Reklama

Poznaliśmy się na studiach i szybko staliśmy się nierozłączni. Mariusz był moim najlepszym przyjacielem, a potem mężem. Nasze życie przez lata było pełne śmiechu, wspólnych pasji, długich rozmów. Oboje byliśmy przekonani, że mamy szczęście – nie tylko w miłości, ale i w przyjaźni. Ale po ośmiu latach małżeństwa coś się wypaliło. Miłość i bliskość zastąpiła rutyna, a rozmowy stawały się coraz rzadsze.

Reklama

Nagle zmienił oblicze

Kiedy oboje zgodziliśmy się na rozwód, miałam nadzieję, że rozstaniemy się w przyjaźni, zachowując wspomnienia jako coś cennego. Teraz, patrząc na jego działania, nie jestem pewna, czy to w ogóle możliwe.

– Kiedyś byliśmy nierozłączni – zaczęłam, wspominając dawne chwile. – Pamiętasz, jak nie mogliśmy przestać ze sobą rozmawiać, nawet po całym dniu?

– Pamiętam – odpowiedział cicho. – Tylko że to było dawno temu. Teraz już nie potrafimy rozmawiać. I chyba nie tylko to się zmieniło.

Rozwód miał być spokojny, mieliśmy się rozstać, szanując naszą przeszłość. Ale wszystko zmieniło się, gdy Mariusz zaczął mówić o finansach. Sugerował, że mieszkanie, w którym razem mieszkaliśmy, powinno należeć do niego, bo to on zarabiał więcej. Byłam zaskoczona, a jednocześnie czułam, jak coś we mnie pęka. Przez lata pracowałam na nasz wspólny dom – może nie tyle finansowo, ale duchowo. Zawsze myślałam, że Mariusz, jako mój przyjaciel, zrozumie to i zachowa się uczciwie. Jednak jego słowa brzmiały jak ostrze wbite w moje plecy.

Zobacz także

– Nie chcę cię ranić – mówił chłodno, jakby próbował usprawiedliwić swoje działania – ale mieszkanie jest moje. Pracowałem na nie, to uczciwe, żebyś znalazła coś dla siebie.

Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć, skąd wzięła się ta chłodna kalkulacja.

Pracowałam równie ciężko – odparłam, starając się utrzymać głos stabilny. – Może nie zarabiałam tyle, co ty, ale zawsze wspierałam naszą rodzinę. Myślałam, że to mieszkanie to nasz wspólny dom.

W ogóle go nie znałam

Zawsze wierzyłam, że Mariusz, mimo naszych problemów, pozostanie człowiekiem, którego znałam. Przyjacielem, na którym mogłam polegać. A teraz wydaje się, jakbyśmy byli obcymi ludźmi, walczącymi o każdy kawałek przeszłości, jakby to był zwykły majątek, a nie dom.

Po tej pierwszej rozmowie konflikt zaczął przybierać na sile. Mariusz, który zawsze twierdził, że rozwód będzie spokojny, nagle zaczął działać za moimi plecami. Dowiedziałam się, że zatrudnił adwokata, który miał pomóc mu uzyskać jak najwięcej z naszego wspólnego majątku. To było jak cios prosto w serce.

Myślałam, że mimo wszystko mogę mu zaufać. Teraz nasz rozwód zmienił się w pole bitwy, gdzie każda decyzja była podważana, a każda rozmowa przeradzała się w oskarżenia. W jednej z kolejnych rozmów próbowałam jeszcze raz przemówić mu do rozsądku.

– Naprawdę musimy tak to robić? – zapytałam, próbując zachować spokój. – Obiecaliśmy sobie, że to zrobimy po ludzku. Bez tej całej wojny.

– A może od początku nie byliśmy tak blisko, jak myśleliśmy? – odpowiedział, a jego ton był pełen chłodnej obojętności.

