Reklama

– Kamil, tylko nie pij. Błagam cię – powiedziałam do telefonu, siedząc na kuchennym krześle i ściskając w ręce kubek z zimną już herbatą.

Reklama

–No co ty... Ja wiem, co to za dzień. Dla Mai. Dla ciebie – jego głos był jak zawsze zbyt pewny siebie.

– Obiecałeś... – ściszyłam głos, żeby Maja nie usłyszała z drugiego pokoju.

– I dotrzymam słowa. Daj mi trochę wiary, siostra. Będzie dobrze – zaśmiał się, ale ten śmiech mnie tylko zaniepokoił.

– Po prostu… to dla niej bardzo ważne. I dla mnie. Nie chcę znowu świecić za ciebie oczami. Nie tego dnia.

Po tej rozmowie przez chwilę patrzyłam w okno, za którym majowa zieleń aż krzyczała radością. Zupełnie niepasującą do moich myśli. Byłam zmęczona. Nie tylko organizacją tej Komunii, ale latami bycia odpowiedzialną za wszystko i wszystkich. A Kamil… On miał być moim wsparciem. Zawsze nim był, kiedy byliśmy mali. Ale od dawna częściej był ciężarem. Maja wpadła do kuchni z białą wstążką we włosach i uśmiechem, który rozświetlił całe pomieszczenie.

– Mamusiu, zobacz, jak wyglądam! – zawołała, kręcąc się w swojej komunijnej sukience.

Uśmiechnęłam się przez łzy. Bo choć robiłam wszystko, żeby ten dzień był dla niej najpiękniejszy, nie potrafiłam pozbyć się czającego się gdzieś z tyłu głowy lęku.

Musiałam się uśmiechać

Weszłam do sali z tacą pełną koreczków, jeszcze raz zerkając w stronę wejścia. Było niemal południe, a Kamil się spóźniał. Był w kościele, a potem gdzieś zniknął. Goście już powoli zajmowali miejsca przy stołach. Maja, w swojej komunijnej sukience, siedziała przy babci Ani, uśmiechnięta i podekscytowana. Wreszcie drzwi się otworzyły. Kamil wszedł z nonszalanckim krokiem, rozpiętą marynarką i tym swoim uśmiechem.

Gdy podszedł i mnie uściskał, poczułam – nie silnie, ale wyraźnie – zapach alkoholu.

– Kamil... – szepnęłam, patrząc mu w oczy.

– Co? – uśmiechnął się. – Przecież nie przyszedłem z butelką w ręku. Spokojnie, siostra. Daj się dziecku nacieszyć chwilą.

Uśmiechnęłam się sztywno. Przy stole wujek Zbyszek już przyglądał mu się z ukosa. Ciocia Basia zmarszczyła brwi, kiedy Kamil objął ją zbyt entuzjastycznie i cmoknął w policzek.

Czy wszystko w porządku z Kamilem? – zapytała mnie dyskretnie jedna z kuzynek. – Bo... no wiesz...

– Tak, wszystko dobrze – skłamałam przez zaciśnięte zęby.

Kiedy wróciłam na swoje miejsce, serce waliło mi jak młot. Tyle pracy, tyle starań. Córka zerkała na mnie co chwilę, szczęśliwa i dumna. Musiałam się uśmiechać. Jeszcze tylko kilka godzin. Może się opamięta. Tylko że z Kamilem nigdy nic nie było pewne.

Byłam bezsilna

Na początku brat próbował jeszcze zachować pozory. Opowiadał anegdotki, śmiał się głośno, może trochę zbyt głośno, ale goście udawali, że nic nie zauważają. Tylko ja widziałam, jak ciocia Lucyna przekłada widelec z jednej ręki do drugiej, żeby nie siedzieć obok niego. I jak wujek Witek, zamiast usiąść przy jego stole, dosiadł się do dzieci. Kamil nalał sobie kompotu, ale za chwilę już sączył coś ze swojej piersiówki pod stołem. Myślał, że nie widzę. Że nie czuć. Ale czułam. W powietrzu, w jego spojrzeniu, w gestach.

To co, mamy imprezę bez tortu? – rzucił głośno, kiedy kelner wniósł sernik.

Spojrzałam na niego ostrzegawczo.

– Daj spokój.

– A co, nie wolno się pośmiać? Dzień radości, nie? – zaśmiał się. – Maja, wiesz w ogóle, co świętujesz? – rzucił w stronę córki. – Czy to po prostu kolejna okazja do prezentów?

Zamarłam. Nie tylko ja. Wszyscy.

– Wystarczy – matka pochyliła się do niego. – To Komunia twojej siostrzenicy.

– No tak, przepraszam – prychnął. – Wszyscy tacy święci, a jak tylko zamkną drzwi, to każdy po swojemu. Nie?

Maja spuściła wzrok. Widziałam, że nie rozumiała, co się dzieje, ale czuła, że coś jest nie tak.

– Przestań. Proszę – powiedziałam już bez siły.

Ale on tylko uśmiechnął się pod nosem. I sięgnął po kolejny kawałek sernika.

Serce podeszło mi do gardła

Wiedziałam, że to nie potrwa długo. Kamil zawsze działał jak zegar z popsutą sprężyną – wydawało się, że tyka równo, ale w końcu wystrzeli. I właśnie wystrzelił.

– I kto to wszystko opłacił, co? – zapytał ni stąd, ni zowąd, stojąc na środku sali. – Bo chyba nie tatuś? O nie, tatuś to w tej rodzinie wygodnie się ulotnił.

Goście umilkli. Ktoś chrząknął. Inna osoba udawała, że akurat czyta kartkę z życzeniami. A ja… ja tylko patrzyłam, jak Maja ściska swój różaniec przy piersi i udaje, że nie słyszy.

– Siadaj – moja matka próbowała go ściągnąć z tego wstydu za rękaw.

Nie dotykaj mnie. Wychowaliście świętą, a ja? Ja to kto? Człowiek od podawania sztućców? – jego głos stawał się coraz bardziej donośny, coraz bardziej ostry.

– Przepraszam… – wydusiłam, podchodząc do gości.

Ale było już za późno. Kilka osób wstało. Zabrali dzieci, kurtki, podziękowali z wymuszoną uprzejmością. Kamil coś jeszcze krzyczał, ale już go nie słyszałam. Świat zawirował w zwolnionym tempie. Wszystko działo się bez mojego udziału. Kiedy sala prawie opustoszała, podeszła do mnie Maja. Trzymała swoją torebkę komunijną jakby była z waty cukrowej.

– Czy to przeze mnie? – wyszeptała.

Zamarłam. Serce podeszło mi do gardła.

– Nie, kochanie. Absolutnie nie. To nie twoja wina – uklękłam przed nią i przytuliłam. – Przepraszam, że musiałaś to przeżyć.

– Nie chciałam, żeby ktoś był smutny przez moją Komunię…

Zamknęłam oczy. Tego nie dało się już cofnąć.

Nie mogłam mu wybaczyć

Nazajutrz długo nie mogłam się zebrać. Wstałam wcześniej niż zwykle i zrobiłam Majce kakao. Siedziała przy stole i spokojnie jadła płatki. Nie zapytała o wczoraj. Chyba już wiedziała, że nie musi. Po południu pojechałam do Kamila. Wiedziałam, że będzie w domu. Otworzył mi w dresie, potargany, z czerwonymi oczami.

– Dlaczego? – weszłam bez zaproszenia.

Nie chciałem tak. Serio. – Oparł się o futrynę. – Ale jak wszedłem, jak zobaczyłem te miny, ten plastik… poczułem się... zbędny.

– Obiecałeś. Dla Mai. Dla mnie.

– Wiem. Wiem. I zawaliłem. Ale nie rozumiesz… – mówił, jakby próbował się bronić, ale sam w to nie wierzył. – Czułem się tam obco. Jak dodatek. Jak problem.

– Może dlatego, że nim byłeś? – powiedziałam ostro. – Zniszczyłeś jej dzień. Zrobiłeś z tej Komunii… coś, czego ona już nigdy nie zapomni. I nie dlatego, że było pięknie.

– Zniszczyłem wszystko dawno temu. Ty po prostu nie chciałaś tego widzieć – spojrzał na mnie z takim bólem, że przez chwilę straciłam rezon.

– Nie chcę cię już widzieć. Nie wiem, kiedy ci wybaczę. Może nigdy.

Odwróciłam się i wyszłam. On nie próbował mnie zatrzymać.

Musiałam postawić granicę

Wieczorem siedziałam na brzegu łóżka Mai. Spała wtulona w swoją poduszkę, trzymając w dłoniach pamiątkowy różaniec. Była taka mała, taka dzielna. Zasłużyła na radość, a dostała lekcję, której nie powinno się dawać dziewięciolatce. Obok leżał album na zdjęcia. Miały tam trafić najpiękniejsze foty – z kościoła, z przyjęcia, z rodziną. Zajrzałam do galerii w telefonie. Biała sukienka, kwiaty, tort. Część gości uśmiechnięta, część z niepokojem w oczach. I Maja, raz uśmiechnięta szeroko, raz przygaszona. Zatrzymałam się na jednym zdjęciu. Maja przy stole, wpatrzona w coś poza kadrem. Delikatny cień na jej twarzy. Zorientowałam się, że są tylko trzy zdjęcia, na których się śmieje. Cała reszta była jak zamrożony kadr z dnia, który pękł w szwach. Odłożyłam telefon na szafce. W pokoju było cicho. Kamil... Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś pojawi się w naszym życiu. A może właśnie tak musiało się skończyć?

Wstałam, poprawiłam kołdrę Mai i jeszcze raz spojrzałam na spokojną buzię. Jedno wiedziałam na pewno – zrobię wszystko, żeby znów się uśmiechnęła. Ale już nie będę liczyć na nikogo, kto raz zawiódł.

Daria, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama