Reklama

Kilka drobinek na wykładzinie i już nie mogę się skoncentrować na niczym innym. Nawet niewielki nieporządek w domu irytował mnie i sprawiał, że czułam się zmęczona. Z tego powodu, zamiast cieszyć się chwilami z moim małym szkrabem i ukochanym, wybierałam porządki.

Reklama

Uwielbiałam sprzątać

Sprzątanie to był nieodłączny element codziennego planu zajęć mojej mamy w domu rodzinnym. Gdy tylko przywołuję wspomnienia z dzieciństwa, natychmiast staje mi przed oczami jej postać pochylona nad żelazkiem bądź szorująca glazurę w toalecie. To właśnie od niej przejęłam tę pasję do utrzymywania czystości i przeświadczenie, że kiedy otaczają mnie poukładane i posegregowane przedmioty, mam poczucie panowania nad swoim życiem…

Moja matka przez całe życie była kurą domową, także miała czas żeby dopieścić każdy najmniejszy detal w domu. Ja z kolei często zasuwałam po godzinach. Jasne więc, że jak przychodziłam do domu, to mnie szlag trafiał jak widziałam upaćkane parkiety i stertę garów w zlewie. Od razu zabierałam się do roboty!

Stawiałam sobie wysokie wymagania. Oprócz poświęcania mnóstwa czasu na porządki, usiłowałam tak poukładać sprawy domowe, żeby ograniczyć sprzątanie do minimum. Jednak jak tu wpoić zasady dbania o czystość komuś, kogo to kompletnie nie obchodzi? Choćby mój małżonek – okazał się wyjątkowo trudnym przypadkiem do nauczenia.

– Kochanie, ile razy mam cię błagać, żebyś nie wchodził w butach do domu? – pytałam po raz kolejny. – Po prostu je zdejmij, oczyść podeszwy i dopiero wtedy wejdź – starałam się wytłumaczyć cierpliwie.

Zobacz także

Był bałaganiarzem

Nie cierpię tej sterty butów, która wiecznie zalega pod drzwiami – narzekał.

– Przecież nie proszę, żebyś je zostawiał na korytarzu – irytowałam się.

– Dlaczego zamiast po prostu cieszyć się, że mężulek wrócił do domu, to od razu zaczynasz zrzędzić? – rzucił uszczypliwie Maciek i tak oto kolejny wieczór mieliśmy z głowy.

On traktował to jedynie jako zrzędzenie, ja z kolei widziałam w tym dbanie o ład i harmonię. Dzień w dzień odgrywaliśmy ten sam scenariusz, a żadne z nas nie zamierzało odpuścić. Jasne, mogłabym wymieniać bez liku sytuacje obrazujące jego „bałaganiarską” naturę, ale na moje szczęście… spodziewałam się dziecka.

Byłam wdzięczna losowi, gdyż mój mąż od dawna marzył o dziecku i robił co tylko mógł, żeby oszczędzić mi nerwów. Przebywając na L4, mogłam od czasu do czasu zrobić w domu generalne porządki, nie wspominając o utrzymywaniu czystości na bieżąco. W tamtym czasie czułam się naprawdę szczęśliwa. Wszystko układało się po mojej myśli!

Później na świat przyszedł nasz synek i sielanka trwała w najlepsze. Czar prysnął dopiero kiedy nadszedł moment powrotu do pracy.

Mój świat legł w gruzach

Poranki zaczynały się od ekspresowego wstawania, przygotowywania malucha do wyjścia, robienia kanapek i biegania do roboty. Po przyjściu do domu czekały na mnie zakupy, gotowanie, chwila zabawy z brzdącem i nagle robiło się ciemno, a ja ledwo żyłam. Bałagan w mieszkaniu urósł do rangi dużego problemu.

Nie było innego wyjścia, musiałam działać, więc czasem nawet po zmroku sprzątałam, szorowałam i ogarniałam całe mieszkanie. Wchodząc do sypialni często zastawałam męża chrapiącego w najlepsze. Ze złości i przemęczenia nie umiałam zmrużyć oka. On z kolei rankiem zrywał się ze snu zły jak osa.

– Czekałem na twoje przyjście – wytykał mi z pretensją.

Padałam ze zmęczenia – mówiłam szczerze.

– Nie musiałaś przecież robić nocnego wielkiego porządku! – rzucał uszczypliwą uwagą.

– Jakbyś mi pomógł, to bym uporała się z tym szybciej – ripostowałam bez zająknięcia.

Puściły mu nerwy

– Słuchaj, a może się jakoś dogadamy: od teraz ja będę częściej sprzątał nasze mieszkanie, a ty postarasz się znaleźć więcej czasu dla naszej rodzinki? Jak ci się widzi taki układ? – wysunął propozycję.

Nie mogłam odmówić, musiałam przystać na te warunki. Mimo że gdzieś tam w środku byłam przekonana, że mieszkanie może być posprzątane tak, żebym była w pełni usatysfakcjonowana jedynie wtedy, gdy zrobię to sama.

Następnego dnia, kiedy wróciłam po pracy do mieszkania, moim oczom ukazał się mój małżonek z odkurzaczem w ręku. Ssawka sunęła powoli po dywanie znajdującym się pośrodku salonu, podczas gdy Maciek wpatrywał się w ekran telewizora… Pod stołem walały się resztki chrupek, które zjadł Kuba, ale tego wszystkiego mój ślubny najwyraźniej nie dostrzegał.

– Jeżeli w taki sposób zamierzasz dbać o porządki, to nasz układ nie ma żadnego sensu – prychnęłam z irytacją.

– No a co twoim zdaniem zrobiłem nie tak? – zapytał Maciek ze stoickim spokojem.

Zauważyłam, że mój mąż był zdziwiony moim nagłym pojawieniem się w mieszkaniu i tym, że kontroluję jak mu idzie sprzątanie.

Nie za dobrze ci wychodzi odkurzanie – powiedziałam, rozkładając ręce i wskazując mu miejsca, których nie posprzątał wystarczająco starannie.

Cały dzień chodziłam zdenerwowana

Ciężko mi było znieść ten cały bałagan dookoła, zwłaszcza że obiecałam Maćkowi, iż nie będę się wtrącać w jego obowiązki. To wszystko jednak fatalnie na mnie wpływało, bo nawet najmniejszy szczegół potrafił wyprowadzić mnie z równowagi. Źle poukładane szklanki w szafce, toaleta polana samym płynem, bez wyszorowania szczotką, zakurzone parapety i wiele innych szczegółów.

Późnym wieczorem tak bardzo denerwowała mnie ta cała sprawa z bałaganem w mieszkaniu, że nie wchodził w grę jakikolwiek miło spędzony czas.

– Przepraszam cię, kochanie, ale dzisiaj to po prostu nie dam rady… – odwróciłam się plecami do męża.

– Chyba akurat dzisiaj nie padasz z nóg, słoneczko – przekomarzał się ze mną.

– Może i nie fizycznie, ale psychicznie to jak najbardziej – wydukałam. – Wszystko źle zrobiłeś! Ja zrobiłabym to o niebo lepiej. I już sobie wyobrażam, ile roboty mnie czeka jutro, żeby ogarnąć ten cały burdel, którego dzisiaj nie ogarnąłeś – wyrzuciłam z siebie.

– Serio sądzisz, że po powrocie z pracy od razu padam na kanapę i nic nie robię? – Maciek zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

Zrobiło mi się głupio

– No raczej niezbyt dużo – mruknęłam pod nosem. – W sumie ja ogarniam dom od rana do wieczora, wszystkim zajmuję się sama. Gdybyś tylko trzymał się moich wskazówek co do sprzątania… – zaczęłam pouczać.

– Okej, skoro i tak uważasz, że moje starania niewiele wnoszą, to jutro sobie odpuszczę. Zamiast tego odbiorę małego z przedszkola i będziemy się razem fajnie bawić. Po co mam coś robić, skoro i tak poprawiasz po mnie wszystko… – odpowiedział, odwracając się ode mnie.

Rozpierała mnie radość! Po raz kolejny tylko ja odpowiadałam za porządki w naszym mieszkaniu. Na dodatek mój ukochany obiecał, że po obiedzie zaopiekuje się naszym brzdącem, dzięki czemu będę mogła posprzątać w spokoju, bez niczyjego wtrącania i zwracania uwagi.

Układając się do snu, obmyślałam od czego powinnam zacząć i zastanawiałam się, czy warto po drodze do domu wstąpić na zakupy.

Niestety, akurat feralnego dnia los chciał, że musiałam dłużej posiedzieć w biurze. Nie starczyło mi czasu, by uzupełnić spiżarkę, a kiedy przekroczyłam próg mieszkania, mój nastrój zupełnie się popsuł.

W przedpokoju piach na podłodze, jakby plaża jakaś. Kuchnia też masakra – górą piętrzyły się brudne talerze i garnki. A w całym domu porozwalane klocki i pluszaki Kubusia. Nigdy wcześniej aż takiego bałaganu w domu nie było!

Co za bajzel!

Zdałam sobie sprawę, że nawet jak Maciek tak tylko po łebkach ogarnął dom, to i tak było o niebo lepiej niż teraz, gdy totalnie olał sprzątanie… Ale widać, że moje chłopaki nieźle się bawiły. Słychać było, jak darły się wniebogłosy i piszczały radośnie w łazience. Skorzystałam z chwili spokoju i bez wahania chwyciłam za odkurzacz. Należało czym prędzej pozbyć się piasku, który znalazł się w przedpokoju…

Ledwie skończyłam chować sprzęt do szafki, a z łazienki wytoczył się roześmiany od ucha do ucha synek. Przebierał bosymi stopami, zostawiając wilgotne ślady na dopiero co wysprzątanej podłodze. Poczułam, jak zalewa mnie złość. Chwyciłam go za rękę, przerywając ten bieg.

– Kuba, co ty wyprawiasz?! Ledwo co posprzątałam cały bałagan. Lekceważysz to, co robię! – moje słowa były pełne irytacji.

– Co ty robisz? Zostaw go w spokoju! – zareagował natychmiast Maciek.

– Masz ochotę zrobić z niego takiego flejtuchowatego brudasa jak ty? – wydarłam się na całe gardło.

– Wolę go uchronić przed taką pomyloną babą jak ty! – odparował mój mąż.

Nie mogłam już tego znieść. Ruszyłam w jego stronę i wymierzyłam mu policzek. Mąż przez moment wpatrywał się we mnie zdezorientowany, jakby w ogóle nie rozumiał, dlaczego to zrobiłam. Następnie wziął synka na ręce, poszedł z nim do pokoju dziecięcego i starannie zamknął drzwi.

Dał mi nauczkę

„Świetnie, może teraz ochłonie i zda sobie sprawę, że wychowywanie dziecka w takim bałaganie jest niedopuszczalne!” – przeszło mi przez myśl, gdy podwijałam rękawy i sięgałam po mopa. Za moment kończyłam szorować zlew w kuchni, kiedy zajrzał tam Maciek. Miał na sobie wierzchnie ubranie. Przez uchylone drzwi dostrzegłam również Kubę. Był ubrany w kurtkę i miał na głowie czapkę.

Wybieracie się gdzieś? Tak późno? – zapytałam zaskoczona, wciąż zajęta sprzątaniem.

W tym momencie dostrzegłam w holu spakowany bagaż.

– Wybieramy się do rodziców. Zostaniemy u nich tyle, ile będzie to konieczne. Chodzi o to, byś zdała sobie sprawę, co się liczy w naszym życiu – oznajmił ponurym głosem.

Widząc, że sytuacja robi się poważna, Kubuś zaczął szlochać. Maciek chwycił go za dłoń, drugą ręką złapał za walizkę i wyszli. Kiedy skończyłam sprzątać dom, stałam tam sama jak palec. Rzuciłam gąbkę i zerknęłam na drzwi, które były już zamknięte. Totalnie mnie zamurowało. Najważniejsi ludzie w moim życiu – mój facet i ukochany synek – odeszli ode mnie, bo ja wolałam szorować gary, niż być z nimi. Popatrzyłam dookoła. Zawsze coś było do ogarnięcia. Wiecznie można było coś sprzątać, myć i czyścić na błysk. Tylko po jaką cholerę, skoro nie ma ukochanych osób?

Wzięłam się za siebie

Minęło parę dni, a ja wciąż nie potrafiłam zrozumieć, że to wszystko dzieje się na prawdę. Ilekroć kontaktowałam się telefonicznie z moim mężem, ten zdawkowo mówił mi, jak ma się nasz synek i szybko kończył rozmowę. Wreszcie dotarło do mnie, że muszę na poważnie przemyśleć swoje zachowanie i to, jak postępuję.

Koleżanka zasugerowała mi spotkanie z doświadczonym terapeutą. Poszłam za jej radą. Odbyłam już parę sesji. Zdawałam sobie sprawę, że powinnam to zrobić ze względu na moich najbliższych. Nie wyobrażam sobie życia bez ukochanego męża i synka. Na całe szczęście oni również za mną tęsknią i wkrótce znów będziemy razem.

Aktualnie przyswajam sobie, że mieszkanie nie jest galerią sztuki, a panele nie muszą non stop błyszczeć czystością.

Reklama

Anna, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama