Reklama

Podczas gdy moi bliscy wypoczywali na feriach, ja musiałem wracać do pracy. Niestety, nie udało mi się w tym sezonie znaleźć czasu na zimowy odpoczynek. W mojej pracy wystartował właśnie ogromny projekt, a mnie wybrano jako jedną z najważniejszych osób w zespole. Tempo mojej pracy zawodowej stało się szalone.

Reklama

Musiałem znaleźć zajęcie

Szef zareagował śmiechem, gdy wspomniałem o planach urlopowych. Do dziś zastanawiam się, czy potraktował to jako dowcip, czy może to był jego sposób na uniknięcie niewygodnej rozmowy. Podrzucę rodzinę na górski wypoczynek i będę do nich wpadał na weekendy. No chyba że nawał obowiązków zawodowych dopadnie mnie również w dni wolne.

W roli samotnego męża całkiem nieźle sobie poradziłem. Problem pojawił się z zagospodarowaniem popołudniowego czasu. Z dnia na dzień, przy coraz piękniejszej pogodzie, moje zaangażowanie w wymagający projekt znacząco spadało. Sytuację zmienił dodatkowo nasz klient, który stał się znacznie bardziej wyrozumiały.

Drugiego dnia, kiedy byłem gotów pracować non-stop, poinformował nas o swoim wyjeździe na Karaiby. Na koniec zastrzegł, że jeśli będziemy zawracać mu głowę telefonami, każe nam pokryć wszystkie koszty połączeń z zagranicy.

W końcu zabrałem się za odkładane od dawna drobne remonty w domu. Znalazłem też chwilę, żeby odwiedzić grób moich dziadków – wcześniej ciągle brakowało na to okazji. Jednak szybko przekonałem się, że samotne życie potrafi być strasznie nudne. Znałem już wszystkie kinowe hity lecące w telewizji, a reszta programów kompletnie mnie nie interesowała.

Zazdrościłem mu

Właśnie wtedy zadzwonił Andrzej.

– Jesteś w mieście? – nie mógł uwierzyć w mój los. Wzruszyłem tylko ramionami.

– Ja również – wypalił. – I powiem ci, że mi to odpowiada. Żona z dzieciakami wdychają górskie powietrze, a ja nareszcie mam chwilę dla siebie i mogę się zastanowić nad życiem. Słuchaj, może byśmy się kiedyś wybrali na drinka? Dawno się nie widzieliśmy – rzucił propozycję.

To „kiedyś” zmieniło się w „teraz” szybciej, niż się spodziewałem – już wieczorem tego samego dnia. Życie towarzyskie Andrzeja okazało się naprawdę imponujące. Wypełniał je Pub pod Kogutem wraz z wesołą ekipą znajomych – byli tam i faceci, i dziewczyny, głównie młodsi od nas. Przywitałem się ze wszystkimi i chętnie dołączyłem do tej radosnej atmosfery.

– Jak ty to robisz, że masz kontakt z takimi młodymi laskami? – spytałem, obserwując z ukłuciem zazdrości, jak swobodnie gada z dziewczynami w klubie.

– No wiesz, trzeba iść z duchem czasu. Po co mi jakieś stare koleżanki z klasy? – odparł bez owijania w bawełnę.

Oszołomiła mnie

Patrząc na Andrzeja, można było zauważyć, że mentalnie odmładzał się o całe dwie dekady. Próbował za wszelką cenę pokazać światu swoją młodzieńczą energię. Nie miałem okazji poznać opinii jego małżonki na temat tych prób nadążania za młodszym pokoleniem, ale nietrudno było sobie wyobrazić jej reakcję.

Kiedy wybiła dwunasta, powoli zaczęliśmy się rozchodzić. Grupa imprezowiczów topniała z każdą przecznicą. W końcu także Andrzej zniknął gdzieś w oddali, wciąż w towarzystwie przyczepionej do niego młodej studentki.

Byliśmy sami – ja i Hania. Spędziliśmy ostatnie trzy godziny pochłonięci rozmową. W przyciemnionym świetle prezentowała się zjawiskowo. Miała w sobie coś z prawdziwej artystki. Trudno było oderwać od niej wzrok. Uwielbiała słuchać klasyki i żyła ekspresjonistyczną sztuką.

Słuchała moich wywodów na tematy kulturalne z promiennym uśmiechem, a w jej spojrzeniu widać było autentyczne zaciekawienie. Te trzy godziny przeleciały, jak z bicza strzelił. Naprawdę świetnie, że wpadliśmy na pomysł, by zobaczyć się akurat u Andrzeja!

Umówiliśmy się

– Co powiesz na wspólne wyjście na jazz? Mam akurat jutro wolne popołudnie – spytała, gdy nikogo już przy nas nie było.

– Pewnie, bardzo chętnie – odparłem.

Wymieniliśmy się numerami komórek. Niedługo potem ona zniknęła za drzwiami swojego domu, a ja z niepokojem zerknąłem na ekran telefonu. Jadwisia próbowała dodzwonić się do mnie aż siedem razy. Rany, kompletnie wyleciało mi to z głowy!

Jak to możliwe, że nie poczułem wibracji w kieszeni? To przecież nasz codzienny rytuał – zawsze do siebie dzwonimy i upewniamy się, że wciąż o sobie myślimy. Tego dnia jednak wszystko potoczyło się inaczej.

Kolejnego dnia ledwo udało mi się dzisiaj wstać – byłem spóźniony o godzinę. W trakcie przerwy śniadaniowej w robocie postanowiłem zadzwonić do moich najbliższych.

– Wybacz kochanie, mamy tu małe problemy z projektem. Wszyscy są źli: klient, szef i gość od marketingu. Kompletnie nie wiedziałem, za co się najpierw zabrać. Co u was słychać? Ja też cię kocham i bardzo mi ciebie brakuje.

Tuż po zakończeniu rozmowy dostałem wiadomość: „Dzisiaj o 18 organizujemy jazzowe spotkanie. Przyjdź w dobrym nastroju i weź poduszkę, jakby zrobiło się nudno. Hania”. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Ta dziewczyna naprawdę potrafi rozbawić. Wiedziałem, że poduszka na pewno się nie przyda.

Byłem podekscytowany

– Cześć – przełożony zajrzał do mojego gabinetu, przechodząc korytarzem. – Dostałem wczoraj informację od klienta. Zamierza wstrzymać wszystko do końca swojego urlopu. Wspominał pan o chęci wzięcia wolnego. Proszę się nie krępować.

– Oczywiście, bardzo dziękuję – odpowiedziałem na propozycję wyjazdu, ale sposób, w jaki to zrobiłem, zdziwił nawet szefa, który zazwyczaj nie zwraca uwagi na mowę niewerbalną i reakcje emocjonalne.

– Coś mi się wydaje, że ta perspektywa pana nie cieszy. Kłopoty z żoną? – rzucił i wyszedł, nie dając mi szansy na reakcję.

Zerknąłem na godzinę – do wieczora było jeszcze sporo czasu. Jak dotrwać? Wyszedłem z pracy tuż po czwartej, kupiłem kwiaty, wziąłem szybki prysznic i skropiłem się perfumami. Wcześniej, koło dwunastej, pogadałem przez telefon z rodziną, więc miałem to z głowy. Chodziłem po mieście w doskonałym nastroju.

Z tłumu ludzi na ulicy wyłoniła się osoba, którą gdzieś już widziałem. No przecież to żona Andrzeja! Szła wprost na mnie. W sumie ledwo ją kojarzyłem – gadałem z nią może ze dwa czy trzy razy. Ale istniała szansa, że mogła mnie pamiętać.

Była już niedaleko, więc starałem się zakryć bukiet własnym ciałem. Nie miałem ochoty tłumaczyć się, dla kogo niosę kwiaty. Róże były na tyle duże, że nie dało się ich ukryć w kieszeni, dlatego położyłem je na pobliskiej ławeczce. Wezmę ją zaraz po tym, jak małżonka Andrzeja minie to miejsce. Kiedy znalazła się tuż obok, przywitałem ją skinieniem i szerokim uśmiechem. Ta jednak przeszła, kompletnie mnie ignorując.

Nie mogłem oderwać wzroku od jej twarzy – zapłakanej i jakby nieobecnej duchem. Z głębokim smutkiem wpatrywała się gdzieś w przestrzeń. Nagle przyszło mi do głowy, co mówił Andrzej o wyjeździe swojej rodziny. Od razu też stanął mi przed oczami obraz tej dziewczyny w mini. Może żona niespodziewanie skróciła pobyt i nakryła go w niezręcznej sytuacji? Przygryzłem wargi, pogrążony w rozmyślaniach.

Nieźle się wpakował

Nagle przyszła mi do głowy myśl – co, jeśli Jadwisia dziś wpadnie do domu przed czasem? A może po prostu zapyta wprost, gdzie przebywam i w czyim towarzystwie? Jak miałbym się wytłumaczyć?

Wpatrywałem się w szkarłatny kwiat bez ruchu. Jak postąpić? Może skasować kontakt i wszystkie wiadomości? Żal by było. Te wszystkie fajne pogawędki… Jak się z tego wyplątać?

Kolejnego dnia wjeżdżałem na teren ośrodka wczasowego w Beskidach. Moje pociechy od razu rozpoznały znajomy samochód i ruszyły pędem w kierunku parkingu.

– Tata przyjechał! Juhu! – krzyczały.

– Zostanę z wami przez całe ferie. Wziąłem urlop!
Dzieciaki znów wybuchły radością. Sięgnąłem do bagażnika, wyciągnąłem róże i podałem Jadwidze.

– Dla najcudowniejszej żony na świecie.

Wręczyłem jej kwiaty, a ona odwdzięczyła się całusem. Zrobiło się naprawdę miło i sympatycznie. Liczyłem tylko na to, że w końcu skończą się te ciągłe telefony i irytujące wiadomości od Hani, która wciąż wypytywała o moją nieobecność na koncercie. Czas, żeby dała mi spokój – przecież nie składałem jej żadnych obietnic.

Reklama

Marek, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama