Reklama

Codzienność potrafi być męcząca. Moja praca w korporacji przypominała zamknięty krąg: raporty, spotkania, maile. Każdy dzień wyglądał tak samo. W liceum marzyłam o pracy w telewizji, ale życie zweryfikowało moje plany. Nie miałam znajomości ani pewności siebie, by walczyć o swoje. Zamiast błyszczeć na ekranie, gasiłam własne ambicje przy biurowym monitorze.

Natalia, moja najlepsza przyjaciółka, powtarzała, że powinnam spróbować. „Masz talent, Kinga, tylko boisz się spróbować!” – mówiła. Ale co ona mogła wiedzieć? Nie każdy nadaje się do wielkiego świata. Ja na pewno nie. Nie przypuszczałam, że jeden przypadek wystarczy, by to wszystko zmienić.

Przypadek zmienił wszystko

– Jeszcze pięć minut, proszę… – westchnęłam do telefonu, kiedy Natalia po raz kolejny próbowała mnie wyciągnąć na kawę.

– Kinga, rusz tyłek! Jak długo mam na ciebie czekać? – fuknęła, ale słychać było, że się uśmiecha.

Piętnaście minut później pędziłam przez centrum miasta, żeby zdążyć na nasze spotkanie. Było chłodno, a ja, jak zwykle, zapomniałam rękawiczek. W biegu wpadłam do pierwszego lepszego budynku, żeby się ogrzać. Dopiero gdy drzwi zamknęły się za mną, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zamiast kawiarni, znalazłam się wśród ludzi z teczkami, rozmawiających o jakimś castingu.

– Numer masz? – zapytała mnie wysoka brunetka z kartką w dłoni.

– Ja… ja nie… – wyjąkałam, ale ona już mi go wręczała.

Zanim zdążyłam zaprotestować, wepchnięto mnie na salę. Światła reflektorów mnie oślepiły.

– Proszę, przedstaw się i powiedz, dlaczego chcesz wziąć udział w castingu – usłyszałam stanowczy głos mężczyzny siedzącego na środku.

To jakiś żart. Miałam uciec, ale coś mnie zatrzymało.

– Nazywam się Kinga… i… chyba znalazłam się tu przypadkiem – powiedziałam, czując, że moje serce wali jak szalone.

W odpowiedzi usłyszałam śmiech. Ale nie drwiący – raczej zainteresowany.

– Czasem przypadki są najlepsze – powiedział mężczyzna, zapisując coś w notatniku. Marek, jak się później okazało.

Nieoczekiwana oferta

Po tamtym dziwnym castingu wróciłam do domu z myślą, że to koniec. Czysty przypadek, pomyłka. Nic więcej. Ale dwa dni później zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, mówi Marek, reżyser castingu. Mam nadzieję, że pamiętasz – usłyszałam w słuchawce.

Pamiętałam. I chciałam natychmiast się rozłączyć.

– Kinga, posłuchaj. Wypadłaś bardzo naturalnie. Nie byłaś spięta, masz w sobie coś świeżego. Mamy dla ciebie rolę w reklamie.

Zaniemówiłam.

– To jakiś żart? – wykrztusiłam w końcu.

– Żaden żart. Spotkajmy się, omówimy szczegóły.

Nie mogłam uwierzyć. O wszystkim opowiedziałam Natalii, a ona, jak można się było spodziewać, prawie podskakiwała z radości.

– Kinga! To znak! Wreszcie coś się dzieje! Musisz to zrobić!

– Wcale nie muszę – zaprotestowałam.

– A czego się boisz? Że ci się uda? – spojrzała na mnie wyzywająco.

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Może właśnie tego.

Na spotkaniu z Markiem czekała mnie kolejna niespodzianka.

– Chcemy cię też jako reporterkę do programu telewizyjnego – oznajmił, jakby proponował mi herbatkę.

Myślałam, że zemdleję.

– Nie mam doświadczenia…

– Masz potencjał. A to więcej warte niż puste CV.

Powinnam była odmówić. Naprawdę powinnam. Ale z jakiegoś powodu „zgadzam się” samo wyrwało się z moich ust. Nie wiedziałam, w co się właśnie pakuję.

Pierwszy dzień w nowym świecie

Rano obudziłam się z poczuciem, że zrobiłam największy błąd w życiu. Ja? W telewizji? Przecież to absurd. Powinnam zadzwonić do Marka i powiedzieć, że się rozmyśliłam. Ale zamiast tego, jak zahipnotyzowana, wsiadłam do tramwaju i pojechałam na plan.

Budynek stacji telewizyjnej onieśmielał. W środku panował kontrolowany chaos – ludzie biegali z kamerami, ktoś kłócił się o światło, ktoś inny poprawiał makijaż gościowi programu. Próbowałam wyglądać na pewną siebie, ale moje ręce drżały, kiedy podpisywałam umowę.

