„Zdradziłam męża z kochankiem z młodości i przez chwilę było miło. Nie dał mi jednak tego, czego naprawdę potrzebowałam”
„Całe życie uczą nas bać się tego, co może się zdarzyć, a nikt nie ostrzega przed tym, co się nie zdarza latami. O rozmowach, które umierają. O spojrzeniach, które cię nie widzą. I o tym, że któregoś dnia obudzisz się i jesteś tylko kimś, kto po prostu wypełnia przestrzeń między kuchnią a praniem”.

- Redakcja
Mówią, że kobieta nie powinna narzekać, jeśli ma porządnego męża, stabilne życie i dom, który nie przecieka. No cóż… może i nie powinna. Ale ja nie jestem „kobietą z poradnika”, tylko Alicją. Kobietą, która przez lata słyszała, że powinna być wdzięczna. Za wszystko. Za jego pracę, za jego ciszę przy kolacji, za jego nieobecność, która podobno „znaczy miłość”. A mnie po prostu było… pusto. Tak bardzo pusto, że kiedy na chacie pojawiło się powiadomienie od kogoś, kto kiedyś łamał mi serce, nie uciekłam. Nawet nie próbowałam.
Zabawne. Całe życie uczą nas bać się tego, co może się zdarzyć, a nikt nie ostrzega przed tym, co się nie zdarza latami. O rozmowach, które umierają. O spojrzeniach, które przechodzą przez ciebie jak przez szybę. I o tym, że któregoś dnia obudzisz się z poczuciem, że nie jesteś już kobietą, tylko... kimś, kto po prostu wypełnia przestrzeń między kuchnią a praniem. Nie planowałam niczego. To po prostu się wydarzyło. A potem wydarzyło się więcej. I jeszcze więcej. Aż w końcu... przestałam być dodatkiem do cudzych planów. Zaczęłam być sobą.
Czułam, że coś się wydarzy
Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło – że on napisał, czy że ja odpisałam. Michał. Ten Michał. Z liceum. Z imprez w piwnicy u Justyny. Z tanich win i całowania pod kurtką.
– Cześć, nie wiem, czy mnie pamiętasz... – napisał.
Oczywiście, że pamiętałam. Michała się nie zapomina. Nawet po dwudziestu latach i dwóch porodach.
– Pamiętam. Liceum. Trójka. Ty, twoja gitara i nieskończone ambicje.
– Ha! Nadal mam gitarę. Ambicji trochę mniej. A ty? Jak życie?
Zamiast odpisać, długo patrzyłam na ekran. A potem, zanim rozsądek się odezwał, wystukałam:
– Życie? Małżeństwo. Praca. Nuda. Dzieci duże. Mąż... trochę nieobecny.
– To brzmi jak początek dramatu albo nowego rozdziału.
– Raczej jak utkniecie między lodówką a suszarką do prania.
Spotkaliśmy się tydzień później. W kawiarni na obrzeżach miasta, gdzie nikt mnie nie znał. On się nie zmienił. Nadal miał to spojrzenie, jakby wszystko, co mówię, było jednocześnie śmieszne i ciekawe.
– Alicja, ty wciąż jesteś tą dziewczyną, co kiedyś ukradła mi zeszyt od polskiego, żeby się zemścić za to, że nie zaprosiłem cię na ognisko – uśmiechnął się.
– A ty wciąż jesteś tym chłopakiem, który myślał, że może całować każdą i żadna nie będzie pamiętać – odpowiedziałam z przekąsem.
Zaśmiał się, lekko speszony. A potem zapadła cisza, taka... dziwnie znajoma. Jakby między nami nic się nie wydarzyło. A jednocześnie – jakby wszystko dopiero miało się wydarzyć.
– Tęskniłaś? – zapytał cicho.
– Nawet nie wiedziałam, że tak – szepnęłam.
Serce pękło mi na kawałki
Wróciłam do domu później niż zwykle. Miałam jeszcze w torebce zapach Michała – kawy z cynamonem i tej jego dziwnie znajomej wody kolońskiej. Gdy weszłam, mąż siedział na kanapie z laptopem. Bez słowa. Nawet nie podniósł wzroku.
– Hej – powiedziałam ostrożnie, zdejmując płaszcz.
– Hej – odburknął, nie odrywając oczu od ekranu.
– Wszystko dobrze?
– Mhm. Tylko znowu nie ma jogurtu waniliowego. Kupiłaś truskawkowy.
– Aha. – Stałam w przedpokoju, jak idiotka, z torbą w dłoni, i czułam, że moje serce właśnie pęka na drobne kawałki. – I to cały komentarz po dwunastu wspólnych latach?
– Coś się stało? – spojrzał w końcu, z irytacją.
– Nie, nic się nie stało. Po prostu zjadłam obiad z przyjacielem sprzed lat i przypomniałam sobie, jak to jest, gdy ktoś patrzy ci w oczy, kiedy mówisz.
– Z facetem? – uniósł brwi. – Aha. No wiesz, rób, co chcesz.
– Ty też robisz, co chcesz. Od lat. Tylko to akurat polega na nicnierobieniu.
Przez chwilę milczeliśmy. On wrócił do ekranu, jakby rozmowa się skończyła. Jakbym ja się skończyła. Zamknęłam się w łazience. Patrzyłam na swoje odbicie. Makijaż się rozmazał, usta były przygryzione. Ale oczy… były inne. Jakby znowu coś w nich było. Jakby ktoś je zauważył. Wzięłam telefon. Michał napisał:
– Myślałem o tobie cały dzień. Powiedz tylko słowo.
I odpisałam. Po raz pierwszy w życiu – bez poczucia winy.
Dotknął mojej dłoni nieśmiało
Obudziłam się przed budzikiem. Leżałam w łóżku obok człowieka, który spał jak kamień. Plecami do mnie, jak zwykle. Zerkając na ekran telefonu, poczułam dziwne ukłucie – to był pierwszy raz od dawna, kiedy poranek nie był tylko ciągiem obowiązków. Bo tam była wiadomość.
– Wczoraj patrzyłaś na mnie tak, jak nikt inny. Wciąż pamiętam ten wzrok.
Uśmiechnęłam się. Potem z przerażeniem złapałam się na tym, że się rumienię. Jak nastolatka. W łazience, wśród rozwieszonych ręczników i szczoteczek dzieci, oparłam się o umywalkę i napisałam:
– To tylko wzrok. Nic więcej.
Po chwili:
– Nie umiem w to uwierzyć. Ale jeśli chcesz – będę udawał.
Wieczorem spotkaliśmy się znów. Tym razem na jego osiedlu. W jego wynajmowanym mieszkaniu. Bez kawy. Bez świadków.
– To się nie powinno dziać – powiedziałam, stojąc w progu.
– To nie musiało się dziać, ale się dzieje – odpowiedział, podchodząc powoli.
Dotknął mojej dłoni tak, jakby bał się, że się cofnę. Ale ja nie drgnęłam. Stałam. Oddychałam. Patrzyłam mu w oczy.
– Ja nie wiem, czy to jest coś prawdziwego – wyszeptałam.
– A czy coś, co budzi cię do życia, może być kłamstwem?
Pocałował mnie tak, jakby znał mnie całe życie. Jakby znał mnie lepiej niż ten, który miał mnie na co dzień przez dwanaście lat. Tego wieczoru nie wróciłam do domu z wyrzutami. Wróciłam z poczuciem, że jestem... widziana. Chciana. I po raz pierwszy od lat, zamknęłam za sobą drzwi bardzo cicho, ale z sercem bijącym głośno.
Nie będę już udawać
Zaczęło się komplikować szybciej, niż przypuszczałam. Michał był coraz bardziej obecny. W wiadomościach, w gestach, w planach. A ja wciąż stałam w dwóch światach – jednym cichym, pełnym kolacji w milczeniu i drugim, gdzie słowa tętniły życiem.
– Kochasz go jeszcze? – zapytał mnie Michał, kiedy siedzieliśmy na ławce w parku. Było chłodno. Miałam szalik owinięty ciasno wokół szyi.
– Nie wiem. Może przyzwyczaiłam się do niego jak do mebli. Są, bo były. Nie zauważasz ich, dopóki się nie rozpadną.
– A ja? Czym jestem?
– Burzą – powiedziałam, zanim pomyślałam. – Taką, co przychodzi nagle i wszystko przewraca.
Uśmiechnął się, ale smutno.
– A co, jeśli ja chcę być twoją codziennością? Nie burzą, tylko spokojem, co czeka z herbatą i kocem?
– Michał, ja mam dzieci. Mam życie, które nie znika tylko dlatego, że mi się zachciało znowu czuć.
Zamilkł. Przez długą chwilę słyszeliśmy tylko liście szeleszczące pod butami przechodniów.
– Więc co teraz? – zapytał w końcu.
– Nie wiem. – Spojrzałam mu w oczy. – Ale wiem, że nie chcę już być niczyim tłem.
Wieczorem, gdy wróciłam do domu, mąż czekał w kuchni. Rzadko tak siedział. Zgaszone światło, tylko lampka nad zlewem.
– Alicja... możemy pogadać? – zapytał niepewnie.
– Możemy, ale ja już nie będę udawać, że wszystko jest w porządku – odpowiedziałam twardo.
Czułam, że to początek końca. Tylko nie wiedziałam jeszcze którego.
Chciałam być sobą
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole, jakbyśmy rozgrywali partię szachów. On – z założonymi rękami, spokojny. Ja – z palcami błądzącymi po kubku herbaty, której i tak nie piłam.
– Wiem, że coś jest – powiedział, patrząc gdzieś obok mnie. – Nie jestem idiotą.
– Nigdy nie twierdziłam, że jesteś – odpowiedziałam sucho.
– Więc mów. Wolisz go ode mnie?
– Nie chodzi o wolenie. To nie konkurs – westchnęłam. – Po prostu... z tobą już dawno mnie nie było. Tylko jakaś wersja mnie, która robiła obiady i płaciła rachunki.
– Zawsze ci niczego nie brakowało. Dzieci, dom, wszystko było. A teraz co? Romans z pierwszą lepszą przeszłością?
– Z przeszłością, która pamiętała, kim byłam, zanim przestałam być tym kimś i stałam się... – rzuciłam ostrzej, niż chciałam.
Wtedy wstał.
– On ci obiecuje bajkę, ale codzienność cię w końcu zje. Tak jak nas zjadła.
– Może, ale ja przynajmniej spróbuję. Bo nie chcę skończyć życia, mając tylko listę rzeczy, których nigdy nie zrobiłam, bo bałam się wyjść z roli żony idealnej.
Cisza. A potem:
– Więc to koniec?
– To początek. Tylko nie z tobą – powiedziałam, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć.
Wyszedł z kuchni bez słowa. Dzieci udawały, że śpią. Telefon zawibrował – wiadomość od Michała:
– Walczę. Ale tylko jeśli ty też chcesz walczyć o mnie.
I wtedy zrozumiałam, że nie chcę, żeby mnie ktoś zdobywał. Nie chcę być celem. Tylko człowiekiem. Sobą.
Musiałam pójść sama
Spakowałam się w jedną walizkę. Dziwnie to wyglądało – całe życie złożone w kostkę i zamknięte na zamek błyskawiczny. Dzieci przytuliłam. One wiedziały. Dzieci wyczuwają więcej, niż dorośli chcieliby przyznać. Michał zaproponował, że po mnie przyjedzie.
– Nie – odpowiedziałam. – Muszę pójść sama.
Był zaskoczony, ale zrozumiał.
– Myślałem, że teraz będziemy razem – powiedział, gdy spotkaliśmy się jeszcze raz, ostatni.
– Michał... to, co było między nami, było potrzebne. Ale nie po to, żebyśmy byli razem. Tylko żebym ja w końcu przypomniała sobie, kim jestem.
– Więc ja byłem tylko... czym? – zapytał cicho.
– Przypomnieniem, że jestem osobą. Nie czyjąś żoną, nie trofeum, nie obowiązkiem. Że mam głos. Że potrafię czuć. I wybierać.
– A ja?
– Będzie dobrze. Wiesz, czego chcesz. A ja... właśnie zaczynam się tego uczyć.
Wyszłam bez dramatów. Bez płaczu. Z walizką i sercem, które pierwszy raz od lat biło w rytmie mojego własnego życia. I wieczorem, leżąc na nowej pościeli w wynajętym pokoju, pomyślałam, że nie jestem nagrodą. Jestem sobą. I to wystarczyło.
Alicja, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż traktował mnie jak stary mebel, więc szybko wpadłam w miłosne sidła kochanka. Pech chciał, że to teść się nawinął”
- „Na cmentarzu koło mojej zmarłej żony leżał ktoś inny. Nigdy nie wybaczę dzieciom tego, co zrobiły, zanim ostygłem na wieki”
- „Od żony wiało chłodem, za to teściowa rozgrzewała mnie jak grzejnik w październiku. Tylko ksiądz nie uległby tej pokusie”