Reklama

Na samą myśl o mężu czułam wściekłość

Rozwiedliśmy się kilka miesięcy temu, ale nadal nie mogłam dojść do siebie. Wprawdzie próbowałam żyć tak, jak dotąd, ale podświadomie chyba ciągle czekałam...

Reklama

– Wygląda, jakbyś czekała na to, aż twój mąż wróci do domu – zauważyła pewnego dnia moja najbliższa przyjaciółka, Sylwia.

Hmm... Kiedy sędzia orzekł, że nic nas już nie łączy, czułam się tak, jakby ktoś coś mi zabrał. Nie chodziło tu o samego Leszka. To był typowy samiec alfa, który uwielbiał robić wiele hałasu o nic, ale jego przechwałki niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Tęskniłam raczej za pełnymi radości latami, które spędziliśmy razem.

Gdy wychodziłam z sądu, próbowałam zdjąć z palca obrączkę. Nie chciała zejść, więc stwierdziłam, że zrobię to następnego dnia. Nadszedł ten kolejny dzień, a potem jeszcze jeden, a ja wciąż nosiłam na palcu to złote kółeczko. Czułam pewien smutek. Patrzyłam na palec, który zamierzałam posmarować masłem i zdjąć z niego symbol mojego nieudanego małżeństwa.

Jak mógł mi to zrobić? Wydawało się, że nasze małżeństwo było idealne. Owszem, być może przez ostatnie lata nasze uczucia trochę przygasły, ale mimo wszystko nie miałam powodów do narzekania. Po prostu, po dwudziestu latach związku nasza relacja nieco się zmieniła, pojawiło się w niej trochę rutyny. Nie chcieliśmy jednak na to pozwolić.

Uznaliśmy, że silne emocje powrócą, jak zrobimy sobie trochę przerwy. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli nie będziemy się w ogóle kontaktować. Zero telefonów, ckliwych sms-ów. Zależało nam na tym, aby trochę od siebie odpocząć, a następnie wrócić do sielskiego małżeńskiego życia.

Szybko się pocieszył

Przez pierwsze dwa tygodnie radziłam sobie naprawdę nieźle. Jednak w trzecim tygodniu zaczęłam zastanawiać się, co Leszek robi w tej chwili, jak jest ubrany, co zjadł na lunch, czy ma zapasy w lodówce. Nie potrafiłam tego znieść. Pojechałam do mieszkania, jakie odziedziczyliśmy po teściowej, a w którym teraz mieszkał mój mąż. Schodami dotarłam na drugie piętro. Już miałam naciskać dzwonek, kiedy dopadły mnie wyrzuty sumienia. Przecież obiecaliśmy sobie, że dajemy sobie czas na odpoczynek od siebie, że ładujemy baterie na kolejne wspólne lata razem.

Zeszłam na dół i zaczęłam iść w kierunku samochodu. Coś jednak ciągnęło mnie do mieszkania mojego męża. W głowie dudniła mi myśl: „Przecież za nim tęsknię, po co chcesz to przeciągać. Jestem w nim zakochana. Ciekawe, czy myśli tak samo. Mam nadzieję, nie, jestem pewna, że tęskni tak samo jak ja”.

Rozmawiałam tak sama ze sobą, aż ostatecznie uświadomiłam sobie, że nie chcę już dłużej zasypiać w naszym ogromnym małżeńskim łożu bez niego. Odwróciłam się i wbiegłam na górę. Włożyłam klucz do zamka, przekręciłam go i wparowałam do pokoju jak burza. Moment później po prostu stanęłam jak wryta. Leszek był w łóżku z jakąś blondyną i wlepiał we mnie swoje wielkie oczy.

– Nic nie jest tak, jak ci się wydaje...

Takie oklepane frazy. Mężczyzna leży nagi z nieznajomą kobietą w łóżku, na pewno wspólnie szukają trufli. Nie myślałam, że jest z niego aż taki łajdak i będzie w tej sytuacji próbował przekonywać mnie, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Gdyby Leszek znał moje myśli w tamtym momencie, z pewnością błyskawicznie wybiegłby z domu w poszukiwaniu zrobionego ze stali zabezpieczenia swojej męskości.

Pół roku później nasze małżeństwo przestało istnieć, a ja zastanawiałam się, jak zdjąć z dłoni obrączkę.

– Niech to diabli! – krzyknęłam, po czym zapłakałam.

Miałam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną

Zaczęłam czytać podręcznik dla osób chcących pozbierać się po nieudanym związku. „Jeżeli po zakończeniu poprzedniego związku odczuwasz pragnienie natychmiastowego związania się z nową osobą – przeczytałam – powinnaś się poważnie zastanowić, zanim zdecydujesz się na działanie. Pamiętaj, że każdy potrzebuje czasu, aby ochłonąć. Potrzebny jest on też do przemyślenia swoich niepowodzeń i nabrania dystansu do tego, co stało się w przeszłości. W przeciwnym razie, następna relacja ma niewielkie szanse na sukces”.

Mimo tego, że czas płynął, ciągle o nim myślałam. Z książki wynikało, że na powrót do pełnej równowagi potrzeba około roku. Nie mogłam w to uwierzyć: aż cały rok? Szczerze mówiąc, rzeczywiście chciałam nieco zaszaleć i odreagować to, co zrobił mi Leszek. Od dłuższego czasu moje przyjaciółki namawiały mnie na wieczorne wyjścia, jednak nigdy się na to nie zdecydowałam.

Uważałam, że właśnie nadszedł na to odpowiedni moment. Zaczęłam moje nowe życie w pojedynkę, nie musiałam już uwzględniać mojego męża w moich planach. Mogłam pozwolić sobie na dietę warzywną, a nie ciągle stać w kuchni, smażąc kotlety. W rezultacie, miesiąc po rozwodzie odkryłam, że straciłam na wadze 1,5 kg. Później udało mi się jeszcze trochę schudnąć. Z jednej strony to dobrze, ale kompletnie nie cieszyło mnie to, że moje ciało wyglądało lepiej.

Kolejny raz sięgnęłam po poradnik. „Tym, co mówi, że nie jesteś jeszcze gotowa na nową relację – brzmiały słowa w kolejnym rozdziale – może być Twój profil w mediach społecznościowych. Gdy zdarzyło ci się udostępnić znajomym informację o typie mężczyzny, który ci nie odpowiada, oznacza to, że w sposób metaforyczny, wysłałaś sygnał, iż mentalnie tkwisz w przeszłości i nie potrafisz o niej zapomnieć”.

Zgadza się, parę razy przedstawiłam, jak bardzo nie znoszę tych fałszywych, złośliwych, przebiegłych i dwuznacznych łajdaków. Można by to uznać za dziecinne, ale nie potrafiłam się powstrzymać. W kolejnej części poradnika znalazłam jednak wzmiankę o tym, że absolutnie nie powinnam uogólniać. Przecież nie wszyscy faceci to łajdaki i oszuści. Autor podkreślał, że nie powinnam ograniczać swoich kontaktów towarzyskich wyłącznie do najbliższych przyjaciółek. Tymczasem co zrobiłam? Z grona znajomych wyrzuciłam praktycznie wszystkich facetów. Sama nie wiem, dlaczego tak zrobiłam. Pewnie myślałam, że będą trzymać stronę mojego męża, a nie wspierać tak, jak kobiety.

Prawda wyszła na jaw

Kilka miesięcy później moje negatywne nastawienie do płci przeciwnej nieco się zmniejszyło. Sylwia umówiła mnie na randkę ze swoim kolegą, który również całkiem niedawno się rozwiódł. Okazało się, że spotkanie było naprawdę udane. On opowiadał o swojej byłej żonie, mówił jak bardzo potrafiła go denerwować i lekceważyć, a ja dzieliłam się historią o moim byłym partnerze. Po trzech godzinach rozmów uścisnęliśmy sobie ręce i pożegnaliśmy się z nadzieją, że więcej nie będzie nam dane się spotkać. Po ten randce moje przyjaciółki uznały, że były mąż naprawdę zwichnął moją psychikę i z kolejnych randek nic nie wyjdzie.

– Ty po prostu nie potrafisz przestać o nim myśleć! – stwierdziły zgodnie.

– Przecież ciągle wam powtarzam, że już dawno o nim nie myślę – protestowałam.

– Więc o co tu właściwie chodzi?

– Po prostu kiedy przypomnę sobie jego zdumione spojrzenie i słowa: „To nie jest tak, jak myślisz...” aż wywraca mnie na drugą stronę.

Wyszło na jaw, że Leszek stosuje taktykę podchodów. Umawia się z moimi koleżankami, starając się zdobyć każdą z nich indywidualnie. Pewnie myślałam, że w ten sposób uda mu się na mnie wpłynąć.

– On chce do ciebie wrócić – niespodziewanie stwierdziła Anka. – Boi się do Ciebie zadzwonić, bo myślisz, że go pogonisz.

– Co z tamtą kobietą? – zapytałam.

– Twierdzi, iż to był incydent, który kompletnie nic dla niego nie znaczył – Sylwia przewróciła oczami. – Ot na chwilę stracił nad sobą panowanie. Podobno bardzo tego żałuje.

W tym momencie zapanowała dłuższa cisza. Zastanawiałam się, czy tak naprawdę chcę powrotu Leszka. Myślę, że tak... Jak wynikało z poradnika, on ciągle tkwił w mojej głowie i sprawiał, że nie mam szans na nowe relacje.

– Co wy zrobiłybyście na moim miejscu? – zapytałam, patrząc na moje przyjaciółki.

Nie chciały odpowiedzieć. Mówiły, że to nie ich sprawia, że Leszek nie jest przecież ich mężem. Ale jak je w końcu przycisnęłam, powiedziały „nie”.

– Również tak uważam – westchnęłam.

– Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To mądre słowa, nie pamiętaj, kto je powiedział, ale myślę, że warto się ich trzymać.

– Heraklit z Efezu. – wyszeptała Ania.

– Czego z Efezu?

– To Heraklit z Efezu jest autorem tych słów. – wyjaśniła Sylwia.

Zdecydowałam się posłuchać porady Heraklita i nie dałam drugiej szansy mojemu byłemu mężowi. Uznałam, że nasza wspólna droga zakończyła się w momencie, kiedy zdecydował się pójść do łóżka z inną kobietą. Nawet jeśli była to jednorazowa przygoda, to zdecydował się na nią wówczas, gdy mieliśmy nabrać dystansu do siebie po to, aby nasz związek był jeszcze lepszy. Faktycznie pracował nad naszą relacją.

Wszystko zmieniło się pewnego dnia, kiedy spotkałam Irka. Jechaliśmy tym samym autobusem. Gdy kierowca nagle zahamował, nie trzeba było długo czekać na rozwój wypadków – jak długa upadłam na mężczyznę, który stał przede mną. Dzięki mnie stał się posiadaczem pięknego siniaka. Ale to nie to było najważniejsze...

Reklama

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, czułam, że przepadłam. W tej chwili kompletnie o Leszku zapomniałam. Nic nie analizowałam, nic nie uogólniałam. W ogóle o nim nie myślałam, jakby nagle przestał istnieć. Wystarczyły dwa tygodnie, aby moja koleżanka stwierdziła, że dawna Dorota po prostu zniknęła. Jak do tego doszło? Nie za sprawą poradników czy psychologicznych sugestii. Tym razem skutecznym lekiem okazało się być po prostu nowe uczucie – przy Irku poczułam się naprawdę szczęśliwa.

Reklama
Reklama
Reklama