Reklama

Zawsze byłam przekonana, że największym darem w życiu jest rodzina. Kiedy poznałam Kacpra, myślałam, że trafiłam na swojego człowieka – spokojnego, rozsądnego, trochę zamkniętego w sobie, ale lojalnego. Po dwóch latach od ślubu okazało się, że jestem w ciąży. Nasze dziecko – pierwsze, upragnione – miało przyjść na świat wiosną.

Reklama

– Gratuluję, pani Anito – powiedziała lekarka podczas USG. – Wszystko wygląda książkowo.

Płakałam z radości. Tego samego dnia upiekłam ulubione ciasto Kacpra i przygotowałam kolację z trzema świeczkami – symbolicznymi. Jedna dla mnie, jedna dla niego i jedna – dla naszego maleństwa. Ale zanim jeszcze skończyłam świętować, zadzwonił telefon. Na ekranie: Halina – teściowa.

– Słyszałam, że spodziewacie się dziecka – rzuciła tonem, który zawsze brzmiał jak kontrola skarbowa. – A Kacper ci ufa? Jesteście tacy nowocześni, to i może nie wszystko robicie wspólnie…

Zmilczałam.

– No wiesz, ja tylko pytam, bo teraz różnie bywa – ciągnęła. – Czasami kobieta wraca od fryzjera z prezentem, który wcale nie należy do jej męża…

Odrzuciłam telefon. Potem zadzwoniłam do Sary, mojej przyjaciółki. Płakałam, zanim zdążyłam się odezwać.

– Anita, co się dzieje? – zapytała spanikowana.

– Ona... ona sugeruje, że... że to nie jego dziecko – wydukałam przez szloch.

– To wiedźma!– Sara niemal krzyknęła. – Ale przecież Kacper ci ufa. Powiedziała mu już coś?

– Nie wiem. Boję się go zapytać.

Wróciły wspomnienia mojego dzieciństwa. Ojciec zostawił mamę, kiedy miałam sześć lat. Pamiętam tylko, jak trzaskał drzwiami. Przez lata bałam się, że nikt mi nigdy nie zaufa. Że zaufanie w związku to bajka dla naiwnych. Ale z Kacprem wierzyłam, że będzie inaczej. Tyle że Halina nie wierzyła. Halina... która od początku nie mogła znieść, że ktoś mógłby zająć jej miejsce w życiu syna. Halina, która patrzyła na mnie jak na intruza, jak na tymczasową lokatorkę jego życia.

Teściowa zasugerowała zdradę

– Anita… – Kacper spojrzał na mnie jakoś inaczej. Jakby mniej ciepło, bardziej ostrożnie. – Muszę cię o coś zapytać. I nie chcę, żebyś się denerwowała.

Odstawiłam kubek z miętą na stół. W brzuchu już mi się zrobiło zimno, choć napar był gorący.

– Co jest?

– Czy… masz pewność, że… że to moje dziecko?

Zamarłam.

– Że co?

– No… Wiesz, ja nie mówię, że nie… ale mama… coś zasugerowała.

– Że co zasugerowała?! – zerwałam się z krzesła, serce waliło mi jak młotem. – Że ja cię zdradziłam?! Że noszę w sobie czyjeś dziecko?!

– Nie powiedziała wprost. Tylko, że… że powinienem się zabezpieczać, bo różne rzeczy się dzieją. I że teraz to się często słyszy o kobietach, które…

– Kacper, przestań! Natychmiast! – Głos mi się załamał. – Ty jej uwierzyłeś?

– Nie… Nie wiem. Po prostu zaczęło mi to siedzieć w głowie…

– A nie przyszło ci do głowy, żeby zapytać mnie, zamiast słuchać swojej matki?

Chodziłam po kuchni jak w klatce. Złość pulsowała mi w skroniach.

– Jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć? Po tych wszystkich latach, po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? – głos mi się załamał, ale nie mogłam przestać. – Czy ja kiedykolwiek dałam ci powód, żebyś mi nie ufał?

– Nie… – mruknął. – Ale twoje ostatnie wyjścia, te weekendy z Sarą…

– Boże… – usiadłam z powrotem i ukryłam twarz w dłoniach. – Kacper, jestem w ciąży. Twoje dziecko rośnie we mnie. A ty myślisz, że sypiam z kimś innym?