Czułam, jak narastają we mnie złość i rozczarowanie. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek, który kiedyś był moim najlepszym przyjacielem, teraz zachowuje się, jakbyśmy nigdy nie byli sobie bliscy.

– To boli, wiesz? – dodałam, nie kryjąc łez. – Zawsze myślałam, że rozwód może być pokojowy, pełen szacunku. Ale to, co robisz teraz, niszczy wszystko, co mieliśmy.

Był obojętny

Mariusz milczał przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.

– Życie nie zawsze jest takie, jakie sobie wyobrażamy – odpowiedział, a ja poczułam, że walka o nasze małżeństwo przerodziła się w walkę o resztki mojej godności.

Nie wiem, kiedy przestaliśmy być przyjaciółmi, a zaczęliśmy traktować się jak wrogowie. Może to ja zbyt długo trzymałam się wspomnień. A może Mariusz nigdy nie był tym człowiekiem, za jakiego go uważałam.

Z każdym kolejnym dniem rozwodu zaczynałam coraz bardziej wracać do wspomnień. Pamiętałam, jak byliśmy nierozłączni, jak Mariusz i ja potrafiliśmy rozmawiać godzinami, śmiać się z tych samych żartów, marzyć o przyszłości. Kiedy byliśmy razem, nic nie wydawało się niemożliwe.

Razem przeszliśmy przez wiele trudnych chwil – jego pierwszy awans, moje problemy ze znalezieniem pracy, wspólne wakacje, kiedy nie mieliśmy pieniędzy i jechaliśmy na camping. To wszystko wydawało się takie odległe. Teraz każda myśl o tych chwilach była jak ukłucie w sercu.

Jak mogliśmy się tak oddalić?

Siedziałam przy naszym wspólnym stole i przeglądałam zdjęcia, szukając w nich czegoś, co by wyjaśniło, gdzie popełniliśmy błąd. A może to nie jeden błąd, ale wiele małych kroków w złą stronę? W jednej chwili byliśmy sobie tak bliscy, a w drugiej – wrogowie walczący o majątek, jakbyśmy nigdy nie byli rodziną. Rozmowa z Hanią jeszcze bardziej mnie zasmuciła.

– Eliza, może już dawno przestaliście być parą, a nawet przyjaciółmi – powiedziała, patrząc na mnie z troską. – Może to była tylko kwestia czasu.

Czy to możliwe, że przyjaciółka miała rację? Może nasze małżeństwo skończyło się już dawno temu, tylko ja tego nie chciałam zobaczyć? Może przyjaźń, którą tak pielęgnowałam, była tylko moją iluzją?

W dniu rozprawy sądowej czułam się, jakbym miała stawić czoła nie tylko Mariuszowi, ale i wszystkim naszym wspomnieniom, które teraz wydawały się tak odległe. W sali sądowej siedzieliśmy po przeciwnych stronach, każde ze swoim adwokatem. To, co miało być rozwodem pełnym szacunku, zamieniło się w pole bitwy. Mariusz patrzył na mnie chłodno, jakby nasze wspólne lata nie miały już żadnego znaczenia.

Stresowałam się

Rozprawa zaczęła się od formalności, ale szybko przekształciła się w wymianę oskarżeń. Mój adwokat starał się przedstawić mnie jako uczciwą, odpowiedzialną osobę, która nie ma zamiaru walczyć o każdy grosz. Jednak kiedy Mariusz wziął głos, usłyszałam rzeczy, które mną wstrząsnęły.

– Eliza zawsze była bardziej skupiona na swoich przyjaciołach i ambicjach niż na naszym małżeństwie – powiedział spokojnie, ale z wyraźnym chłodem. – Czułem się na drugim miejscu, więc nie dziwcie się, że teraz chcę zadbać o siebie.

Wtedy coś we mnie pękło.

– Na drugim miejscu? – wybuchnęłam, nie mogąc dłużej utrzymać emocji na wodzy. – Mariusz, ja zawsze stawiałam nas na pierwszym miejscu! To ty zajmowałeś się tylko swoją karierą! Zawsze było ci mało, nigdy nie zwracałeś uwagi na to, co dla mnie było ważne.

Sędzia próbował nas uspokoić, ale oboje byliśmy już zbyt poruszeni. Te słowa, które miały nigdy nie paść, teraz wypływały na wierzch. To nie była tylko walka o majątek. To była walka o to, kto bardziej zawiódł.

Jak mogło do tego dojść?

W jednej chwili byliśmy przyjaciółmi, a teraz rozmawiamy o naszym małżeństwie, jakby nigdy nie miało żadnej wartości. Jak mogłam tak bardzo się pomylić co do człowieka, którego kiedyś kochałam?

Po rozprawie czułam się, jakby coś we mnie umarło. Słowa, które wypowiedzieliśmy, były jak ostrza – celne, ostre, bolesne. Z jednej strony czułam ulgę, że w końcu wypowiedziałam to, co tak długo tłumiłam w sobie, ale z drugiej strony wiedziałam, że ten konflikt zniszczył coś, czego nigdy już nie odzyskamy. Naszą przyjaźń.

Mój mąż i dawny najlepszy przyjaciel, stał się kimś obcym. Widziałam to w jego oczach, kiedy wychodził z sali sądowej. Nie było już w nim tego człowieka, który kiedyś siedział ze mną na plaży i opowiadał o swoich marzeniach. Teraz był tylko kimś, kto chce wygrać – nieważne, jakim kosztem.

Wróciłam do domu i usiadłam przy stole, próbując zebrać myśli. Wspomnienia z przeszłości uderzały we mnie jakbym przeglądała album pełen zdjęć z życia, które już nie istnieje. Czy naprawdę straciłam nie tylko męża, ale i przyjaciela, który był dla mnie wszystkim?

Hania przyszła mnie odwiedzić tego wieczoru.

– Musisz się pogodzić z tym, że Mariusz już nigdy nie będzie tą samą osobą – powiedziała, patrząc na mnie z troską. – A może on nigdy taki nie był?

Może faktycznie Mariusz nigdy nie był tym, za kogo go uważałam? A może to ja się zmieniłam, a on po prostu był sobą od początku? Tak czy inaczej, teraz nie zostało już nic. Straciłam męża, a co gorsza – straciłam swojego najlepszego przyjaciela.

Rozwód został sfinalizowany

Oboje dostaliśmy to, czego chcieliśmy – Mariusz dostał mieszkanie, a ja swoje wolne życie, choć ani jedno, ani drugie nie przyniosło mi ulgi. Patrząc na naszą przeszłość, zdałam sobie sprawę, że to nie podział majątku był najtrudniejszy. Największą stratą była utrata człowieka, z którym dzieliłam tyle lat, wspomnień, śmiechu, i który miał być przy mnie na zawsze.

Nie tylko straciłam męża, ale przede wszystkim przyjaciela. Tego nie przewidziałam. Z każdym dniem czułam, że coś we mnie pękło na dobre. Nasza relacja, kiedyś tak pełna bliskości, teraz stała się niczym więcej niż pustym wspomnieniem. Często zastanawiałam się, gdzie popełniliśmy błąd. Czy to rutyna nas zniszczyła? A może zawsze byliśmy dwiema różnymi osobami, które z czasem przestały do siebie pasować?

Kiedy ostatni raz widziałam Mariusza, wymieniliśmy tylko kilka chłodnych zdań. Bez emocji, bez wspomnień. Byłam gotowa zamknąć ten rozdział, choć wiedziałam, że to, co zbudowaliśmy przez lata, nigdy się już nie odbuduje.

Straciłam więcej niż tylko małżeństwo. Straciłam człowieka, który kiedyś był moją opoką, i nigdy tego nie odzyskam. A najgorsze jest to, że kiedy patrzę w przyszłość, nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie znowu komuś zaufać.

Reklama

Eliza, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama