„Zdradziłam męża z sąsiadem w garażu, bo chciałam coś poczuć. Nie byłam jedyną kobietą, którą próbował naprawić”
„To nie był romans jak z filmu. To był ciąg cichych niedomówień, przemilczanych potrzeb i chwil słabości. I był on, Marcin. Sąsiad. Facet z tym błyskiem w oku, którego mój mąż już dawno nie miał. Patrzył na mnie tak, jak nikt. Jakbym nadal była kimś atrakcyjnym. Kobietą, nie tylko matką i żoną”.

- Redakcja
Gdyby ktoś mi kilka lat temu powiedział, że zrobię coś takiego… wyśmiałabym go. Byłam przecież porządną żoną. Matką. Pracownicą, która zawsze punktualnie stawiała się w biurze i wracała o 16:00 do domu, żeby zająć się Olkiem i zrobić obiad dla Kacpra. Tak wyglądało moje życie – przewidywalne, spokojne, bezpieczne. I przez długi czas myślałam, że to wystarczy.
Nie wiem, kiedy zaczęło mi czegoś brakować. Może wtedy, gdy Kacper po raz kolejny zasnął na kanapie przed meczem, nie mówiąc mi ani słowa. Może wtedy, gdy przez tydzień nie zapytał mnie, jak się czuję, czy mam ochotę gdzieś wyjść. A może wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej, kiedy patrzyłam na siebie w lustrze i widziałam tylko matkę. Gospodynię. Kogoś, kto przestał być kobietą.
Nie tłumaczę się. Nie usprawiedliwiam. Ale to wszystko nie wydarzyło się od razu. To nie był romans jak z filmu. To był ciąg cichych niedomówień, przemilczanych potrzeb i chwil słabości. I był on – Marcin. Sąsiad z naprzeciwka. Facet z tym błyskiem w oku, którego mój mąż już dawno nie miał. Nie planowałam tej zdrady. Ale ona się wydarzyła. I kosztowała mnie więcej, niż się spodziewałam.
Zrobiło mi się gorąco
Zaczęło się banalnie. Widywaliśmy się z Marcinem od lat – mieszkali naprzeciwko, on i Karolina. Byliśmy sąsiadami, czasem wymienialiśmy uśmiechy przy śmietniku, czasem zamieniliśmy kilka zdań o pogodzie. I tyle. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, co o nim myślę, powiedziałabym, że to porządny facet. Tyle że jego wzrok czasem zatrzymywał się na mnie odrobinę dłużej, niż powinien. Pewnego dnia, wracając z zakupów, zobaczyłam, że grzebie coś w garażu.
– Zepsuło się? – zagadnęłam, bardziej z grzeczności niż z ciekawości.
– Chyba padł akumulator. Chcesz zobaczyć, jak wygląda mój chaos? – zażartował i otworzył szerzej drzwi.
Weszłam. I nie wiem, co było bardziej zaskakujące, że rzeczywiście był tam porządek jak w laboratorium, czy to, jak bardzo zaskoczył mnie jego zapach – męski, lekko dymny, jakby palił niedawno papierosa, choć nigdy go nie widziałam z fajką.
– Ty naprawdę tu siedzisz, czy to pokazówka dla sąsiadek? – zażartowałam.
– Tylko dla jednej.
Zrobiło mi się gorąco. A potem szybko się pożegnałam i wróciłam do domu, czerwieniąc się jak licealistka. Tego wieczoru Kacper zapytał tylko:
– Zrobisz mi herbatę?
Zrobiłam. I przez cały czas czułam ten dymny zapach w nosie. I jego wzrok.
Jego usta były miękkie
Od tamtego dnia coś się zmieniło. Nie potrafię dokładnie powiedzieć co, ale czułam to – pod skórą, w brzuchu, kiedy znów widziałam Marcina. Jakby każda nasza rozmowa miała drugie dno, którego baliśmy się dotknąć, ale które wisiało w powietrzu. Zaczęliśmy widywać się częściej. A to ja zbiegałam z kubłem śmieci w tym samym momencie, co on. A to on niby przypadkiem wychodził z psem, kiedy wracałam z pracy. Rozmawialiśmy o wszystkim. I o niczym. Ale te rozmowy były inne. Marcin patrzył na mnie tak, jak nikt już nie patrzył. Jakbym nadal była kimś... atrakcyjnym. Kobietą, nie tylko matką i żoną. Pewnego popołudnia, gdy Kacper był na delegacji, a Olek u mojej mamy, spotkaliśmy się pod blokiem.
– Mam wino. Wpadniesz? – rzucił mimochodem.
– Nie mogę. – Uśmiechnęłam się, ale nie ruszyłam się z miejsca.
– Nie musisz. Chodź do garażu. Jest chłodno, mam tam krzesła. Tylko sobie trochę pogadamy.
Poszłam. Wypiliśmy po jednym kieliszku. Może dwóch. Śmialiśmy się z głupot, a potem... zapadła cisza.
– Lena... – powiedział cicho. – Jeśli powiesz „stop”, natychmiast przestanę.
Nie powiedziałam. Jego usta były miękkie, a dłonie pewne. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim. O Kacprze. O Olku. O całym moim życiu. A potem uciekłam. Bez słowa.
Nie mogłam zasnąć
Następnego dnia unikałam go jak ognia. Serce waliło mi jak młot, gdy tylko słyszałam kroki na klatce. Wychylałam się z okna, sprawdzając, czy jego auto już stoi. Bałam się spojrzeć mu w oczy, bo sama nie wiedziałam, co tam mogę zobaczyć – wstyd? Pragnienie? Żal? Kacper wrócił wieczorem. Przywiózł Olka od mojej mamy, rzucił torbę na podłogę i zapytał:
– Co na kolację?
– Zupa krem. Z brokuła.
– Znowu brokuły?
– Zjesz albo nie. – Odwróciłam się, udając, że sprawdzam coś w piekarniku.
Nie wiedziałam, co mnie bardziej wkurzało – jego wieczne marudzenie czy fakt, że nie zauważył, że ze mną jest coś nie tak. Że jestem spięta, że unikam jego dotyku. Przecież jeszcze dwa dni temu całował mnie w czoło na do widzenia. A teraz? Nic. Wieczorem, kiedy Olek już spał, Kacper włączył jakiś serial. Siedziałam obok, ale byłam jak w innym świecie. W głowie miałam ten garaż. Cień Marcina. Jego dłoń na mojej talii.
– Wszystko okej? – zapytał Kacper bez odrywania wzroku od ekranu.
– Mhm – przytaknęłam i wstałam. – Zmęczona jestem. Idę spać.
W łóżku długo nie mogłam zasnąć. W końcu wzięłam telefon i napisałam: „Musimy pogadać”. Odpisał po minucie. „Jutro. O tej samej porze”. Zgasiłam ekran. I płakałam.
Drżałam cała z emocji
W garażu było chłodniej niż ostatnio, ale ręce miałam gorące, jakby ktoś oblał mi je wrzątkiem. Drżały mi palce, kiedy Marcin zamknął za nami drzwi. Tym razem nie przyniósł wina. Tym razem nie żartował. Spojrzał mi prosto w oczy.
– Lena... Co my robimy?
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
Chciałam powiedzieć więcej. Że nie wiem, co mi się dzieje, że nie rozumiem, dlaczego moje życie nagle przestało mi wystarczać. Że kiedy dotknął mnie pierwszy raz, poczułam się, jakby ktoś mnie obudził z wieloletniego snu. Ale zamiast tego usiadłam na plastikowym krześle i tylko westchnęłam.
– Chcesz to skończyć? – zapytał cicho.
Zawahałam się.
– Nie umiem... Nie wiem, czy potrafię wrócić do tamtego „przedtem”, jakby nic się nie wydarzyło.
Marcin podszedł bliżej. Kucnął przede mną.
– Wiesz, że ja też jestem w tym wszystkim po uszy? – powiedział. – Nie jestem tu tylko dla seksu. Wiem, jak to brzmi, ale ja... cholera, Lena, ja się w tobie zakochuję.
Zamilkłam. Nie tego się spodziewałam. Szukałam w nim chwilowego zapomnienia, emocji, które wypaliły się między mną a Kacprem. A teraz? Teraz ten mężczyzna z naprzeciwka mówił mi coś, czego mój mąż nie powiedział od miesięcy. Wyszeptałam:
– Nie możemy się dłużej spotykać tutaj.
Marcin zbladł. Ale zaraz potem uniósł brew.
– W takim razie... u mnie?
Nie odpowiedziałam. Ale nie zaprzeczyłam.
To dawało ulgę, ale uzależniało
Byliśmy ostrożni. Spotkania u Marcina planowaliśmy z dokładnością co do minuty, gdy Karolina była w pracy, a Olek w przedszkolu. Zasłonięte rolety, wyciszony telefon, zegarek ustawiony na budzik, żeby nigdy się nie spóźnić. Każde spotkanie było jak narkotyk, dawało ulgę, ale uzależniało.
– Powinniśmy przestać – powiedziałam któregoś dnia, zbierając swoje rzeczy w pośpiechu.
– To dlaczego przychodzisz? – zapytał Marcin, patrząc na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zaczynał mnie irytować.
– Bo jestem głupia – rzuciłam i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Ale wróciłam. Oczywiście, że wróciłam. Któregoś dnia zostaliśmy dłużej niż zwykle. Zasnęłam w jego łóżku. Obudził mnie dźwięk domofonu. Marcin zbladł.
– To Karolina – wyszeptał. – Miała wrócić później...
Zerwałam się z łóżka. Rzuciłam się do łazienki, szukając swoich ubrań. Serce waliło mi jak młot.
– Co mam zrobić?! – syknęłam.
– Schowaj się! – rzucił. – Do szafy, szybko!
Nie pytając, wbiegłam do wnęki i zatrzasnęłam drzwi tuż przed tym, jak usłyszałam jej kroki. Z szafy widziałam przez szczelinę, jak wchodzi do sypialni. Miała kwiaty. I uśmiech na twarzy.
– Niespodzianka! – powiedziała. – Dostałam wolne wcześniej. I pomyślałam, że zrobimy sobie domowy wieczór. Tylko my.
Widziałam, jak Marcin się spina. Jak kłamie. Jak całuje ją w policzek.
A potem usłyszałam coś jeszcze.
– Dziwnie pachnie w sypialni... Coś się tu paliło?
Milczenie. I wtedy wiedziałam, że to koniec zabawy.
Zostałam zupełnie sama
Karolina odkryła wszystko jeszcze tego samego dnia. W szafie zostawiłam swoją bransoletkę – tę, którą Olek zrobił mi w przedszkolu z drewnianych koralików. Miałam ją zawsze przy sobie. Nie dało się jej pomylić z niczym innym. Zadzwoniła do mnie wieczorem. Jej głos był dziwnie spokojny.
– Lena, powiedz mi tylko jedno – zaczęła cicho. – Czy to trwało długo? Czy po prostu jesteś... głupia?
– Nie wiem – wyszeptałam. – Może jedno i drugie.
– Wiesz, że on to robił już wcześniej? – powiedziała. – Ze studentką. Z koleżanką z pracy. Myślałam, że z tobą będzie inaczej. Bo jesteś żoną, matką. Sąsiadką. Myliłam się. Jesteście siebie warci.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam złapać tchu. Kacper dowiedział się kilka dni później. Karolina wysłała mu wiadomość. Nie krzyczał. Nie uderzył. Spakował walizkę. Wziął Olka ze sobą. Zostałam sama. W pustym mieszkaniu. W ciszy, która bolała bardziej niż wszystko inne. Marcin dzwonił. Przysłał wiadomość: „Wszystko zepsuło się tak szybko. Może kiedyś…” Nie odpisałam. Zbyt dobrze wiedziałam, jak kończą się takie „może kiedyś”. Kiedy teraz mijam ten garaż, nie patrzę w tę stronę. Czasem myślę, że to wszystko mi się śniło. Ale wtedy zakładam bransoletkę od mojego Olka. I wiem, że nie.
Lena, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamarłam, kiedy mąż po 15 latach oznajmił mi, że się zakochał i odchodzi. A potem odtańczyłam dziki taniec radości”
- „Po śmierci męża moje serce zapłonęło do teścia. Czułam się jak śmieć, ale nie mogłam przestać o nim śnić”
- „Przystojny sprzedawca kusił mnie soczystymi brzoskwiniami. To grzech przejść obojętnie obok takiego zakazanego owocu”