„Zbierałam truskawki, żeby zarobić na wymarzone wakacje. Zostałam oszukana i dalej mam pusty portfel”
„Szybko zauważyłam, że coś jest nie tak. Na koniec dnia waga zawsze pokazywała mniej, niż powinna, a pieniądze, które dostawałam, były marne. Postanowiłam jednak nie poddawać się – zbierałam truskawki jak w amoku, marząc o dźwiękach fal i ciepłym piasku pod stopami”.
- Listy do redakcji
– To będzie moje najlepsze lato – mówiłam do siebie, z uśmiechem przeglądając kolorowe prospekty wakacyjnych wyjazdów.
Od dawna marzyłam o beztroskich wakacjach, o morzu, o przygodach, które zapamiętam na całe życie. Niestety, mój bankowy bilans nie podzielał mojego entuzjazmu.
Potrzebowałam pieniędzy
Dlatego, kiedy Marta zaproponowała mi pracę przy zbiorze truskawek u pana K., bez wahania się zgodziłam. Wyobrażałam sobie, jak każda nabrana pełna kobiałka będzie krokiem bliżej do moich wymarzonych wakacji. W rzeczywistości szybko przekonałam się, że pola pełne truskawek nie są tak malownicze, jak na obrazkach w internecie, a praca w palącym słońcu wcale nie przypomina beztroskiej zabawy.
Pierwsze dni były ciężkie, ale przekonana, że warto, nie skarżyłam się. Pan K. wydawał się uczciwym człowiekiem – w końcu to lokalny przedsiębiorca, znany ze swoich soczystych truskawek. Szybko jednak zauważyłam, że coś jest nie tak. Na koniec dnia waga zawsze pokazywała mniej, niż powinna, a pieniądze, które dostawałam, były marne.
Postanowiłam jednak nie poddawać się – zbierałam truskawki jak w amoku, marząc o dźwiękach fal i ciepłym piasku pod stopami. Dopiero po kilku tygodniach zrozumiałam, że poletko, na którym pracuję, może być jedynie poletkiem złudzeń.
Zobacz także
Byłam sfrustrowana
Długi dzień zbiorów dobiegał końca, a ja i Marta usiadłyśmy w cieniu drzewa, by na chwilę odpocząć i porozmawiać. Ostatnie promienie słońca przebijały się przez listowie, tworząc na ziemi mozaikę światła i cienia.
– Zauważyłaś, że zawsze jakieś straty mamy? – spytała Marta, wyciągając z kieszeni pogniecioną kartkę.
– Tak, i to nie małe. Dzisiaj znowu mi odjęto, niby za uszkodzone owoce. A przecież wybieram tylko te najlepsze – odpowiadałam, czując, jak narasta we mnie frustracja.
– To samo u mnie. Pan K. coś mówił o zgniłych truskawkach, ale przecież ja sama bym ich nie jadła, a co dopiero klientom sprzedawała – kontynuowała Marta, przeglądając kolejne pozycje na rachunku.
Zaczęłyśmy wymieniać doświadczenia, z których obie byłyśmy równie niezadowolone. Początkowa ekscytacja pracą zmieniła się w gorycz. Praca od świtu do zmierzchu, bolące plecy i ręce, a tu na koniec dnia okazywało się, że zarobki są niższe, niż powinny być.
– To nie fair – mówiłam z naciskiem – Musimy to jakoś sprawdzić. Musimy znać prawdę o tych potrąceniach.
Marta skinęła głową z determinacją. Już wiedziałyśmy, że czas działać, choć jeszcze nie miałyśmy pojęcia, jak przeciwstawić się powszechnemu wśród pracowników przekonaniu, że nic nie można zrobić.
Chciałam to wyjaśnić
Dni mijały, a ja codziennie z większą obawą oczekiwałam na rozliczenie. Postanowiłam, że tym razem nie przemilczę moich wątpliwości i spróbuję wyjaśnić kwestię tajemniczych odliczeń.
– Przepraszam, czy mogę zapytać o te potrącenia za uszkodzone owoce? – zaczęłam niepewnie, gdy podchodził ze swoim notatnikiem.
– Iza, wiesz, jak to jest. Klient chce mieć najlepsze owoce, a za każdą sztukę, która nie spełnia norm, trzeba zapłacić – odpowiedział, nie spuszczając wzroku z notesu.
– Rozumiem, ale patrzyłam bardzo dokładnie, co zbieram. Te truskawki były w idealnym stanie, kiedy je składałam do skrzynek – nalegałam, starając się zachować spokój.
Pan K. spojrzał na mnie z wyraźną irytacją.
– Wiesz, co? Nie mam czasu na takie dyskusje. Każdy tutaj ma swoją pracę. Jeżeli nie pasuje ci to, jak tu pracujemy, to zawsze możesz szukać innego zajęcia – odburknął.
W jego głosie nie było miejsca na sprzeciw. Wiedziałam, że nie wygrzebię się z tego bez dodatkowych dowodów. Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, a w głowie kłębiły się myśli. Nie mogłam pozwolić, aby niesprawiedliwość trwała. Przytaknęłam tylko cicho i odeszłam, ale w głowie już zaczynały kiełkować pierwsze pomysły na to, jak zmierzyć się z sytuacją.
Miałam podstępny plan
Znów spotkałyśmy się z Martą, aby omówić nasze podejrzenia i plan działania.
– Musimy coś zrobić, Iza. To nie może tak dalej trwać – powiedziała Marta, przeglądając na nowo swoje notatki z poprzednich dni.
– Zgadzam się. Pomyślałam, że mogłybyśmy sprawdzić te wagi, na których ważone są nasze truskawki. Może tam jest jakiś haczyk – wysunęłam propozycję, czując się jak detektyw w śledztwie.
– To dobry pomysł. A co jeśli nagramy naszą rozmowę z panem K., kiedy znowu będziemy się rozliczać? – zaproponowała Marta, wyjmując swój telefon.
– Dokładnie, może wtedy uda nam się coś uchwycić, co pomoże udowodnić, że coś tu jest nie w porządku – zgodziłam się, choć dreszcz emocji przeszył mnie na myśl o konfrontacji.
Przez resztę wieczoru układałyśmy nasz plan. Marta miała dyskretnie nagrywać naszą rozmowę podczas rozliczeń, a ja miałam go zagiąć pytaniami, które mogłyby sprowokować jakieś przyznanie się do winy, czy choćby nieścisłości w jego wyjaśnieniach. Byłyśmy zdeterminowane, by odkryć prawdę, nawet jeśli miało to nas kosztować pracę.
Facet nas zdemaskował
Wiedzione poczuciem sprawiedliwości, ja i Marta zbierałyśmy się na odwagę, aby przekonać innych do wspólnego wystąpienia przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu. Jednak zanim zdążyłyśmy przedstawić nasze dowody pracownikom, nasz plan został nieoczekiwanie udaremniony.
Podczas kolejnego rozliczenia, kiedy Marta przygotowywała telefon do nagrywania, pan K. nagle przechwycił jej spojrzenie. Zorientował się, co planujemy. Jego twarz stała się purpurowa z gniewu.
– Co wy wyprawiacie? Nagrywacie mnie? Co to za podstęp?! – wrzasnął, wyrywając Marcie telefon z ręki. – Myślicie, że możecie tutaj przyjść i robić mi śledztwo?
Wszyscy wokół zastygli, przerażeni nagłym wybuchem. Atmosfera zrobiła się gęsta. Próbowałam wytłumaczyć, że chciałyśmy tylko sprawiedliwości, że nasze obawy miały podstawy.
– Sprawiedliwości? To ja wam dam sprawiedliwość! – kontynuował, krzycząc na nas przed całym zespołem. – Jesteście niezadowoleni z pracy, to wynocha!
Awantura zwróciła uwagę wszystkich pracowników, którzy teraz zebrali się wokół, zaniepokojeni tym, co się działo. Rozmowy i szepty zaczęły rozbrzmiewać pośród rzędów z truskawkami. Choć nasz pierwotny plan się nie powiódł, to wywołał efekt domina, który nie mógł już zostać zignorowany.
Wszyscy się zbuntowali
Awantura z panem K. stała się dla nas wszystkich punktem zwrotnym. Zbuntowani przez jego wybuch, pracownicy zaczęli otwarcie dzielić się swoimi doświadczeniami i obawami. Coś, co miało być spokojnym rozliczeniem, przekształciło się w głośną konfrontację.
– Jak możesz tak z nami postępować? Pracujemy od świtu do zmierzchu! – krzyczał jeden z pracowników, stając przodem do pana K.
– Chcemy sprawiedliwych wynagrodzeń! Żadnych więcej oszustw! – dołączyła inna osoba.
Napięcie wśród zbierających było wyczuwalne, a emocje sięgały zenitu. Pan K. próbował bronić swojego stanowiska, ale był już w mniejszości. Każdy kolejny argument z jego ust spotykał się z falą sprzeciwu.
– Wszystko, co zrobiłem, było w ramach prawa! – bronił się, ale jego głos już nie brzmiał tak pewnie.
– Prawa do oszukiwania nas? Do kradzieży naszej ciężkiej pracy? – krzyknęłam, czując, jak adrenalinę w moich żyłach zastępuje rozżalenie i gniew.
Konfrontacja trwała długo, aż w końcu, pod naporem zbiorowego gniewu i jedności, pan K. musiał ustąpić. Obiecał dokonać korekty w rozliczeniach. Choć żadne z nas nie było pewne, czy dotrzyma słowa, to fakt, że udało nam się zjednoczyć w obliczu niesprawiedliwości, dawał nadzieję.
Mogę zapomnieć o wakacjach
Siedziałam na skraju pola z truskawkami, które jeszcze niedawno wydawało się obiecujące, a teraz było symbolem moich utraconych nadziei. Sezon pracy dobiegał końca, a wraz z nim mój sen o niezapomnianych wakacjach. Zarobki, które miałam otrzymać, okazały się śmieszną pomyłką, a czas i wysiłek, które włożyłam w zbieranie truskawek, przepadły.
Czułam złość i rozczarowanie, patrząc na stosy skrzynek z owocami, które stały się narzędziem oszustwa. Wszystkie te dni, gdy plecy bolały od schylania, dłonie były popękane, a czoło spływało potem, zdawały się być teraz nic nie warte. W mojej głowie kłębiły się pytania o uczciwość i to, jak łatwo ktoś mógł wykorzystać naszą ciężką pracę. Byłam zła na pana K. za jego chciwość. Jednocześnie czułam rozgoryczenie, że nikt z nas wcześniej nie miał odwagi, by przeciwstawić się tej niesprawiedliwości.
Wiedziałam, że te trudne doświadczenia zapadną mi głęboko w pamięć.
Iza, 23 lata