„Zapisałam się na kurs komputerowy, bo chciałam być bliżej wnuków. Nie sądziłam, że poznam tam swojego anioła stróża”
„Choć obawiałam się ośmieszenia i czułam się niepewna wobec nowych wyzwań, postanowiłam stawić czoła swoim lękom. Kurs miał mi nie tylko pomóc w zrozumieniu nowoczesnych technologii, ale także pozwolić nawiązać lepszy kontakt z wnukami. Właśnie ta perspektywa napędzała mnie do działania”.

- Redakcja
Od kiedy dzieci dorosły i opuściły dom, a wnuki z każdym dniem coraz bardziej zagłębiały się w tajemnice technologii, poczułam, że zaczynam tracić kontakt z otaczającym mnie światem. Myśl o kursie komputerowym, na który się zapisałam, była dla mnie jak promyk nadziei. Choć obawiałam się ośmieszenia i czułam się niepewna wobec nowych wyzwań, postanowiłam stawić czoła swoim lękom. Kurs miał mi nie tylko pomóc w zrozumieniu nowoczesnych technologii, ale także pozwolić nawiązać lepszy kontakt z wnukami. Właśnie ta perspektywa napędzała mnie do działania.
Byłam pozytywnie zaskoczona
Pierwszy dzień kursu komputerowego nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Weszłam do sali z bijącym sercem. Widok innych uczestników odrobinę mnie uspokoił – byliśmy wszyscy w podobnym wieku, a ich zdezorientowane miny świadczyły o tym, że czuliśmy się podobnie. Naszym instruktorem okazał się być Kuba – młody, energiczny mężczyzna, którego pewność siebie od razu wzbudziły zainteresowanie całej grupy. Usiadłam obok Zosi, która z trudem ukrywała ekscytację:
– Myślałam, że będę tu najstarsza, ale widzę, że wszyscy zaczynamy od zera!
Na zajęciach przyciągnął moją uwagę przystojny mężczyzna. Siedział niedaleko mnie, cichy, z zamyślonym wyrazem twarzy. Podczas jednego z ćwiczeń, gdy reszta grupy zajmowała się czymś innym, Jan pochylił się w moją stronę.
– Świetnie sobie radzisz – powiedział nieśmiało, wskazując na mój ekran.
Jego komplement sprawił, że poczułam się pewniej. Gdy rozmawialiśmy o tym, jak trudno jest zapamiętywać hasła, nasza rozmowa była pełna śmiechu i delikatnych aluzji. Jan wydawał się być sympatycznym człowiekiem, a jego obecność dawała mi poczucie, że nie jestem sama. Zaczynałam wierzyć, że ten kurs może przynieść więcej korzyści niż tylko naukę obsługi komputera.
Nie mogłam tego zlekceważyć
Po kilku tygodniach kursu zaczęłam zauważać coś nietypowego. Na moim komputerze pojawiały się małe notatki – elegancko napisane wskazówki, jak coś zrobić szybciej czy lepiej. Za każdym razem, gdy otwierałam laptopa, znajdowałam nową kartkę z humorystycznym komentarzem, który sprawiał, że uśmiechałam się do siebie. Nie miałam pojęcia, kto za tym stał, ale czułam się zaopiekowana, jakby ktoś czuwał nad moimi postępami. Z czasem Jan zaczął siadać coraz bliżej mnie. Często żartował z notatek, jakby wiedział więcej, niż chciał powiedzieć.
– Wydaje mi się, że masz swojego osobistego anioła stróża – zażartował pewnego dnia, gdy po raz kolejny znalazłam na komputerze mały liścik.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu:
– Może to ktoś z grupy? Chyba wszyscy moglibyśmy się od takiego anioła wiele nauczyć.
Mimo że rozmowy z Janem były subtelne, zaczynały nabierać głębszego tonu. Zastanawiałam się, czy to on jest autorem notatek, ale jego twarz nie zdradzała niczego więcej niż uprzejmość i delikatne zainteresowanie. Podczas jednej z przerw zapytałam instruktora Kubę, czy inni również znajdują na swoich komputerach takie „pomocne duchy”. Jego odpowiedź była zaskakująca.
– Wie pani, to dość rzadkie, ale czasem zdarza się, że uczestnicy kursu pomagają sobie nawzajem w tak uroczy sposób. Proszę tego nie lekceważyć – powiedział, puszczając oko.
Zaczynałam czuć, że kurs komputerowy nie tylko otwiera przede mną drzwi do technologii, ale także do serc ludzi, których miałam szczęście poznać.
Byłam zaintrygowana
Z każdym kolejnym tygodniem, notatki stawały się coraz bardziej intrygujące. Zaczęły przybierać formę drobnych zagadek, które musiałam rozwiązać, by odblokować komputer. Te małe wyzwania dodawały mi otuchy i ekscytacji, jakbym codziennie otwierała tajemniczą kopertę z nową przygodą. W jednej z zagadek musiałam wpisać imię osoby, która na ostatnich zajęciach napisała rymowankę o kawie. A przecież to był Janek! Czułam, jak moje serce przyspiesza. To musiał być on. Ten cichy mężczyzna, który z każdym dniem był coraz bliżej mnie, nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Czy to możliwe, że ten nieśmiały pan coś do mnie czuje?
Podczas jednej z przerw siedziałam z Zosią, opowiadając jej o tajemniczym wielbicielu. Ona, z niezmiennym entuzjazmem, zapytała:
– Może to dobry moment, by odkryć, kto kryje się za tymi zagadkami? Zawsze myślałam, że miłość potrafi nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanych miejscach.
Zachęcona jej słowami, postanowiłam zwrócić się do Janka. Kiedy ponownie znaleźliśmy się przy komputerach, zerknęłam na niego.
– Zastanawiam się, kto jest autorem tych wszystkich tajemniczych wiadomości – zaczęłam, starając się ukryć rosnące napięcie.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach dostrzegłam coś więcej niż tylko przyjaźń.
– Może kiedyś ktoś zdecyduje się zdradzić ten sekret – odpowiedział z tajemniczym uśmiechem, który sprawił, że miałam ochotę poznać odpowiedź już teraz.
Wzruszyłam się
Kurs minął błyskawicznie. Przyzwyczaiłam się do tych zagadek, które były dla mnie jak małe prezenty. Pewnego dnia, siadając przed komputerem, zauważyłam, że w miejscu, gdzie trzeba wpisać hasło, pojawiła się karteczka z pytaniem: „Pójdziemy razem na kawę?” Przez chwilę oszołomiło mnie to. Czy to naprawdę się działo? Czy Janek postanowił zrobić pierwszy krok? Siedziałam z oczyma wlepionymi w ekran, zastanawiając się, czy powinnam odpowiedzieć. W głowie krążyło mi tysiąc myśli. Byłam zaskoczona, wzruszona i podekscytowana jednocześnie. Podniosłam wzrok i odwróciłam się w stronę Janka. Patrzył na mnie z uśmiechem, który mógł rozpuścić lody Arktyki. Przysunął się bliżej i po raz pierwszy nasza rozmowa była prawdziwa, szczera i osobista.
– To ja zostawiałem te notatki – przyznał, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Chciałem, żebyś wiedziała, że nie jesteś tu sama. I... że bardzo mi się podobasz.
Czułam, jak rumieńce zalewają moją twarz. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Serce biło mi jak oszalałe.
– Jestem... bardzo mile zaskoczona – odpowiedziałam z trudem, walcząc ze wzruszeniem. – Dziękuję, że dodałeś mi odwagi. Dzięki tobie czułam się zaopiekowana.
Jan uśmiechnął się szerzej i tylko kiwnął głową, jakby to wszystko było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Czułam wdzięczność
Spotkaliśmy się na kawie kilka dni później. Siedzieliśmy w małej, przytulnej kawiarence, której ciepłe światło sprawiało, że wszystko wokół wydawało się bardziej miękkie i przyjazne. Janek opowiedział mi o sobie, o swoim życiu pełnym książek i muzyki, a ja dzieliłam się opowieściami o rodzinie i wnukach, które nieustannie mnie inspirują. Nie chodziło o technologię, lecz o ludzi – kurs komputerowy stał się jedynie pretekstem do spotkania dwóch serc poszukujących zrozumienia i towarzystwa.
– To niesamowite, jak ten kurs zmienił moje życie – przyznałam, trzymając filiżankę z kawą, która przyjemnie grzała mi dłonie. – Zawsze myślałam, że zmiany w moim wieku są trudne, ale teraz widzę, że nie zawsze chodzi o same umiejętności.
Janek spojrzał na mnie z ciepłem w oczach, które znaczyło więcej niż słowa.
– Cieszę się, że miałem okazję cię poznać. Myślę, że czasem życie rzuca nam wyzwania, byśmy mogli znaleźć w sobie nowe siły i odkryć, co naprawdę jest dla nas ważne.
Słowa Janka były jak muzyka dla moich uszu. To spotkanie dodało mi pewności, że niezależnie od tego, co przyniosą kolejne dni, nie jestem już sama. Nie wiedziałam, dokąd nas zaprowadzi ta nowa znajomość, ale byłam wdzięczna za to, że ktoś dostrzegł we mnie kogoś więcej niż tylko starą panią uczącą się komputera.
Helena, 65 lat
Czytaj także:
- „Poszłam na rozmowę o pracę, a dostałam przyszłego męża w bonusie. Był ślub, ale ta historia nie miała happy endu”
- „Przez 30 lat żyłem w przekonaniu, że ojciec mnie porzucił. Gdy poznałem prawdę, mój świat runął w jednej chwili”
- „Gdy córka się wreszcie wyprowadziła, odzyskaliśmy z mężem wolność. Nie nacieszyliśmy się nią jednak zbyt długo”