„Zdradziłam męża z dawnym kochankiem i nie czułam się winna. Liczyłam, że mnie zrozumie, bo każdy potrzebuje odskoczni”
„Wystarczyło wstać, podziękować, wyjść, ale zamiast tego zostałam. Usiadłam, słuchałam, śmiałam się z tych samych żartów, co piętnaście lat wcześniej. I wcale nie czułam się winna. Wróciłam do domu dopiero rano. Pachnąca perfumami, które nie były moje. Z rozmazanym tuszem i gorącymi myślami”.

- Redakcja
Nie jestem typem kobiety, która szuka wrażeń. Przynajmniej tak o sobie zawsze myślałam. Mam męża, dwa koty, kredyt na mieszkanie i kartę lojalnościową w drogerii – czyli cały pakiet przeciętnej stabilizacji. Lubię spokój. Lubię wiedzieć, co mnie czeka jutro rano. I jeszcze bardziej lubię, kiedy nikt mnie nie zaskakuje. Dlatego sama się sobie dziwiłam, kiedy tego wieczoru nie uciekłam. Mogłam. Wystarczyło wstać, podziękować, wyjść. Ale zamiast tego zostałam.
Usiadłam, słuchałam, śmiałam się z tych samych żartów, co piętnaście lat wcześniej. I wcale nie czułam się winna. Wróciłam do domu dopiero rano. Pachnąca perfumami, które nie były moje. Z rozmazanym tuszem i myślami, których nie umiałam jeszcze poskładać. Nie sądziłam, że wszystko, co powiem tego dnia mojemu mężowi, będzie tak proste. Ani że jego odpowiedź – pozornie spokojna – zrobi mi taki bałagan w sercu. Ale zanim do tego doszło… był jeszcze wyjazd. Kolacja. I on.
Siedział przy barze z uśmieszkiem
Wyjazd służbowy. Brzmi dumnie, a w praktyce oznaczało osiem godzin w dusznej sali konferencyjnej, podświetlane wykresy i zimną kawę z termosu. Na kolację zeszłam tylko dlatego, że głupio było się wykręcać. Sukienka wygnieciona, włosy spięte byle jak – czyli pełna gotowość do spotkania kogoś, kogo lepiej byłoby nigdy więcej nie widzieć. Zobaczyłam go, zanim mnie zauważył. Siedział przy barze, z tym samym nonszalanckim uśmiechem, z jakim łamał mi serce na drugim roku studiów. Tylko siwe pasma na skroniach zdradzały, że czas jednak leci.
– O, Alina? – podniósł się z barowego stołka. – No proszę. Aż sprawdzę w kalendarzu, czy to jakiś dzień cudów.
– Możliwe. Ja na przykład właśnie rozważam cudowne zniknięcie – odparłam, ale już siadałam obok. Bo tak, jestem tą kobietą, która mówi jedno, robi drugie i jeszcze się z tego śmieje.
– Napijesz się czegoś?
– Jeśli to nie będzie jakiś pseudointeligencki drink z ogórkiem, to tak. Byle nie białe wino. Mam złe wspomnienia. Pamiętasz?
Roześmiał się, jak kiedyś. Zabawnie. Beztrosko. Tak, że z miejsca zrobiło się niebezpiecznie ciepło.
– Pamiętam wszystko. Nawet te twoje wykłady o tym, że facet po trzydziestce powinien już wiedzieć, czego chce od życia.
– Cóż, niektórzy do dziś nie wiedzą. A ty?
Zamilkł na sekundę.
– Może już wiem. Ale chyba za późno.
I wtedy to się zaczęło. Od rozmowy, która miała trwać chwilę.
Poczułam jak mnie muska dłonią
To miał być jeden drink. „Na szybko”. Taki, co się kończy po dwudziestu minutach i niezręcznym: „To było miłe, ale muszę lecieć”. Ale z jednym drinkiem zawsze jest ten sam problem – ma towarzysza. I tego towarzysza zamawia się, zanim się pomyśli.
– Jak to się stało, że cię wtedy zostawiłem? – zapytał, obracając szklankę w dłoni.
– Może po prostu zbyt łatwo się poddajesz. A może za bardzo lubisz nowe początki – wzruszyłam ramionami.
– Alina, nie udawaj, że cię to nie ruszyło. Przez rok nie odbierałaś ode mnie telefonów.
– Bo wybrałam godność. Rzadki towar u kobiet zakochanych.
Uśmiechnął się pod nosem. Ten jego uśmiech – trochę skruszony, trochę zuchwały. Właśnie taki, którego powinnam była unikać jak ognia.
– A twój mąż… szczęśliwy z tobą?
– Raczej spokojny – odpowiedziałam za szybko.
Zamilkł. Ja też. W tym milczeniu było więcej niż w tych wszystkich słowach. Czasami wystarczy, że ktoś spojrzy ci w oczy i zobaczy wszystko – cały ten szlam, który grzecznie przykrywasz planami na wakacje i zakupami w markecie.
– Wiesz, że my nigdy się tak naprawdę nie pożegnaliśmy? – zapytał.
– Bo ty zniknąłeś jak tchórz.
– Głupi byłem.
– To akurat się zgadza.
Roześmiałam się. I wtedy poczułam jego dłoń, muskającą moją – zupełnie przypadkiem – zapamiętałam dokładnie. Za chwilę już nie było „wtedy”. Było teraz. I teraz pachniało powrotem.
Pochylił się, a ja ani drgnęłam
Bar powoli pustoszał, ale my nie zauważyliśmy, kiedy minęła północ. Kelnerzy zbierali szkło, ktoś przesunął krzesło z nieprzyjemnym zgrzytem, a my dalej siedzieliśmy – jakby czas się na chwilę zatrzymał tylko dla nas.
– Pamiętasz naszą podróż stopem do Włoch? – zapytał nagle.
– Pamiętam, że śmierdzieliśmy potem jak spocony bawół.
– I że spałaś mi na ramieniu przez cztery godziny w ciężarówce z arbuzami.
– Bo miałam do wyboru twoje ramię albo metalową rurę. Nie przeceniaj się.
Uśmiechnął się. A ja zorientowałam się, że robię coś bardzo niebezpiecznego – rozkładam emocjonalny namiot na cudzej ziemi.
– Dlaczego właściwie wyszłaś za niego? – zapytał. – Naprawdę?
– Bo nie znikał. I zawsze zamykał pastę do zębów.
– To mało romantyczne.
– Życie przestaje być romantyczne, jak ci się skończy papier toaletowy o drugiej w nocy.
Zamilkliśmy. On patrzył na mnie, jakby pierwszy raz mnie widział. A ja – pierwszy raz od dawna – czułam się widziana.
– Alina… – zaczął, a ja już wiedziałam, co będzie dalej.
Pochylił się. Powoli, jakby sprawdzał, czy nie ucieknę. Ale ja nie drgnęłam. Bo w tej jednej sekundzie, na tej hotelowej sofie, byłam znowu tą dziewczyną z arbuzowej ciężarówki. Pocałował mnie. I zamiast krzyknąć „nie!”, zamknęłam oczy.
Chwilę później się odsunęliśmy. Cisza była ciężka jak grzech.
– To nie powinno się wydarzyć – powiedziałam cicho.
– Ale się wydarzyło.
Nie chciałam niczego ukrywać
Obudziłam się z uczuciem, jakby ktoś włożył mi do głowy migoczący neon z napisem „idiotka”. Pokój hotelowy pachniał cudzymi perfumami i moim wstydem. Odbicie w lustrze było równie nieprzyjemne, co wspomnienie wczorajszego pocałunku. Nie poszliśmy dalej. Ale to „nie dalej” i tak było „za daleko”. Zwinęłam się do samochodu jeszcze przed śniadaniem, bez pożegnań. W drodze do domu w radiu leciał jazz, który normalnie uwielbiałam, ale teraz brzmiał jak drwina. W domu było cicho. Mąż siedział przy stole, w dresie, z kubkiem kawy i gazetą. Idealna scena rodzinna, tylko ja w niej wyglądałam jak sabotażystka.
– Wróciłaś wcześnie – powiedział, nie podnosząc wzroku.
– Nie spałam tam dobrze – odpowiedziałam. Głos miałam obcy. Obcy nawet dla siebie.
Zamknął gazetę, spojrzał na mnie. Zbyt długo. Zbyt uważnie.
– Coś się stało?
Usiadłam naprzeciwko. Bez makijażu, bez wymówek. Tylko z prawdą, która parzyła mnie w gardło.
– Spotkałam mojego byłego.
Uniósł brwi, ale nie powiedział nic.
– Rozmawialiśmy. Za dużo. I… pocałował mnie.
Teraz zamilkł naprawdę.
– I co… ty na to? – spytałam po chwili ciszy.
– A ty? – zapytał. – Co ty na to?
Przygryzłam wargę.
– Nie wiem. Ale wiedziałam, że muszę ci to powiedzieć. Bo nie chcę niczego przed tobą ukrywać.
Westchnął. Po chwili tylko powiedział:
– Dobrze, że mówisz.
I nic więcej. Ale to właśnie ta cisza bolała najbardziej.
Nie mówiliśmy tego latami
Siedzieliśmy w kuchni jak para przypadkowych lokatorów, których los umieścił w jednym mieszkaniu z kredytem. Ja grzebałam łyżeczką w chłodnej kawie, on przechadzał się po kuchni z rękami w kieszeniach. Normalnie bym już zaczęła przepraszać. Albo próbowała obrócić wszystko w żart. Ale nie tym razem.
– Wiesz… – odezwał się w końcu. – Nie jestem nawet zły. Jestem raczej zdziwiony, że to nie wydarzyło się wcześniej.
– Co?
– Że się zachwiałaś. Że się coś wydarzyło. Bo… my przecież od dawna chodzimy obok siebie, nie?
Zamilkłam. Nie zaprzeczyłam.
– I chyba oboje to czuliśmy – dodał. – Tylko udawaliśmy, że wystarczy nam ciepła herbata i wspólny serial.
– Może dlatego tak łatwo mi było się zatrzymać przy kimś, kto przypomniał mi, jaka kiedyś byłam.
Usiadł naprzeciwko mnie, z ciężkim westchnieniem. Spojrzał tak, jak kiedyś – prosto, uważnie, bez filtra ironii.
– A jaka byłaś?
– Ciekawa życia. Głośna. Bezczelna. Marzyłam.
– I teraz już nie marzysz?
Wzruszyłam ramionami. Milczałam. Bo co miałam powiedzieć? Że się przyzwyczaiłam do bezpiecznego „jakoś to będzie”?
– Może powinniśmy spróbować znowu się poznawać – powiedział cicho. – Tak jakbyśmy dopiero co się spotkali.
Parsknęłam śmiechem. I dopiero wtedy poczułam ulgę.
– Tylko nie każ mi wracać do randek w necie. Mam tam konto z czasów prehistorycznych.
– Spokojnie. Zacznijmy od kolacji. Takiej bez serialu w tle.
Spojrzałam na niego i po raz pierwszy od dawna poczułam coś prawdziwego.
Nie wiem, co będzie dalej
Nie, nie rzuciłam się mężowi na szyję jak w komedii romantycznej. Nie było namiętnego seksu na kuchennym stole, ani łez wzruszenia przy starym albumie. Była cisza. Taka dobra, która pozwalała myśleć bez przerywania. Zrobiliśmy kolację. Najzwyklejszą – makaron z sosem ze słoika. Zjedliśmy przy stole, z wyłączonymi telefonami, jakbyśmy ćwiczyli bycie „tu i teraz”. Nie udawaliśmy, że wszystko wróciło do normy. Ale po raz pierwszy od dawna oboje nie uciekaliśmy w nic innego. Wieczorem położyłam się obok niego w łóżku. Zamiast przytulenia, była rozmowa. Bez napinki, bez planu. Tylko o tym, co czujemy. A raczej o tym, czego nie czuliśmy od miesięcy.
– Nie wiem, co będzie dalej – powiedziałam. – Nie wiem, czy to wystarczy.
– Ja też nie wiem – odpowiedział. – Ale wolę iść w niepewność z tobą, niż w spokój sam.
– Tylko błagam – westchnęłam – nie każ mi się zmieniać. Ja już się nagimnastykowałam przez te wszystkie lata.
– A ja właśnie chcę, żebyś znowu była tą bezczelną, która śmieje się głośniej, niż wypada.
Spojrzałam na niego z ukosa.
– A ty? Będziesz tym, co zamyka pastę, ale czasem wreszcie powie, co naprawdę czuje?
– Obiecuję się postarać.
Może to nie happy end, ale to był początek czegoś, co znów pachniało prawdą. I tym razem – nie musiałam niczego ukrywać.
Alina, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż traktował mnie jak stary mebel, więc szybko wpadłam w miłosne sidła kochanka. Pech chciał, że to teść się nawinął”
- „Na cmentarzu koło mojej zmarłej żony leżał ktoś inny. Nigdy nie wybaczę dzieciom tego, co zrobiły, zanim ostygłem na wieki”
- „Od żony wiało chłodem, za to teściowa rozgrzewała mnie jak grzejnik w październiku. Tylko ksiądz nie uległby tej pokusie”