałam się wyprowadzić

– Jowita, musimy poważnie porozmawiać – zaczął Mateusz, kiedy usiedliśmy na kanapie po kolejnym trudnym dniu.

– Mateusz, ja po prostu nie mogę już tego znieść – odpowiedziałam, łzy napływały mi do oczu. – Twoja mama oczekuje od nas zbyt wiele. Czuję, że tracę grunt pod nogami.

Mateusz złapał mnie za rękę.

– Wiem, kochanie. Rozmawiałem dzisiaj z moim szefem. Jest możliwość, że dostanę podwyżkę i awans. Moglibyśmy wtedy wynająć coś małego.

Spojrzałam na niego z nadzieją.

– Naprawdę? A co, jeśli się nie uda? Nie możemy dłużej żyć w takim napięciu.

Mateusz westchnął.

– Masz rację. Myślę, że musimy poważnie pomyśleć o wyprowadzce. To nie jest zdrowa sytuacja.

Zgodziłam się, choć czułam, że zaczynanie od zera będzie trudne. Następnego dnia Mateusz zaczął szukać nowych mieszkań, a ja zaczęłam planować, jak zorganizować naszą wyprowadzkę. Czułam się bardziej zdeterminowana niż kiedykolwiek, by zacząć nowe życie we własnym miejscu, bez ciągłego stresu i napięcia.

Teściowa się wściekła

Kiedy podjęliśmy decyzję o wyprowadzce, wiedzieliśmy, że czeka nas trudna rozmowa z Teresą. Pewnego wieczoru, kiedy wszyscy byliśmy w domu, postanowiliśmy jej to oznajmić.

– Mamo, musimy ci coś powiedzieć – zaczął Mateusz, a ja czułam, jak serce bije mi szybciej. – Zdecydowaliśmy, że się wyprowadzimy.

Teresa spojrzała na nas z niedowierzaniem, a potem gniewem. – Wyprowadzacie się? Po tym wszystkim, co dla was zrobiłam? – Jej głos drżał z oburzenia.

– Mamo, doceniamy wszystko, co zrobiłaś, ale to nie jest zdrowe dla nas – próbował tłumaczyć Mateusz. – Potrzebujemy własnej przestrzeni i niezależności.

To niewdzięczność! – wybuchła Teresa. – Myślałam, że możemy być rodziną, a wy po prostu uciekacie!

– Teresa, to nie jest ucieczka – powiedziałam spokojnie. – Chcemy po prostu żyć na własnych zasadach. To dla nas ważne.

– Ważne? A co z moimi potrzebami? Co ze mną? – Teresa uniosła ręce w geście frustracji.

– Mamo, zawsze będziemy cię wspierać, ale musimy zacząć żyć po swojemu. To dla naszego dobra – Mateusz starał się zachować spokój.

Teresa spojrzała na nas z żalem.

– Róbcie, co chcecie, ale pamiętajcie, że drugi raz was tu nie zaproszę.

Reklama

Jowita, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama