„Zazdrosny mąż ciągle oskarża mnie o zdrady. Skoro tak bardzo tego chce, to z przyjemnością wymasuję ciało innego”
„Zaczęło się niewinnie. Pojawiły się pytania: «O której wrócisz? Z kim się spotykasz?» – ale nie zwracałam na to uwagi. Potem te pytania zmieniły się w oskarżenia. Gdy wracałam później, widziałam wściekłość w jego oczach”.
„Nie wierzę, jak to kiedyś wyglądało” – myślałam, przeglądając nasze zdjęcia z wakacji sprzed pięciu lat. Na jednym Norbert śmiał się, trzymając mnie na rękach. Nasze twarze błyszczały od słońca, a ja pamiętam, jak wtedy myślałam, że mam wszystko. Dziś siedziałam w ciszy, słysząc tylko tykanie zegara na ścianie.
Kiedyś byliśmy nierozłączni
Wspólne spacery, wieczory z winem, wyjazdy – to była nasza codzienność. A teraz od miesięcy Norbert nie wychodzi z domu, zamknięty w swojej bańce. Próby wyciągnięcia go na kolację czy choćby na kawę kończą się zawsze tym samym: „Nie dzisiaj. Jestem zmęczony”.
Zaczęło się niewinnie. Pojawiły się pytania: „O której wrócisz? Z kim się spotykasz?” – ale nie zwracałam na to uwagi. Potem te pytania zmieniły się w oskarżenia. Gdy wracałam później, widziałam wściekłość w jego oczach jeszcze zanim cokolwiek powiedziałam.
Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam coś zrobić inaczej? A może to on od początku miał w sobie coś, czego nie zauważyłam?
– Jak długo jeszcze chcesz udawać, że wszystko jest w porządku? – Zapytała Agnieszka, stawiając przede mną filiżankę kawy. W jej głosie wyczułam nutę zniecierpliwienia, jakby to, że wciąż jestem w tym małżeństwie, obrażało jej zdrowy rozsądek.
– Nie udaję – odpowiedziałam, choć w głębi serca wiedziałam, że nawet ja już w to nie wierzę. – Po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby wszystko poukładać.
Westchnęła ciężko. Chciałam jej powiedzieć, że nie wszystko jest takie proste, ale co miałam tłumaczyć? Że kocham go, mimo że z każdym dniem coraz mniej przypomina człowieka, za którego wyszłam?
Wiecznie miał pretensje
Wieczorem, gdy wróciłam do domu, Norbert siedział w kuchni. Na stole leżał niedojedzony kawałek pizzy, a jego twarz była napięta.
– Znowu byłaś z nimi? – Zapytał, nawet na mnie nie patrząc.
– Z kim? Z Agnieszką? Tak, była kawa, parę plotek, nic wielkiego – odpowiedziałam, choć już wiedziałam, że nie o to chodziło.
– Myślisz, że nie wiem, co robisz, kiedy wychodzisz? – Jego głos był zimny.
– A co twoim zdaniem robię? Spotykam się z ludźmi, bo nie mogę już wytrzymać tej ciszy w domu! – Podniosłam głos, zanim zdążyłam się powstrzymać.
– A może szukasz kogoś innego, bo ja już ci nie wystarczam?
Oparłam się o stół i spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, co się z nim stało.
– To ty mnie odpychasz – powiedziałam cicho. – Ja tylko chcę trochę normalności.
Zamknęłam się w łazience. Tam, w tej małej przestrzeni, czułam się bardziej wolna niż w całym naszym wspólnym domu.
Rozumiała mnie
Teściowa pojawiła się u nas nieoczekiwanie, jak to miała w zwyczaju. Miała klucz, więc po co miałaby dzwonić? Kiedy weszła do kuchni, Norbert akurat przeglądał coś na telefonie, a ja udawałam, że szorowanie blatu to moje życiowe hobby.
– Dzień dobry, kochani – powiedziała z uśmiechem, który wydawał się tak wymuszony, że aż mnie zabolało.
– Cześć, mamo – odparł Norbert, nawet na nią nie patrząc.
Zmierzyła nas oboje wzrokiem, a potem usiadła.
– Chciałabym z wami porozmawiać – rzuciła, patrząc prosto na mnie.
Norbert wstał.
– Nie mam teraz czasu. Muszę coś załatwić – nawet nie czekał na odpowiedź, tylko wyszedł z mieszkania, zostawiając nas w niezręcznej ciszy.
Teściowa odczekała chwilę, aż odgłos zamykanych drzwi ucichnie, i spojrzała na mnie z troską, jakiej od dawna mi brakowało.
– Wiem, że nie jest łatwo. Widzę to po was – zaczęła cicho.
– Mamo, ja… – chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że przesadza, ale powstrzymała mnie gestem dłoni.
– Norbert zawsze miał swoje trudności. Jako dziecko był lękliwy, potrzebował więcej uwagi. Ale teraz… – westchnęła i spojrzała na swoje ręce. – Widzę, że robi ci krzywdę, a ty to znosisz.
Musiałam znaleźć wyjście
– Nie robi mi krzywdy – zaprotestowałam.
– Wiem, że go kochasz. Jest moim synem, ale nawet ja widzę, że przesadza. Może lepiej byłoby, gdybyście się rozstali, zanim zniszczy cię do końca?
Poczułam, jak fala gorąca zalewa mi policzki.
– Nie mogę go zostawić. On nie poradzi sobie beze mnie.
– Myślisz, że długo wytrzymasz w takim związku?
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, a ja walczyłam z chaosem w mojej głowie. Teściowa wstała i położyła mi dłoń na ramieniu.
– Zastanów się nad tym, proszę – powiedziała miękko i wyszła, zostawiając mnie z moimi myślami.
Wieczorem usiadłam na kanapie w salonie, czekając na Norberta. W głowie miałam słowa jego matki. Norbert wrócił późno. Nigdy nie mówił, gdzie był. Wszedł do mieszkania bez słowa, rzucił klucze na komodę i zaczął szukać czegoś w lodówce.
– Możemy pogadać? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał spokojnie.
– O czym?
– O nas – odpowiedziałam, siadając prosto. – Ja już nie mogę tak dalej.
Zamilkł na chwilę, jakby czekał, aż powiem coś więcej. Ale ja chciałam, żeby to on pierwszy wyraził swoje zdanie. W końcu się odezwał.
– A co chcesz zmienić? Ty ciągle wychodzisz, spotykasz się z ludźmi, a ja tu siedzę.
Miałam alternatywę
– Ja nie zdradzam cię i nigdy tego nie zrobiłam. Ale czuję, że nie możemy tak żyć – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Ty tego nie rozumiesz. Ja po prostu nie chcę cię stracić – powiedział cicho.
– Ale w ten sposób właśnie mnie tracisz. Zamykanie mnie w domu nie sprawi, że będę szczęśliwa.
Odwrócił wzrok, jakby moje słowa go przerastały.
– To co mam zrobić? Nagle zacząć być kimś innym? – zapytał z irytacją.
– Nie chcę, żebyś udawał kogoś, kim nie jesteś. Ale musimy coś zrobić, bo inaczej to się skończy – powiedziałam spokojnie, choć serce biło mi jak oszalałe.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, patrząc na siebie.
– Daj mi czas. Jakoś to naprawimy – powiedział w końcu.
Agnieszka wpatrywała się we mnie przez chwilę, a potem nalała kolejny kieliszek wina. Byłyśmy u niej, a ja próbowałam znaleźć w jej spojrzeniu jakieś odpowiedzi, których sama nie mogłam sobie udzielić.
– Widzę, że nic się nie zmienia.
– Ale on się stara – odpowiedziałam, choć brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
– Tak, jasne. Ile razy już ci obiecał, że będzie inaczej?
Wiedziałam, że ma rację
– To nie jest takie proste – mruknęłam.
– Nie jest, bo sobie komplikujesz – stwierdziła ostro. – To nie miłość, to manipulacja. On cię trzyma na krótkiej smyczy, bo się boi, że odejdziesz.
– Bo mnie kocha – przerwałam jej, choć sama nie wierzyłam w te słowa.
– Kochanie kogoś to nie kontrolowanie go.
– A jeśli to wszystko jest moja wina?
– To nie twoja wina. On ma swoje demony, ale to nie znaczy, że masz cierpieć razem z nimi.
Tej nocy wróciłam do domu późno. Norbert siedział w salonie, oglądając telewizję. Nie odzywał się, gdy przeszłam obok niego, jakby bał się zacząć rozmowę.
W sypialni usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki walizkę. Nie spakowałam jeszcze nic, ale jej widok przypomniał mi, że mam wybór.
Norbert wstał wcześniej niż zwykle i teraz siedział przy stole w kuchni, popijając herbatę. Miał na sobie pogniecioną koszulę i wyglądał na zmęczonego. Usiadłam naprzeciwko niego.
– Rozważam rozwód – wyrzuciłam z siebie szybko.
– Co? Dlaczego?
Chciałam to skończyć
– Bo nie mogę tak dłużej żyć. Ty się zamknąłeś w sobie, kontrolujesz mnie, podejrzewasz o rzeczy, których nigdy bym nie zrobiła. Próbowałam. Ale to nie działa – wyjaśniłam, starając się powstrzymać łzy.
– Ale ja cię kocham – powiedział, a jego głos łamał się przy każdym słowie. – Nie możesz tak po prostu odejść. Proszę. Ja to naprawię, obiecuję.
– Ile razy już to słyszałam? Ile razy miałeś to naprawić?
Wstał gwałtownie, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem usiadł z powrotem, bezsilny.
– Nie rozumiesz, jak bardzo się boję. Nie chcę być sam.
– A ja nie chcę być więźniem. Samotność to nie powód, by być w związku – odpowiedziałam cicho.
Zapadła długa cisza. Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy byli dwojgiem obcych ludzi, którzy przypadkiem znaleźli się w tym samym miejscu.
– Co teraz? – zapytał w końcu.
Musiałam tak postąpić
– Wyprowadzam się. Na jakiś czas – powiedziałam, choć te słowa kosztowały mnie więcej, niż mogłam przyznać.
Norbert nie protestował. Nie błagał, nie podnosił głosu. Tylko skinął głową, jakby w końcu zrozumiał, że nie ma już kontroli nad tym, co się dzieje.
Kilka dni później zadzwoniła teściowa. Powiedziała, że Norbert się zaniedbał i że martwi się o niego. Wieczorem, leżąc w łóżku wynajętego pokoju, po raz pierwszy od dawna poczułam coś, co przypominało spokój. Nie był to triumf ani ulga – raczej delikatny powiew możliwości. Jeszcze nie wiedziałam, jaką drogą pójdę, ale po raz pierwszy miałam wybór.
Czy Norbert mnie kochał? Tak. Czy ja jego? Też. Ale czasem miłość nie wystarczy, by uratować dwoje ludzi. Może on kiedyś to zrozumie.
Zofia, 34 lata