Reklama

Nie mogę powiedzieć, że byłam nieszczęśliwa. Po prostu... nic nie czułam. Życie z Tomkiem przypominało wygodne buty – nie obcierały, nie ciągnęły, nie zachwycały. Praca, obiad, serial. W łóżku cisza albo szybki, mechaniczny seks, po którym każde odwracało się na swoją stronę. A przecież kiedyś potrafiliśmy śmiać się bez powodu i tulić się godzinami. Z czasem to wszystko znikło. Nie nagle – powoli, cicho, niezauważalnie.

Reklama

Zaczęłam się łapać na tym, że marzę o byciu gdzieś indziej. Kimś innym. Przestawałam siebie poznawać. To nie była złość, nie było też żalu. Tylko pustka. I jedno pragnienie, które nie dawało mi spokoju – poczuć coś. Cokolwiek. Tamtego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Tomek nawet nie podniósł głowy znad laptopa.

– Hej – rzucił.

– Hej – odpowiedziałam. I to było wszystko.

Kilka godzin później stałam przed lustrem, poprawiając makijaż i zakładając sukienkę, której nie nosiłam od lat. Powiedziałam, że idę do koleżanki. Kłamałam. Potrzebowałam się wyrwać. Chociaż na chwilę. Nie sądziłam, że jedno wyjście zmieni wszystko. Że ta noc, z pozoru niewinna, zostanie ze mną na zawsze. I że jej konsekwencje będą żyły ze mną do dziś – w moim domu, w oczach mojej córki, w każdej trudnej ciszy między mną a mężczyzną, który nie powinien był zostać.

Nasze usta się spotkały

Klub pulsował muzyką, której nigdy wcześniej bym nie słuchała. Gęsty tłum, zapach alkoholu i perfum, migające światła – wszystko przytłaczało, a jednocześnie dawało dziwne poczucie wolności. Podeszłam do baru i zamówiłam drinka, starając się nie wyglądać jak ktoś, kto dawno wyszedł z wprawy w nocnym życiu.

– Sama? – usłyszałam obok.

Odwróciłam głowę. Stał przy mnie wysoki facet, ciemne oczy, lekko niechlujny zarost. Uśmiechał się tak, jakby wszystko w tej chwili było dla niego zabawą.

– A co, wyglądam na zagubioną? – odpowiedziałam zbyt ostro.

– Nie. Wyglądasz na kogoś, kto udaje, że dobrze się bawi – parsknął śmiechem.

To mnie rozbroiło. Napięcie puściło i zaczęliśmy rozmawiać. O niczym, a jednak o wszystkim – o podróżach, muzyce, filmach. Był inny niż Tomek. Pewny siebie, trochę bezczelny, a przy tym uważny. Patrzył na mnie tak, jakby byłam jedyną osobą w tym klubie. Wypiliśmy jeszcze dwa drinki. Tańczyliśmy blisko, za blisko. Serce waliło mi jak młot. W końcu nie pamiętam, kto pierwszy to zrobił – on nachylił się, czy ja pozwoliłam – ale nasze usta się spotkały. Namiętnie, bez hamulców. Reszta wydarzyła się szybko. Hotel po drugiej stronie ulicy. Drzwi trzaskające za nami. Ręce plączące się nerwowo przy guzikach. Seks, którego nie pamiętałam od lat – szalony, gwałtowny, pełen ulgi. Kiedy obudziłam się rano, on leżał obok, oparty na łokciu.

– To nie powinno się wydarzyć – szepnęłam.

– Nie żałuję. A ty? – spytał spokojnie.

Zamarłam. Chciałam powiedzieć, że żałuję, że to był błąd, że nigdy więcej… Ale nie mogłam. Wstałam, ubrałam się i uciekłam, zostawiając za sobą obcego mężczyznę i poczucie, że właśnie przekroczyłam granicę, zza której nie da się wrócić.

Zobaczyłam 2 kreski

Dwa tygodnie żyłam w przekonaniu, że to tylko epizod. Że można wymazać z pamięci jedną noc i wrócić do starego życia. A potem spóźnił mi się okres. Najpierw dzień, potem tydzień, dwa. Test ciążowy nie pozostawił złudzeń. Dwie kreski. Usiadłam na brzegu wanny, patrząc w plastikowy patyczek i miałam ochotę krzyczeć. Nie mogłam udawać, że to dziecko Tomka. Od miesięcy prawie się nie dotykaliśmy, a jeśli już, to bez emocji. Wiedziałam, że ojcem musi być Kamil. Obcy facet, którego imię pamiętałam tylko dlatego, że wypisał je na rachunku za drinka. Wieczorem powiedziałam Tomkowi.

– Tomek… jestem w ciąży – wyszeptałam, nie umiejąc spojrzeć mu w oczy.

Jego twarz rozjaśniła się w sekundę. Podszedł, objął mnie ramionami.

– Naprawdę? Boże, Anita, to cudownie! – mówił, a ja czułam, jak serce rozpada mi się na kawałki.

Uśmiechnęłam się, choć w środku płakałam. Kilka dni później siedziałam w gabinecie lekarskim. Lekarz zapytał zwyczajnie:

– Kiedy była ostatnia miesiączka?

Zaczęłam liczyć w głowie. Daty nie kłamały. To nie mogło być dziecko Tomka. Pot spłynął mi po karku, dłonie miałam lodowate.

– Wszystko w porządku? – spytał lekarz, patrząc na mnie podejrzliwie.

– Tak… tak, po prostu… to dla mnie nowe – wymamrotałam.

Od tamtej chwili zaczęło się milczenie. Nie powiedziałam nic ani Tomkowi, ani komukolwiek innemu. Udawałam szczęśliwą przyszłą mamę. Robiłam zdjęcia USG, wysyłałam rodzinie, przyjmowałam gratulacje. A w środku gniotło mnie poczucie winy, tak silne, że czasem miałam wrażenie, że nie mogę oddychać. Kamil zniknął z mojego życia tak szybko, jak się w nim pojawił. Ani razu go nie szukałam. I przekonywałam siebie, że to dobrze. Że dziecko będzie Tomka. Że tak musi być. Ale każdej nocy budziłam się zlękniona i powtarzałam w myślach: „To nie twoje, Tomek. To nigdy nie było twoje.”

Serce mi stanęło

Julka miała już cztery lata, kiedy świat, który tak starannie sklejałam z kłamstw i pozorów, zaczął się rozpadać. Tomek coraz częściej milczał przy kolacjach. Patrzył na mnie z tym swoim spokojem, który kiedyś kochałam, a który teraz brzmiał jak wyrzut. Wiedziałam, że coś przeczuwa, choć nigdy nie odważył się zadać pytania wprost. Pewnego dnia spotkałam Kamila w centrum handlowym. Szłam z Julką za rękę, ona ciągnęła mnie do sklepu z zabawkami. Nagle usłyszałam:

– Anita?

Serce mi stanęło. On. Nie zmienił się prawie wcale. Stał naprzeciwko, patrzył na mnie, a potem spojrzał na Julkę.

– To… to twoja córka? – zapytał, a jego głos zadrżał.

Nie odpowiedziałam. Pociągnęłam dziecko i uciekłam, jakbym uciekała przed własnym sumieniem. Kilka dni później Tomek znalazł na moim laptopie stare zdjęcie Kamila. Zdjęcie zrobione komórką na szybko, które nie wiem, dlaczego w ogóle wciąż przechowywałam.

– Kto to? – spytał lodowatym tonem.

– Kolega – skłamałam, ale on już mi nie wierzył.

Awantura wybuchła tego samego wieczoru.

– Chcę znać prawdę, Anita! – krzyczał, pierwszy raz odkąd go znałam. – Czy Julka jest moja?

– Oczywiście, że twoja! – łgałam, ale głos mi się łamał.

– Kłamiesz. Zawsze czuję, kiedy kłamiesz. Zrobimy testy!

Zalałam się łzami.

– Tomek, proszę…

– Nie ma żadnego „proszę”! – uderzył pięścią w stół. – Przez lata żyłem w przekonaniu, że mam rodzinę. Jeśli mnie okłamałaś… nigdy ci tego nie wybaczę.

Tamtej nocy nie spałam. Nad ranem, patrząc na śpiącą Julkę, wiedziałam, że dłużej nie dam rady udawać. Że moja tajemnica przestała być sekretem. Kilka dni później przyznałam się. Tomek zbladł, jakby ktoś wyciągnął z niego całe życie.

– Więc to prawda… – wyszeptał. – To dziecko nigdy nie było moje.

I wtedy zrozumiałam, że właśnie straciłam wszystko, czego próbowałam się kurczowo trzymać.

Nie miałam już siły

Nie zrobił sceny. Nie rzucał przedmiotami, nie przeklinał. Po prostu spakował torbę. Patrzyłam, jak układa ubrania w ciszy, z tą samą dokładnością, z jaką kiedyś składał ubranka Julki po praniu.

– Tomek, błagam… – próbowałam złapać go za rękę.

– Nie – odsunął się, jakby dotyk parzył. – Nie zatrzymasz mnie.

– Ale ona cię potrzebuje! – wskazałam na drzwi pokoju, gdzie Julka spała w najlepsze.

– Nie mnie. Nigdy mnie nie potrzebowała – odparł gorzko. – I już teraz wiem dlaczego.

Łzy płynęły mi po policzkach, ale on nawet na mnie nie patrzył. Kiedy zamykał walizkę, miałam ochotę paść na kolana, chwycić go za nogi i nie wypuścić. Ale coś mi mówiło, że to i tak nic nie zmieni. Przy drzwiach zatrzymał się na chwilę.

– Powiedz jej, że ją kochałem – wyszeptał. – Że chciałem być ojcem. Ale nie potrafię żyć z kłamstwem.

Zostawił list. Do Julki, nie do mnie. Nie otworzyłam go – wiedziałam, że nie mam prawa. Jakby tego było mało, kilka dni później pojawił się Kamil. Stał pod blokiem, jakby zebrał się wreszcie na odwagę przez wiele tygodni.

– Anita… wiem, że wszystko schrzaniłem. Ale jeśli ona naprawdę jest moja… – spojrzał na mnie niepewnie – to nie mogę udawać, że mnie to nie obchodzi.

– Myślisz, że potrafisz być ojcem? – spytałam z goryczą.

Milczał chwilę, potem skinął głową.

– Nie wiem. Ale spróbuję. Jeśli mi pozwolisz.

Nie wierzyłam mu. Nie wierzyłam w nic i nikogo. A jednak otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Bo nie miałam już siły walczyć sama.

W środku byłam rozdarta

Minęły dwa lata. Kamil wprowadził się do nas, niby na chwilę, a potem został. Julka szybko się do niego przekonała – nie zadawała pytań, nie drążyła. Dla niej było niemal naturalne, że tata to ten, który ją wozi do przedszkola, robi naleśniki w niedzielę i podaje misia, gdy budzi się z krzykiem w nocy. Na zewnątrz wyglądaliśmy jak normalna rodzina. Sąsiedzi uśmiechali się na klatce, w pracy gratulowano mi, że mam tak „zaangażowanego partnera”. A ja… ja w środku byłam rozdarta. Nie potrafiłam pokochać Kamila tak, jakbym chciała. Był dobry, troskliwy, czasem nawet zabawny. Ale to nie była miłość – raczej rodzaj kompromisu, który miał ratować to, co zostało z mojego życia. Wieczorami, kiedy siedział przed telewizorem, ja wpatrywałam się w okno. Myślałam o Tomku. Gdzie jest? Czy jeszcze o nas pamięta? Czy Julka kiedykolwiek przeczyta jego list? Pewnej nocy, kiedy Julka już spała, a Kamil dopijał piwo w kuchni, odważyłam się zapytać:

– Kamil… myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć prawdę?

Spojrzał na mnie ciężko.

– Teraz? Po co? Dla niej to ja jestem ojcem. I chcę nim być.

– A jeśli kiedyś się dowie?

– To będziemy wtedy razem. I jakoś to uniesiemy.

Pokiwałam głową, choć wcale mnie to nie uspokoiło. Bo wiedziałam jedno, że ta tajemnica zawsze będzie wisiała nad nami jak cień. Czasem, gdy Julka tuliła się do mnie i mówiła: „Mamo, kocham cię”, czułam, że może jeszcze jest dla mnie ratunek. Ale zaraz wracała myśl, czy kiedyś przestanę żałować, tego co zrobiłam?

Anita, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama