„Zawsze byłam ciężarem dla mojej matki. Poniżała mnie na każdym kroku. A teraz ta wiedźma oczekuje mojej pomocy”
„Nie znosiła mojej obecności. Byłam dla niej przeszkodą. Z mojego powodu nie mogła ubiegać się o naukowy grant za granicą ani poukładać swojego życia na nowo. Faceci nie mieli ochoty brać na siebie ciężaru wychowywania nie swojego dziecka”.
- Listy do redakcji
Przez dłuższy czas nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że moja mama mnie zwyczajnie nie lubi. Widać to było w jej oczach, ruchach i każdym wypowiedzianym zdaniu. Dokładałam wszelkich starań, żeby zapracować na jej uczucie albo przynajmniej akceptację – próbowałam sprostać jej wyobrażeniom na mój temat.
Nie cierpiała mnie
Jako mała dziewczynka mocno się trudziłam, żeby zasłużyć na akceptację mamy. Wahałam się pomiędzy dwoma skrajnościami – czasem próbowałam być grzeczna i niewidoczna, a kiedy indziej urządzałam prawdziwe sceny, byle tylko zwrócić na siebie jej uwagę. Trochę tak, jakbym nieustannie balansowała na dwóch krańcach kołyszącego się wahadła.
Jedyne miejsce, gdzie czułam się w pełni sobą, to dom mojej babci. Często u niej przebywałam, ponieważ mama zostawiała mnie tam, gdy tylko nadarzyła się sposobność. Nieważne czy miałam katar, skręconą rękę, czy nadchodził weekend albo jakieś święto – zawsze lądowałam u babci. Podczas tych wizyt matka nigdy nie szczędziła mi krytyki.
Obgadywała mnie bez skrępowania, zupełnie nie przejmując się tym, że stoję tuż obok i słyszę każde jej słowo.
– Wiesz, dla mnie to taka zagadkowa osóbka, jakoś nie możemy złapać wspólnego języka – zazwyczaj wypowiadała się na mój temat tak, jakby mnie przy tym nie było, z wyraźnym zrezygnowaniem.
Zobacz także
– Karolcia to taka radosna, pełna życia dziewczynka, przykro mi, że tego nie dostrzegasz – odparła babcia, a w jej głosie dało się wyczuć nutę przygnębienia.
Zdawała sobie sprawę, że nie uda jej się przemówić mamie do rozsądku, niezależnie od tego, jak mocnych i słusznych użyłaby argumentów. Trapiła ją ta sytuacja. Niejednokrotnie z dziadkiem potajemnie o tym szeptali, pilnując, żebym ich przypadkiem nie usłyszała. Prowadzili dyskusje o mojej matce, jednak ja byłam przekonana, że rozmawiają o mnie i o tym, że jestem inna niż reszta, a przez to nie zasługuję na matczyną miłość.
Żałuję, że babcia nie zdradziła mi prawdy. Łatwiej byłoby mi pogodzić się z faktem, że jestem obojętna dla mamy, zamiast bez końca się głowić, jak zmienić siebie, by dorównać rówieśnikom i przypodobać się rodzicielce.
Zazdrościłam innym matek
Matki kolegów i koleżanek aż promieniały uczuciami, odruchowo głaszcząc swoje pociechy i poprawiając im ubranka. Oddałabym wszystko, by zamienić się z nimi miejscami!
Czułam się jak niechciany, porzucony szczeniak. Spędzałam mnóstwo czasu w swoim pokoju, ponieważ za każdym razem, gdy z niego wychodziłam, napotykałam wzrok mamy, który zdawał się mówić: „Ty ciągle tutaj?”. Ukrywała swoje emocje pod pozorami grzeczności.
– Czegoś ci trzeba?
Takie słowa kierowała do swojej córki. Byłam wówczas mała, marzyłam o autentycznej miłości, a nie wyrachowanej uprzejmości. Wkrótce zrozumiałam, że tego nie dostanę. Usiłowałam za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę matki, jednak rezultat okazywał się całkiem odmienny od zamierzonego.
– Przestań szlochać! Nie dam rady tego słuchać ani sekundy dłużej! – wrzasnęła, unosząc dłonie i zakrywając nimi swoją twarz.
Jej ramiona zaczęły drżeć, a do moich uszu dobiegł przytłumiony płacz. Zamilkłam przerażona, lecz po chwili, kierując się współczuciem, przytuliłam ją swoimi małymi rączkami.
– Daj mi spokój – odrzekła niemal opanowanym, ale nienawistnym tonem.
Gdy wytarła łzy, poprosiła, żebym poszła do siebie. Byłam kompletnie zdezorientowana. Kucałam na dywanie, próbując wychwycić jakiekolwiek dźwięki. Ogarnął mnie wtedy straszny lęk, że mama mnie opuści i będę zdana tylko na siebie. Choć nie powiedziała tego wprost, czułam, że bardzo by tego chciała.
– Marzy mi się wyrwanie z tych czterech ścian, odzyskanie choć odrobiny niezależności. Należy mi się to. Mogłabym jeszcze tyle dokonać i doświadczyć, gdyby nie te wszystkie obowiązki – wyznała przyjaciółce parę lat po tym zdarzeniu.
Byłam dla niej balastem
Mówiła o mnie. Chociaż się od siebie oddaliłyśmy, wciąż czuła się w obowiązku troszczyć się o mnie, i to ją ograniczało. Stojąc bez ruchu na korytarzu, prawie wcale nie oddychałam, aby pozostać niezauważoną. Podsłuchiwałam je. Coś mi podpowiadało, że to, co usłyszę, zaważy na moim dalszym życiu.
Bez przerwy czułam, że mama chce mnie zostawić. Nie znosiła mojej obecności, coraz bardziej zniecierpliwiona wypełniała swoje matczyne obowiązki. Byłam dla niej przeszkodą. Z mojego powodu nie mogła ubiegać się o naukowy grant za granicą ani poukładać swojego życia na nowo. Faceci nie mieli ochoty brać na siebie ciężaru wychowywania nie swojego dziecka.
– Córcia rośnie jak na drożdżach, za chwilę ci się usamodzielni i trochę odciąży – pocieszająco powiedziała przyjaciółka.
– Taaak, już nie mogę się tego doczekać – mama rzuciła niby żartem.
Zawsze uważała, aby nie pokazywać po sobie co naprawdę czuje. Ta podsłuchana rozmowa dała mi nadzieję, że nie muszę być na zawsze skazana na obecność matki w moim życiu. W końcu dorosnę, znajdę własne lokum, przestanę być dla niej ciężarem i nie będę musiała się bez przerwy zadręczać myślami czemu nie darzy mnie miłością.
Postanowiłam, że po maturze przeprowadzę się do innej miejscowości, żeby rozpocząć tam naukę na uczelni i zostać na stałe. W ten sposób wyrwę się od niej, przestanę wysłuchiwać jej złośliwych komentarzy i patrzeć na twarz, która za każdym razem gdy mnie widzi, robi się kwaśna. Z wiekiem coraz mniej przejmowałam się tym, czy mnie zaakceptuje.
Przestałam potulnie przytakiwać, kiedy zupełnie swobodnie krytykowała moją sylwetkę, a także umiejętności, które posiadam – zupełnie inne niż te, których po mnie oczekiwała.
Zaplanowała mi przyszłość
Zdecydowałam się na studia o profilu humanistycznym, a ona marzyła, żebym wybrała profil ścisły. Ile razy do tego wracałyśmy, zawsze kończyło się awanturą. Obie upierałyśmy się przy swoim, ani myśląc o kompromisie. Patrząc na nią widziałam niesmak, złość i oburzenie, a ja sama pałałam żądzą zemsty.
Zgodnie z planem odseparowałam się od mamy. Udało mi się dostać na wymarzone studia, więc wyprowadziłam się do akademika oddalonego o jakieś 200 kilometrów od rodzinnego miasta. Starałam się ograniczyć kontakty z matką do niezbędnego minimum. Moja nieobecność wyszła jej na dobre – w końcu znalazła sobie partnera i odnoszę wrażenie, że nareszcie zaczęła cieszyć się życiem.
Marek to porządny gość, regularnie proponował mi odwiedziny u nich, nie zdając sobie sprawy z napiętej atmosfery pomiędzy mną a moją mamą. Niepokoiło go, że nie mam ochoty na wspólne spędzanie ferii zimowych czy letnich wakacji. Mama milczała jak zaklęta, cedując na niego obowiązek podtrzymywania relacji rodzinnych, co było dla mnie zaskakujące – jak to możliwe, że ten łatwowierny facet nie dostrzegał jej całkowitej obojętności?
Czas płynął nieubłaganie, a moje kontakty z matką ograniczyły się do zaledwie dwóch okazji: mojego zamążpójścia i ceremonii pożegnania Marka, którego życie niespodziewanie dobiegło końca.
– Może zechciałabyś spędzić z nami trochę czasu, mamo? Sądzę, że w obecnej sytuacji lepiej by było, gdybyś nie musiała samotnie zmagać się z codziennością – rzekł serdecznie Rafał.
Perspektywa wspólnego mieszkania z matką nie wydawała mi się pociągająca, ona zresztą również nie pałała entuzjazmem do tego pomysłu.
– Doceniam twoje dobre chęci, ale dam radę sama. Nie ma powodu do obaw – pogładziła czule dłoń swojego zięcia, po czym ruszyła w stronę wyjścia z cmentarza, nie żegnając się z nikim innym.
Przez moment zobaczyłam ją w innym świetle
Taką, jaka mogłaby być dla mnie. Serdeczną i troskliwą.
– Zdobyłeś jej sympatię, a to nie byle jakie osiągnięcie – rzuciłam z niezamierzoną ironią. – Nie mam pojęcia, jak ci się to udało. Mnie nigdy nie powiodło się przebicie przez jej chłodną powierzchowność.
– Wydaje ci się. Twoja mama na pewno cię kocha. Każda matka darzy swoje dzieci miłością – stwierdził naiwnie Rafał.
Rafał nie zaznał bolesnego piętna odtrącenia, nigdy nie doświadczył tego, przez co musiałam przejść. Bliscy darzyli go miłością, wyczekiwali z utęsknieniem i ciepło przywitali, gdy pojawił się na tym świecie. Jego narodziny nie zrujnowały nikomu życia ani nie pozbawiły nikogo kuszących perspektyw.
Poślubiając Rafała, porzuciłam dawną siebie, stając się oddaną małżonką, a niedługo potem również mamą naszego synka Piotrusia. Przez długi czas prawie w ogóle nie rozmawiałam z moją mamą, co wprawiało mojego męża w spore zdumienie.
Nie starałam się nic mu wyjaśniać, mówiłam tylko jakieś mało konkretne rzeczy. Nie naciskał, ale patrzył na mnie z uwagą, jakby próbował odkryć, co przed nim ukrywam. Sytuacja się wyjaśniła, kiedy Rafał przyprowadził moją mamę do naszego domu.
Złamała kość biodrową i czekał ją zabieg oraz późniejsza rehabilitacja. Na ten moment była całkowicie zależna od pomocy innych osób. No i kto ma obowiązek opiekować się chorującą mamą?
No przecież, że córka
Zajmowałam się nią, używając uprzejmych zwrotów, które powinny ukryć moje prawdziwe uczucia. W środku aż kipiałam ze złości, że po raz kolejny pojawiła się w moim życiu. Leżała na łóżku, wpatrując się we mnie oceniającym spojrzeniem, nie odzywając się ani słowem, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, co sobie o mnie myśli. W jej oczach po prostu się nie nadawałam do niczego.
Początkowo nic nie mówiła, jednak po pewnym czasie, ośmielona przychylnym nastawieniem zięcia, wróciła do starych nawyków. Pragnąc dla mnie jak najlepiej, dawała mi do zrozumienia, że nie jestem ideałem i mam pewne wady, nad którymi powinnam popracować.
Mam biodra jak stodoła, a dodatkowe kilogramy wcale nie dodają mi uroku. Fryzura też jakby z księżyca. Chyba czas zrobić rachunek sumienia, bo moje dotychczasowe osiągnięcia nie powalają na kolana. Niby jestem szefową działu w dużej firmie, ale wielkie mi co! A syn Marioli to już w ogóle, wykłada na uczelni wyższej.
Przykra rzeczywistość, że nie wszystkie mamy darzą swoje pociechy miłością, nie ominęła także Rafała. Moja rodzicielka była tego najlepszym przykładem. Po zabiegu chirurgicznym szybko doszła do siebie i wróciła do swojego domu. Pożegnanie z nią przyniosło mi ulgę, gdyż cieszyłam się perspektywą kolejnych lat bez życia z nią pod jednym dachem.
Zdaję sobie sprawę, że to tylko tymczasowe, ponieważ ona pewnego dnia powróci. Będzie wymagała opieki, a któż inny ma się zająć starą matką, jeśli nie jej córka? Rafał ostatecznie zrozumiał, z jakiego powodu nie utrzymują kontaktu z mamą. Dostrzegł jej prawdziwe oblicze.
Karolina, 30 lat