Reklama

Nie wiem, czy potrafię jeszcze mówić o tym spokojnie. Nawet teraz, po tych kilku tygodniach, wszystko we mnie drży, gdy tylko zamknę oczy. Ale muszę to z siebie wyrzucić, choćby miało to być dla mnie jak rozdrapywanie świeżej rany. Jestem psycholożką i od ośmiu lat żoną Kamila. Mamy trzyletniego synka – Antosia. Zawsze myślałam, że nasze życie to coś solidnego, dobrze ułożonego. Może nie idealnego, ale pełnego miłości.

Reklama

Byłam na macierzyńskim przez prawie dwa lata. Potem jeszcze kilka miesięcy pracy zdalnej, aż w końcu nadszedł czas powrotu na pełen etat. Niełatwa decyzja. Nie chciałam zostawiać Antosia, ale jednocześnie czułam, że muszę wrócić do siebie – do tej części mnie, która istniała, zanim stałam się tylko „mamą”. Z Kamilem ustaliliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie zatrudnienie opiekunki. Kogoś młodego, ciepłego, kto nawiąże z Antosiem kontakt.

– Julia, musimy kogoś znaleźć. Może być trudno, ale przecież nie damy rady inaczej – powiedział Kamil pewnego wieczoru, kiedy Antoś zasnął, a my w końcu mieliśmy chwilę ciszy.

– Wiem, wiem. Po prostu... boję się. Wpuścić obcą osobę do naszego życia, do domu, do dziecka... – westchnęłam, siadając obok niego na kanapie.

– Znajdziemy kogoś odpowiedniego – uśmiechnął się i ścisnął moją dłoń. – Nie jesteś z tym sama.

Pierwszą rozmowę odbyłam z Magdą. Miała 23 lata, studiowała pedagogikę. Była ciepła, uśmiechnięta, z takim naturalnym wdziękiem i spokojem, który działał kojąco nawet na mnie. Przyszła punktualnie, z notesem i pytaniami o Antosia, o nasze zasady, o to, co lubi jeść i jak śpi. Mówiła, że kocha dzieci. A Antoś? Wlazł jej na kolana po dziesięciu minutach.

– Ona ma coś w sobie – przyznał później Kamil. – Antoś ją uwielbia. I chyba ty też zaczynasz?

Nie odpowiedziałam. Bo prawda była taka, że zaczynałam. Powoli, niechętnie, ale zaczynałam jej ufać. I właśnie dlatego wszystko później bolało tak bardzo...

Nagle poczułam się zbędna

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęłam to zauważać. Może to był ten moment, kiedy Kamil śmiał się z czegoś, co powiedziała Magda, a ja stałam przy kuchni z herbatą i poczułam się... zbędna. Tak jakbym nagle była tylko tłem. Ona siedziała na podłodze z Antosiem, a on przykucnął obok, pokazując jej coś w telefonie. Roześmiali się jednocześnie. Nawet Antoś spojrzał na nich z szeroko otwartymi oczami. Zrzuciłam to na karb zmęczenia. Na moje paranoje. Przecież Magda była miła. Pomocna. Kiedy wychodziłam do pracy, machała mi z uśmiechem, a Antoś tulił się do niej jak do starszej siostry.

Ale potem... potem przyszła ta kłótnia. Wracam do domu, widzę, że Antoś je chipsy. Chipsy! O siedemnastej.

– Serio, Kamil? – zapytałam lodowato, rzucając torbę na podłogę. – Umawialiśmy się, że nie będzie takich rzeczy.

– Przecież to tylko kilka, uspokój się.

– Może zapytaj Magdy, co sądzi. Przecież to z nią spędzasz więcej czasu niż ze mną – wypaliłam. Chciałam przestać, ale słowa same się ze mnie wylewały. – Może to z nią porozmawiaj o wychowaniu naszego dziecka.

Zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, o czym mówię. Potem po prostu sięgnął po kurtkę.

– Wychodzę. Nie będę tego wysłuchiwał.

Zatrzasnął drzwi. Magda weszła do przedpokoju z Antosiem na rękach.

– Wszystko w porządku, pani Julio? – zapytała, a ja tylko skinęłam głową, udając, że nic się nie dzieje. Ale we mnie już rosło coś niepokojącego.

Czułam, że wszystko się wali

Zaczęłam patrzeć uważniej. Kiedy Kamil wracał z pracy i zostawał w kuchni z Magdą dłużej niż zwykle, udawałam, że szukam czegoś w szufladach. Kiedy śmiali się, że „Antoś znowu rozlał kompot jak mały sabotażysta”, uśmiechałam się przez zaciśnięte zęby. Ale najbardziej utkwił mi w głowie jeden moment. Telefon Kamila zawibrował, kiedy brał prysznic. Nie jestem tą, która zagląda, ale tym razem zerknęłam... a tam na ekranie wiadomość, która ścięła mi krew w żyłach: „Uśmiałam się dziś z Ciebie, serio”. Nadawca: Magda.

Zamarłam. Przysięgam, przez kilka sekund nie mogłam oddychać. Nie otworzyłam wiadomości. Nie mogłam. Bo jeśli to tylko żart, będę tą chorobliwie zazdrosną żoną. Ale co jeśli nie? Nazajutrz, gdy Magda myła Antosiowi rączki po obiedzie, weszłam do łazienki niby mimochodem. I wtedy to z siebie wyplułam:

– Dobrze się pani pracuje u nas i przy moim mężu, prawda?

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Tak, jest bardzo miły. I... pomocny – dodała po chwili ciszy.

– I bardzo zabawny, jak rozumiem? – powiedziałam chłodno.

Zaczęła się jąkać.

– Pani Julio... nie wiem, czy coś się dzieje, ale... nie chciałam...

– Właśnie. Nie chciałaś – ucięłam. – To może przemyśl, czego jeszcze nie chcesz.

Potem zadzwoniłam do swojej przyjaciółki Izy. Głos mi drżał.

– Iza... myślisz, że Kamil mnie zdradza? Z tą całą Magdą?

– Julka, skąd ten pomysł?

– Intuicja. I ta wiadomość. I to, jak patrzy na nią...

– Chcesz, żeby to sprawdzić? Mam znajomego, który potrafi różne rzeczy – szepnęła Iza, aż przeszedł mnie dreszcz.

– Jeszcze nie... Jeszcze chcę wierzyć, że to tylko ja jestem paranoiczką.

Ale tak naprawdę już wtedy wiedziałam, że coś się zaczyna walić.

Znalazłam dowody zdrady

Zaczęło się banalnie. Kamil zapomniał się wylogować z czatu na komputerze. Wróciłam z pracy wcześniej, Antoś drzemał, Magda poszła do sklepu. Chciałam tylko sprawdzić maila. I wtedy zobaczyłam jego rozmowę. Otworzyła się sama. Jakby los chciał sam mnie zniszczyć... I przeczytałam te kilka zdań:

„Chciałbym Cię znów zobaczyć taką jak wtedy. W tej zielonej sukience. Pamiętasz?”

„Pamiętam. To było szalone... Ale piękne...”

„Już niedługo. Obiecuję. Wszystko się ułoży”

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Palce miałam lodowate. To nie były wiadomości między opiekunką a pracodawcą. To była intymność. To była zdrada. W tej ciszy, która nagle zapadła w moim świecie, usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach.

– Cześć kochanie – powiedział Kamil, zdejmując buty. Nie podniosłam wzroku znad ekranu.

– Kim Ty jesteś, Kamil?

Zastygł w bezruchu na moment.

– Julia... co się dzieje?

– Czytałam... Przed chwilą... Twoją rozmowę... Z Magdą...

Milczał. Długo. W końcu tylko opuścił głowę.

– Przepraszam. Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w taki sposób.

– A w jaki miałam się dowiedzieć? Że Magda zostaje na noc?

Weszła akurat wtedy. Z torbą z zakupami. Zobaczyła moje łzy, jego minę. I zbladła jak kartka papieru.

– Pani Julio... Ja...

– Wyjdź stąd – powiedziałam, głosem, którego sama nie poznałam. – Wynoś się z mojego domu! Natychmiast!

Patrzyła na Kamila. On stał jak sparaliżowany.

– Kamil?! – zapiszczała, jakby to jej coś zabierano.

– Idź, Magda – powiedział tylko. Cicho. I nie patrzył już ani na nią, ani na mnie.

A ja... stałam na środku kuchni i trzymałam się blatu, żeby nie upaść.

Rozpadłam się na kawałki

Magda wybiegła. Bez słowa. Chyba bez butów. Do diabła z jej butami zresztą! Tylko kurtkę zarzuciła na ramiona. Ja stałam bez ruchu. Kamil ruszył w moją stronę, ale zrobiłam krok w tył.

– Nie dotykaj mnie – powiedziałam spokojnie. Zbyt spokojnie, jak na to, co czułam w środku. A czułam, że właśnie umarło coś, co budowaliśmy przez osiem lat.

– Julia, to był głupi błąd. Chwila słabości...

– Przez ile tygodni trwała ta chwila?

Nie odpowiedział. Bo wiedziałam. Wiedziałam wszystko. Wystarczył jeden rzut oka na tamtą rozmowę, by zrozumieć, że to nie był flirt. Że zdążyli się do siebie przywiązać. Wyszłam. Spakowałam torbę w dziesięć minut. Kilka rzeczy Antosia. Pojechałam do mojej siostry. Zostawiłam Kamila samego. Bez słowa. Bez awantury.

– Julka? – zapytała zdziwiona, otwierając drzwi. – Co się stało?

– Muszę u ciebie przenocować. Na kilka dni. Może dłużej.

Weszłam do środka i dopiero wtedy się rozkleiłam. Jakby ktoś we mnie przekłuł balon. Rozpadłam się na kawałki. Moja siostra tuliła mnie i tylko powtarzała:

– Spokojnie, jesteś bezpieczna. Już jesteś bezpieczna.

W nocy, kiedy Antoś zasnął, usiadłyśmy w kuchni.

– Będziesz z nim jeszcze rozmawiać? – zapytała cicho.

– Nie wiem. Nie wiem, czy w ogóle chcę go jeszcze widzieć.

– On Cię kochał, Julka.

On mnie zdradził. Z kobietą, której ufałam. Którą wpuściłam do mojego domu. Której powierzyłam to, co miałam najcenniejszego, moje dziecko...

I wtedy dopadła mnie najgorsza myśl. Może ja naprawdę nie widziałam tego, co było przed oczami?

Nie mogłam już nawet płakać

Wróciłam do domu po trzech dniach. Nie dlatego, że chciałam. Ale dlatego, że Antoś wołał „do domku” i rozpłakał się, kiedy powiedziałam, że jeszcze nie teraz. I tak, poczułam się jak matka, która trzyma dziecko z dala od ojca. Nawet jeśli ten ojciec wszystko zawalił. Kamil otworzył drzwi natychmiast, jakby czekał pod nimi całą noc.

– Julka... – szepnął tylko. Ale nie odpowiedziałam. Minęłam go i poszłam prosto do pokoju Antosia.

Dom był inny. Cichy. Pusty. I jakiś... obcy. Kiedy Antoś zasnął, weszłam do sypialni. Na naszej poduszce leżała kartka.

„Nie wiem, jak mam Cię przeprosić. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Ale będę tu. Będę czekał. Dla Ciebie. Dla Antosia. Bo wszystko inne nie ma znaczenia, jeśli nie ma nas”.

Złożyłam kartkę i wsunęłam ją z powrotem pod poduszkę. Nie potrafiłam już płakać. Byłam zupełnie pusta.

Kamil się starał. Widziałam to. Robił zakupy. Odbierał Antosia z przedszkola. Gotował. Był obecny. Ale każde nasze „cześć” było chłodne jak lód. Każde „dobranoc” brzmiało jak zamknięcie drzwi. Wieczorami siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty i zadawałam sobie jedno pytanie: czy można dalej żyć z kimś, komu się już nie ufa? W jednej chwili zrozumiałam coś przerażającego: ja już nie tęskniłam za Kamilem. Tęskniłam za obrazem Kamila, który miałam w głowie. Za tą wersją, która była lojalna. Która nie potrzebowała zielonej sukienki i rozmów na czacie z jakąś siksą. A teraz... widziałam tylko mężczyznę, który mnie zawiódł.

Julia, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama