Reklama

Nie byłem przeciwnikiem nowoczesnego podejścia do relacji, ale nigdy nie wyobrażałem sobie siebie w otwartym związku. Kiedyś nawet broniłem monogamii w rozmowach ze znajomymi, twierdząc, że jeśli kogoś naprawdę się kocha, to nie potrzebuje się nikogo innego. Z Elwirą byliśmy razem cztery lata, a zaręczyny tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że mamy siebie na wyłączność. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy usłyszałem z jej ust słowa, które sprawiły, że zrobiło mi się duszno. Nie krzyczała, nie była zła – powiedziała to spokojnie, z czułością, jakby mówiła, że chce nowego koloru ścian w salonie. A ja wtedy nie wiedziałem, że właśnie coś nieodwracalnie się między nami zmieniło.

Chciała spróbować czegoś nowego

Siedzieliśmy na kanapie, świece delikatnie oświetlały salon, a ja byłem przekonany, że to będzie jeden z tych spokojnych wieczorów. Elwira odłożyła książkę na stół i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, jakby szykowała się do powiedzenia czegoś ważnego. Nie spodziewałem się jednak tego, co usłyszałem.

– Kacper, chciałabym pogadać o czymś, co mi chodzi po głowie od jakiegoś czasu – powiedziała, opierając dłonie na kolanach. – Zanim powiesz nie, proszę, po prostu mnie wysłuchaj.

Zmarszczyłem brwi, zaniepokojony. Zerknąłem na jej dłonie – zawsze tak robiła, gdy była spięta.

– Okej. Mów – odparłem ostrożnie.

– Myślałeś kiedyś o otwartym związku?

Na moment zamarło we mnie wszystko. Miałem wrażenie, że nie dosłyszałem.

– Słucham? – wydukałem, nie potrafiąc ukryć szoku.

– Nie chcę cię zostawiać. Kocham cię. Ale też czuję, że... że czegoś mi brakuje. Chciałabym spróbować czegoś nowego. Chodzi mi o to, żebyśmy pozwolili sobie na spotykanie się z innymi. Bez kłamstw. Z otwartością.

Spojrzała na mnie z takim spokojem, jakby mówiła o nowej diecie. Ja natomiast nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. W głowie miałem mętlik. Czy to znaczy, że jej nie wystarczam? Czy to jakiś żart?

– To jakiś eksperyment? – zapytałem cicho.

– Raczej możliwość. Dla nas obojga.

Milczałem. W głowie miałem chaos, a serce biło mi jak oszalałe.

Zgodziłem się, bo się bałem

Zgodziłem się. Nie od razu, nie tego samego wieczoru. Minęły trzy tygodnie pełne rozmów, milczenia i przemyśleń. Miałem nadzieję, że Elwira się rozmyśli, że to tylko chwilowy impuls. Ale nie. Im więcej o tym mówiła, tym bardziej byłem pewien, że już podjęła decyzję. A ja? Chciałem ją zatrzymać. Naiwnie sądziłem, że jeśli się zgodzę, to wszystko wróci do normy. Że się przekona, że to nie dla niej. Pierwszy raz, kiedy wyszła „na spotkanie”, poczułem się jak ktoś całkiem obcy w jej życiu. Przyszła do mnie wcześniej, pocałowała mnie w policzek, jakby wychodziła do koleżanki.

– Będę późno. Nie czekaj z kolacją – rzuciła, poprawiając płaszcz.

Stałem w przedpokoju i nie mogłem się odezwać. Czułem się jak cholerny statysta w jej przedstawieniu. Gdy drzwi się za nią zamknęły, opadłem na kanapę. Cisza w mieszkaniu była duszna. Włączyłem telewizor, ale nie byłem w stanie skupić się na żadnym programie. Minęło kilka godzin. Około północy usłyszałem, jak przekręca klucz w zamku. Weszła do środka, rozpromieniona, zaróżowiona na twarzy.

– Było miło – powiedziała cicho, jakby próbowała być delikatna.

Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem na nią, jakby wróciła z innego świata, który mnie nie dotyczył.

– Nie pytasz o nic?

Nie wiem, czy chcę wiedzieć – mruknąłem.

Przytaknęła. Poszła do łazienki. A ja siedziałem dalej. W tej samej pozycji. Tylko już nie byłem tym samym człowiekiem.

Głos rozsądku i milczenie

Zaczęło się robić między nami dziwnie cicho. Żyliśmy razem, a jakby obok siebie. Elwira coraz częściej wychodziła wieczorami. Czasem wracała późno, czasem wcale nie mówiła, z kim się spotyka. Nie dopytywałem. Udawałem, że to mnie nie rusza, ale w środku gotowałem się ze złości. I z bezsilności. Pewnego wieczoru spotkałem się z Wojtkiem, moim przyjacielem jeszcze z czasów studiów. Znaliśmy się na wylot, więc długo nie musiałem mówić, żeby się domyślił, że coś jest nie tak.

Wiesz, że to nie ma sensu, prawda? – powiedział bezpośrednio, kiedy powiedziałem mu, co się dzieje. – Ty tego nie chcesz. Widziałem, jak wyglądałeś, kiedy o tym mówiłeś.

– Ale ja ją kocham. Nie chcę jej stracić – odpowiedziałem, bardziej do siebie niż do niego.

– A ona nie powinna kochać cię tak, żeby nie musieć szukać gdzie indziej?

Nie miałem odpowiedzi. Wróciłem do domu późno. Elwira już spała. Patrzyłem na nią w półmroku sypialni i próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byliśmy naprawdę blisko. Tak po prostu – bez rozmów o granicach, bez pytań, co wolno, a czego nie. Kiedy ostatni raz czułem, że jestem dla niej ważny? Rano zrobiła kawę jak zwykle. Uśmiechnęła się do mnie, jakby nic się nie działo. A ja pierwszy raz od dawna nie potrafiłem odwzajemnić uśmiechu. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu... już nie umiałem.

Kilka tygodni później coś się zmieniło. Poczułem to natychmiast

O jeden krok za daleko

Kilka tygodni później coś się zmieniło. Poczułem to natychmiast, kiedy wróciła do domu. Była inna – nie tylko rozpromieniona, jak wcześniej, ale jakby lekko zakochana. Złapałem to spojrzenie, to miękkie spojrzenie, którym kiedyś patrzyła na mnie. A teraz patrzyła w pustkę, jakby wciąż widziała jego twarz.

– Jak było? – zapytałem, próbując brzmieć naturalnie, ale głos mi zadrżał.

– Inaczej. Dobrze – odpowiedziała krótko, spuszczając wzrok.

Wtedy zrozumiałem, że właśnie przestałem być jej pierwszym wyborem. Może nie fizycznie, może nie oficjalnie, ale emocjonalnie – ona była gdzieś indziej. To nie było już tylko testowanie granic. To było uczucie. A ja byłem w nim zbędny. Wieczorem siedzieliśmy razem przy stole. Zrobiłem kolację, próbując jakoś odzyskać nas, przypomnieć jej, że wciąż tu jestem.

– Pamiętasz nasz wyjazd do Krynicy? Ten pensjonat z dziwnym właścicielem i psem, który kradł buty?

Uśmiechnęła się słabo.

– Tak... Fajnie wtedy było.

– Może byśmy znowu gdzieś pojechali? Sami. Bez telefonów, bez spotkań z innymi. Tylko my.

Zawahała się. Widziałem to w jej oczach, zanim jeszcze odpowiedziała.

– Nie wiem, Kacper. Chyba nie jestem gotowa z tego rezygnować.

To był gwóźdź do trumny. Nie potrafiłem już tego dłużej znosić. Wstałem od stołu bez słowa i zamknąłem się w sypialni. A ona nawet do mnie nie zapukała.

Prawda, która bolała najbardziej

Nie spałem tej nocy. Leżałem w ciemności, wsłuchując się w dźwięki z salonu. Słyszałem, jak chodziła, jak wzdychała, jak siadała na kanapie i wstawała. Ale nie przyszła do mnie. Nie zapytała, co czuję. Nie próbowała nic wyjaśnić. Rano zebrałem się wcześniej niż zwykle i wyszedłem z domu, zanim się obudziła. Potrzebowałem przestrzeni. Musiałem pomyśleć. Wróciłem późno. Siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Kiedy mnie zobaczyła, odłożyła go powoli i spojrzała na mnie jakby ze zmęczeniem.

– Musimy pogadać – powiedziałem.

Skinęła głową.

– Ja już nie mogę. To mnie niszczy. Codziennie czuję się mniej ważny, mniej potrzebny. Kocham cię, ale nie umiem być tylko jedną z opcji.

– Nie jesteś opcją – odpowiedziała cicho. – Ale też nie chcę rezygnować z tej wolności. Coś się we mnie zmieniło. Nie potrafię tego zatrzymać.

– A ja nie potrafię być w tym z tobą. To nie jest życie dla mnie.

Patrzyliśmy na siebie długo. Oczy miała załzawione, ale nie płakała. Ja też nie. Wszystko już we mnie wyschło. Nawet łzy.

Czyli to koniec? – zapytała.

– Chyba tak.

Wstała, podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Pachniała obco. Nie czułem w tym przytuleniu ciepła, tylko pożegnanie. Wiedziałem, że to była ostatnia noc, kiedy dzieliliśmy to mieszkanie jako para.

Odzyskałem wreszcie spokój

Wyprowadziłem się tydzień później. Nie było dramatów, krzyków ani łez. Wszystko przebiegało cicho, niemal zbyt spokojnie, jakbyśmy oboje nie mieli już siły walczyć. Wynająłem kawalerkę na drugim końcu miasta. Małą, ale własną. Tam zrozumiałem, jak bardzo brakowało mi oddechu. Przez te wszystkie miesiące żyłem w napięciu, jakbym codziennie balansował na cienkiej linie – byle tylko nie spaść, byle nie powiedzieć za dużo, nie zapytać o nic, co mogłoby zepsuć jej nastrój.

Nie chciałem jej nienawidzić. I nie nienawidziłem. Wciąż ją kochałem, ale to już nie była ta sama miłość. To było uczucie, które musiałem zostawić w spokoju, pozwolić mu się wypalić. Jak świecy, która już dawno powinna zgasnąć, ale uparcie tliła się jeszcze przy samym knocie. Czasem się zastanawiam, czy żałuję. Może tylko tego, że tak długo zwlekałem z odejściem. Że próbowałem udawać, że to mnie nie boli. Że wmawiałem sobie, że może to tylko etap, który minie. Nie minął. Ona chciała więcej – ja chciałem spokoju. Nie wiem, co u niej. Przestaliśmy się kontaktować. Może znalazła kogoś, kto rozumie i dzieli jej potrzeby. Mam nadzieję, że tak. Nie żywię urazy. Po prostu wiem, że nasza historia skończyła się wcześniej, niż odważyliśmy się to przyznać. Ja też w końcu zacząłem oddychać.

Kacper, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama