Reklama

Zawsze ceniłam sobie spokój i prostotę życia. Zwykłe dni wypełniam przyjemnościami, które nie kosztują wiele – poranna kawa na balkonie, lektura ulubionych książek czy rozmowy z sąsiadkami. Moje życie, choć nie bogate materialnie, daje mi poczucie stabilności, a to jest coś, czego zawsze pragnęłam po latach ciężkiej pracy.

Reklama

Gonił za marzeniami

Mój syn Paweł to inna historia. Zawsze miał głowę w chmurach, od dziecka nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Podczas gdy ja znajdowałam radość w małych rzeczach, on gonił za marzeniami, które często były poza jego zasięgiem. Kocham go bezwarunkowo i zawsze wierzyłam, że kiedyś znajdzie swoje miejsce w życiu. Może dlatego przymykałam oczy na jego problemy finansowe, które pojawiały się i znikały jak kapryśne burze.

– Mamo, życie to nie jest bajka – mówił. – Trzeba sięgnąć po to, co nieosiągalne, inaczej utkwisz w miejscu na zawsze.

Nigdy nie przestawałam wierzyć, że w końcu zrozumie, co w życiu jest najważniejsze. Może zbyt długo pozwalałam sobie na luksus bycia tą, która zawsze wybacza. I choć teraz widzę, że mój spokój był ulotny, nie mogłam przewidzieć, jak szybko moje życie może się zmienić.

Paweł przyszedł do mnie pewnego popołudnia, jak zwykle z uśmiechem na twarzy, który potrafił zmiękczyć moje serce. Cieszyłam się z jego wizyty, bo ostatnio nie widywałam go zbyt często.

– Mamo, potrzebuję małej przysługi – zaczął niepewnie.

– Co tym razem, synku? – Zapytałam.

– Wiesz, mam trochę trudności finansowych… – zawahał się, drapiąc się po karku. – Czy mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy na jakiś czas?

Zaniepokoiłam się

To nie była pierwsza taka prośba, ale zawsze spełniałam je. Tłumaczyłam sobie, że to tylko przejściowe kłopoty, że wkrótce wszystko się ułoży. Paweł wydawał się być naprawdę wdzięczny.

– Oczywiście, jeśli mogę pomóc, to dlaczego nie? – Odpowiedziałam, wyciągając portfel.

Z czasem jego prośby stawały się coraz częstsze. Najpierw były to drobne kwoty, potem większe sumy, aż w końcu sama zaczęłam się zastanawiać nad jego motywacjami. Mimo wszystko matczyna miłość kazała mi przymykać oko na te zmartwienia.

– Mamo, obiecuję, że to ostatni raz – mówił za każdym razem, patrząc mi w oczy.

Pewnego ranka listonosz przyniósł mi plik listów. Przeglądałam je, z zaskoczeniem zauważając, że wiele z nich było z banków i instytucji finansowych, z którymi nigdy nie miałam do czynienia. Jeden z listów szczególnie przykuł moją uwagę – zawiadomienie o zadłużeniu, które rzekomo zaciągnęłam.

Przerażenie zakuło mnie w sercu, a w głowie pojawił się chaos. Czy to jakaś pomyłka? Może ktoś ukradł moje dane? Sięgnęłam po telefon i z drżącymi rękami wykręciłam numer banku.

– Dzień dobry, chciałabym wyjaśnić pewną kwestię dotyczącą zadłużenia, o którym dostałam informację – zaczęłam niepewnie rozmowę z pracownikiem banku.

Rozmowa trwała dłuższą chwilę, a ja dowiadywałam się coraz więcej o długach, które widniały na moje nazwisko. Pracownik banku bezlitośnie tłumaczył, że wszystkie kredyty i raty były podpisane moim nazwiskiem.

Byłam w szoku

Zakończywszy rozmowę, siedziałam w ciszy, zszokowana i przytłoczona nowymi informacjami. W głowie zaczęła kiełkować podejrzenie, że Paweł może być za to odpowiedzialny. Nie chciałam w to wierzyć, ale wszystkie znaki wskazywały na niego.

Zdecydowałam się na rozmowę z nim. Nie mogłam dłużej żyć w niepewności i strachu.

– Otrzymałam listy z banku – powiedziałam. – Czy wiesz coś o tym?

Na chwilę zamarł, jakby zaskoczony, ale po sekundzie wrócił do swojego pewnego siebie wyrazu twarzy.

– Dlaczego mnie o to pytasz?

– Ponieważ wszystko wskazuje na to, że ktoś wykorzystał moje dane do zaciągnięcia długów. Czy masz coś z tym wspólnego? – Dopytywałam.

– Nie wiem, o czym mówisz – odparł chłodno, unikając mojego wzroku.

– Muszę wiedzieć prawdę – powiedziałam, głos łamiący się pod ciężarem emocji.

– To nie moja wina. Zawsze się mnie czepiasz – powiedział z wyrzutem, wstając od stołu.

Jego reakcja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że miał coś wspólnego z tym bałaganem. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wziął kurtkę i wyszedł z mieszkania.

Czułam się bezradna

Kilka dni później Paweł zniknął. Żadnych telefonów, żadnych wiadomości. Jakby zapadł się pod ziemię. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony byłam zła i rozczarowana, z drugiej zaś martwiłam się o niego. Moje myśli krążyły wokół jednego – co się z nim dzieje i jak mogę rozwiązać ten koszmar, który pozostawił?

W końcu z pomocą sąsiadki umówiłam się na spotkanie z prawnikiem. Czułam się jak dziecko, które musi stawić czoła dorosłym sprawom, których nie rozumie.

– Pani Mario, sytuacja nie wygląda najlepiej – zaczął prawnik. – To poważne zadłużenie.

– Co mam robić? – Zapytałam.

– Przede wszystkim musimy ustalić, kto dokładnie użył pani danych. Następnie będziemy starali się unieważnić te umowy – wyjaśnił spokojnie, próbując dodać mi otuchy.

Słuchałam jego słów, ale jednocześnie czułam, że jestem w innym świecie, gdzie nic nie jest takie, jakie być powinno. Zdradzona przez własnego syna, musiałam teraz walczyć o swoją przyszłość. Poczucie winy, że nie zauważyłam wcześniej problemu, mieszało się z gniewem na Pawła. Jak mógł mnie zostawić samą z tym wszystkim?

Zostałam z tym sama

Wróciłam do domu, czując się emocjonalnie wyczerpana. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, a teraz miałam wrażenie, że zawiodłam na całej linii. Wspomnienia z przeszłości, drobne sygnały, które przeoczyłam, nie dawały mi spokoju.

W samotności i ciszy mojego mieszkania zaczęłam intensywnie myśleć o Pawle i naszej relacji. Zastanawiałam się, jakie wydarzenia doprowadziły do obecnej sytuacji. Czy to ja popełniłam błąd, pozwalając mu na zbyt wiele? A może zbyt długo udawałam, że wszystko jest w porządku?

Przywoływałam wspomnienia z jego dzieciństwa – uśmiechniętego chłopca, który biegał po parku z nieustającą ciekawością świata. Co się stało z moim Pawłem? Jak doszliśmy do tego miejsca, w którym stoję dzisiaj, sama z narastającymi problemami, których nigdy się nie spodziewałam?

– Może to moja wina, że zawsze ratowałam go z opresji? – Zastanawiałam się.

Moje myśli krążyły wokół momentów, w których mogłam postąpić inaczej. Każda decyzja, każde ustępstwo wydawało się teraz błędem. Ale czy mogłam postąpić inaczej? Czy wtedy miałam świadomość, dokąd to wszystko prowadzi? Czułam, że rozpacz i żal mogą mnie pochłonąć, ale musiałam się zmobilizować.

Wiedziałam, że tylko ja mogę uporządkować swoje życie i spróbować naprawić to, co zostało zniszczone. Choć emocje rozrywały mnie od środka, wiedziałam, że muszę działać. Że muszę się skupić na rozwiązaniu problemu, mimo że relacja z Pawłem wisiała na włosku.

Reklama

Maria, 66 lat

Reklama
Reklama
Reklama