„Zapisałam się na kurs tańca dla seniorów, by nie umrzeć w samotności. Nie sądziłam, że na starość wytańczę sobie męża”
„Kiedy nadszedł dzień pierwszych zajęć, byłam bliska tego, by się wycofać. Kilkakrotnie spoglądałam na telefon, szukając wymówki, by zadzwonić do Ani i powiedzieć, że jednak nie pójdę”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że przejście na emeryturę może być tak trudne. Zawsze wydawało mi się, że w końcu będę miała czas na czytanie książek, spacery, drobne przyjemności. Wyobrażałam to sobie jak długie wakacje bez końca. Ale kiedy nadszedł ten dzień, kiedy po raz ostatni zamknęłam za sobą drzwi biura, poczułam, że coś we mnie pękło.
Czułam się samotna
Znajomi z pracy oddalili się niemal natychmiast, a ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Czułam się bezużyteczna, wyrzucona poza nawias życia. Każdego ranka budziłam się z uczuciem pustki, a każdy wieczór przynosił ulgę, że kolejny dzień mam już za sobą.
Pewnego popołudnia, kiedy siedziałam na kanapie w szlafroku, z kolejną niedokończoną książką na kolanach, usłyszałam dźwięk klucza w zamku. To była Ania, moja córka. Usiadła obok mnie i patrzyła na mnie z troską.
– Wiem, że ci ciężko. Ale tak dalej być nie może. Musisz coś ze sobą zrobić. Wyjść do ludzi.
– Co ja mam robić? – zapytałam z rezygnacją. – Na ogłoszenia o pracę nie mam co patrzeć, nie teraz. A na robótki ręczne nigdy nie miałam cierpliwości…
Ania uśmiechnęła się tajemniczo i podała mi ulotkę.
– Kurs tańca dla seniorów. Zajęcia raz w tygodniu. Świetna atmosfera. Spróbuj, mamo. Co masz do stracenia?
Parsknęłam śmiechem, choć bardziej ze zdziwienia niż rozbawienia.
– Tańce? Ja? W tym wieku?
– Tak, właśnie w tym wieku! – Ania poklepała mnie po ręce. – Masz jeszcze tyle życia przed sobą, mamo. To nie koniec, to nowy początek.
W jej oczach zobaczyłam błysk determinacji. A w moim sercu – cień nadziei, który do tej pory wydawał mi się całkowicie zgaszony.
Dałam sobie szansę
Kiedy nadszedł dzień pierwszych zajęć, byłam bliska tego, by się wycofać. Kilkakrotnie spoglądałam na telefon, szukając wymówki, by zadzwonić do Ani i powiedzieć, że jednak nie pójdę. W końcu zmusiłam się, by założyć prostą sukienkę i wygodne buty na niskim obcasie. W lustrze zobaczyłam kobietę, której spojrzenie mówiło jedno: „Co ja sobie myślę, że jeszcze nadaję się do takich rzeczy?”. Mimo to wyszłam z domu.
W sali było tam kilkanaście osób, głównie w moim wieku lub nieco starszych. Wszyscy sprawiali wrażenie tak samo onieśmielonych jak ja. Stałam przy ścianie, przyglądając się nieśmiało innym uczestnikom, kiedy nagle ktoś mnie zaczepił.
– Dzień dobry, czy mogę panią prosić do tańca? – usłyszałam ciepły, przyjazny głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę o siwych włosach i szerokim uśmiechu. Wyciągnął do mnie rękę w geście zaproszenia.
– Zbyszek jestem – dodał, widząc moją niepewność.
– Emilia – odpowiedziałam, czując, jak policzki robią mi się gorące.
Był ujmujący
Ujęłam jego dłoń, a on delikatnie poprowadził mnie na środek sali. Z głośników popłynęła spokojna melodia, coś, co kojarzyło mi się z dawnymi czasami, kiedy tańczyłam jeszcze na zabawach w remizie.
– Proszę się nie martwić, też się stresuję – szepnął, kiedy staliśmy naprzeciwko siebie, gotowi do pierwszego kroku.
Zaśmiałam się cicho, trochę z ulgi, trochę z nerwów.
– Myśli pan, że pamiętam jeszcze, jak się tańczy?
– Jeśli nie, to razem odkryjemy to na nowo – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.
Pierwsze takty muzyki były niezgrabne. Zawadzałam stopą o jego buty, on próbował dostosować się do mojego rytmu. Śmialiśmy się oboje, a atmosfera stawała się coraz swobodniejsza.
– A więc, pani Emilio – powiedział, patrząc na mnie z przymrużonym okiem – mamy już pierwszy wspólny sukces: żadne z nas nie upadło.
– Jeszcze – odparłam i tym razem to ja się uśmiechnęłam.
Tańczyliśmy, krok za krokiem, coraz mniej sztywno, coraz bardziej naturalnie. Gdzieś w środku czułam dziwne ciepło. Jakby przez chwilę życie znowu zaczęło mieć smak. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz śmiałam się tak szczerze.
Znalazłam partnera
Kiedy muzyka ucichła, Zbyszek odprowadził mnie do miejsca przy ścianie, gdzie zostawiłam torebkę.
– Dziękuję za taniec, pani Emilio. Mam nadzieję, że jeszcze zatańczymy?
– Bardzo bym chciała – powiedziałam i sama siebie zaskoczyłam, że nie muszę udawać entuzjazmu.
Przez resztę zajęć serce biło mi szybciej niż zwykle. Nie z wysiłku, ale z ekscytacji, której nie czułam od bardzo, bardzo dawna.
Po tamtym pierwszym tańcu zaczęliśmy z Zbyszkiem siadać razem w przerwach. Bez zbędnych słów, naturalnie, jakbyśmy znali się od lat. Po zajęciach zaproponował kawę. Zgodziłam się, choć jeszcze niedawno uciekłabym, szukając wymówki.
Usiedliśmy w małej kawiarni przy rynku. Zamówił dwie czarne kawy i ciasto. Gdy kelner odszedł, Zbyszek pochylił się lekko w moją stronę.
– Wdowiec – powiedział cicho. – Od pięciu lat. Żona zmarła nagle. Długo nie mogłem się pozbierać.
Pokiwałam głową, niepewna, czy powinnam coś powiedzieć.
– Przepraszam – wyszeptałam w końcu.
– Nic nie szkodzi – uśmiechnął się smutno. – Wiem, że pani też nie jest łatwo.
Nie spodziewałam się
Spojrzałam przez okno na ludzi przechodzących ulicą. Wzięłam łyk kawy, żeby zyskać kilka sekund.
– Na emeryturze dopiero uczę się żyć – przyznałam. – Czasem myślę, że już za późno.
Zbyszek popatrzył na mnie tak ciepło, że ścisnęło mnie coś w środku.
– Nigdy nie jest za późno – powiedział powoli.
Po kilku tygodniach wspólnych tańców i kaw Zbyszek zaproponował wycieczkę dla seniorów. Pojechaliśmy razem. Siedząc obok w autokarze, śmialiśmy się jak nastolatkowie. Wieczorem spacerowaliśmy nad jeziorem. Zatrzymaliśmy się, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
– Emilio – powiedział cicho – dobrze mi z tobą.
Serce zabiło mi szybciej. Nie odpowiedziałam od razu. W środku wciąż walczyłam ze strachem.
Później, w pokoju, długo leżałam bezsennie, myśląc o jego słowach. O tym, jak bardzo boję się znowu komuś zaufać. I jak bardzo tego pragnę.
To był nowy początek
Potańcówka na zakończenie kursu była dla mnie czymś więcej niż tylko zabawą. To miał być symboliczny koniec starego życia. Włożyłam nową sukienkę, a w lustrze zobaczyłam kobietę, której nie znałam – uśmiechniętą, pewną siebie.
Zbyszek czekał na mnie przy wejściu. Gdy zatańczyliśmy pierwszy walc, świat wokół przestał istnieć. Kiedy wybiła północ, klęknął przede mną na środku sali.
– Emilio, czy zostaniesz moją żoną?
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam wydusić słowa. Kiwnęłam tylko głową. Sala wybuchła oklaskami, a ja płakałam, śmiejąc się jednocześnie, szczęśliwa jak nigdy dotąd.
Wprowadziliśmy się razem do jego domu na obrzeżach miasta. Nowe miejsce, nowe zwyczaje, nowe życie. Było trochę strachu, bo trudno zmieniać przyzwyczajenia po tylu latach samotności, ale jeszcze więcej było wdzięczności.
Każdego ranka, gdy budziłam się przy Zbyszku, przypominałam sobie, że miłość naprawdę nie zna wieku. Trzeba tylko mieć odwagę, by dać jej szansę. I choć w głowie wciąż pojawiały się lęki, to serce powtarzało mi cicho: nigdy nie jest za późno.
Emilia, 62 lata
Czytaj także:
- „Po 35 latach mąż nagle odszedł do młodziutkiej nauczycielki jogi. Mówił, że ze mną czuł się już tylko stary”
- „Córka nie może zrozumieć, że zakochałem się po 11 latach samotności. Uważa, że staremu wdowcowi już nie wypada”
- „Miałam spędzić upojną majówkę z mężem, a użerałam się z matką. Wtargnęła z buciorami do naszego ogrodu i życia”