„Zdradziłem kumplowi sekret udanego małżeństwa. Teraz chłop mnie po rękach całuje, bo już nie ma w domu królowej lodu”
„Zrozumiałem dawno temu, że atmosfera w związku nie bierze się znikąd. To nie jest przełącznik, który można włączyć w sobotni wieczór. Nie wystarczy nagle zainteresować się partnerką wtedy, gdy akurat nam się przypomni. Bliskość zaczyna się dużo wcześniej. W zwykłych gestach, w codzienności”.

- listy do redakcji
Nie mam powodów do narzekania na swoje małżeństwo. Dobrze nam się razem żyje, potrafimy ze sobą rozmawiać, a bliskość nie jest u nas tematem tabu ani problemem. Co ciekawe, wcale nie uważam, że trafiła mi się jakaś wyjątkowa kobieta, inna niż wszystkie. Moja żona, Magda, jest po prostu sobą. Bywa kobietą zmęczoną, zapracowaną, czasem rozdrażnioną, czasem roześmianą. Różnica polega na czymś innym. To ja nauczyłem się, jak z nią być.
Często słyszę rozmowy kolegów w pracy, zwłaszcza w szatni po zmianie. To tam, między zdejmowaniem roboczych butów a niezbyt przyjemnym zapachem potu, wylewa się fala męskich żali. Główny temat? Oczywiście żony. A raczej to, że w ich małżeństwie panuje zima jak w krainie lodu. Narzekają jednym głosem. Że kobiety wiecznie zmęczone. Że zawsze boli je głowa. Że nie chcą spojrzeć na nich łaskawym okiem. Że kiedyś było inaczej, a teraz to już tylko wymówki. Słucham tego wszystkiego i trudno mi powstrzymać ironiczny uśmiech. Nie dlatego, że się wywyższam, a raczej dlatego, że widzę, jak bardzo się mylą.
Bliskość zaczyna się wcześniej
Zrozumiałem dawno temu, że atmosfera w związku nie bierze się znikąd. To nie jest przełącznik, który można włączyć w sobotni wieczór. Nie wystarczy nagle zainteresować się partnerką wtedy, gdy akurat nam się przypomni. Bliskość zaczyna się dużo wcześniej, w zwykłych gestach, w codzienności, w tym, czy druga osoba czuje się przez nas widziana i ważna. Moi koledzy zdają się tego kompletnie nie pojmować. W ich przekonaniu tydzień wygląda tak: praca, kanapa, telewizor, napoje, telefon. A potem, w weekend, nagłe zdziwienie, że żona nie pała do nas entuzjazmem.
– No mówię wam, ciągle mówi, że jest padnięta, że nie ma na nic siły – opowiadał kiedyś Krzysiek, zrezygnowany..
– Klasyka – mruknął Marek. – U mnie zawsze coś ją boli.
– Tym razem nawet nie wspomniała o bólu – ciągnął Krzysiek. – Powiedziała, że jest wykończona. A ja co? Ja też przecież pracuję!
– Dokładnie – włączył się Paweł. – Ja wracam, próbuję ją przytulić, a ona od razu się odsuwa. I tak od miesięcy.
– Kobiety już takie są – rzucił najmłodszy z nas, Łukasz. – U mnie to się zaczęło zaraz po narodzinach dziecka.
– Trzeba mieć godność – odezwał się starszy kolega. – Ja już nie pytam. Niech ona się choć raz postara.
Wszyscy się zaśmiali, a ja tylko pokręciłem głową.
– Panowie, ale wy w ogóle słyszycie, co mówicie? – westchnąłem. – Przecież to nie działa w ten sposób.
Oczywiście natychmiast spadła na mnie fala docinków. Że jestem romantykiem. Że dałem się „udomowić”. Że pewnie latam z kwiatkami co tydzień. Znam to. Nie przekonywałem ich na siłę. Już nieraz próbowałem i wiedziałem, że większość i tak wie lepiej.
Liczą się czyny, a nie gadanie
Ku mojemu zaskoczeniu, po wszystkim podszedł do mnie Łukasz. Trochę niepewnie, jakby się wstydził.
– Słuchaj… ty serio uważasz, że to działa? – zapytał. – To całe gadanie, sprzątanie, rozmowy?
– A czemu miałoby nie działać? – odpowiedziałem spokojnie.
– Tylko że ja nie umiem tak… rozmawiać. Nie jestem dobry w gadce.
– A kto mówi, że musisz wygłaszać przemowy? – uśmiechnąłem się. – Zrób coś konkretnego. W sobotę posprzątaj mieszkanie. Zawieź dziecko do babci. Niech twoja żona wyjdzie na spokojnie z domu i zajmie się sobą. Jak wróci i zobaczy porządek, będzie już w innym nastroju. Liczą się czyny, nie słowa.
– Tylko tyle? W sumie nie tak dużo…
– Czasem wystarczy naprawdę niewiele. Kup jedną ładną różę. Ubierz się normalnie, nie chodź cały dzień w dresie. I nie oczekuj niczego. Bądź cierpliwy.
Pokiwał głową, jakby zapamiętywał każde słowo. Pożegnaliśmy się i poszliśmy do domów. Ja miałem spokojny, dobry weekend z Magdą. Wspólną kolację, rozmowę, śmiech. Zupełnie zapomniałem o tej rozmowie. Aż do poniedziałku. Łukasz podszedł do mnie w szatni, uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Ty, stary… to naprawdę działa – powiedział cicho. – Powinieneś brać za to pieniądze.
– Czyli?
– Wszystko zrobiłem. Posprzątałem, ogarnąłem, nawet kwiat kupiłem. Tak się zdziwiła, że wieczorem było bardzo miło.
Zaśmiał się, a ja razem z nim.
– I wiesz co? – dodał. – Od teraz w każdą sobotę ja ogarniam mieszkanie. To nic wielkiego. A atmosfera… zupełnie inna. Taka jaka powinna być w małżeństwie.
Patrzyłem na niego i pomyślałem, że czasem wystarczy zmienić perspektywę. Nie oczekiwać, tylko dawać. Nie żądać bliskości, lecz ją budować. Bo w związku naprawdę nie chodzi o to, kto komu czego nie dał, tylko o to, czy wciąż chce się być dla siebie nawzajem ważnym.
Wystarczy przestać udawać
Z czasem zacząłem zauważać drobne zmiany także u innych kolegów. Nie przyznawali się wprost, ale coraz częściej w rozmowach pojawiały się wzmianki o tym, że „w weekend trochę pomogli w domu” albo że „zabrali dzieci na spacer, żeby żona mogła odpocząć”. Nikt nie mówił tego głośno z dumą, raczej półżartem, jakby bali się reakcji reszty. A jednak coś drgnęło. Jakby do niektórych zaczęło powoli docierać, że problem nie leży wyłącznie po drugiej stronie.
Sam też nie uważam się za ideał. Zdarza mi się być zmęczonym, rozdrażnionym, czasem wolałbym po prostu usiąść i mieć święty spokój. Różnica polega na tym, że wiem już, że takie momenty nie mogą trwać bez końca. Związek nie utrzymuje się sam z siebie, nawet jeśli kiedyś wszystko było łatwe i oczywiste. Jeśli przestaje się o niego dbać, zaczyna się sypać, często po cichu. Magda nigdy nie mówiła wprost: „rób więcej, a będzie lepiej”. Ona po prostu reagowała na to, jak się czuła. Gdy była wysłuchana, zauważona, gdy miała przestrzeń na odpoczynek i własne sprawy, była bliżej. Gdy brałem na siebie część codziennych obowiązków bez łaski i demonstracji, między nami robiło się lżej. To nie była żadna strategia, raczej naturalna konsekwencja wzajemnego szacunku.
Nie czuję już zupełnie irytacji
Zrozumiałem też coś jeszcze, że wielu mężczyzn myli bliskość z nagrodą. Tymczasem bliskość jest odpowiedzią na bezpieczeństwo, zaufanie i zwykłą ludzką uważność. Nie da się jej wymusić ani wynegocjować. Ona pojawia się tam, gdzie obie strony czują, że nie są same z codziennym ciężarem. Któregoś dnia Marek, ten najbardziej sceptyczny, rzucił mimochodem, że jego żona „ostatnio jakaś inna, spokojniejsza”. Nie dopytywałem. Wiedziałem swoje.
Czasem najlepszą zmianą jest ta, o której nikt nie chce głośno mówić, bo burzy dotychczasowy obraz świata. A czasem wystarczy po prostu przestać udawać, że dom i relacja „robią się same”. Dziś, gdy słucham kolejnych narzekań, nie czuję już ani wkurzenia, ani potrzeby przekonywania kogokolwiek. Każdy musi dojść do pewnych wniosków sam. Ja wiem jedno, że bliskość zaczyna się dużo wcześniej. Przy zlewie pełnym naczyń, w rozmowie po ciężkim dniu, w gotowości, by odłożyć pilota i naprawdę być obok… I dopóki o tym pamiętam, w moim domu nie ma ciszy, która boli.
Wojciech, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ukochany wręczył mi serniczek z niespodzianką, ale jego prezent miał gorzki smak. Nie mogłam pojąć, po co to zrobił”
- „Wystarczyło, że się uśmiechnął i kolana mi miękły. Niestety nie byłam jedyną w sanatorium, którą tak ochoczo podrywał”
- „Zrobiłam dzieciom ciastka na święta, bo nie miałam kasy na prezenty. Ich reakcja przyprawiła mnie o płacz”