„Zawsze byłam solą w oku teściowej. Ale w najgorszych snach nie przypuszczałam, że ta kanalia posunie się tak daleko”
„Nie miałam dokąd pójść. Przez chwilę stałam na chodniku, ściskając walizkę, jakby była jedynym, co jeszcze do mnie należało. Noc była zimna, ciemna, a ja czułam się, jakbym przestała istnieć. Ludzie mijali mnie obojętnie – pewnie już słyszeli, że Marta została wyrzucona z domu za zdradę”.

- Redakcja
Małe miasteczko to specyficzne miejsce. Każdy każdego zna, ludzie pamiętają twoje dzieciństwo, twoje porażki i twoje błędy. A jeśli błędów nie popełniłeś – znajdą sposób, żeby je wymyślić.
Paweł i ja byliśmy małżeństwem od pięciu lat. Może nie było idealnie, ale czy któryś związek taki jest? Kochałam go, ufałam mu. Do pewnego momentu sądziłam, że on ufał mi równie mocno.
Jego matka, Barbara, nigdy mnie nie zaakceptowała. Byłam dla niej obcą osobą, intruzem, który zabrał jej syna. Czułam jej niechęć na każdym kroku. Wkraczała w nasze życie, kontrolowała nas, ale Paweł zawsze ją bronił. „Taka już jest” – mówił. Nie wiedziałam, że któregoś dnia zamiast mnie uwierzy właśnie jej.
Serce we mnie zamarło
Paweł wpadł do domu jak burza. Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż podskoczyłam. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem – rzadko bywał impulsywny. Ale jego twarz mówiła wszystko. Był wściekły.
– Jak mogłaś! – Jego głos brzmiał obco, zimno, niemal nienawistnie. – Myślałaś, że się nie dowiem?
– O czym ty mówisz? – Zamarłam.
– O tobie i Tomku! Całe miasto o was gada!
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Tomek był najlepszym przyjacielem Pawła. Moim przyjacielem też. Znaliśmy się od lat.
– To jakieś bzdury! – powiedziałam ostro. – Chyba nie myślisz, że…
– Widzieli cię z nim. Wychodziliście razem, śmialiście się! Spotykaliście się za moimi plecami!
– Boże, Paweł, to mój przyjaciel!
– Nie jesteś już moją żoną.
– Co? – Serce mi stanęło.
– Pakuj się. Wynoś się z mojego domu.
– To także mój dom. – Patrzyłam na niego w niedowierzaniu.
– Nie. Od teraz już nie. – Poszedł do sypialni, otworzył szafę i zaczął wyciągać moje rzeczy. Wrzucał je do walizki jak śmieci. Coś we mnie pękło.
– Nie masz prawa.
– Już wszystko wiem. Wynoś się.
Zrozumiałam. Nie chciał usłyszeć prawdy. Podniosłam walizkę. Przeszłam obok niego, zatrzymując się na chwilę w drzwiach.
– Kiedy się dowiesz, że to było kłamstwo, będzie już za późno.
Nie odpowiedział. Wyszłam. Zamknęły się za mną drzwi, które miały być moim domem na zawsze.
Wyrzucił mnie jak śmiecia
Nie miałam dokąd pójść. Przez chwilę stałam na chodniku, ściskając walizkę, jakby była jedynym, co jeszcze do mnie należało. Noc była zimna, ciemna, a ja czułam się, jakbym przestała istnieć. Ludzie mijali mnie obojętnie – pewnie już słyszeli, że Marta została wyrzucona z domu za zdradę.
Poszłam do siostry. Anka mieszkała kilka ulic dalej, w niewielkim mieszkaniu nad apteką. Otworzyła mi w piżamie, przecierając oczy.
– Marta? Co się stało? – spytała, a kiedy zobaczyła moją twarz, od razu mnie wciągnęła do środka.
Nie umiałam mówić. Słowa grzęzły mi w gardle, a ręce drżały tak bardzo, że nie mogłam nawet zdjąć kurtki.
– Paweł mnie wyrzucił.
Anka nie potrzebowała więcej wyjaśnień. Przytuliła mnie mocno, głaszcząc po plecach.
– Drań.
Usiadłyśmy na kanapie, a ja w końcu opowiedziałam wszystko – o jego oskarżeniach, o walizce, o tym, że nie chciał mnie słuchać.
– I ty go jeszcze tłumaczysz?! – wybuchła. – On cię upokorzył, Marta! Wyrzucił cię jak śmiecia, bo jakaś stara plotkara coś mu nagadała!
Miała rację. Wiedziałam, że miała rację. Ale wciąż czułam pustkę.
Dopiero rano dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało. Obudziłam się na kanapie, otoczona zapachem kawy i smażonych jajek. Anka krzątała się po kuchni.
– Dzień dobry, skarbie. Zjesz coś?
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w sufit, próbując poskładać myśli.
Nie miałam męża. Nie miałam domu. Miałam tylko siebie. A to oznaczało, że muszę się podnieść.
Plotki nie biorą się znikąd
Przez kilka dni nie wychodziłam z mieszkania Anki. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, że to tylko koszmarny sen. Że Paweł się opamięta, zadzwoni, zapuka do drzwi i przeprosi za wszystko. Ale telefon milczał. A ja zaczęłam sobie uświadamiać, że wcale nie czekam na jego przeprosiny – czekałam na sprawiedliwość.
Nie zamierzałam być tą, o której mówią na ulicach, na widok której sąsiadki kręcą głowami. „Ta, co zdradziła męża z jego najlepszym przyjacielem.” Miałam dość ukrywania się.
– Idę do sklepu. – Oznajmiłam Ance któregoś ranka, zakładając płaszcz.
– Jesteś pewna? – spojrzała na mnie z troską.
Byłam. Ledwo wyszłam na ulicę, poczułam na sobie spojrzenia. Ktoś odwrócił wzrok, ktoś inny szepnął coś do koleżanki. W sklepie pani Stasia, sprzedawczyni, zmierzyła mnie wzrokiem i podała resztę z opóźnieniem, jakby dotknięcie mojej dłoni mogło ją zarazić hańbą.
Gdy wyszłam, niemal wpadłam na Tomka. Stał pod sklepem, zgarbiony, z papierosem w dłoni. Wyglądał źle.
– Marta. – Jego głos był zachrypnięty.
– Tomek. – Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, aż w końcu rzucił papierosa i przydeptał go butem.
– Paweł nie chce ze mną rozmawiać. Wszyscy traktują mnie jak zdrajcę.
– Witaj w klubie.
Westchnął ciężko.
– To nie jest przypadek. Ktoś to zrobił specjalnie. Ktoś chciał nas skłócić.
Zadrżałam. Oczywiście, że to nie był przypadek. Plotki nie biorą się znikąd.
– Masz jakiś trop?
Tomek spojrzał na mnie z wahaniem.
– Nie chcę ci nic sugerować, ale… zastanów się, kto najbardziej na tym skorzystał.
Wtedy mnie olśniło. Moja teściowa, Barbara.
Dlaczego zniszczyła mi życie?
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy szłam przez miasteczko. W głowie miałam tylko jedno imię: Barbara. Nie miałam dowodów, ale przecież wszystko nagle zaczynało się układać.
Kto od zawsze chciał się mnie pozbyć? Kto miał największy wpływ na Pawła? Kto rozpuścił te plotki? Teściowa.
Nie byłam jednak naiwna. Sama rozmowa nic by mi nie dała. Musiałam to udowodnić.
Zawróciłam i poszłam prosto do pani Stasi – tej samej, która w sklepie patrzyła na mnie jak na ostatniego śmiecia. Starsza kobieta akurat podlewała kwiaty w ogródku.
– Dzień dobry, pani Stasiu. – Zatrzymałam się przy płocie.
Rzuciła mi spojrzenie pełne chłodnej rezerwy.
– A to nie wstyd tak ludziom na oczy się pokazywać?
Zacisnęłam zęby.
– A pani wie, kto pierwszy zaczął te plotki?
Pani Stasia zawahała się. Bingo.
– No… ludzie gadają…
– Ludzie zawsze gadają. Ale kto zaczął?
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale w końcu westchnęła i rzuciła:
– Twoja teściowa. To ona pierwsza powiedziała, że coś podejrzewa. Potem już poszło.
Miałam ją. Poczułam, jak krew zaczyna mi wrzeć. Podziękowałam i odeszłam szybkim krokiem, nawet nie czekając na dalsze komentarze. W mojej głowie było tylko jedno: konfrontacja. Nie czekałam. Poszłam prosto do jej domu.
Barbara otworzyła drzwi i na mój widok uniosła brew.
– Co ty tu robisz?
– Przyszłam zapytać, dlaczego zniszczyłaś mi życie.
Zawsze mnie nienawidziła
Barbara skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie z kpiną.
– O czym ty mówisz, dziewczyno?
Czułam, jak moje ręce zaciskają się w pięści.
– Nie udawaj. Wiem, że to ty rozpuściłaś te plotki. Pani Stasia wszystko mi powiedziała.
Jej twarz na ułamek sekundy drgnęła, ale szybko się opanowała.
– Och, doprawdy? Ludzie mówią różne rzeczy.
– A ty powiedziałaś im to, co chciałaś, żeby Paweł usłyszał.
Barbara wzruszyła ramionami.
– Nie moja wina, że syn w końcu przejrzał na oczy.
To było to. Przyznanie się. Nie czekając ani chwili dłużej, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam prosto do domu, w którym jeszcze kilka dni temu mieszkałam. Do Pawła.
Tym razem to ja trzasnęłam drzwiami.
– Paweł! – krzyknęłam.
Wyszedł z kuchni, zaskoczony, a potem skrzywił się, jakbym była nieproszonym gościem.
– Czego chcesz?
– Prawdy.
Skrzyżował ręce.
– Już ją znam.
Podeszłam do niego bliżej i powiedziałam cicho, ale dobitnie:
– To twoja matka wymyśliła wszystko. Sama się wygadała.
Jego twarz pobladła.
– Bzdura. Mama nigdy by tego nie zrobiła.
– Zrobiła. I zrobiła to, bo zawsze mnie nienawidziła. Chciała się mnie pozbyć. I jej się udało. A ty jej w tym pomogłeś.
Paweł wyglądał, jakby ktoś go uderzył.
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i do środka weszła Barbara.
– Nie słuchaj jej, synku. To manipulacja. Ona chce cię omotać!
Paweł spojrzał na matkę, potem na mnie. I wreszcie… prawda do niego dotarła.
Odwróciłam się na pięcie
Paweł cofnął się o krok, jakby nagle zabrakło mu powietrza. Spojrzał na matkę i zobaczył ją – taką, jaką ja widziałam od początku. Manipulantkę, intrygantkę, kobietę, która przez lata wbijała klin między nas.
– Mamo… – zaczął, ale zabrakło mu słów.
Barbara jeszcze próbowała walczyć.
– Nie daj się omamić, synku. Robię to wszystko dla ciebie! Ona cię naprawdę zdradzała, ja tylko…
– Dość. – Jego głos był niski, ale stanowczy. – Wystarczy.
Spojrzał na mnie. I wtedy zobaczyłam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam. Żal.
– Marta… ja… – urwał, bo nie wiedział, jak dokończyć.
Bo nie było już nic do powiedzenia. Patrzyłam na niego przez chwilę, czekając, czy doda coś jeszcze. Może przeprosiny, może błaganie, żebym wróciła. Ale on milczał. Może nie umiał. Może bał się, że nie zdoła już tego naprawić.
I miał rację. Nie mogłam wrócić do człowieka, który tak łatwo dał się zmanipulować. Do kogoś, kto mnie skreślił, nie dając mi nawet szansy na obronę. Zrobiłam krok w tył, potem kolejny.
– Żegnaj, Pawle. – Obróciłam się i wyszłam.
Nie odwróciłam się ani razu. Idąc przez miasteczko, czułam, jak z każdym krokiem oddycham coraz lżej. Wiedziałam jedno: nigdy więcej nie pozwolę, by ktokolwiek decydował za mnie. W końcu byłam wolna.
Marta, 32 lata