– Chodź, poznasz Dorotę – rzucił Marek, prowadząc mnie do studia.

Dorota. Gwiazda. Twarz programu. Ikona. I ja, nieporadna Kinga, która ledwo tu trafiła.

– To nasza nowa reporterka – Marek wskazał na mnie.

Dorota zmierzyła mnie wzrokiem. Nie wyglądała na zachwyconą.

– Cześć – powiedziałam, siląc się na uśmiech.

– Masz jakieś doświadczenie? – zapytała chłodno.

– Studiowałam dziennikarstwo, ale tak to... Nie…

Westchnęła i odwróciła się do Marka.

– Serio?

Marek tylko się uśmiechnął. Pierwsze nagranie? Koszmar. Kamera mnie paraliżowała, głos drżał, ręce miałam jak z waty. Kiedy skończyłam, Dorota podeszła do mnie i rzuciła z politowaniem:

– To ma być reporterka? Dajcie spokój.

Chciałam zapaść się pod ziemię.

Chciałam zrezygnować

Po tamtym dniu miałam ochotę uciec i nigdy nie wracać. Dorota patrzyła na mnie, jakbym była nieudanym żartem, a ekipa unikała kontaktu wzrokowego. Wracając do domu, napisałam do Natalii: „To nie dla mnie. Dzwonię do Marka, że chcę zrezygnować”. Po sekundzie przyszła odpowiedź: „Nie waż się. Wiesz, ile osób marzy o takiej szansie? A ty chcesz się poddać, bo jakaś nadęta baba spojrzała na ciebie krzywo?”
Zacisnęłam zęby. Może miała rację? Następnego dnia Marek poprosił mnie do swojego biura.

– Myślisz o rezygnacji, prawda? – zapytał, zanim zdążyłam usiąść.

– Szczerze? Tak. Dorota ma rację, nie nadaję się.

Zaśmiał się cicho.

– Dorota nikogo nie lubi na początku. Poza tym… uważam, że masz coś, czego jej brakuje.

– Strach przed kamerą? – prychnęłam.

Masz pewien rodzaj prawdziwości – odparł. – I dlatego dam ci jeszcze jedną szansę.

Wtedy podał mi kartkę: „Wywiad na żywo. Dziś wieczorem”. Zamarłam.

– Na żywo?!

– Możesz odmówić. Ale jeśli to zrobisz, nigdy się nie dowiesz, czy masz w sobie to „coś”.

Zgodziłam się. Nie wiem, co mnie do tego skłoniło. Może to, że pierwszy raz ktoś widział we mnie więcej, niż ja sama. Wieczorem pojawiłam się w programie na żywo, weszłam na wizję. I… zrobiłam to. Bez wpadek. Bez plątania się. Gdy skończyłam, Dorota patrzyła na mnie bez słowa. A Marek uśmiechnął się z satysfakcją.

Znalazłam swoje miejsce

Kiedy zeszłam z wizji po pierwszym wywiadzie, czułam, jak kolana mi miękną. Serce waliło jak oszalałe, dłonie miałam lodowate. Przez kilka sekund czekałam na jakiś osąd. Marek podszedł do mnie pierwszy.

– Widzisz? Mówiłem, że dasz radę – poklepał mnie po ramieniu.

Dorota nic nie powiedziała. Zmrużyła oczy, jakby mnie analizowała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.

– Nie przejmuj się nią – rzucił ktoś z ekipy. – Ma problem z każdym, kto nie boi się tej pracy.

I wtedy do mnie dotarło: nie tylko nie zawaliłam, ale naprawdę dobrze mi poszło.

Następnego dnia obudziłam się i po raz pierwszy pomyślałam, że może jednak to jest moje miejsce. Kolejne tygodnie mijały szybko – reportaże, relacje, rozmowy. Każde nagranie było mniej stresujące, każdy odcinek lepszy. Nie stałam się co prawda wielką gwiazdą z dnia na dzień, ale widzowie zaczęli mnie zauważać. Co z tego, że to była lokalna stacja. Moje marzenie z młodości wreszcie zaczęło się spełniać. Ktoś w redakcji rzucił, że mam w sobie „coś, co przyciąga ludzi”. Dorota nadal patrzyła na mnie krzywo, ale przynajmniej przestała udawać, że mnie nie widzi.

Pewnego wieczoru, gdy kończyłam pracę, Marek znowu podszedł do mnie.

– Gdybyś wtedy wyszła, nigdy byś się nie dowiedziała, prawda? "Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt..." - zanucił rozbawiony.

Miał rację. Jeden przypadkowy dzień zmienił wszystko. Los sam podsunął mi szansę. Ale to ja musiałam mieć odwagę, żeby ją porządnie chwycić.

Kinga, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama