Reklama

Moja matka uparła się, że znajdzie mi dobrego męża. Nie to, że szukałam bezowocnie. W ogóle nie szukałam. Miałam dopiero dwadzieścia pięć lat i wcale nie śpieszyłam się do ołtarza. Po prostu wżenienie mnie w dobrą rodzinę z koneksjami stało się jej życiową misją, a nawet obsesją. Wychodziła z założenia, że moim największym sprzymierzeńcem była uroda, a tym przypadku czas nie działał na moją korzyść. Byłam na kilku randkach z Robertem – studentem prawa, potem z Kamilem – wiecznym artystą, ale z rodziny profesorskiej, a potem Mikołajem – synem lokalnego polityka. W sumie aranżowanych randek „w ciemno” zaliczyłam chyba z dziewięć. Na początku myślałam, że może faktycznie uda mi się w ten sposób poznać drugą połówkę, ale z czasem zrozumiałam, że to swatanie jest kompletnie pozbawione sensu. Wszyscy przystojni, światowi, wykształceni, z zamożnej rodziny. Nic im nie brakowało. Naprawdę. Tyle że z żadnym nie zaiskrzyło. Myślałam, że jak w końcu zacznę się z kim spotykać „na poważnie”, to mama da sobie spokój. Nie sądziłam, że to będzie dopiero początek mojej gehenny.

Reklama

W końcu nie wytrzymałam

Zupełnie inaczej zaczęła się moja znajomość z Bartkiem. Od pierwszego spotkania wpadłam jak śliwka w kompot. Poznaliśmy się na domówce u wspólnych znajomych i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko mama nie była zadowolona, bo Bartek nie miał bogatych rodziców, a swoją edukację zakończył na technikum.

– Czym on ci imponuje? Bez pieniędzy i bez wykształcenia, za co cię utrzyma? Przecież pieniądze nie rosną na drzewach – lamentowała mama. – A jak się dziecko pojawi, to ja wam do pieluch się nie będę dokładać.

– Mężczyzna musi być odpowiedzialny za rodzinę. Musisz mieć w nim oparcie. A kim jest ten twój wybraniec?! – ojciec też wcale nie był lepszy.

Wyszłam z założenia, że w końcu to ja się wiążę z Bartkiem, a nie moja matka, czy ojciec i mimo ich niezadowolenia, pobraliśmy się po pół roku znajomości. Kochałam go, nie tylko dlatego, że miał złote serce, ale i dlatego, że był autentyczny. Nie ma w nim fałszu, udawania. Chociaż dla moich rodziców była to oznaka słabości, braku znajomości dobrych manier i niskiego pochodzenia.
Dobrze się czułam w towarzystwie Bartka. Mieliśmy podobne poczucie humoru, wiele tematów do rozmów. Był pierwszą osobą, z którą dobrze mi się milczało. Nie musiałam przy nim nikogo udawać. Bartek był ciepły, miły i serdeczny. Nie narzucał się, nie starał się na siłę imponować.

Był też zaradny i miał smykałkę do wszelkie rodzaju napraw. Na początku to spodobało się moim rodzicom. Jednak szybko zaczął to być temat rodzinnych żartów i kąśliwych docinek, oczywiście za plecami Bartka. Mama pewnie robiła to, żeby dać upust swojej frustracji, a ojciec był po prostu zazdrosny. Sam nie miał wbić gwoździa w ścianę, a nabijał się z faceta, który był „złotą rączką”. Myślę, że był jeszcze jeden powód, który przeważył szalę. Mój mąż zarabiał znacznie więcej niż rodzice po studiach. Najpierw szukali mi bogatego męża, a jak się okazało, że Bartek nie może narzekać na brak zleceń, znów coś było nie tak. Raz nie wytrzymałam. Gdy po raz kolejny „raczyli” mnie swoimi opiniami na temat męża, nie wytrzymałam.

– Jak jesteście tacy mądrzy, to dlaczego nie zainwestowaliście w bardziej dochodowy fach?!

Jak możesz tak mówić?! To były inne czasy, kto mógł to przewidzieć, że więcej będzie zarabiał zwykły robol niż magister.

– Mamo! Nie mów tak o moim mężu!

Czas mijał, a nasze relacje, zamiast ulec poprawie, były coraz bardziej napięte. Pewnego dnia wpadłam do rodziców po pracy i poprosiłam Bartka, żeby odebrał mnie, jak już będzie wolny. Gdy podjechał pod dom rodziców swoim nowym samochodem, ojciec o mało nie wyskoczył z kapci.

– No, pewnie się mocno zadłużyłeś, żeby stać cię było a takie cacko – powiedział z przekąsem ojciec.

Kupiłem za gotówkę. Nie kupuję, jak mnie na coś nie stać – odpowiedział mu Bartek z nieukrywaną satysfakcją.

Tatę zatkało i nic nie powiedział. Przynajmniej tego dnia. Bo gdy pojawiłam się u rodziców kolejnym razem, złośliwościom nie było końca.

– Ten Bartek to zadziera nosa. Jakby był jakimś paniczem. Przyjechał nowym samochodem i to nie jakimś drogim i się stawia. To nie pomyślenia, żeby tak starszych traktować – biadoliła mama.

– Oczywiście, tacy jak on to za gros kultury nie mają. Zamiast z godnością przyjąć opinię osoby z doświadczeniem, wykształceniem, to on wdaje się w pyskówki. Córeczko, czasem to ja się na poważnie boję o twoją przyszłość.

– No ja nie wie, tylu miałaś kandydatów do ręki i to z dobrych domów, a ty sobie najgorszego wybrałaś. Czasem mam wrażenie, że nam to na złość zrobiłaś. I teraz wszyscy się muszą męczyć – mama nie zostawiła na mnie i na moim mężu suchej nitki.

– To jest moje życie i moje decyzje. Nie muście ich podzielać, ale musicie je szanować. I chyba powinniście wiedzieć, że nie można cofnąć czasu – powiedziałam, wymownie pokazując obrączkę na palcu. – Zdaje się, że waszym zdaniem rozwódka przynosi większą ujmę niż stara panna.

Miesiącami, a potem latami walczyłam z rodzicami. Najpierw tłumaczyłam, odbijałam piłeczkę, udawałam, że nie słyszę ich cierpkich słów. Zachowywali się, jakby wbijanie szpileczek i mniejsze lub większe złośliwości były czymś neutralnym. Albo wyrazem troski. I nie rozumiałam ich. Gdyby faktycznie Bartek zarabiał grosze, ja bym cierpiała w małżeństwie, to ich zachowanie byłoby racjonalne i w pełni uzasadnione. A tak?

– Już się nie obawiam, że będziesz klepać biedę. No tu nie mogę powiedzieć złego słowa o zięciu – zaczęła pewnego razu mama, gdy wpadłam po kilka rzeczy. – Mimo wszystko uważam, że to degradacja. Jak wygląda twoje życie kulturalne? Jakich on ma znajomych?! Zamiast żoną profesora zostałaś żoną robola. Nie wstyd ci? Tyle czasu i pieniędzy inwestowaliśmy w twoją edukację i co nam z tego przyszło?

– Przestań, mamo! To niedorzeczne. Dlaczego się nie możesz pogodzić z faktem, że jestem z Bartkiem szczęśliwa.

– Szczęśliwa? Nie możesz być z nim szczęśliwa, bo co on ma ci do zaoferowania? Nic!

– Widocznie mnie nie znasz, mamo.

Wstałam i wyszłam. Nie zamierzałam się wdawać w żadne przepychanki. Nie miałam już na to ani siły, ani ochoty. Rodzice albo byli absolutnie pewni swego, albo całkowicie zamknęli się na jakiekolwiek inne możliwości. Dopiero gdy znalazłam się na ulicy, z moich oczu poleciały łzy. Nie byłam w stanie ich opanować.

Bałam się, że dojdzie do przepychanki

Na jakiś czas ograniczyliśmy kontakty. Uznałam, że nie ma sensu się męczyć ze sobą. Jednak okrągłe urodziny taty zbliżały się nieubłaganie. Z tej okazji mama zorganizowała kameralne przyjęcie w ogrodzie. Przyjechaliśmy nieco wcześniej. Nie chciałam zostawiać mamy samej z przygotowaniami. Ojciec siedział w fotelu i przygotowywał play listę swoich ulubionych piosenek. W pewnym momencie włączył jeden ze swoich ulubionych kawałków.

– Znasz to? – zapytał Bartka.

Pewnie miał nadzieję, że będzie mógł się wykazać, albo o gorzej, ponabijać z mojego męża.

– Oczywiście, że znam to mój ulubiony zespół.

– Czyżby? To wymień swoje ulubione piosenki – ton głosy taty był dość prowokacyjny.

Zamarłam na chwilę. Bałam się, że znowu dojdzie do niepotrzebnej przepychanki. Na szczęście mąż nie stracił zimnej krwi.

– Oj, dużo by wymieniać… – powiedział Bartek wymijająco.

Nie bądź taki skromny, wymień chociaż trzy – powiedział tata z uśmiechem, jakby właśnie przyłapał zięcia na braku odpowiednich kompetencji.

I Bartek zaczął omawiać każdy utwór ze szczegółami. Nie zapomniał nawet o ciekawostkach. Z każdym kolejnym słowem mojemu ojcu szczęka opadała coraz niżej. Nie zdawał sobie sprawy, że może mieć cokolwiek wspólnego z mężczyzną, którego uważał za półgłówka. Chwilę później między nimi zagorzała ostra dyskusja przelatana salwami śmiechu. A gdy ojciec dowiedział się, że niebawem w okolicy ulubiona kapela będzie grała koncert, koniecznie chciał na niego pójść. Bartek załatwił noclegi, a ojciec kupił bilety. Gdy wrócili ze wspólnej eskapady, nie mogłam się nadziwić. Z wrogów przeistoczyli się w najlepszych przyjaciół.

Mimo że nasze relacje nie są jeszcze idealne, mam nadzieję, że niebawem mama także się przekona do Bartka. Wierzę, że jest to tylko kwestią czasy, bo mój mąż jest naprawdę fajnym facetem.

Justyna, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama