„Zawsze myślałam, że jestem sierotą i jedynaczką. W Nowy Rok zapukała do mnie siostra i powiedziała, że mam matkę”
„Bywa tak, że człowiek nie zdąży przed śmiercią zamknąć wszystkich swoich spraw. Musi to zrobić potem. Wiem jedno, dzięki uporowi mojej matki, mogłam ją pierwszy raz zobaczyć i poznać swoją siostrę. Nie ważne, że prawie po pół wieku”.

- Maria, 49 lat
Każdego pierwszego stycznia od pięciu lat, w samo południe, otwieram portfel, w którym trzymam zdjęcie mojej matki. Mam je właśnie od pięciu lat… Nigdy nie znałam matki. Nigdy mnie nie przytulała. Nigdy nie całowała mnie przed snem i nie opowiadała bajek na dobranoc. O tym, kim była, dowiedziałam się dopiero kilka miesięcy po jej śmierci. W samo południe w Nowy Rok.
Mam siostrę?
Właśnie podawałam mężowi do łóżka ciepłe mleko z miodem i czosnkiem. Wyglądał żałośnie z czerwonym nosem i spuchniętymi policzkami. Zawsze tak ma, kiedy dostaje wysokiej gorączki. Przez to nie poszliśmy na zabawę sylwestrową, co jeszcze bardziej go dobijało. I mnie. Mieliśmy bilety na wielki bal… Pierwszy w moim życiu. Uważałam, że to był najgorszy sylwester, jaki przeżyłam – z marudzącym mężem – i najgorszy Nowy Rok. Wtedy właśnie rozległ się dzwonek do drzwi.
Witek spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Zaprosiłaś kogoś? Przecież źle się czuję – powiedział z pretensją.
– Nie zapraszałam. Nie nadymaj się.
Mąż westchnął ciężko, ostentacyjnie sięgnął po termometr i okręcił się kołdrą.
Ruszyłam do drzwi.
Na korytarzu stała czterdziestoparoletnia kobieta. Nie najgorzej ubrana.
– Tak? – spytałam.
Nieznajoma sięgnęła po kartkę, coś z niej przeczytała i ponownie zwróciła wzrok w moją stronę.
– Pani Maria…
Znów zerknęła na kartkę i z trudem przeczytała moje nazwisko, w którym jest dużo „ś”, „sz” i „cz”. Twardy akcent i wymowa wskazywały, że nieznajoma pochodzi z Niemiec.
– Tak, to ja. W czym mogę pomóc? – zapytałam, zaintrygowana.
Uśmiechnęła się niepewnie.
– Mam na imię Ruth. Ja jestem… twoja siostra… psi… pszszyrodnia.
Przez chwilę nie bardzo rozumiałam, co mówi, a potem pomyślałam, że to jakiś żart. Ale na twarzy Niemki nie widziałam najmniejszego uśmiechu. Raczej rozrzewnienie, a w kącikach jej oczu szkliły się łzy.
– Chyba musiała mnie pani z kimś pomylić – bąknęłam niepewnie.
– Kto to? – z wnętrza mieszkania zawołał Witek.
– Moja siostra – powiedziałam półgłosem.
Nieznajoma podała mi niewielką fotografię.
– To nasza Mutter… Twoja i moja. Jesteśmy siostry.
Siostra. Moja siostra. Myśl i łączące się z nią uczucie były dla mnie całkiem nieznane. Jestem sierotą. Wychowałam się w domu dziecka. Nigdy nie znałam swojej matki. A tu nagle – gdy skończyłeś, człowieku, 49 lat – ktoś przychodzi, pokazuje ci fotkę i mówi, to twoja matka.
I jeśli nawet uda ci się to pojąć rozumem, nie jest łatwo ustosunkować się do tego emocjonalnie. Poukładać w sercu.
A więc ona nigdy o mnie nie zapomniała!
Oczywiście zaprosiłam Ruth do domu, poprosiłam, aby usiadła.
Po chwili przyzwyczaiłam się do jej nieco kanciastej polszczyzny i wtedy opowiedziała mi niezwykłą historię.
W 1964 roku pewna osiemnastoletnia dziewczyna urodziła córeczkę, której dała na imię Maria. Nie była jednak w stanie jej wychować ani nakarmić, więc oddała ją do domu dziecka. Potem wyjechała do Niemiec w ramach łączenia rodzin. W Hamburgu spotkała przystojnego mężczyznę. Rok później wzięli ślub, a po dwóch latach na świat przyszła Ruth. Jednak kobieta nie mogła zapomnieć o córeczce, którą zostawiła w Polsce. Kiedy była już bogatsza, postanowiła ją odnaleźć w tajemnicy przed swoją niemiecką rodziną. Niestety, ciężko zachorowała.
– Nasza Mutter – kontynuowała Ruth – umarła pół roku temu, w sierpniu. Już wiem, dlaczego uczyła mnie po waszemu… Kazała dobrze poznać polski. Żebym mogła cię odnaleźć.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, a ja czułam, jak przepełniają mnie niezwykłe uczucia – żal, radość, może trochę gniewu. Zawsze marzyłam o rodzinie i nigdy jej nie miałam. Jako dziecko wymyśliłam sobie przyjaciółkę, z którą się bawiłam, zawierzałam jej swoje troski i tajemnice. Nazywałam ją moją siostrą.
I nagle poczułam radość – wreszcie mojej marzenie się spełniło. Miałam rodzinę. Miałam siostrę. Matka mnie kochała… Pod powiekami zapiekły mnie łzy, które chciały się wydostać.
Ruth położyła dłoń na mojej. I to jakby zburzyło mur. Przytuliłyśmy się do siebie po raz pierwszy, szlochając okropnie. Ryczałam jak bóbr. Płakała Ruth i nawet Witek, który okręcony w koc, z rozpaloną twarzą, przysłuchiwał się naszej rozmowie.
– Nasza Mutter umarła w sierpniu – Ruth wreszcie się opanowała. – Ale to, co ci teraz opowiem, jest naprawdę niezwykłe… Widzisz, ja nic o tobie nie wiedziałam. Nawet jak umierała, nic nie powiedziała. Pochowałam ją na cmentarz, gdzie leży w grobie rodzinnym mój Vater. Tego samego dnia wieczorem poprosiłam najbliższych znajomych Mutter i jej Freundinen… to znaczy przyjaciółki. Zrobiłam jedzenie i wspominaliśmy najlepsze lata.
Ruth zamilkła i popatrzyła na swoje dłonie, potem potrząsnęła głową.
– Tak trudno wierzyć, ale… Goście poszli do domy po dziesiątej wieczorem. Posprzątałam i już miałam się myć, gdy zadzwoniła moja… jak to… komórkowy telefon. Odebrałam. I… usłyszałam głos Mutter. Tak, wiem – Ruth uniosła dłoń, żebym jej nie przerwała – to dziwne. Słuchaj dalej. Mutter nakazała mi, żebym następnego dnia poszła do Herr Kronenberga, notariusza, i przeczytała list, który zostawiła u niego w szarej kopercie 20 lat temu.
– Mama do ciebie zadzwoniła? – spytałam z niedowierzaniem. – Po śmierci?
Ruth skinęła głową.
Otworzyć po śmierci
– Myślałam, że to żart, ale znam głos Mutter. Jej ton. Zawsze tak mówiła, jak chciała, żebym coś zrobiła bez dyskusji. To była ona. Chciałam ją spytać, jak to możliwe, ale połączenie kaputt. Nagle. I tylko taki dziwny szum był w słuchawce przez cały czas, jak mówiła.
– Może to jednak jakiś chory dowcip? – niepewnie spytał Witold.
– Pomyślałam o tym też. Zaraz zadzwoniłam do operatora. Poprosiłam, żeby podali mi, z jakiego numeru w ciągu ostatniej godziny dzwonili na mój. Sprawdzili i powiedzieli, że nikt do mnie nie telefonował.
W pokoju na dłuższy czas zapadła cisza. Wtedy wreszcie zrozumiałam, czemu mój ślubny tak na mnie dziwnie od jakiegoś czasu łypie. Gość za stołem, a ja nawet nie podałam herbaty! Zrobiłam więc solidną kolację, nakarmiłam Rucię, jak zaczęłam w myślach nazywać siostrę, a ona opowiedziała, co stało się dalej.
– Nie mogłam uwierzyć w ten telefon z zaświatów, ale musiałam wiedzieć, czy miałam halucynacje z żalu za Mutter.
Więc następnego dnia pobiegła do Herr Kronenberga. Stary notariusz sprawdził coś w jakiejś księdze, skinął głową i z wielkiej szafy, z samego dna wyciągnął szarą kopertę. Oprócz nazwiska Ruth widniał na niej odręczny dopisek zrobiony ręką mamy: „Otworzyć po mojej śmierci”.
– A zatem ten telefon i twoja rozmowa z mamą nie były przywidzeniem – powiedziałam podekscytowana.
– Nie, nie były – Ruth odetchnęła głęboko. – Mój mąż sprawdził w internecie, czy były podobne zjawiska. I tak, były. Nawet sporo. Nazywa się to po angielsku electronic voice phenomena. Podobno jest teoria, która mówi, że zmarli, którzy przeszli w inny stan energetycznego istnienia, mogą posługiwać się falami elektromagnetycznymi, czy coś w tym rodzaju.
– Wierzysz w to? – w głosie Witolda brzmiał sceptycyzm.
– Nie wiem, czy w to wierzę, czy nie. Wiem jedno – koperta, o której dowiedziałam się przez telefon, okazała się prawdziwa. No i ty jesteś prawdziwa… – Rucia uściskała moją dłoń i znowu mocno mnie do siebie przytuliła.
W ten sposób moje życie zmieniło się na zawsze
W kopercie był długi list, w którym nasza matka opisała całe swoje życie. Po polsku. A przede wszystkim swoją rozpacz po tym, jak musiała oddać córeczkę do sierocińca. W swej ostatniej woli mama nakazywała Ruth, żeby odnalazła swoją siostrę i podzieliła się z nią pozostawionym przez mamę spadkiem. Mniej więcej wychodziło na to, że miałam odziedziczyć jakieś trzydzieści tysięcy euro… Znowu zapadło milczenie. Spojrzeliśmy po sobie z mężem. To robiło się coraz dziwniejsze.
– Dziwicie się, co tutaj robię – Ruth uśmiechnęła się melancholijnie. – Być może ktoś inny zapomniałby o telefonie, wytłumaczył sobie, że to głupie, i zatrzymał pieniądze. A może by sobie niczego nie tłumaczył. Po co mu jakaś siostra, której nigdy nie widział. Woli pieniądze. Jednak nasza Mutter nauczyła mnie wielu dobrych rzeczy. Jedna z nich to uczciwość. Ale… – Ruth popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się tak jakoś rzewnie, z głębi serca, że i ja poczułam, jak coś łapie mnie za gardło – …nawet, gdyby Mutter mnie tego nie nauczyła, to i tak bym ciebie znalazła. Kiedy byłam mała dziewczynka, wiele razy śniło mi się, że bawimy się razem. Kiedy mówiłam o tym Mutter, głośno płakała. Wtedy nie wiedziałam dlaczego. Teraz już wiem. Zawsze chciałam cię poznać!
Tamtego wieczoru przez długi czas siedziałyśmy przytulone do siebie, wpatrując się w fotografię naszej mamy.
Już nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne… No może chyba tylko to, żeby Witold wreszcie wyzdrowiał, gdyż jak choruje, to staje się małym chłopcem. Nieznośnym i strasznie marudnym.