„Zaraz po szkole moja nastoletnia córka zamyka się w pokoju i znika. Boję się, że nie potrafię już do niej dotrzeć”
„Wydawało mi się, że to taki okres. Typowa nastolatka i że to pewnie minie. Tylko że kiedyś nawet jak miała focha, to przynajmniej była obrażona głośno. Krzyczała, strzelała drzwiami, płakała, rzucała, że mnie nienawidzi przez łzy. A teraz cisza. Jakby mnie w ogóle nie było. I jestem bezradna”.

- Redakcja
Czasem wydaje mi się, że mieszkam z duchem. Wychodzi rano z pokoju, milczy przy śniadaniu, zakłada słuchawki i znika. Wraca ze szkoły, mija mnie bez słowa, zamyka drzwi i… tyle. Czasem słyszę stłumioną muzykę, szelest przewracanych kartek. Ale jej – nie słyszę. Kiedyś gadałyśmy godzinami. Teraz nie wiem, co u niej. Czy ktoś ją zranił? Czy coś przeżywa? A może po prostu przestałam być jej potrzebna? Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, jak to naprawić. I coraz bardziej boję się, że nie zdążę.
Zaczęło mnie to przerażać
Zaczęłam liczyć, ile razy dziennie się do niej odzywam. Średnio trzy. Rano, zanim wyjdzie do szkoły. Po południu, gdy wraca. I wieczorem – pytając, czy zje coś ciepłego. Zazwyczaj odpowiada jedno z trzech: „Zaraz”, „Nie jestem głodna”, albo w ogóle nic. Przemyka przez mieszkanie cicho, jakby celowo unikała skrzypiących paneli. I zawsze te zamknięte drzwi. Nie trzaskane – po prostu zamykane. Zdecydowanie. Nie wiem, kiedy zaczęło mnie to przerażać.
Na początku wydawało mi się, że to taki okres. „Typowa nastolatka”, mówiły koleżanki. „To minie”. Tylko że kiedyś nawet jak miała focha, to przynajmniej się była obrażona głośno. Krzyczała, strzelała drzwiami, płakała, rzucała „nienawidzę cię” przez łzy. A teraz… cisza. Jakby mnie w ogóle nie było. Zaczęłam zostawiać jej różne rzeczy przy drzwiach. Czasem herbatę w kubku z pandą, który lubiła w podstawówce. Czasem naleśniki z nutellą, które kiedyś nazywała „najlepszym daniem świata”. Czasem karteczkę z prostym rysuneczkiem serduszka. Wszystko znikało po kilku minutach, ale nigdy nie wracało z odpowiedzią. Zbliżały się jej urodziny. Myślałam, że to dobry moment. Spróbuję inaczej. Przypomnę jej, że jestem. Że pamiętam. Że czekam.
– Jagoda – powiedziałam wieczorem, stając pod drzwiami. – Pomyślałam, że może w weekend wyskoczymy gdzieś razem? Kino? Pizza? Jak kiedyś?
Po drugiej stronie była cisza. Przysięgam – słyszałam, jak wstrzymuje oddech. A potem tylko dźwięk przekręcanego zamka.
Dziś nie pyta mnie o nic
Gdy była mała, mówiłam do niej „moje słońce”. Wszędzie było jej pełno. Rysowała na każdej kartce, nawet na paragonach. W sklepie podskakiwała przy wózku i zaczepiała ekspedientki. Zadawała pytania, których nie ogarniała moja zmęczona głowa, np. dlaczego śnieg skrzypi, czy Bóg śpi i po co ludziom paznokcie. Dziś nie pyta mnie już o nic. Na zebraniu w szkole siedziałam z kartką i długopisem, gotowa zapisać wszystko, co trzeba kupić, poprawić, pomóc. Ale wychowawczyni powiedziała tylko:
– Jagoda jest bardzo spokojna. Czasem wręcz wycofana. Nie sprawia problemów, ale też… no cóż, trudno ją zachęcić do czegokolwiek.
Zgłosiłam się, jakby to była uwaga do mnie, nie do niej.
– W domu też taka jest – przyznałam cicho. – Nie wiem, czy to... normalne.
Kobieta skinęła głową ze współczuciem, które mnie bardziej zirytowało, niż uspokoiło.
– Może to przejściowe – powiedziała. – Ale jeśli nie minie, warto pomyśleć o rozmowie z psychologiem.
Nie minęło. Coraz częściej łapałam się na tym, że nasłuchuję czy coś spadło, czy chodzi po pokoju, czy w ogóle tam jest. Przesuwa się po mieszkaniu jak cień. Bez śmiechu, bez słów, bez śladów. Przestała nawet mówić mi „dobranoc”. A ja stałam się jak gość w jej życiu. Ktoś, kto zagląda tylko na moment, zadaje jedno pytanie i wraca do siebie. Jakby między nami nie było już domu, tylko korytarz z zamkniętymi drzwiami po obu stronach.
Może to przez rozwód
Wysyłam jej SMS-y, mimo że dzieli nas tylko kilka metrów ściany. „Jest zupa na stole”, „Pamiętaj o kurtce, ma padać”, „Kocham cię, słoneczko”. Czasem nawet dodaję jakąś głupotę, żeby ją rozśmieszyć – screen z memem, zdjęcie kota z językiem na wierzchu, który wygląda jak nasz Filemon. Ale nie dostaję żadnej odpowiedzi. Kiedyś przynajmniej wstawiała „serduszko” albo odpisywała krótkie „ok”. Teraz nawet nie odczytuje. Albo ma mnie wyciszoną. Nie wiem, co gorsze.
Zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś nie zepsułam wcześniej. Może byłam zbyt zasadnicza, może zbyt często pouczałam, zamiast po prostu słuchać. A może to przez ten rozwód, który niby tak dobrze zniosła. Może grała. Może udawała, żeby nie dokładać mi zmartwień. Pamiętam, jak raz wróciła wcześniej ze szkoły. Siedziała na łóżku, zapatrzona w okno. Zapytałam, czy wszystko w porządku, a ona wzruszyła ramionami. Usiadłam obok, ale się odsunęła. Chciałam dotknąć jej ramienia – nie pozwoliła.
– Po prostu... chcę być sama, dobra? – powiedziała.
Tylko że to „sama” trwa już tygodniami. Czasem próbuję zagadać inaczej. Nie o szkole, nie o koleżankach, nie o tym, co jadła. Pytam, czy nie chce czegoś obejrzeć razem. Mówię, że w telewizji leci nasz ulubiony film. Odpowiedzi nie ma. Tylko cichy dźwięk zamykanego zamka. To jest jak rozmowa z pustką, ze ścianą. Jak wiadomość bez odpowiedzi.
Coś się w niej zmieniło
Zaczęłam dostrzegać rzeczy, które wcześniej ignorowałam. Ciche przekleństwa, rzucane pod nosem, gdy myślała, że nie słyszę. Rolki papieru zapełnione dziwnymi rysunkami – postacie w maskach, z wielkimi oczami, bez twarzy. I ten notes, który nosiła ze sobą wszędzie, ale nigdy nie pozwalała mi nawet na niego spojrzeć. Nie chodziło już tylko o zamknięte drzwi. Coś się w niej zmieniło. Jej spojrzenie. Sposób, w jaki milczała. To nie było milczenie ze złości – to było coś, czego nie znałam. Jakby zamieszkała w niej obca osoba.
Kiedyś powiedziała mi, że nie chce chodzić na przerwy, bo „wszyscy się gapią”. Spytałam, dlaczego – wzruszyła ramionami. Może nie lubi tłumów? Może coś się wydarzyło? Nie potrafiłam tego z niej wydobyć. Zauważyłam też, że zaczęła ubierać się inaczej. Czarny golf pod bluzką, długie rękawy, nawet w cieplejsze dni. Unikała lustra w przedpokoju. Kiedyś przeglądała się w nim godzinami, teraz omijała je wzrokiem. Jakby nie chciała siebie widzieć. Jakby się sobie nie podobała.
– Jagoda, wszystko w porządku? – zapytałam któregoś dnia, kiedy wychodziła z pokoju po wodę.
Zatrzymała się na chwilę. Odwróciła głowę tylko na sekundę.
– Tak. Przestań ciągle pytać.
To „przestań pytać” brzmiało jak wyrok. Jakby każda próba zbliżenia się do niej była dla niej czymś bolesnym, niechcianym. A ja czułam się, jakbym stąpała po lodzie, który pęka z każdym krokiem. Nigdy nie chciałam być dla niej kimś obcym. Ale zaczęłam mieć wrażenie, że już tego nie da się odwrócić.
Patrzyła na mnie jak na intruza
W niedzielę rano wstałam wcześniej niż zwykle. Usiadłam przy stole z notesem i kartką. Zaczęłam pisać: „Lista rzeczy, które kiedyś lubiłyśmy robić razem”. Wyszło mi dziewięć punktów. Dziesiątego nie byłam pewna.
- Kino i karmelowy popcorn.
- Pizza z podwójnym serem.
- Kolorowanie mandali.
- Robienie naleśników na śniadanie.
- Śpiewanie w samochodzie.
- Zakupy w lumpeksach.
- Oglądanie „Przyjaciół” pod kocem.
- Rysowanie sobie nawzajem kresek eyelinerem.
- Spacery na działki „żeby się wyżalić”.
Punkt dziesiąty wpisałam ołówkiem: „Rozmawianie o wszystkim”. Ale potem go skreśliłam. Tego dnia postanowiłam, że nie będę się już skradać pod drzwi. Nie zostawię jej naleśników w kuchni. Nie napiszę SMS-a. Po prostu – wejdę. Bez pytania. Bez uprzedzenia. Zaparzyłam jej ulubioną herbatę z hibiskusem. Do tego dwie bułki z masłem orzechowym i miodem. Wszystko położyłam na tacy. Zatrzymałam się pod drzwiami. Zawahałam się. I zapukałam.
– Jagoda?
Nie odpowiedziała.
– Wchodzę – powiedziałam.
Siedziała przy biurku, w słuchawkach. Popatrzyła na mnie, jakby zobaczyła intruza. Ale nie krzyczała. Nie kazała wyjść. Położyłam tacę na biurku. Powiedziałam tylko jedno zdanie.
– Chcę cię usłyszeć. Ale jak nie dziś, to może jutro.
Odwróciła wzrok. Ale wtedy zauważyłam coś, czego nie widziałam od miesięcy. Kącik jej ust drgnął. Minimalnie. I może to właśnie była ta jedyna, ostatnia próba, która coś w niej poruszyła.
Nagła zmiana zachowania
Tydzień później wróciła ze szkoły wcześniej niż zwykle. Usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach i jej kroki – nie po cichu, jak zawsze. Normalne, bez ukrywania się. Weszła do kuchni. Otworzyła lodówkę. Zobaczyła mnie przy zlewie.
– Hej – rzuciła, jakby to było coś zupełnie zwyczajnego. Jakby przez ostatnie miesiące nie milczała.
Odpowiedziałam ostrożnie:
– Hej.
Zamknęła lodówkę, wyjęła kubek i nalała sobie soku. Wzięła łyka. Patrzyła w podłogę.
– Wiesz… W tej nowej szkole… – zaczęła, a potem zamilkła. – Nieważne.
Chciałam ją złapać za rękę, ale się powstrzymałam.
– Ważne – powiedziałam cicho.
Ale nie powiedziała nic więcej. Wyszła z kuchni i znów zamknęła drzwi. Tym razem bez przekręcania zamka. Tamtego dnia nie usłyszałam reszty historii. I może już nigdy jej nie usłyszę. Ale wieczorem przyszła do salonu i usiadła obok mnie na kanapie. Nie odezwała się. Włączyła serial, który oglądałyśmy razem, zanim wszystko się posypało. Podsunęła mi koc.
Zrozumiałam wtedy coś ważnego. Może nie odzyskam tamtej Jagody sprzed lat. Może nie będzie już wybuchów śmiechu, rysunków pand i wyznań między kolacjami a bajkami. Ale może będę miała nową wersję nas. Ciszej, ostrożniej, z większym dystansem. Ale wciąż razem. I może to wystarczy. Bo najgorsze to przegapić moment, w którym dziecko jeszcze czegoś potrzebuje, ale już nie wie, jak o to poprosić.
Edyta, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie zdradziłam męża, bo kochanek nie tknął mnie nawet palcem. Każda kobieta czasem potrzebuje doprawić mdłe małżeństwo”
- „Zdradziłam męża z sąsiadem w garażu, bo chciałam coś poczuć. Nie byłam jedyną kobietą, którą próbował naprawić”
- „Zdradziłem żonę z apetyczną asystentką. To miał być tylko szybki skok w bok i powrót, ale uwikłałem się na amen”