„Zaopiekowałam się ciotką z dobroci serca, a ta wredna baba chciała mnie ustawić pod swoje dyktando”
„Nie mogłam ruszyć palcem, bo ciocia ciągle mi się plątała pod nogami. Do wszystkiego miała uwagi. To zasłonki jej się nie podobały, to naczynia nie były dobrze umyte. Ale kiedy zaczęła mi robić awanturę, bo wyprałam coś w niedzielę, puściły mi nerwy”.
- Marta, 34 lata
Kiedy kilka dni temu mama zadzwoniła z prośbą o przygarnięcie cioci Jadzi, poczułam, że powinnam się zgodzić. Przecież w rodzinie trzeba sobie pomagać, prawda?
– Na jak długo? – spytałam.
– Tydzień powinien starczyć – odpowiedziała. – Tatuś mówi, że na pewno dadzą radę skończyć remont w tym czasie.
Nie do końca zrozumiałam, o co chodzi, więc dopytałam o szczegóły i proszę, okazało się, że ciocia wywołała w swoim domu prawdziwy pożar. Zapomniała wyłączyć żelazko, poszła oglądać swój ulubiony serial i zorientowała się, co się dzieje, dopiero gdy sąsiad z gaśnicą zapukał do drzwi, zaniepokojony chmurami dymu wydobywającymi się z otwartego okna.
Pożar i proszek z gaśnicy spowodowały, że kuchnia stała się ruiną. Musimy zniszczyć stare ściany, nałożyć nowy tynk, pomalować je na nowo, a także wymienić podłogę. Mój tata i brat postanowili zająć się remontem, ale bez pomocy naszej ciotki. W końcu każdy ma swoje granice, jeśli chodzi o pomoc.
Zobacz także
– Czy możecie ją z Michasiem przyjąć na ten tydzień, Martusiu? – zapytała mama. – Macie najwięcej miejsca, przecież mieszkacie w domku... Wasza ciocia ma swoje dziwactwa, jak każda starsza osoba. Ale może wam pomóc z pilnowaniem dzieci podczas lekcji, a nawet upiec ciasto...
"Oby tylko nie zbliżała się do żelazka" – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
Michaś nie miał nic przeciwko. Ale czy to dziwne, skoro jest w domu tylko w weekendy? Spędza całą sobotę na spaniu, więc musi przetrwać tylko niedzielę.
Nie miałam ani minuty wolnego przez cały tydzień!
I tak w końcu ciocia Jadzia się do nas wprowadziła. Dzieci trochę narzekały na to, że odbiera im telewizję o ważnych dla nich godzinach, ale postanowiłam to rozwiązać i z piwnicy wyniosłam stary odbiornik, co skutecznie naprawiło sytuację. Wracałam z roboty, a ciocia już gotowała obiad i nakrywała do stołu, czyż to nie jest wygodne? Stwierdziła, że chciałaby się odwdzięczyć i że powinnam jej pozwolić. No dobra, skoro tak bardzo chciała...
Tylko schowałam żelazko gdzieś w głębi szafy, żeby jej nie kusiło. Głównym problemem było to, że nie miałam czasu na nic, bo ciocia, była bardzo chętna do rozmów, chodziła za mną jak cień, nie dając mi chwili wytchnienia, zaraz po tym jak wróciłam do domu.
Czy to było koszenie trawy w moim małym ogrodzie, czy służbowy telefon, ciągle mi zawracała głowę. Więc naturalnie zaczęłam spędzać popołudnia na rozmowach przy szarlotce, a raczej na słuchaniu, bo to ona przeważnie mówiła. Opisywała historię rodziny od czasów króla Ćwieczka, a także plotkowała o osobach, których kompletnie nie znałam...
Starałam się być uprzejma, ale już mnie to męczyło – tyle rzeczy do zrobienia, tyle książek do przeczytania, a ja musiałam siedzieć jak na nieskończonym wykładzie! Na szczęście mama zapewniała, że w poniedziałek ciocia w końcu pojedzie do siebie!
Michał wrócił do domu, nie jak zwykle w piątek, ale dopiero w sobotę po zmroku. W ramach przeprosin przywiózł mi piękną wierzbę do posadzenia w ogrodzie.
Kiedy nadeszła niedziela, cała rodzina była już razem. Ciocia królowała w domu, więc miałam wolną chwilę, żeby wrzucić ciuchy Michała do pralki. A potem mogłam wreszcie uciec do ogrodu i w spokoju zająć się sadzeniem prezentu od mojego męża.
– No co, Martusiu, ty w niedzielę harujesz? – usłyszałam z tyłu głos mojej ciotki, kiedy dopiero zaczęłam kopać w ziemi. – I to jeszcze w ogrodzie?
– To nie jest harówka, ciociu, to dla mnie relaks – odparłam.
Czy ta baba musi być na każdym kroku? Nigdy więcej nie dam się tak nabrać! Jak coś znowu się zepsuje, będę robić nadgodziny, żeby zapłacić za jej pokój w hotelu, obiecuję!
Wyobrażam sobie, jak będzie mnie obgadywać przed resztą rodziny
– Widziałam, że włączyłaś pralkę! – nie zamierzała odpuścić.
– Musiałam w końcu – czułam, jak robi mi się wielki kłębek w gardle. – Michał przecież nie pójdzie do roboty w brudnych ciuchach!
A ona na to, że mogłabym wstać nad ranem następnego dnia i wtedy wyprać, przecież mam suszarkę! "Zaraz ją uduszę" – pomyślałam.
– Nie mam pojęcia, jak to u twojej siostry w bloku, ale u mnie w domu do szóstej mamy ciszę nocną – zaznaczyłam. – Nigdy żadnemu sąsiadowi nie przyszło do głowy ją przerywać i nie mam zamiaru być pierwszą, która to zrobi. Może i mieszkamy w domu, ale w szeregowym, także tu też trzeba uszanować sąsiadów.
– Zakłócasz, obrażając uczucia religijne innych osób – wykrzyknęła moja ciotka, zadzierając brodę. – Jak każdy niewierzący!
A ona mi tutaj marudzi, że ja ją zakłócam! No jak to, pytam, skoro pralka jest cicha i jest ustawiona przy ścianie na zewnątrz?! No co za bezsens, żeby mnie w moim domu zmuszać do czegoś! Czy ja tu trzepię dywany, koszę trawnik czy używam piły łańcuchowej? I halo, czy my tu żyjemy w państwie świeckim, czy religijnym?
Tak właśnie mówiłam do niej, tonem zimnym jak bryza z Grenlandii, kiedy nagle z tyłu domu pojawił się mój tata, wołając swoją siostrę na mszę. W ogóle nie zauważyłam, kiedy wrócił... A moja ciocia była totalnie niegotowa, bo przecież, zamiast się przygotowywać, starała się ocalić moją duszę!
Jak tylko zobaczyła tatę, huknęła mu na cały regulator o tym, jaką niewierzącą córkę wychował.
– Jadziu, spóźnisz się na mszę – w końcu ją zagonił.
Kiedy ciotka wróciła ze mszy, zobaczyła, że mój mąż jest z naszym synem w garażu. Miała pretensje, że naprawiają stół do tenisa stołowego! Kiedy niby ma to zrobić, kiedy ciężko haruje cały tydzień?
Narzekała na niego bez przerwy, aż w końcu Michał odparł, że przeszedł na judaizm i w sobotę obchodził święto. Wybrał sobie akurat ten moment na głupkowate żarty! Ciotka wspięła się na piętro jak tornado, a po zaledwie pięciu minutach zjechała z niewłaściwie zapakowaną walizką.
– Zabierz mnie do domu – powiedziała do mojego taty, jakby był jej osobistym kierowcą. – Nie zamierzam tu wracać.
Tata tylko rzucił mi spojrzenie pełne pretensji i to było ostatnie, co z nich widziałam. Tak mocno mnie to zszokowało, że musiałam usiąść na krześle. Cały ten tydzień wyrzeczeń poszedł na marne, nikt nie doceni mojego poświęcenia, a ciocia na pewno zrobi mi taką nagonkę, że zostanę uznana za czarną owcę rodziny!