Reklama

Pracuję w dziale marketingu dużej korporacji od prawie pięciu lat. Staram się, angażuję, robię nadgodziny, ale wciąż mam wrażenie, że jestem niewidzialna. Inni dostają awanse, premie, a ja – tylko przydziały do nowych projektów. Czasem mam wrażenie, że jestem za mało przebojowa, za mało bezczelna. A przecież chcę więcej. Chcę być kimś, kogo się zauważa.

Reklama

Nie usłyszałam mojego nazwiska

Wieczorna integracja firmowa odbywała się w ośrodku pod miastem. Miał być grill, muzyka, trochę alkoholu – nic nadzwyczajnego, a jednak wszyscy podeszli do tego z zaskakującym entuzjazmem. Każdy wiedział, że takie imprezy to nie tylko okazja do zabawy, ale też szansa, by zbliżyć się do ludzi, którzy mają realną władzę. I ja też tak to widziałam.

Gdzieś po dwudziestej drugiej zorientowałam się, że mój telefon niemal padł. Wzięłam go i ruszyłam do pokoju, w którym zostawiliśmy ładowarki. Gdy przechodziłam ciemniejszym korytarzem, usłyszałam głosy.

– Wiesz, Michał, musimy to przemyśleć strategicznie – mówiła Kasia z HR. – Kogo awansować, komu dać podwyżkę. To się niesie po firmie.

– Dla mnie najważniejsze są trzy rzeczy – odpowiedział spokojnie dyrektor. – Lojalność wobec przełożonego, inicjatywa wykraczająca poza obowiązki i umiejętność dopasowania się do stylu lidera. Nie muszę lubić tej osoby. Muszę jej ufać.

Zamarłam. Oni naprawdę mówili o awansach. O ludziach, których nazwiska miałam na co dzień w skrzynce mailowej. Usłyszałam jeszcze kilka nazwisk – nie moje. Cofnęłam się po cichu i wróciłam na imprezę z dziwnym ciężarem w żołądku.

– Wszystko okej? – Anita spojrzała na mnie z lekkim przekąsem, unosząc kieliszek.

– Tak, szukałam ładowarki – bąknęłam, nie patrząc jej w oczy. Miała ten dziwny wzrok. Jakby coś wiedziała.

Pojawiła się nowa Magda

Następnego dnia w pracy nie byłam już tą samą Magdą. Te trzy słowa – lojalność, inicjatywa, dopasowanie – zapadły mi w pamięć jak zaklęcie. Zaczęłam je powtarzać w myślach niczym mantrę. Każda decyzja, każde zachowanie musiało teraz do nich pasować. Wiedziałam, że nie mam czasu – że muszę się dostosować, zanim lista awansów się zamknie.

Zgłaszałam się do każdego dodatkowego zadania. Nawet jeśli nie czułam się kompetentna, mówiłam: zajmę się tym. Chwaliłam pomysły dyrektora Michała, nawet te, które wcześniej uważałam za głupie. Śmiałam się z jego żartów, przytakiwałam, notowałam słowa, które powtarzał najczęściej, i używałam ich później w rozmowach.

Zaczęłam się ubierać inaczej – bardziej „menedżersko”. Żakiety, stonowane kolory, mocniejszy makijaż. Kiedyś uważałam, że liczy się tylko profesjonalizm. Teraz wiedziałam: w tej firmie liczy się wizerunek. I lojalność.

Ty to się ostatnio zmieniłaś, wiesz? – powiedział Bartek, gdy poszliśmy na lunch. – Jesteś... jakaś inna. Robisz to wszystko dla awansu?

– Dla siebie – skłamałam. – Chcę się rozwijać.

– Jasne – odparł, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Nie wierzył mi. Bolało mnie to. Bartek był jedyną osobą, z którą czułam się naprawdę sobą. Ale teraz... miałam inne priorytety.

Zostałam zdemaskowana

Przerwa na kawę była spokojna tylko przez pierwsze dziesięć sekund. Siedziałam przy kuchennym blacie, sącząc herbatę, gdy Anita weszła, zatrzymała się i spojrzała mi prosto w oczy. Z jej twarzy zniknął zwyczajowy uśmiech.

– Myślisz, że jesteś pierwsza? – powiedziała cicho, niemal szeptem, ale ton miała zimny jak lód.

Zamarłam z kubkiem w ręku. Nie musiała niczego dopowiadać. Wiedziałam, o co chodzi.

– Słyszałaś ich rozmowę tamtego wieczoru, prawda? – kontynuowała. – Michała i Kasi. Podsłuchałaś ich, a potem zaczęłaś nagle się na siłę dostosowywać. Gratuluję.

– Anita, ja... Po prostu zrozumiałam, co jest ważne – próbowałam się bronić, choć sama słyszałam, jak to brzmi.

– Bzdura. Odgrywasz rolę – jej głos stawał się coraz ostrzejszy.

Wzięłam głęboki wdech. Nie mogłam się wycofać. Nie teraz.

– A co ty robisz? Ty też zmieniłaś podejście.

– Tak, tylko że ja przynajmniej nie udaję, że to nagły przebłysk ambicji – rzuciła i zrobiła krok w moją stronę. – I wiesz co? Nawet nie jesteś w tym dobra. Widać, że to sztuczne. Michał to zobaczy.

W tej chwili otworzyły się drzwi. Do kuchni wszedł dyrektor. Spojrzał na nas obie z lekkim uniesieniem brwi. Przez ułamek sekundy nikt się nie odzywał.

– Przeszkadzam? – zapytał spokojnie.

– Nie – odpowiedziałyśmy jednocześnie.

Cisza między nami miała więcej znaczenia niż tysiąc słów.

Rozmowa z dyrektorem

Zadzwoniła do mnie sekretarka Michała. „Dyrektor prosi, żebyś wpadła do jego gabinetu po spotkaniu zarządu”. Serce zabiło mi szybciej. Może teraz? Może wreszcie porozmawiamy o awansie?

Weszłam do środka z wymuszonym uśmiechem. Michał wskazał krzesło i usiadł naprzeciwko mnie, składając dłonie jak do modlitwy.

– Magda, zauważyłem twoje zaangażowanie. I nie umknęło mi, że bardzo chcesz pokazać się z dobrej strony. Ale... – zrobił pauzę – mam wrażenie, że nie jesteś w tym autentyczna. Że coś odgrywasz. A to nie budzi mojego zaufania.

Zaczęłam się jąkać:

– Ja tylko... staram się dostosować. Wiem, że ważna jest lojalność, inicjatywa, dopasowanie...

Uniósł brwi.

Zabrakło mi słów. Michał patrzył na mnie badawczo, z tą samą miną, którą miał tamtego wieczoru przy grillu. Przenikliwą, spokojną, beznamiętną.

Chcę ci dać radę – powiedział w końcu. – Gra pozorów prędzej czy później się kończy. A wtedy zostaje tylko pytanie, co zostało z ciebie, kiedy maska opadnie.

Po wyjściu z gabinetu nie mogłam oddychać. Poszłam prosto do kuchni, gdzie siedział Bartek, przewracając coś na telefonie.

– I jak? – zapytał.

Usiadłam ciężko naprzeciwko niego.

– Nie wiem.

– Warto było?

Spojrzałam na niego bez słowa. Nie umiałam odpowiedzieć.

Wiadomość na poczcie i awans

Siedziałam na kanapie w dresie, z kubkiem herbaty w dłoni, patrząc w ekran laptopa. Skrzynka mailowa milczała. Jeszcze kilka dni temu odświeżałam ją co godzinę, czekając na decyzję o awansach. Teraz już wiedziałam.

Anita dostała awans. Oficjalny komunikat przyszedł rano: „Z przyjemnością informujemy, że stanowisko koordynatora projektów marketingowych obejmie Anita K. Dziękujemy wszystkim za zaangażowanie”. Tyle.

Nie było mi żal, że to nie ja. Było mi żal, że próbowałam być kimś, kim nie jestem. I że przez te kilka tygodni nawet nie wiem, czy Anita grała, czy po prostu była sobą. A może zagrała lepiej. Może była bardziej przekonująca.

Otworzyłam okno, wpuściłam chłodne powietrze. Spojrzałam na telefon – miałam gotową wiadomość do Bartka: Masz czas pogadać?. Wpatrywałam się w nią dłużej, niż chciałam przyznać. Potem wycofałam się z niej, nie wysłałam.

Zamknęłam laptopa i oparłam głowę o poduszkę. W mojej głowie krążyły te same pytania, których nie mogłam już stłumić.

– Czy naprawdę chcę być taką osobą? – powiedziałam cicho, do pustego pokoju. – Czy to jedyna droga do sukcesu?

Nie miałam odpowiedzi. Może odpowiedź była w tym, że nie umiałam już patrzeć sobie w lustro. Albo w tym, że nikt już w firmie nie traktował mnie jak dawniej.

A może... po prostu przegrałam, bo zbyt bardzo chciałam wygrać.

Może nie chodziło o awans

Wróciłam do biura po weekendzie z kamienną twarzą. Nie było gratulacji dla mnie, nie było uścisków dłoni. Tylko chłodne „cześć” i kilka obojętnych spojrzeń. Czułam, że coś się zmieniło. Ludzie, którzy jeszcze niedawno zapraszali mnie na lunch, teraz odwracali wzrok. Może to było tylko moje wrażenie. A może wiedzieli więcej, niż sądziłam.

Dyrektor Michał był oficjalny, grzeczny, ale zdystansowany. Żadnych pogaduszek, żadnych pytań o moje pomysły. Wszystko według procedur. Nie powiedział wprost, że mnie skreślił, ale nie musiał. Czułam to w każdym mailu zaczynającym się od „Dzień dobry Pani Magdo”.

Anita siedziała teraz w gabinecie obok. Mijałyśmy się na korytarzu. Uśmiechała się, ale nie było w tym ciepła. Ani satysfakcji. Może tylko współczucie. A może to ja sobie to dopowiadałam. Nie miałam już siły analizować. Bartek unikał rozmów.

Czasem myślę, że może nie chodziło o awans. Może chciałam po prostu być zauważona. Być kimś. I w tym szaleństwie straciłam wszystko, co mnie określało. Dziś tylko pracuję. Czasem zastanawiam się, czy nie odejść. Zacząć od nowa, gdzieś, gdzie nie zna mnie nikt.

Bo czy warto dążyć do sukcesu za wszelką cenę, jeśli po drodze gubisz siebie?

Magda, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama