Reklama

Nie jestem potworem. Przynajmniej tak lubiłem o sobie myśleć. Pracowałem dużo, zarabiałem nieźle, nigdy nie podniosłem ręki na żonę, zawsze pamiętałem o jej urodzinach i kupowałem kwiaty bez okazji. Tyle że... zdradzałem. I robiłem to z coraz mniejszym poczuciem winy. Wmawiałem sobie, że każdy facet czasem potrzebuje odskoczni, że to nic wielkiego, skoro i tak wracam do domu. Działało, dopóki nie przestało. Myślałem, że wszystko mam pod kontrolą. Że jestem sprytniejszy. Że się nie wyda. Najgorsze, że wydało się tuż przed świętami. Teraz śpię na kanapie w biurze, a moje życie jest jak niedokończony mail – pełen niedopowiedzeń.

Jedno kłamstewko, potem drugie

Zaczęło się od niewinnych przesunięć w grafiku. Wracałem do domu trochę później niż zwykle, tłumacząc się korkami, dodatkowymi spotkaniami, nagłymi awariami serwera. Moja żona, Natalia, kiwała głową, jakby rozumiała. Zaufanie między nami było mocne, przynajmniej tak mi się wydawało. Dlatego tak łatwo było je nadwyrężać. Jedno kłamstewko, potem drugie. A potem już szło samo. Poznałem Milenę w coworkingu. Miała jasne włosy, trochę zbyt głośny śmiech i sposób mówienia, który od razu wbijał się w głowę. Początkowo tylko rozmawialiśmy przy kawie. Później zacząłem przynosić jej batony z automatu. Śmiała się, że jestem jej „słodkim sponsorem”. To brzmiało głupio, ale coś we mnie drgało, kiedy to mówiła. Kiedyś po prostu zapytała:

– No to co, zabierzesz mnie kiedyś na prawdziwą kawę, nie z kapsułki?

Nie protestowałem. Zgodziłem się szybciej, niż powinienem. I to był ten moment, kiedy mogłem się jeszcze cofnąć. Nie zrobiłem tego. Mimo że czułem dziwne ukłucie w żołądku, kiedy Natalia napisała mi wtedy: „Pamiętaj, że dziś odbierasz Janka ze szkoły”. Odpisałem tylko: „Załatwię to. Wszystko ogarniam”. Kłamałem. Poprosiłem sąsiada. Z Mileną poszliśmy wtedy na obiad. Rozmawiała dużo, ja słuchałem. Czułem się młodszy, lekki, jakby ktoś zdjął mi z pleców plecak obowiązków. Wróciłem późno. Natalia już spała. Usiadłem w ciemnym salonie i przez chwilę patrzyłem na swoje odbicie w oknie.

– I co teraz? – zapytałem siebie bezgłośnie.

Z Mileną wszystko było łatwe

Milenę widywałem coraz częściej. Niby przypadkiem w kuchni, niby przez pomyłkę zamienialiśmy się salami konferencyjnymi. A potem już wprost – pisała mi, że tęskni. Odpowiadałem, że ja też. Tyle że nie miałem odwagi przyznać, że tęskniłem również do Natalii. Do tego, jak mnie znała, zanim zacząłem być kimś innym. Z Mileną wszystko było łatwe. Śmiała się z moich żartów, nie narzekała, że znowu zapomniałem kupić mleka. Z nią nie musiałem być odpowiedzialny, przewidywalny, zmęczony. W jej obecności udawałem lepszą wersję siebie, choć sam już nie wiedziałem, czy to jeszcze gra, czy może prawda. Pewnego wieczoru po prostu nie wróciłem na noc. Mówiłem Natalii, że jadę na dwudniowe szkolenie do Krakowa. W rzeczywistości wynająłem apartament i spędziłem z Mileną ponad trzydzieści godzin bez wyjaśnień, bez telefonu. Wyłączyłem powiadomienia, jakby można było wyłączyć sumienie.

– Czujesz się winny? – zapytała Milena, leżąc obok, bawiąc się moimi palcami.

– Nie wiem. Staram się nie myśleć – odpowiedziałem półprawdą.

Z rana odebrałem pięć nieodebranych połączeń od Natalii. Nie oddzwoniłem. Wysłałem SMS-a: „Długi dzień. Dam znać wieczorem”. Sam do siebie miałem pretensje, że tak łatwo przyszło mi wszystko zostawić. Żonę, dziecko, dom. Moje życie rozjeżdżało się jak dwie szyny – równoległe, ale niepołączone. Wieczorem wróciłem do mieszkania. Natalia siedziała przy stole z kubkiem herbaty, nie odzywając się ani słowem.

– Wróciłem – powiedziałem tylko. Kiwnęła głową i spojrzała w okno.

Myślałem, że jakoś to przeczekam

Natalia zaczęła inaczej patrzeć. Nie zadawała pytań, ale jej spojrzenie było ciche, twarde i zupełnie inne niż wcześniej. Wiedziałem, że coś przeczuwa, choć jeszcze nie miała dowodów. Zaczęła milknąć tam, gdzie kiedyś mówiła najwięcej. Znikała w książkach, w kuchni, w łazience. Znikała przy mnie. Na początku mnie to nawet cieszyło. Myślałem, że będzie spokój, nie będzie pytań, jakoś się przeczeka. Nadal spotykałem się z Mileną. Potrafiliśmy wyjść w środku dnia „na lunch”, a kończyliśmy dopiero wieczorem w jej mieszkaniu, przy winie i jej ulubionej muzyce. Mydliłem oczy wszystkim – Natalii, Milenie, sobie. Któregoś dnia miałem odebrać Janka ze szkoły. Spóźniłem się. Natalia stała już przy drzwiach, trzymając go za rękę. Spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz.

– Pracujesz więcej niż zwykle – powiedziała, nie kryjąc chłodu.

– Taki czas. Projekty się spiętrzyły – odparłem odruchowo.

– Tylko czemu pachniesz damskimi perfumami?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zamilkłem. Jankowi zadzwonił zegarek. Natalia puściła jego rękę i ruszyła w stronę auta. Nie wracaliśmy do tej rozmowy, ale coś się przesunęło. Była inna. Ja też. Milena pisała mi więcej, coraz częściej oczekując, że się do czegoś wreszcie przyznam, że coś zmienię. Natalia patrzyła mniej, ale dokładniej. Czułem się jak człowiek, który próbuje chodzić jednocześnie po dwóch linach zawieszonych nad przepaścią. I wiedziałem, że to się nie uda.

Miała twarz jak z kamienia

To był zwykły piątek. Trochę wszyscy zagonieni w okresie przedświątecznym. Prezenty, choinka, te sprawy. Wróciłem do domu później, niż planowałem, bo Milena nie chciała mnie wypuścić. Zrobiła kolację, zapaliła świece, a ja – idiota – naprawdę pomyślałem, że tak właśnie powinno wyglądać życie. Zignorowałem sześć nieodebranych połączeń od Natalii. Pomyślałem, że pewnie chce, żebym kupił mleko, albo pyta, gdzie klucze od piwnicy. Wszedłem do mieszkania i od razu poczułem napięcie w powietrzu. Natalia siedziała na kanapie, w rękach trzymała mój tablet. Ten sam, którego używałem do wszystkiego – pracy, seriali, wiadomości. Ten sam, którego nie zabezpieczyłem.

– Fajna ta Milena – powiedziała spokojnie, bez krzyku.

Zamarłem.

– Naprawdę myślałeś, że nic nie zauważę? Że nie zorientuję się, dlaczego nagle zaczynasz używać perfum, których nigdy nie lubiłeś? Dlaczego spóźniasz się po dziecko, a telefon milczy całymi godzinami?

Milczałem.

– Wszystko tu masz – rzuciła tablet na stół. – Wiadomości, zdjęcia, rezerwacje hotelowe. Nawet rozmowę, w której mówisz, że już nie kochasz żony.

Spojrzałem na nią. Oczy miała suche, twarz jak z kamienia.

– Natalia, ja... – zacząłem, ale przerwała mi gestem.

– Oszczędź mi. Nie chcę twoich wyjaśnień. Chcę, żebyś się wyniósł. I nie spędzimy razem ani wigilii, ani sylwestra.

Stałem jak sparaliżowany. Chciałem coś powiedzieć, zaprzeczyć, przeprosić, odkręcić, ale to już nie miało znaczenia. Przekroczyłem linię, zza której nie było powrotu. Wyszedłem z domu z torbą i pustką w środku.

Udawałem sam przed sobą

Zamieszkałem w biurze. Na początku tymczasowo – tak sobie wmawiałem. Kanapa w pokoju socjalnym była za krótka, za twarda i pachniała resztkami kawy i drukarki. Nie spałem, tylko drzemałem. Udawałem przed samym sobą, że to rozwiązanie przejściowe. Że Natalia się uspokoi, zadzwoni, powie, że mogę wrócić. Nie zadzwoniła. Milenie nie powiedziałem wszystkiego. Wciąż miała złudzenie, że jestem „w trakcie rozwodu”, że to już się kończy. Przez kilka dni jeszcze do niej jeździłem, ale szybko zrozumiałem, że nie potrafię być z nikim. Nie potrafię być chyba nawet sam ze sobą.

Koledzy w pracy zaczęli się domyślać. Kiedy ktoś zauważył, że przychodzę ubrany tak samo, jak dzień wcześniej, rzucali mi krótkie spojrzenia. Nikt nie pytał wprost, ale czułem, że jestem obserwowany. Jakby wszyscy wiedzieli, tylko nikt nie chciał być tym, który nazwie to głośno. Pewnego wieczoru usiadłem przy biurku i napisałem do Natalii. Nie prosiłem o przebaczenie, bo wiedziałem, że nie mam do niego prawa. Napisałem tylko, że tęsknię za Jankiem. Że jeśli kiedyś uzna, że mogę go zobaczyć, będę wdzięczny. Nie odpowiedziała. Tydzień później dostałem SMS-a: „Możesz przyjechać w sobotę o czternastej”. Nie spałem całą noc przed tym spotkaniem. W sobotę przywitał mnie w progu syn. Uśmiechnął się, jakby nic się nie stało.

– Cześć, tato! Widzisz, mam nowe klocki! Mikołaj mi przyniósł!

Natalia stała dalej, oparta o framugę. Nie powiedziała nic. Kiwnęła głową. A ja wiedziałem, że mogę wejść. Na chwilę. Na godzinę. Może na dwie.

Kłamstwa są jak plamy

Minęły trzy miesiące, a ja wciąż śpię w biurze. Zmieniłem kanapę na rozkładany materac i nawet kupiłem małą lampkę, żeby było przytulniej. Śmieszne, jak człowiek potrafi przywyknąć do samotności. Każdy dzień wygląda podobnie – praca, szybki prysznic na siłowni, kawa z automatu, kilka godzin snu. Potem znów od nowa. Z Mileną się nie widuję. Zerwała kontakt po tym, jak zrozumiała, że nie zamienię jej życia w bajkę. Napisała mi, że nie chce być „opcją B” ani ucieczką. Miała rację. Nawet nie próbowałem jej zatrzymać. Już wiedziałem, że to wszystko było o mnie, nie o niej. O moim ego, znudzeniu, słabości. O tej pokusie, żeby zbudować coś nowego, nie naprawiając starego.

Z Jankiem widuję się co drugi weekend. Na początku było niezręcznie, teraz jest... cicho. Zadaje pytania prosto jak to dzieci. Nie wszystko rozumie, ale czuje. Kiedy odprowadzam go z powrotem do domu, przytula się mocno, jakby nie chciał, żebym znów znikał. I to boli najbardziej. Nie krzyki, nie milczenie Natalii, tylko to jedno ciche „Tato, zostań jeszcze chwilę”. Nie wiem, czy Natalia mi wybaczy. Może kiedyś. Nie oczekuję tego. Zrozumiałem jedno – najwięcej kosztuje to, co robimy w imię chwilowej wygody. Bo kłamstwa są jak plamy – im dłużej czekasz, tym trudniej je zmyć. Mówią, że każdy zasługuje na drugą szansę. Tylko nie każdy ją dostaje.

Sebastian, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama