Reklama

Nigdy nie sądziłem, że kiedyś spojrzę sobie w oczy i przyznam, że zawaliłem wszystko. Bo ja naprawdę nie byłem złym facetem. Może nie byłem idealnym mężem, może za często uciekałem w pracę, ale kochałem moją rodzinę. Karolinę – z jej chłodem i dystansem. Kacpra – naszego synka, który czasem tylko swoim uśmiechem potrafił rozbić największy mur. Wszystko zaczęło się psuć powoli. Bez wielkich dramatów, bez kłótni z talerzami lecącymi przez pokój. Karolina zaczęła żyć obok mnie, nie ze mną. Jej dzień kończył się o 21:00, mój zaczynał się wtedy naprawdę. Seks? Kiedyś bywał. Czułość? Już nie pamiętałem, jak to jest, gdy kobieta patrzy na ciebie z zachwytem.

Reklama

Wtedy pojawiła się Marta – opiekunka Kacpra. Uśmiechnięta, pogodna, z tym błyskiem w oku, który Karolinie dawno zgasł. Nie szukałem romansu. Przysięgam. Po prostu czułem się przy niej… ważny. Jak ktoś, kogo się słucha, do kogo się miło uśmiechać. Ale przecież nie zdradza się żony z kimś, kto tylko słucha. A jednak zdradziłem. I dziś wszystko, co miałem, istnieje tylko w moich wspomnieniach.

Zatraciliśmy się w sobie

To był zwykły wieczór. Karolina miała dyżur nocny, a ja wróciłem do domu późno, zmęczony i trochę podłamany. Marta właśnie usypiała Kacpra. Wyszedłem na taras z piwem, a ona, chwilę później, dołączyła do mnie – w dresie, z mokrymi włosami, pachnąca szamponem i czymś jeszcze...

– Mały śpi jak aniołek – uśmiechnęła się, siadając obok. – Macie cudownego syna.

– Czasem mam wrażenie, że tylko on mnie jeszcze trzyma przy tym wszystkim – odpowiedziałem może nieco zbyt szczerze.

Zamilkła na moment. Popatrzyła na mnie tak, jak Karolina nie patrzyła od lat. Uważnie, ciepło.

Ty też jesteś fajny, wiesz? Może po prostu ktoś zapomniał ci to powiedzieć.

To było niewinne. I jednocześnie... nie było. Bo kiedy powiedziała to zdanie, coś się we mnie przełamało. Poczułem ciepło w gardle. Rozczulenie? Tęsknotę? Sam nie wiem.

– Marta... – powiedziałem tylko tyle, a ona spojrzała mi prosto w oczy.

Zbliżyliśmy się. Zbyt blisko. Jej oddech był szybki, dłonie drżały.

– Nie powinniśmy... – wyszeptała.

– Wiem – odpowiedziałem i pocałowałem ją pierwszy raz.

A potem – wszystko potoczyło się jak w transie. Zatraciliśmy się w sobie. Na kanapie, gdzie Karolina czytała bajki Kacprowi. Tam właśnie złamałem wszystko, w co kiedyś wierzyłem. Leżąc potem obok niej, z głową pełną wstydu i jednocześnie... ulgi, myślałem tylko, że przecież nikt się nie dowie. To tylko jeden raz. Tylko że to nie skończyło się na jednym razie.

Spojrzała na mnie z pogardą

Od tamtego wieczoru unikałem jej spojrzenia. Marta udawała, że nic się nie stało. Ale przecież się stało. Kiedy znowu zostaliśmy sami, zauważyłem, że nie zakłada już luźnych dresów. Sukienki. Delikatny makijaż. Otwierała mi drzwi z tym samym uśmiechem, który wcześniej wydawał się niewinny. Teraz wiedziałem, co znaczy.

– Tomasz, możemy porozmawiać? – zapytała któregoś dnia, kiedy Kacper oglądał swoje bajeczki.

– Marta, nie... To był błąd. Ogromny błąd – powiedziałem od razu.

– Dla mnie nie – odpowiedziała cicho. – Wiesz, jak długo nie czułam się… zauważona?

Spojrzałem na nią, ale nie mogłem tego odwzajemnić. To było za dużo. Już raz zaryzykowałem wszystko i prawie oszalałem. Nie planowałem dalszego ciągu.

– Ja mam rodzinę. Żonę, dziecko. To się nie powtórzy – powiedziałem twardo, ale w środku byłem miękki jak plastelina.

Marta się nie popłakała. Tylko spojrzała na mnie z pogardą.

– To chociaż miej odwagę przyznać, że tego chciałeś.

W tym czasie Karolina coraz częściej zaczęła mnie obserwować. Pojawiały się pytania:

– Dlaczego wracasz tak późno?

– Dlaczego nie patrzysz mi w oczy?

Któregoś wieczoru, kiedy próbowałem zasnąć, usłyszałem, jak rozmawia z kimś przez telefon, ściszonym głosem:

– On się zmienił. Nie wiem, co się dzieje. Czuję, że coś ukrywa.

Wiedziałem. Zbliżała się burza.

Moje serce przestało bić

Karolina nie szukała. Ale znalazła. Byłem w pracy, kiedy zadzwoniła. Głos miała lodowaty.

– Tomasz, jak wrócisz, musimy porozmawiać.

To jedno zdanie wystarczyło, by moje serce przestało bić. Prawie rozbiłem samochód, wracając do domu. Wszedłem do mieszkania, a Karolina siedziała na kanapie, z telefonem w dłoni. Tym razem to nie ona była chłodna. Ja zamarzłem.

– Co to jest? – zapytała spokojnie. Niebezpiecznie spokojnie.

Podała mi telefon. A na ekranie… wiadomość. Króciutka, od Marty: „Tęsknię. Nie zapomnę tej nocy. Czasem jeszcze czuję twój zapach”. Nie zdążyłem nic powiedzieć.

– Nie tłumacz się. Nie teraz – Karolina wstała powoli. – Mam wrażenie, że śpisz z kimś innym od miesięcy. Ale zobaczyć to czarno na białym… to co innego.

– Karola… ja…

– Zamknij się – jej głos załamał się dopiero wtedy. – Marta? Ta, którą wpuszczałam do naszego domu? Której powierzałam własnego syna?!

Wtedy właśnie Kacper wszedł do pokoju.

– Mamo…?

Karolina otarła łzy, schyliła się i przytuliła go mocno.

– Wszystko w porządku, Kacperku. Idź na chwileczkę do swojego pokoju, dobrze?

A potem…

– Wynoś się – powiedziała już tylko do mnie. – Zabierz swoje rzeczy.

Zanim zamknąłem za sobą drzwi, zobaczyłem, jak siada na podłodze i zasłania twarz dłońmi. A Kacper patrzy na mnie z końca korytarza. Nie płakał. Tylko się bał.

Czułem się jak zero

Przez pierwsze dni mieszkałem w hotelu. Później wynająłem kawalerkę na obrzeżach miasta. Cicho było tam do bólu. Nie umiałem spać. Co noc odtwarzałem sobie w głowie jej głos: „Wynoś się”. I wzrok Kacpra. Ten wzrok śnił mi się non stop. Próbowałem się odezwać. Pisałem wiadomości do Karoliny. Bez odpowiedzi. Próbowałem dzwonić – raz odebrała.

– Czego chcesz? – zapytała zimno.

Zobaczyć się z synem. Porozmawiać… Przeprosić.

– Spóźniłeś się. Muszę chronić nasze dziecko przed kimś, kto łamie dane mu zaufanie jak patyk.

I się rozłączyła. W pracy już nie byłem tym samym człowiekiem. Nie potrafiłem się skupić. Unikałem spojrzeń, unikałem ludzi. Po godzinach wracałem do pustego mieszkania i piłem. Coraz częściej. Któregoś wieczoru mówiłem sam do siebie. Albo może do Kacpra? Nie wiem.

– Synku… Tatuś wszystko schrzanił. Ale nie przestał cię kochać. Tęsknię. Każdego dnia.

Potem nagrałem to na dyktafon. Głupi pomysł. Nawet nie miałem gdzie tego wysłać. Pewnego dnia zobaczyłem ich. Karolinę i Kacpra. Siedzieli w kawiarni, blisko mojego bloku. Ona piła kawę, on jadł lody i śmiał się. Chciałem podejść. Zawołać. Ale coś mnie zatrzymało. Może to był jej wzrok. Bo przez chwilę, naprawdę krótką chwilę, spojrzała przez okno. Prosto na mnie. Nie zdziwiła się. Tylko odwróciła wzrok. Jakby mnie już nie było.

Nie zatrzymałem jej

Z Martą nie miałem kontaktu od tygodni. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała. Uciekła z mojego życia tak samo szybko, jak się w nim pojawiła. I dobrze. Aż któregoś dnia – nagle, znienacka – stanęła przede mną na ulicy. Na moim osiedlu. Stała przy kiosku, z kubkiem kawy, zmarznięta.

– Tomasz? – zapytała, jakby nie była pewna, że to ja.

Zamarłem. Przez ułamek sekundy nie wiedziałem, co czuję.

– Marta… – wyjąkałem. – Co ty tu robisz?

Wzruszyła ramionami. – Pomyślałam, że może… pogadamy?

Nie chciałem. Ale nie miałem siły odmówić. Usiedliśmy na ławce. Milczeliśmy chwilę, potem ona zaczęła:

– Wiem, że zniszczyłam twoje życie.

– To nie tylko twoja zasługa – warknąłem.

– Nie. Ale nie przyszłam się wybielać. Chciałam tylko powiedzieć, że… mnie też to wszystko kosztowało. Że też nie śpię w nocy. Że nie planowałam tego.

Patrzyłem na nią i nie czułem nic. Ani gniewu, ani tęsknoty. Tylko pustkę.

– Marta, myślałem, że jesteś czymś więcej. Ale... pomyliłem się.

– A ja myślałam, że jesteś silny. A byłeś po prostu słaby i samotny – rzuciła bez emocji.

Wstała.

– Nie musisz mnie nienawidzić. Ja i tak nienawidzę siebie za to, co zrobiliśmy.

Nie zatrzymałem jej. Patrzyłem tylko, jak znika między budynkami. A potem poszedłem do domu i pierwszy raz od dawna nie sięgnąłem po alkohol. Tylko usiadłem przy stole. Sam.

Tomasz, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama