Reklama

Razem z moją siostrą Moniką, która jest ode mnie młodsza, od zawsze łączyła nas niezwykle silna więź. Ponieważ różnica wieku między nami wynosiła zaledwie 15, roku, dorastałyśmy wspólnie, a nasza relacja wykraczała poza zwykłe pokrewieństwo. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Nic nie było w stanie stanąć pomiędzy nami, bez względu na okoliczności mówiłyśmy sobie o wszystkim i zawsze żyłyśmy w zgodzie.

Reklama

Razem uczęszczałyśmy do tej samej klasy w szkole podstawowej, bo mama celowo posłała Monikę do szkoły o rok wcześniej, by ułatwić jej adaptację. Dzieliłyśmy szkolną ławkę, a łącząca nas więź była tak silna, że nie odczuwałyśmy potrzeby nawiązywania relacji z innymi dziewczynami. Dopiero rozpoczynając naukę w liceum, postanowiłyśmy pójść osobnymi drogami. Monika przejawiała zamiłowanie do przedmiotów ścisłych, ja z kolei byłam typową humanistką. Trafiłyśmy do różnych klas, jednak aż do matury wspólnie się uczyłyśmy.

Byłyśmy bardzo różne

Monia wpadała w zauroczenia praktycznie co kilka tygodni. Przeważnie bez wzajemności, więc non stop musiałam ją pocieszać. Moje serce pierwszy raz zabiło mocniej w liceum, będąc w drugiej klasie. Od razu wiedziałam, że to coś poważnego. Jakiś czas potem stanęliśmy z Jackiem przed ołtarzem. Monika z kolei cieszyła się wolnością i niezależnością bycia singielką.

Kiedy skończyłam trzydziestkę, czułam się spełniona jako małżonka i mama dwóch chłopców, którzy chodzili do przedszkola. Akurat wtedy moja siostra Monika zaszła w ciążę. Miała urodzić dziewczynkę! Obie nie posiadałyśmy się z radości. Zuzia przyszła na świat zdrowiutka i śliczniutka, ważyła dokładnie 3 kilogramy czystego szczęścia. Gdy córeczka skończyła roczek, Monika i Maciek postanowili zalegalizować związek i także wziąć ślub. Wszystko wskazywało na to, że moja zwariowana młodsza siostra będzie od teraz prowadziła spokojne życie u boku męża.

Siostra szybko została wdową

Kiedy Zuzia skończyła zaledwie cztery lata, jej tata Maciek tragicznie zginął w wypadku samochodowym. Monika w młodym wieku została wdową z małą córeczką na utrzymaniu, dlatego staraliśmy się ją wspierać, także od strony finansowej. Nasze domy dzieliła niewielka odległość, dzięki czemu dzieciaki dorastały niemal pod jednym dachem. Moi chłopcy – Kuba i Michał – byli dla Zuzi jak prawdziwi bracia.

Zobacz także

Mimo iż pogodzenie się ze stratą przyszło każdemu z trudem, po paru latach codzienność zaczęła się powoli normować. Monika pracująca jako nauczycielka matmy całkiem sporo zarabiała, udzielając prywatnych lekcji, więc pod względem finansowym naprawdę dawały sobie radę. Poznała nową miłość i zaczęła regularnie widywać się z nowym facetem, a Zuzia zazwyczaj nie przysparzała problemów. Cechowała ją łagodność i sumiennie przykładała się do nauki.

Kiedy Zuzia skończyła dwanaście lat, los ponownie nas doświadczył. Moniczka źle się poczuła, więc w końcu poszła do lekarza rodzinnego, a ten kazał jej zrobić pełen pakiet badań. Potem zaczęły się wizyty u różnych onkologów... Werdykt był jak grom z jasnego nieba – nowotwór płuc.

Monice udało się przeżyć jeszcze rok od postawienia diagnozy. Na zawsze zapamiętam naszą rozmowę na osobności, kilkanaście dni przed jej odejściem. Prosiła mnie wtedy, abym zaopiekowała się małą Zuzanną. Przeczuwała, że nie uda jej się wygrać z chorobą. Tamtej nocy wspólnie wypłakałyśmy morze łez. Wkrótce potem Moniki zabrakło, a ja nie miałam wątpliwości, że muszę przygarnąć Zuzię pod swoje skrzydła. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby być inaczej.

Zaopiekowałam się siostrzenicą

Trzynastoletnia dziewczyna, która nagle traci rodziców, z pewnością ma wrażenie, jakby cały jej świat legł w gruzach. Zuzia, niestety, bardzo mocno dała nam to do zrozumienia. Bunt nastolatki wybuchł zdecydowanie za wcześnie. Opuszczała lekcje, oblała niejeden test, wciąż nam powtarzała, że nie możemy jej niczego nakazywać, bo przecież nie jesteśmy jej mamą i tatą. Czułam się rozerwana na pół – współczułam tej młodej dziewczynie, którą los już tak mocno pokarał, ale jednocześnie nie potrafiłam przystać na takie postępowanie.

Kiedy po raz pierwszy poczułam od mojej przybranej córki zapach dymu papierosowego, poczułam jak coś we mnie pęka. Zrobiłam jej wtedy największą awanturę w całym swoim życiu. Wykrzyczałam Zuzi wszystko, co leżało mi na sercu. Nie oczekiwałam od niej, że będzie mi wdzięczna za to, że się nią opiekuję, ale liczyłam chociaż na to, że będzie się zachowywać w miarę przyzwoicie. Po tej kłótni, wydawało się, że trochę ochłonęła. Zaczęła się nawet znowu uczyć. Ale wciąż kryła się po kątach i nie potrafiła się przed nami otworzyć.

Po prostu pogodziłam się z tą sytuacją. Sądziłam, że nic więcej nie da się zrobić. Co jakiś czas starałam się przekonać Zuzię, żeby poszła do specjalisty, ale ona zawsze odmawiała. Czasami zastanawiałam się nawet, czy nie zaciągnąć jej tam wbrew jej woli. Pani z poradni szkolnej powiedziała mi jednak, że to zupełnie bez sensu, jeśli chodzi o dziewczynę w jej wieku.

Zuzia utknęła w takim zastoju emocjonalnym, a ja, pomimo licznych starań, nie byłam w stanie znaleźć do niej drogi. Kontaktu z chłopakami również unikała jak ognia. W naszym mieszkaniu zachowywała się trochę jak współlokatorka, a nie członek rodziny. Na szczęście w szkole miała przynajmniej jedną zaufaną przyjaciółkę. Będąc w stałym kontakcie z gronem pedagogicznym, wiedziałam, że dziewczynka nieźle sobie radzi z nauką. Mimo to, wciąż dręczyły mnie wątpliwości – czy może powinnam jeszcze bardziej się postarać? Zastanawiałam się, co powiedziałaby Monika, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, że nie potrafię dotrzeć do serca jej pociechy?

Uciekła tuż przed 18-stką

Tuż przed osiągnięciem pełnoletności, Zuzanna straciła głowę dla pewnego chłopaka. Nie było potrzeby, żeby cokolwiek mówiła. Wszyscy to zauważyli. Na lekcje przychodziła umalowana, coraz śmielej wspominała o późniejszych powrotach do domu. Pewnego razu przedstawiła nam swojego wybranka – sprawił wrażenie sympatycznego, a podczas niedługiej pogawędki zaprezentował się naprawdę z dobrej strony.

Byłam zadowolona, że w sferze uczuciowej wszystko u niej się układa. Pomyślałam sobie, że skoro znalazła prawdziwą miłość, to może nasze relacje też się poprawią i łatwiej będzie nam się porozumieć. Szykowaliśmy dla niej imprezę z okazji osiemnastki. Miała się ona odbyć w weekend, mimo że sama rocznica jej urodzin wypadała w środku tygodnia. Gdy nadszedł czwartkowy poranek, zorientowałam się, że pokój Zuzi jest pusty. Nigdzie jej nie było, choć lekcje zaczynała dopiero w samo południe. Zobaczyłam za to kartkę, której słowa utkwiły mi w pamięci po dziś dzień.

– Dajcie mi spokój. Odchodzę z Rafałem. W tym miejscu zawsze czułam się nieszczęśliwa i zdaję sobie sprawę, że mieszkałam tu tylko dzięki waszej litości. Nie zadręczaj się, że dałaś słowo mamie. To moja decyzja o odejściu, aby uwolnić cię od tego kłopotliwego zobowiązania. Biorę trochę pieniędzy na rozpoczęcie nowego życia.

Okradła nas

No to rzeczywiście niezły początek – z domu zniknęły wszystkie oszczędności, które mieliśmy w szufladzie. Równe 10 tysięcy złotych. Do tego skradziono komputer i moją złotą biżuterię. Naturalnie, od razu próbowałam się dodzwonić do Zuzi. Telefon odebrał jej chłopak i stwierdził, że u niej wszystko gra. Twierdził, że o żadnej kradzieży nie ma pojęcia i się rozłączył. Przy następnej próbie odezwała się już sama Zuźka, kazała dać jej spokój i obiecała, że kiedyś odda kasę.

Po długich rozmowach z Jackiem, zastanawialiśmy się co zrobić w sprawie zniknięcia Zuzi. Czy iść z tym na policję? Raczej nikt nie weźmie tego na poważnie, w końcu zostawiła kartkę z informacją i odebrała telefon. Gdybyśmy pokazali ten liścik, musielibyśmy też zameldować o zniknięciu kasy, a wtedy Zuzia miałaby sprawę w sądzie za kradzież. Wszystko przemyśleliśmy i stwierdziliśmy, że zaakceptujemy jej decyzję.

Mimo że sporo czasu upłynęło od tych zdarzeń, wciąż gdzieś z tyłu głowy mam wyrzuty sumienia. Zuzanna kontaktuje się ze mną czasami, raz na jakiś czas, a niedawno przesłała fotę swojej ślicznej córuni. Monika byłaby zachwycona wnusią, ale czy pochwaliłaby moje postępowanie? Jak zareagowałaby na wieść, że dopuściłam do tego, by jej pociecha została pozostawiona sama sobie?

Barbara, 55 lat

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama