Reklama

Moją codzienność wypełniała monotonna rutyna, a jedynym jasnym punktem były sporadyczne odwiedziny dzieci i wnuków. Choć nie raz słyszałam, że powinnam się cieszyć spokojem i życiem na emeryturze, czułam się wciąż pełna energii i gotowa na nowe przygody. Chciałam czegoś więcej. Pewnego wieczoru postanowiłam zrobić coś szalonego. Zarejestrowałam się na popularnej aplikacji randkowej.

Reklama

Nie wiedziałam, od czego zacząć

Zasiadłam przed komputerem i zaczęłam tworzyć swój profil na aplikacji randkowej. To była walka, jakiej się nie spodziewałam – z technologią, która nie chciała współpracować, i z własnymi obawami. Gdy doszło do wyboru zdjęcia profilowego, na pomoc przyszła moja wnuczka.

Nie to zdjęcie! – skomentowała Ola, gdy próbowałam załadować swoje zdjęcie z lat 60. – Tu wyglądasz, jakbyś wybierała się na bal.

Ale wtedy byłam taka piękna! – zaoponowałam z uśmiechem.

I wciąż jesteś – odpowiedziała, wybierając dla mnie bardziej aktualne zdjęcie. – No i gotowe.

Nie musiałam długo czekać. Wkrótce odezwał się do mnie ktoś o imieniu Stefan. Pisał, że mieszka we Frankfurcie. Jego wiadomości były eleganckie, pełne uroku i dojrzałości. Miałam wrażenie, że pisze do mnie prawdziwy dżentelmen. Znów poczułam ekscytację.

Chłonęłam każde słowo jak gąbka

Relacja ze Stefanem rozwijała się szybko. Każda jego wiadomość była jak promyk słońca w moim szarym życiu. Codziennie rano czekałam z niecierpliwością, by zobaczyć, co nowego mi napisał. Mówił o swoich podróżach, pasjach, a ja chłonęłam każde słowo jak gąbka. Jednak po kilku dniach pojawiły się pierwsze zgrzyty. W jednej z wiadomości Stefan wspomniał o kłopotach z kontem bankowym.

– Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale potrzebuję twojej pomocy – pisał. – Moje konto zostało tymczasowo zablokowane, a potrzebuję pilnie uregulować kilka spraw finansowych.

Nie ukrywam, byłam rozdarta. Chciałam mu pomóc, ale coś mi nie grało. Zwierzyłam się Oli.

– To brzmi jak oszustwo – powiedziała stanowczo, po przeczytaniu jego wiadomości. – Nie możesz mu ufać, nie znasz go.

– Ale on wydaje się taki miły, może to tylko chwilowe problemy – broniłam Stefana, choć głos Oli nie dawał mi spokoju.

W głębi duszy czułam, że Ola może mieć rację, ale jak ciężko było przyznać się do tego przed samą sobą! Potrzeba bliskości walczyła z moim zdrowym rozsądkiem.

Nie chciałam w to wierzyć

Wnuczka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zrobiła małe śledztwo. To, co odkryła, było jak zimny prysznic. Zdjęcia Stefana, które wysyłał, okazały się łatwo dostępne w sieci. Czułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– Musisz to zobaczyć – powiedziała, pokazując mi ekran swojego telefonu. – To są te same zdjęcia, które wysyłał ci Stefan. Nie jest tym, za kogo się podaje.

– Nie, to niemożliwe – odpowiedziałam, próbując się nie załamać. – Przecież mówił, że jest taki samotny.

Nie chciałam w to wierzyć, ale serce już wiedziało. Podczas kolejnej rozmowy na czacie Stefan stał się natarczywy, a jego żądania pieniędzy były coraz bardziej bezpośrednie. To wtedy, ze łzami w oczach, napisałam mu, co odkryłam.

– Wiem, że to wszystko było oszustwem – napisałam, czując narastającą złość. – Nie oszukasz mnie.

Odpowiedź mężczyzny była zimna i beznamiętna. Wyłączyłam komputer. Poczułam się upokorzona, wykorzystana, ale także poczułam ulgę. Przynajmniej wiedziałam, na czym stoję.

Stałam się lokalną gwiazdą

Postanowiłam nie chować głowy w piasek. Zgłosiłam sprawę na policję. Chciałam, aby mój błąd stał się przestrogą dla innych. Napisałam o swojej historii na lokalnej grupie w internecie. Nie spodziewałam się, że mój post zyska tak ogromny odzew. Ludzie zaczęli do mnie pisać, dziękować za ostrzeżenie i dzielić się swoimi doświadczeniami. Dziennikarka lokalnej gazety skontaktowała się ze mną, chcąc przeprowadzić wywiad. Nie byłam pewna, czy chcę publicznie opowiadać o tym, co się stało, ale Ola mnie przekonała.

– W ten sposób możesz pomóc innym kobietom – powiedziała. – Jesteś teraz taką bohaterką lokalnej społeczności!

Podczas wywiadu opowiadałam o samotności, sile i tym, jak nie dałam się złamać. Wtedy też zrozumiałam, że może jednak ta historia miała jakiś głębszy sens. Z czasem zorganizowałam cykliczne spotkania dla seniorów, podczas których opowiadałam, jak nie dać się oszukać. Grupa rosła, a ja stawałam się lokalną bohaterką.

Coś się w moim życiu zmieniło

Grupa wsparcia, którą założyłam, działała prężnie, a ja poznałam wielu nowych ludzi. Choć nie znalazłam w tym wszystkim miłości, odkryłam coś równie cennego – wspólnotę i nowe przyjaźnie. Podczas jednego ze spotkań do grupy dołączył pan Henryk, uroczy mężczyzna o pogodnym usposobieniu.

– Czytałem artykuł o pani i postanowiłem dołączyć – przywitał się z uśmiechem.

– Miło mi pana poznać – odpowiedziałam, czując ciepło jego serdecznego uścisku dłoni.

Po spotkaniu postanowiliśmy wspólnie wypić herbatę. Nasza rozmowa była lekka i pełna śmiechu.

– Słyszałem, że jesteś mistrzynią w walce z oszustami – zażartował Henryk.

– Cóż, to nie jest dokładnie talent, którym chciałam się szczycić, ale dziękuję – odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

Może to nie była romantyczna randka, ale czułam, że coś się w moim życiu zmienia. Cieszyłam się, że znalazłam sens w pomaganiu innym.

Moje życie nabrało sensu

Pewnego dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę, która przeszła przez trudną próbę, ale nie dała się złamać. Zyskałam nie tylko pewność siebie, ale i nowy cel. Każdy dzień przynosił nowe wyzwania i możliwości, a ja byłam na nie gotowa. Nie byłam już tą samą Krystyną, która przed kilkoma miesiącami zasiadła przed komputerem, zastanawiając się, co dalej z jej życiem. Teraz czułam, że mam coś ważnego do zrobienia – edukowanie i wspieranie innych, którzy, tak jak ja, szukają bliskości w sieci, ale mogą natknąć się na fałszywe intencje.

Oczywiście, samotność nie zniknęła zupełnie. Może jeszcze znajdę miłość, a może już ją znalazłam w sobie i w ludziach, których spotkałam na swojej drodze. Kto wie, co przyniesie przyszłość? Zrozumiałam, że życie jest pełne niespodzianek. I chociaż nie każda historia kończy się tak, jak sobie wymarzyliśmy, każda jest warta przeżycia. Kto wie, może to dopiero początek mojej przygody?

Reklama

Krystyna, 68 lat

Reklama
Reklama
Reklama