„Zaplanowałam swój bajkowy ślub co do sekundy. Goście także dopisali, tylko zabrakło pana młodego”
„W kościele było już prawie wszystko gotowe. Kwiaty – białe róże i eustomy – układała pani Zosia, florystka. Organiście rozmawiał z księdzem. Goście zaczęli się schodzić. Tylko Michała... nie było”.

- Redakcja
W dniu mojego ślubu wszystko miało być idealne. Byłam gotowa od świtu. Wstałam o piątej rano, mimo że nie zmrużyłam oka. Wpatrywałam się w sufit w pokoju rodziców. Starałam się zapanować nad biciem serca. To miało być najpiękniejsze i najważniejsze wydarzenie w moim życiu. Suknia czekała już na wieszaku – śnieżnobiała, z delikatną koronką, lekko opadająca na ramiona. Marta, moja świadkowa i najlepsza przyjaciółka, pomogła mi z makijażem. Włożyła w to tyle serca, jakby to ona miała wychodzić za mąż.
Dzień, na który czekałam całe życie
– Karola, wyglądasz jak księżniczka – powiedziała, poprawiając mi woalkę. – Michał oszaleje, jak cię zobaczy.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Michał... Już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Ostatnie dni był jakiś nieobecny. Tłumaczyłam sobie, że to stres. Faceci podobno też przeżywają ślub, choć nie tak otwarcie. W kościele było już prawie wszystko gotowe. Kwiaty – białe róże i eustomy – układała pani Zosia, florystka. Organiście rozmawiał z księdzem. Goście zaczęli się schodzić. Tylko Michała... nie było.
– Spokojnie, na pewno zaraz będzie – próbowała mnie uspokajać Marta, kiedy zegar wskazał 14:15, a ceremonia miała się rozpocząć o 14:00.
– Marta, dlaczego on nie odbiera? – trzymałam telefon w drżącej dłoni, po raz dziesiąty wybierając jego numer. – Przecież on nigdy się nie spóźnia... On zawsze... On...
– Może utknął w korku? Albo telefon się rozładował?
– A może miał wypadek?! – spanikowałam. – Albo... Marta, co jeśli on... nie przyjedzie?
Przyjaciółka spojrzała mi w oczy, po raz pierwszy bez sztucznego uśmiechu. Wzięła mnie za rękę.
– Karola, spokojnie. Jeszcze nic nie wiemy. Może zaraz się wszystko wyjaśni.
Ale nie wyjaśniło się. Nie wtedy. Nie wiedziałam jeszcze, że to będzie początek końca.
Wstyd, niedowierzanie i cisza
Nie pamiętam, jak znalazłam się w mieszkaniu. Jednego dnia stałam w białej sukni przed ołtarzem, a następnego – leżałam zwinięta w kłębek na kanapie, wciąż w tej samej sukni, z rozmazanym makijażem i włosami posklejanymi od łez. Telefon milczał. Michał nie dzwonił. Nikt z jego rodziny też nie. Jakby wszyscy zniknęli razem z nim.
Marta przynosiła mi herbatę, mówiła coś o odpoczynku, o tym, że wszystko się jakoś ułoży, ale ja słyszałam tylko brzęczenie w uszach. Coś pękło. I choć nikt nie powiedział mi tego wprost, czułam, że Michał nie wróci. Że już nigdy nie spojrzy mi w oczy i nie powie: „przepraszam”. Czwartego dnia ciszy zebrałam się w sobie i pojechałam do jego brata. Tomek otworzył mi drzwi w dresie, z miną jakby wiedział, że przyjdę.
– Wiesz coś, prawda? – zapytałam prosto z mostu.
Milczał.
– Tomek, błagam cię. Jeśli go kochasz jak brata, powiedz mi, czemu uciekł.
– To nie jest takie proste...
– Dla mnie było bardzo proste. Chciałam być z nim. Chciałam za niego wyjść. A on po prostu... nie przyszedł.
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś w bok, jakby szukał w ścianie ucieczki. Cisza między nami była jak ściana ze szkła – wszystko było widać, ale nie dało się przebić. Wróciłam do pustego mieszkania i rzuciłam bukiet ślubny do kosza. Wstyd, niedowierzanie, cisza. Tylko to mi zostało.
Pytania bez odpowiedzi
Wiedziałam, że to się źle skończy, ale i tak tam poszłam. Musiałam. Potrzebowałam twarzą w twarz usłyszeć od niej, że to była jej decyzja. Że to ona go przekonała. Dom Elżbiety był tak samo zimny jak ona. Sterylne wnętrze, białe ściany, zdjęcia Michała z dzieciństwa, ale ani jednego z nami. Powiedziałam, po co przyszłam, ledwie zdjąwszy buty.
– Chcę znać prawdę – powiedziałam. – Czy pani go przekonała, żeby mnie zostawił?
Podniosła na mnie wzrok znad filiżanki.
– Ja tylko mu przypomniałam, kim jest.
– A kim niby? Kimś, kto łamie komuś życie?
– Kimś, kto nie pasuje do twojego świata.
Zaśmiałam się gorzko.
– On pasował do mojego łóżka, do mojej kuchni, do moich planów. Ale nie do „mojego świata”? To ciekawe, bo ja byłam gotowa rzucić dla niego cały świat.
– Karolino, mój syn nie jest stworzony do takiego życia, jakie chciałaś mu zafundować.
– Czyli do szczęścia?
– Do złudzeń.
Nie wytrzymałam. Wstałam, odsunęłam krzesło z piskiem.
– Proszę się nie martwić. Już nie będę częścią jego życia. Ale jeszcze się dowiem, co naprawdę się stało.
Zamknęła za mną drzwi. I wtedy coś we mnie pękło. Tego dnia po raz pierwszy pomyślałam: może on nigdy mnie nie kochał.
Podsłuchana prawda
Wróciłam tam przypadkiem. Tak sobie to tłumaczę. Pojechałam do ich ogrodu, niby żeby odzyskać kilka rzeczy z garażu Michała, ale prawda była inna – chciałam cokolwiek usłyszeć. Cokolwiek prawdziwego. I wtedy to się stało. Byłam już przy furtce, kiedy usłyszałam ich głosy. Elżbieta i Tomek. Stali przy altanie.
– Nie powinien był tego ciągnąć, skoro wiedział… – mówił Tomek, a jego głos brzmiał ciężko, jakby go coś gryzło.
– Lepiej teraz niż po ślubie – odparła Elżbieta chłodno.
Serce mi stanęło. Cofnęłam się o krok, ale przez zarośla słyszałam każde słowo.
– Powiedział ci, że ona jest w ciąży? – zapytał Tomek cicho.
– Mówił. Dlatego naciskałam, żeby to zakończył.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zatrzymałam się ledwo przytomna, a potem wyszłam z krzaków w furii.
– Michał mnie zdradzał? – wyrzuciłam z siebie, stając jak wryta przed nimi.
Oboje zamarli. Elżbieta wypuściła z ręki kieliszek. Tomek tylko się odwrócił i spuścił głowę.
– Karolino… – zaczęła Elżbieta, ale ja nie słuchałam.
– Nie! Mówcie mi prawdę. Już nie mam nic do stracenia.
W tamtej chwili przestałam się bać. Zrozumiałam, że wszystko, co czułam do Michała – miłość, tęsknota, rozpacz – stało się bezużyteczne. Bo on mnie naprawdę zdradzał.
Romans i decyzja
Spotkaliśmy się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Nad jeziorem, na tej samej ławce, na której kiedyś trzymaliśmy się za ręce i planowaliśmy dzieci. Michał siedział już, kiedy podeszłam. Wyglądał jak cień człowieka, którego kiedyś kochałam.
– Dzięki, że przyszłaś – zaczął.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam. Było cicho, aż za cicho. A potem on wypowiedział słowa, które rozdarły mnie do końca.
– Karola… Ona jest w ciąży.
Zamilkłam. Tylko moje serce waliło jak oszalałe. Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Więc jednak.
– Przepraszam. To się zaczęło jeszcze zanim… zanim ci się oświadczyłem. Ale myślałem, że skończę to. Naprawdę myślałem...
– I co? Myślałeś, że będziesz to przede mną ukrywać cały czas?
– Bałem się. Wydawało mi się, że może ta cała sytuacja się jakoś rozwiąże sama. Że będę mógł żyć z tobą mimo wszystko.
– Michał, ja przez miesiące planowałam nasz ślub, a ty... mnie tak upokorzyłeś.
– Nie... Nie planowałem tego. Po prostu byłem pod ścianą.
Zamknęłam oczy. Miałam ochotę rzucić w niego wszystkim, co miałam pod ręką.
– I co teraz? Zostajesz z nią? Z dzieckiem?
Nie odpowiedział od razu. Wbił wzrok w ziemię.
– Muszę. To moje dziecko, Karola. Nie mogę tego zignorować.
Wstałam. Nie powiedziałam nic więcej. Bo co się mówi komuś, kto złamał ci serce? „Wystarczy tego” – pomyślałam tylko. I odeszłam.
Nie ma już nas
Marta zrobiła mi herbatę i podała ją bez słowa. Siedziałam na jej kanapie z pustym wzrokiem. Czasem miałam wrażenie, że oddycham tylko dlatego, że mój organizm jeszcze nie zdążył się zorientować, że nie ma już po co.
– Powiedział, że musi być z nią – wyznałam cicho, patrząc w kubek.
Marta usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
– On nie przyszedł... bo kochał kogoś innego – dodałam.
– To nie znaczy, że ty nie byłaś ważna – powiedziała Marta, a w jej głosie było coś, czego nie potrafiłam znieść: współczucie. Najgorszy rodzaj pocieszenia.
– Ale to nie ja będę matką jego dziecka – odparłam.
– Nie jesteś sama – próbowała mnie przytulić mocniej.
– Czuję się, jakbym była – szepnęłam.
A potem zamilkłyśmy. I w tej ciszy było wszystko – mój wstyd, jej bezsilność, moje stracone nadzieje. Ale ja już nie miałam siły udawać, że mnie to nie złamało.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Przez to 1 zdanie odwołałam ślub, a potem nie mogłam przestać płakać. Michał był takim samym draniem jak mój ojciec”
- „Nie posłuchałam babci i wbrew przesądom wzięłam ślub w maju. Prosto sprzed ołtarza poszłam do sądu”
- „Dzień przed ślubem narzeczonego dopadły wątpliwości. To, co usłyszałam, zrujnowało mi życie”