Przez chwilę panowała cisza. Potem usłyszałam, jak cicho mówi:

– Chciałem tylko być pewny…

Zrobiło mi się zimno. Pierwszy raz naprawdę się przestraszyłam.

Czułam, jak wszystko we mnie wrze

Zadzwoniłam do Haliny następnego dnia rano. Ręce mi się trzęsły, ale głos miałam twardy jak beton.

– Pani Halino, chciałabym porozmawiać. Osobiście.

– Oczywiście, Anitko. Zawsze chętnie się spotkam – powiedziała słodkim tonem, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami.

Godzinę później stałam w jej przedpokoju. Zaprosiła mnie do salonu, gdzie pachniało świeżo parzoną kawą i perfidną manipulacją.

Co się stało, kochanie? – zapytała z fałszywą troską.

– Kacper zapytał mnie wczoraj, czy mam pewność, że to jego dziecko. – Usiadłam naprzeciw niej i patrzyłam prosto w oczy. – A ja chciałabym wiedzieć, co dokładnie pani mu powiedziała.

Zmrużyła oczy.

– Och, Anito, nie przesadzaj. Po prostu… zasugerowałam mu ostrożność. Świat się zmienia, kobiety też się zmieniają. Czasem trudno się połapać, czy wszystko idzie tak, jak powinno.

– Czyli sugerowała pani, że go zdradzam?

– Ja? Absolutnie nie! – rozłożyła ręce. – Ale wy jesteście jeszcze młodzi. Niektóre rzeczy można przeoczyć. Kto wie, może nawet nieświadomie…

– Nieświadomie zajść w ciążę z innym facetem?! – niemal krzyknęłam.

– Ja tylko chcę dobrze dla mojego syna – powiedziała z przesadną czułością. – Dla mnie on zawsze będzie najważniejszy. I nie chcę, żeby ktoś go wykorzystał.

– Wykorzystał?! – zbladłam. – To ja jestem jego żoną. Noszę jego dziecko. Kocham go. A pani podkłada mi miny jakbym była oszustką!

– Nie przesadzaj. Ja tylko troszczę się o niego. Ty jesteś kobietą, Anito. Powinnaś to zrozumieć.

– Jestem kobietą. Pani najwyraźniej już dawno o tym zapomniała – syknęłam i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Czułam, jak wszystko we mnie wrze. Ta kobieta chciała zniszczyć mój dom. Nie puszczę tego płazem.

Nie bronił mnie ani nas

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie miałam tylko jedno: jak on mógł? Jak ona mogła? Rano, kiedy Kacper brał prysznic, weszłam do pokoju, żeby znaleźć jego telefon. Nie miałam w zwyczaju go sprawdzać, ale teraz... już nie chodziło o zwykłą ciekawość. To była potrzeba ochrony własnej. Telefon leżał na szafce nocnej. Wzięłam go, a serce waliło mi potwornie. Palce drżały. Otworzyłam ostatnie połączenia. Halina. Wczoraj wieczorem. Odsłoniłam drzwi łazienki.

– Dzwoniłeś do niej? Znowu?

– Co? – wychylił głowę spod prysznica. – No, tak. Dzwoniła, pytała, czy wszystko u nas dobrze...

– I co jej powiedziałeś?

– Że... rozmawialiśmy. I że może rzeczywiście lepiej zrobić test. Żeby rozwiać wątpliwości.

Upuściłam telefon. Dosłownie. Spadł na podłogę z cichym stukiem, który w tej ciszy brzmiał jak wybuch.

– Czy ty siebie słyszysz?! – krzyknęłam, łamiąc się już zupełnie. – Ty naprawdę w to wierzysz? Chcesz badać własne dziecko, bo twoja matka sieje ci w głowie chwasty?!

– Anita... ja po prostu chcę mieć pewność.

– Albo mi ufasz, albo kończymy tę farsę! – wyrzuciłam z siebie. – Przysięgałeś miłość i zaufanie, pamiętasz?! Przy ołtarzu. I teraz oddajesz mnie w ręce osądu twojej cholernej matki?!

Nie odpowiedział. Tylko spuścił wzrok. To zabolało jeszcze bardziej niż jego słowa. Nie bronił mnie. Nie bronił nas. Wybiegłam z mieszkania. Na klatce schodowej rozpłakałam się jak dziecko.

Łzy płynęły mi po policzkach

Przeniosłam się do Sary jeszcze tego samego dnia. Wrzuciłam do torby kilka ubrań, kosmetyczkę i wyniki badań z przychodni. Nie powiedziałam nic Kacprowi – nie potrafiłam na niego nawet spojrzeć. Sara przytuliła mnie od progu.

– Wchodź. Woda się grzeje, a ja zaraz zrobię ci kakao. Musisz coś zjeść. I pogadać.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam mówić. O wszystkim. O tym, jak się poznaliśmy z Kacprem, jak długo czekaliśmy na to dziecko, jak bardzo go kochałam. I o tym, jak jedno zdanie jego matki potrafiło to wszystko zniszczyć.

– A on milczy, Sara. Po prostu... milczy. Jakby naprawdę nie wiedział, co myśleć. Jakby moje słowo miało mniejszą wartość niż słowo jego matki.

Sara siedziała cicho, słuchała.

– A test? – spytała w końcu.

– Ma być jutro. Powiedziałam, że się zgodzę. Niech zrobi. Ale czy to coś zmieni? Nawet jak wynik będzie jasny, czy ja jeszcze będę umiała mu ufać?

Sara wzięła mnie za rękę.

– Czasem nie chodzi o prawdę, tylko o to, kto w nią wierzy.

Wieczorem leżałam w pokoju gościnnym i gładziłam brzuch. Mały kopnął delikatnie. Łzy płynęły mi po policzkach.

– Obiecałam ci dom, córeczko – wyszeptałam. – Obiecałam ci miłość. Ale nie wiem, czy to jeszcze możliwe.

To już nie była ta sama miłość

Wynik przyszedł cztery dni później. Kacper odebrał go pierwszy. Zadzwonił.

– Anita, wynik jest… To moje dziecko.

– Wiem – odpowiedziałam tylko.

– Chciałbym z tobą porozmawiać. Proszę.

Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w naszej – wciąż jeszcze wspólnej – kuchni. Siedział spięty, jakby to on był właśnie oskarżonym, a nie ja, która przez ostatnie tygodnie musiała tłumaczyć się ze swojej uczciwości.

– Przepraszam cię – zaczął. – Nie mam słów. Wiem, że cię zawiodłem.

Patrzyłam na niego długo. Nadal był tym samym człowiekiem, którego pokochałam. Ale coś między nami zmieniło się bezpowrotnie. Coś, czego nie potrafiłam już złożyć w całość.

To już nie jest ta sama miłość – powiedziałam cicho.

– Ale możemy ją odbudować. Mogę się starać. Dla ciebie, dla naszego syna...

– To ty ją zniszczyłeś – przerwałam. – Nie Halina. Ty pozwoliłeś, by jej słowa ważyły więcej niż moje.

Milczał. Nie zaprzeczył. Bo nie mógł.

– Będę ojcem. Najlepszym, jakim potrafię – powiedział. – Ale jeśli nie chcesz... nie będę cię zatrzymywał.

Przez chwilę miałam nadzieję, że poprosi. Że powie: „zostań”. Ale on tylko patrzył. Pokornie, cicho. Może na to właśnie czekałam. Na decyzję, którą musiałam podjąć sama.

Potrzebuję czasu – szepnęłam.

I wyszłam.

Dałam mu drugą szansę i nam

Miesiąc później znów mieszkałam w naszym mieszkaniu. Wróciłam do Kacpra nie dlatego, że mi przebłagał łzami, ale dlatego, że przez te tygodnie udowodnił, że się zmienił. Że zrozumiał. I że zależy mu nie tylko na córce, ale na mnie – na nas. Wstawał w nocy, kiedy mała płakała. Robił zakupy, gotował, przewijał. Codziennie powtarzał: „Dziękuję, że dałaś mi drugą szansę. Obiecuję, że już nigdy cię nie zawiodę”. Nie było łatwo. Rany się nie zagoiły od razu. Ale kiedy patrzyłam, jak tuli naszą córkę, jak całuje ją w czółko i czule szepcze: „Tata cię kocha”, wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Bo dziecko potrzebuje obojga rodziców. A miłość... czasem trzeba ją odbudować na nowo. Zaczęliśmy jeszcze raz – powoli, ostrożnie. Ale razem. I to było najważniejsze.

Anita, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama