Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem się gubić. Może to był ten moment, gdy wróciłem z pracy i zamiast przywitać się z Agnieszką jak zwykle, czyli przytulić ją, zapytać, jak minął dzień, po prostu przeszedłem obok niej do kuchni. Rutyna. Spokój. Przewidywalność. A może to wtedy, gdy na firmowej imprezie wypiłem o jednego drinka za dużo i nie odsunąłem się, kiedy Kasia spojrzała na mnie tym spojrzeniem, którego nie da się pomylić z niczym innym.

Reklama

Agnieszka… Była moją kotwicą. Zawsze stała twardo na ziemi, lojalna, czuła. Dbała o mnie nawet wtedy, gdy nie potrafiłem zadbać o siebie. Poranki z jej cichym „dzień dobry” i wieczory z książką, jej dłoń na moim karku, kiedy siedzieliśmy razem na kanapie. Nie brakowało mi niczego oprócz może tego dreszczu, tej nieprzewidywalności, która przestała być częścią naszego życia.

– Gdzie w tym roku na wakacje? – zapytała któregoś wieczoru, opierając głowę o moje ramię.

– Może Mazury? Albo coś za granicą, jak znajdziemy tani lot – mruknąłem, odrywając wzrok od ekranu.

– Ja bym chciała ciszę. I żebyśmy tylko my byli. Bez twojej komórki – dodała z uśmiechem.

Jasne. Tylko my.

Wtedy naprawdę tak myślałem. Tylko my. Impreza firmowa odbyła się kilka miesięcy później. Kasia, nowa dziewczyna z działu projektów, już wcześniej rzucała mi krótkie, zaczepne spojrzenia. Pamiętam rozmowę z Tomkiem, jeszcze zanim weszliśmy do sali.

– Stary, nie wiem, co ona kombinuje, ale uważaj – ostrzegał mnie, sięgając po piwo. – Mało kto wychodzi z takich flirtów bez szwanku.

– Daj spokój – zaśmiałem się. – Mam żonę. Jestem szczęśliwy.

I byłem. Tylko raz… tylko raz dałem się porwać. Słowa urwały się w jej mieszkaniu, między niedopitym winem a jej dłonią na moim karku. Następnego dnia obudziłem się z poczuciem winy, którego nie da się zmyć żadnym prysznicem. Przez kilka tygodni byłem wrakiem. Ale potem zacząłem naprawiać. Drobne rzeczy. Gotowałem kolacje, kupowałem kwiaty bez okazji. Zostawałem w domu częściej, rozmawiałem więcej. Chciałem wierzyć, że to jedno potknięcie nie zaważy na całym życiu. Nie powiedziałem Agnieszce. Nie miałem odwagi. Ale przysięgłem sobie, że to nigdy się nie powtórzy. Nie miałem pojęcia, że los już szykował dla mnie rachunek.

Wiedziałem, że to koniec spokoju

Kiedy wszedłem rano do biura, czułem się spokojnie. Miałem kawę w ręku, w słuchawkach leciał mój ulubiony podcast, a na pulpicie czekała prezentacja, którą miałem dopiąć przed spotkaniem zespołu. To był zwyczajny dzień, ale do momentu, kiedy Tomek stanął w drzwiach mojego pokoju z miną, która nie wróżyła niczego dobrego.

– Widziałeś już nową kierowniczkę? – zapytał bez przywitania.

– Kogo?

– Kasię. Przeszła z centrali. Dzisiaj jej pierwszy dzień – powiedział powoli, jakby testował, czy rozumiem, o kim mówi.

Krew odpłynęła mi z twarzy. Nie odpowiedziałem od razu. Stałem z kubkiem w dłoni i patrzyłem w przestrzeń, jakbym usiłował przypomnieć sobie, jak się oddycha.

– Wiedziałem, że to się kiedyś odbije – dodał, po czym bez słowa wycofał się na korytarz.

Przeszedłem do sali konferencyjnej, udając, że nic się nie dzieje. Miałem nadzieję, że to pomyłka. Ale kiedy tylko drzwi się otworzyły i weszła, wiedziałem, że to koniec spokoju, który sobie wmawiałem przez ostatni rok. Kasia miała na sobie prostą, granatową sukienkę i ten sam chłodny wyraz twarzy, który pamiętałem z tamtej nocy. Popatrzyła na mnie. Przez ułamek sekundy, ale wystarczyło. Jej spojrzenie nie pytało, czy pamiętam. Było pewne, że tak.

– Cześć, Paweł – powiedziała cicho, podając mi dłoń. – Miło cię znowu widzieć.

Skinąłem głową, unikając jej wzroku. Nagle ten pokój wydawał się o wiele mniejszy, duszniejszy. Reszta spotkania przeszła mi jak przez mgłę. W kuchni Tomek stał przy ekspresie i patrzył przez okno. Podszedłem bez słowa.

– Ona tu nie jest przypadkiem – powiedział, nie patrząc na mnie. – I jeśli myślisz, że da się to przeczekać, to się mylisz.

Wzruszyłem ramionami. Miałem ochotę powiedzieć, że to był tylko jeden raz. Że to nie miało żadnego znaczenia. Ale wiedziałem, jak by to zabrzmiało. Głupio. Naiwnie. Po pracy wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Agnieszka siedziała w salonie z książką na kolanach, owinięta w szary koc. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.

– Chcesz coś zjeść?

– Nie, dzięki. Myślałem, że może obejrzymy coś razem? – zaproponowałem, siadając obok niej.

Oparła się o moje ramię. Pachniała tak znajomo, tak bezpiecznie. Przytuliłem ją, mocniej niż zwykle. Chciałem czuć jej obecność, jej ciepło, ten dom, który zbudowaliśmy. Ale gdzieś pod skórą czułem napięcie, którego nie potrafiłem nazwać. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to dopiero początek.

Coś było nie tak

Było już po siedemnastej, kiedy Agnieszka napisała, że spotyka się z Magdą na kawie. Odpisałem, że jasne, że niech sobie odpocznie, że ja zrobię kolację. Takie wiadomości, jak zawsze. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że w tej jednej rozmowie, przy gorącej kawie i cieście z bitą śmietaną, nasze życie zaczęło się sypać. Nie zadzwoniła od razu, nie napisała. Po prostu wróciła później niż zwykle. Drzwi się otworzyły, klucz przekręcił się w zamku, a ja wstałem z kuchni, wycierając dłonie o ręcznik.

– Jak było?

– Spokojnie – odpowiedziała, zdejmując buty.

Podeszła do stołu, gdzie już czekały talerze. Usiadła i popatrzyła na mnie inaczej. Nie obco, nie wrogo. Raczej… ostrożnie. Jakby w jednej chwili przestała wiedzieć, z kim właściwie dzieli mieszkanie.

– Długo cię jutro nie będzie? – zapytała cicho, nie podnosząc wzroku.

– Nie. Jutro mam luźniejszy dzień. Czemu pytasz?

– Tak tylko – odpowiedziała, wkładając widelec do ust.

Nie ciągnąłem tematu. Może powinienem, ale coś w jej tonie sprawiło, że poczułem się tak, jakbym siedział na krześle bez oparcia. Niepewnie. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o niczym – o planach na weekend, o tym, że znowu padało – ale wszystko brzmiało jak echo. Dopiero później, kiedy zasnęła, zacząłem się zastanawiać. Coś było nie tak. Zbyt cicho, zbyt spokojnie. Miałem nadzieję, że to tylko moje przewrażliwienie. Nie wiedziałem, że wszystko zaczęło się od jednej mimochodem rzuconej uwagi koleżanki, która znała Kasię z mojego biura.

Agnieszka nawet się pewnie nie zaśmiała. Skinęła głową, udając, że to nic. Że to tylko przypadek, zbieg okoliczności. Ale w środku coś jej zadrżało. Przez resztę spotkania piła kawę z wymuszonym uśmiechem. A potem wróciła do domu i nie powiedziała ani słowa. A ja siedziałem w salonie, obok niej, trzymając dłoń na jej udzie, nieświadomy, że już wtedy wszystko zaczynało się rozpadać.

Zastałem ciszę i pustkę

Wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Był piątek, a ja naprawdę chciałem spędzić ten wieczór z Agnieszką. W głowie układałem plan – może weźmiemy wino, obejrzymy coś, pogadamy. Chciałem ją zatrzymać bliżej siebie. Nie wiedziałem, że już jest za późno. Drzwi były zamknięte, tak jak zawsze. Ale mieszkanie… coś w nim było inne. Cichsze. Zbyt ciche. Zdjąłem buty, odłożyłem klucze na komodę i wszedłem do salonu. Był pusty. W kuchni też nikogo nie było. Na stole leżał klucz. Obok – jej obrączka.

Przez chwilę stałem bez ruchu. Dopiero po chwili zauważyłem, że w przedpokoju brakuje jej walizki. Drzwiczki od szafy uchylone, kilka wieszaków pustych. Nie zostawiła żadnej wiadomości. Żadnego listu, notatki. Tylko klucz i obrączka. Usiadłem na kanapie i próbowałem oddychać spokojnie. Złapałem telefon, zadzwoniłem do Tomka.

Ona wie, Tomek. Wiem to. Kurczę, ona wie – powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

Po drugiej stronie przez chwilę było cicho.

– Co teraz?

– Nie wiem – wyszeptałem.

Po rozmowie wszedłem do sypialni. Łóżko w połowie puste, jej poduszka zniknęła. Otworzyłem szufladę, gdzie trzymała swoje notesy. Pusta. Zabrała wszystko, co było tylko jej. Tak jakby dokładnie wiedziała, co chce zabrać – i co chce zostawić. Usiadłem na brzegu łóżka i wpatrywałem się w pustą przestrzeń. Było mi duszno.

– Miała rację, że nic nie powiedziała – szepnąłem sam do siebie. – Czasem cisza boli bardziej niż krzyk.

Wziąłem jej obrączkę ze stołu i położyłem na dłoni. Patrzyłem na nią przez długie minuty. Wciąż czułem jej zapach na poduszce. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że odeszła. Ale wiedziałem, że ten moment – ten dokładnie – to chwila, w której wszystko się skończyło.

Chciałem być dobrym mężem

W pracy nie byłem sobą. Chodziłem jak cień, unikałem wszystkich. Tylko Kasia zdawała się nie zauważać mojej nieobecności. Mijała mnie na korytarzu z podniesioną głową, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Jakby nie widziała, jak się rozpadam. Pewnego dnia wpadliśmy na siebie w kuchni. Została po godzinach, ja nie mogłem spać, więc przyjechałem wcześniej.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem, zanim zdążyłem się powstrzymać.

– Paweł, twoje życie się rozsypało, bo zrobiłeś z tego problem – odpowiedziała chłodno, nie odrywając wzroku od kubka. – Ja nie muszę się niczego wstydzić.

Zniszczyłaś moje życie.

– Nie, Paweł. Ty je zniszczyłeś. Ja po prostu byłam w tej historii.

Wyszedłem z biura i pojechałem na stare osiedle. Usiadłem na ławce, dokładnie tam, gdzie oświadczyłem się Agnieszce. Pamiętałem jej dłonie, jej śmiech, łzy wzruszenia. Zamknąłem oczy.

– Chciałem dobrze. Po tym wszystkim chciałem naprawdę być dobrym mężem – powiedziałem cicho, sam do siebie.

Ale chcieć to za mało.

Żałowałem każdego dnia

Zadzwoniłem. Raz, drugi, piąty. Połączenie odrzucane albo cisza. Pisałem wiadomości, długie i krótkie. Błagałem o rozmowę, o spotkanie, o szansę. Nic. Po tygodniu zdecydowałem się pójść do jej siostry. Otworzyła drzwi, ale nie wpuściła mnie do środka.

Paweł, ona ci ufała – powiedziała spokojnie. – A ty wszystko zniszczyłeś.

Patrzyłem na nią bezradnie, czując, że nogi mam jak z waty.

– Chcę tylko z nią porozmawiać.

– Nie chce cię widzieć. I nie pytaj mnie, gdzie jest.

Po powrocie do domu usiadłem przy stole, wziąłem kartkę i długopis. Zacząłem pisać.

„Aga, nie proszę o przebaczenie. Proszę tylko, żebyś wiedziała, że żałuję każdego dnia bez ciebie. Że każdego wieczoru myślę o tym, co miałem i co straciłem. Wiem, że zawiodłem. Wiem, że nie zasługuję na ciebie. Ale jeśli kiedyś będziesz mogła mi wybaczyć, będę czekał”.

Włożyłem list do koperty i wysłałem na adres jej rodziców. Nie wiedziałem, czy go przeczyta. Nie wiedziałem nawet, czy jeszcze tam bywa. Ale musiałem spróbować, bo nic innego mi nie pozostało.

Paweł, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama