„Zaprosiłem narzeczoną na Wigilię do domu rodziców. Marzenia o świętach w zgodzie pękły jak szklana bombka”
„Te półsłówka, te aluzje, wbijały się głębiej niż krzyk. Próbowałem obrócić to w żart, coś powiedzieć o inflacji albo że przywiozłem uśmiech, ale głos mi ugrzązł w gardle. Magda już nie mówiła nic”.

Od kilku lat mieszkam w Warszawie. W moim świecie to oznacza względną stabilność: kawalerka z balkonem, kawa z dripa i freelansowe zlecenia, które raz dają spokój, a raz tylko lęki. I jest jeszcze Magda.
Byłem z nią szczęśliwy
Magdę poznałem w kolejce po croissanta. Pomyliła swoje zamówienie z moim i wyszło, że zamiast słodkiego śniadania dostałem jej wegańskiego rogala z nasionami chia. Chciałem oddać, ale się tylko uśmiechnęła. Zostałem z tym rogalem, a potem, po wielu rozmowach, także z nią.
To moja pierwsza prawdziwa dziewczyna. Nie taka „na chwilę”, nie do pokazania, nie na łatanie czegokolwiek. Spokojna, inteligentna, uważna. Mądra w tych momentach, gdy ja jestem jeszcze zagubiony. Z nią czuję się, jakbym wreszcie był sobą, ale takim lepszym. Przez rok unikałem, by zabierać ją do domu rodzinnego. Czasem żartowała:
– Co, masz rodzinę w sekcie? – A ja udawałem, że się śmieję.
Bo prawda jest taka, że po prostu się bałem. U nas w domu nigdy nie było lekko. Matka z wiecznymi pretensjami, siostra z żółcią zamiast słów, ojciec – duch w kącie. Święta zawsze były polem minowym, ale w tym roku coś się we mnie złamało. Może to złudna nadzieja, że przecież może być inaczej? W końcu są święta, czas pokoju.
– Naprawdę chcesz mnie tam zabrać? – Zapytała, gdy o tym wspomniałem.
– Tak. Bo chcę, żebyś poznała wszystko, co mnie ukształtowało. Cho… ostrzegam, może być różnie.
– Każda rodzina ma swoje dziwactwa – odpowiedziała z uśmiechem i uściskiem dłoni.
Nie było ciepła
Więc ruszyliśmy do mojego rodzinnego miasta, do mojego dzieciństwa, do wspomnień pachnących piernikiem i krzykiem. W aucie grało cicho radio, śnieg topniał na przedniej szybie.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała, a ja bardzo chciałem jej uwierzyć.
Kiedy podjechaliśmy pod dom, ręce zaczęły mi się lekko pocić. Magda nie zauważyła. Uśmiechała się jeszcze, jakby miała w sobie całą cierpliwość świata. Wysiadła pierwsza, poprawiając płaszcz. Była delikatna, elegancka. Matka otworzyła drzwi. Spojrzała najpierw na Magdę, potem na mnie. Nie było uścisku, nie było „witajcie kochani”, tylko krótkie spojrzenie na jej płaszczyk i pytanie, które wcale nie brzmiało jak troska:
– O, nie zimno ci w tym?
Magda uśmiechnęła się grzecznie, trochę zaskoczona.
– Jest ocieplany – powiedziała miękko.
Matka nie skomentowała. Odsunęła się i wpuściła nas do środka. W przedpokoju stała moja siostra Kinga, oparta o framugę jak strażnik. Zmarszczone brwi i kpiący uśmieszek. To była jej specjalność.
– Wreszcie się pokazałeś… z prezentami? – zapytała, nawet nie patrząc na Magdę.
Miała pretensje
Magda podała jej dłoń.
– Magda. Miło cię poznać – powiedziała.
– Mhm – odmruknęła Kinga i spojrzała na moje buty.
Wtedy ojciec przeszedł obok, cicho, jakby przez przypadek. Pokiwał głową w moją stronę, ale nic nie powiedział. W domu pachniało kapustą. Bombki wisiały trochę krzywo, a firanka wciąż ta sama, co dziesięć lat temu. Magda zdjęła płaszcz, spojrzała na mnie ukradkiem. Chyba chciała się upewnić, że to normalne. Pokiwałem głową, żeby dać jej znać, że jakoś to będzie. Sam w to nie wierzyłem.
– Chodź na chwilę – powiedziała matka, kiwając głową w stronę kuchni.
Zostawiłem Magdę z Kingą i poszedłem za nią.
– Znowu nic nie przywiozłeś – powiedziała. – Ja całe życie dla was haruję, a wy? Nawet karpia nie kupisz.
Czułem się jak intruz
Poczułem, jak w gardle robi mi się sucho. Tego właśnie się obawiałem, tych zdań, które nie są rozmową, tylko wyrokiem.
– Mamo, przecież przyjechaliśmy. Chciałem, żeby było inaczej – spróbowałem, ale nawet sam nie wierzyłem, że to coś zmieni.
– Inaczej… – powtórzyła, śmiejąc się pod nosem. – Ty zawsze tylko chcesz, a potem znikasz na rok. Teraz przyprowadzasz pannę, jakby wszystko było w porządku.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy Magda słyszy. W głowie zaczęły mi się przesuwać obrazy z poprzednich świąt. Trzaskanie drzwiami, ojciec uciekający do łazienki. Miałem nadzieję, że Magda tego nie widzi, ale już czułem, że coś się zmienia. Na gorsze.
Wyszedłem z kuchni, zanim powiedziałem coś, czego bym żałował. Magda siedziała na kanapie, Kinga już zdążyła zniknąć. Usiadłem obok. Milczała, a jej dłoń była chłodna. Zaraz po Wigilii Magda zaproponowała, że pomoże w kuchni. Poszła tam, a ja jeszcze siedziałem przy stole. Zanim zdążyłem wstać, usłyszałem znajomy ton.
– A Adam ci powiedział, że się nie dołożył do świąt?
To była Kinga.
– Nie wiedziałam – odpowiedziała Magda po chwili.
Narobili mi wstydu
Wszedłem i oparłem się o framugę.
– Nie przyszedłem się tu kłócić o pieniądze – rzuciłem, próbując zachować spokój.
– Tylko że ja potem mam debet! – Krzyknęła matka.
Te półsłówka, te aluzje, wbijały się głębiej niż krzyk. Próbowałem obrócić to w żart, coś powiedzieć o inflacji albo że przywiozłem uśmiech, ale głos mi ugrzązł w gardle. Magda już nie mówiła nic. Stała, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Radość zniknęła z jej twarzy i z tej wizyty. Stałem tam i czułem się, jakbym znowu miał czternaście lat. Tylko że teraz byłem dorosły i wcale nie miałem już gdzie uciec.
– W następnym roku to już może w ogóle nie przyjeżdżaj. Co to za święta, jak tylko fochy i fochy – rzuciła moja matka.
Magda uniosła głowę, nie powiedziała nic. Stałem przy blacie, ale nie mogłem już wytrzymać. Wziąłem głęboki oddech, ale to nic nie dało. Słowa wypaliły się same.
– Dość! Nie przyszliśmy tu się z wami kłócić. Magda nic wam nie zrobiła, a ja już mam dość tego cyrku. Co roku to samo!
To był koniec
Matka zamarła w bezruchu, jakby nie spodziewała się, że podniosę głos. Magda złapała mnie za rękę.
– Spokojnie – powiedziała cicho, ale ja już wiedziałem, że tego nie odwrócę.
– Idziemy. To nie ma sensu.
Zabrałem płaszcz i wyszliśmy w ciszy. Ojciec siedział przy telewizorze, nawet nie spojrzał. Na zewnątrz padał śnieg, cichy i spokojny. Zupełnie inny niż to, co zostawiliśmy za sobą. Siedzieliśmy w aucie przez chwilę, zanim odpaliłem silnik. Magda patrzyła w bok, na zamarznięte okno. Światła z domu odbijały się w lusterkach. W końcu ruszyliśmy wolno.
– Zawsze tak u was? – zapytała po kilku minutach.
– Tak.
Nie było w tym nic więcej: ani tłumaczenia, ani próby usprawiedliwienia. Ona też nic nie dodała. W nocy nie mogłem spać. Patrzyłem w sufit i myślałem, że może rano się obudzimy i wszystko wróci, ale rano przyszedł tylko SMS od Magdy: „Nie potrafię wejść w taką rodzinę. Przykro mi”. Nie odpisałem.
Po świętach miasto wracało do życia, choinki w witrynach zaczynały wyglądać jak wyrzut sumienia. Telefon milczał. Rodzina nie dzwoniła, Magda też nie. Pokazałem jej dokładnie to, czego bałem się najbardziej. Magda była cicha, ale słuchała uważnie i właśnie dlatego zrozumiała zbyt wiele. Więcej niż bym chciał.
Adam, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż wyjechał na kontrakt do Dublina. Gdy przyjechałam do niego na święta, zamiast prezentu otrzymałam gorzką lekcję”
- „Nie jeżdżę na Wigilię do syna, bo czuję się tam jak zbędny mebel. Wolę spędzić wieczór z książką niż synową”
- „Mąż nie wrócił do domu na Wigilię, bo miał ważniejsze sprawy. Ja to udźwignę, ale co na to dzieci?”