Reklama

Siedziałam przy stole, w salonie wypełnionym dobrze mi znanym zapachem świeżo zaparzonej herbaty i starych drewnianych mebli, które babcia Helena trzymała w nieskazitelnym stanie przez lata. Choć ten dom zawsze był ostoją rodzinnego ciepła, dzisiaj atmosfera była inna – cięższa, pełna napięcia. Babcia leżała w sypialni na piętrze, zbyt słaba, by zejść do nas, a my – jej dzieci i wnuki – zebraliśmy się, żeby rozwiązać największy problem: skąd wziąć pieniądze na jej operację.

Reklama

Wszyscy martwili się o babcię

Każdy coś mówił, rzucał pomysły, ale wszyscy czuliśmy tę presję – jakby nad naszymi głowami wisiała chmura deszczowa gotowa w każdej chwili wybuchnąć burzą. Matka, Zofia, próbowała uspokajać nastroje, co chwilę podkreślając, że „to dla babci, wszyscy musimy się postarać”. Jej głos drżał, co zdradzało, że nie była tak spokojna, jak próbowała udawać.

Wujek Jan, jak zwykle elegancko ubrany, siedział z wyprostowanymi plecami, spoglądając na nas zza złotych oprawek okularów. Był najbardziej szanowany w rodzinie, właściciel kilku firm, człowiek sukcesu – przynajmniej tak wszyscy myśleli.

Dam 10 tysięcy – oznajmił pewnym głosem, po czym rozejrzał się po twarzach, jakby sprawdzał, kto będzie miał odwagę złożyć mniej.

Kamil, mój kuzyn, siedział z boku, jakby chciał się schować przed wzrokiem reszty. W rękach obracał filiżankę, a jego mina zdradzała, że czuje się jak intruz. Od kiedy pamiętam, Kamil był czarną owcą w rodzinie. Nie ukończył studiów, miał kilka nieudanych prób zawodowych i teraz ledwo wiązał koniec z końcem. Matka Kamila nie żyła, a ojciec od dawna mieszkał za granicą, więc kuzyn był sam i często oceniany przez pryzmat swojego ubóstwa.

Dam tyle, ile mogę – powiedział cicho, niemal szepcząc. Słowa te wywołały kilka wymownych spojrzeń, a jedna z ciotek cicho westchnęła, jakby chciała powiedzieć: „Oczywiście, on jak zawsze...”.

– Kamila, a ty? – matka przerwała moje rozmyślania, kierując na mnie wzrok.

Spodziewałam się tego pytania, ale i tak poczułam ukłucie wstydu. Miałam oszczędności, ale nie na tyle, by zadowolić rodzinę, która zawsze wymagała więcej, niż mogłam dać.

– Na pewno coś dorzucę – odpowiedziałam, starając się, by zabrzmiało to pewniej, niż się czułam.

Przez całą rozmowę trudno było nie zauważyć tej subtelnej gry, która toczyła się między nami. Wszyscy kochaliśmy babcię, ale różnice w statusie materialnym były tu jak otwarte rany. Gdy Jan deklarował kolejne tysiące, Kamil milczał, a ja widziałam, jak jego twarz sztywnieje. Wtedy nie przypuszczałam, że ten dzień nie skończy się na rozmowie o pieniądzach – że zaraz rozegra się coś, co na zawsze zmieni nasze relacje.

Ktoś ukradł całą kasę

Minęło kilka dni od spotkania u babci. Udało nam się zebrać sporo – prawie 20 tysięcy złotych. Największą sumę, oczywiście, dołożył Jan, co rodzina przyjęła z podziwem i ulgą. Resztę złożyliśmy my, zwyczajni członkowie rodziny, dzieląc się tym, co mogliśmy. Kamil dorzucił kilka stuzłotówek, co wywołało krzywe spojrzenia, choć nikt nic nie powiedział głośno.

Dwa dni po zebraniu matka zadzwoniła do mnie w środku nocy.

– Kamila, musisz przyjechać – powiedziała niespokojnym głosem. – Pieniądze zniknęły.

– Jak to zniknęły? – Zrobiłam się blada, mimo że nikt nie mógł tego zobaczyć.

– Koperty nie ma. Jan mówi, że to ktoś musiał zabrać... Nie chcę, żeby się kłócili, ale atmosfera robi się napięta.

Przyjechałam wcześnie rano, żeby porozmawiać z rodziną. W salonie siedziała już cała „starszyzna” – Jan, ciotka Anna i wujek Jerzy. Kamil przyszedł chwilę później, wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał całą noc.

– Mamy problem – zaczął Jan, tonem surowym jak nauczyciel w szkole. – Ktoś musiał zabrać pieniądze. Leżały na stoliku w kopercie, a teraz ich nie ma.

– To niemożliwe – powiedziałam, choć wewnątrz już czułam, że coś jest nie tak. – Może koperta została gdzieś odłożona?

– Nie – ciotka Anna ucięła szybko. – Sprawdziliśmy wszędzie. To nie mógł być przypadek.

Od razu oskarżyli Kamila

Wzrok wszystkich powoli przesunął się na Kamila. Siedział z opuszczoną głową, dłonie zacisnął na kolanach.

– Ja nic nie wziąłem – powiedział cicho, jakby próbował przekonać sam siebie.

– Naprawdę? – Jan uniósł brew. – Nie chcę nikogo oskarżać, ale to dziwne, że akurat teraz, kiedy sytuacja jest napięta, pieniądze znikają.

– Przestań! – wtrąciłam, czując, jak wzbiera we mnie złość. – To nie dowód na nic.

– Naprawdę? – Ciotka Anna spojrzała na mnie znacząco. – A kto potrzebuje tych pieniędzy najbardziej?

Kamil poderwał się na nogi.

– Ja? Myślicie, że to ja wziąłem? Nie jestem złodziejem!

Jego głos zadrżał, ale zamiast współczucia wywołał tylko jeszcze bardziej sceptyczne spojrzenia. Matka próbowała go uspokoić, ale widziałam, że i ona miała wątpliwości.

Siedziałam cicho, analizując wszystko, co się wydarzyło. Coś mi nie pasowało. Jan, choć spokojny, wydawał się zbyt pewny swoich oskarżeń. Coś w jego tonie, w sposobie, w jaki zerkał na Kamila, przypomniało mi, że to nie pierwszy raz, kiedy zachowywał się tak władczo.

Coś mi tu nie grało

Siedziałam w kuchni z matką, próbując złożyć w całość to, co się wydarzyło. Ona nerwowo mieszała herbatę, jakby chciała w niej znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania.

– Myślisz, że to mógł być Kamil? – zapytałam, choć nie chciałam usłyszeć potwierdzenia.

– Nie wiem, Kamila – westchnęła. – Wszyscy wiedzą, że on ma problemy finansowe. Ale... nie wyglądał na kogoś, kto by to zrobił.

– A Jan? – rzuciłam ostrożnie, ale matka spojrzała na mnie, jakbym powiedziała coś absurdalnego.

– Jan? Przecież on ma pieniądze. Po co miałby to robić?

Nie odpowiedziałam. Myśl o tym, że wujek Jan – nasz rodzinny wzór do naśladowania – mógłby być zamieszany w kradzież wydawała się niedorzeczna, ale coś mi nie pasowało. Przypomniałam sobie, jak podczas zbiórki kilka razy dziwnie zerkał na kopertę, jakby był bardziej zainteresowany nią niż rozmową.

Wieczorem przypadkiem usłyszałam rozmowę matki z Anną w salonie.

– Jan od dawna coś ukrywa – mówiła Anna cicho, ale wystarczająco głośno, żebym usłyszała zza drzwi. – Ostatnio miał jakieś problemy z firmą. Zofia mówiła, że kilka tygodni temu był zdenerwowany, bo jakiś kredyt nie przeszedł.

Zadrżałam. Czy możliwe, że Jan, który uchodził za filar naszej rodziny, wcale nie miał takiej stabilnej sytuacji, jak nam się wydawało?

Kiedy wróciłam do swojego pokoju, przez długi czas nie mogłam zasnąć. Wszystko wydawało się jeszcze bardziej zagmatwane. Czy Jan mógł być tak zdesperowany, by wziąć pieniądze, które miały uratować jego matkę? A może to ja próbowałam na siłę odwrócić uwagę od Kamila?

Podsłuchałam rozmowę wuja

Wieczorem, gdy atmosfera w domu nieco się uspokoiła, postanowiłam wziąć prysznic, żeby oczyścić myśli. Przechodząc korytarzem w stronę łazienki, usłyszałam przytłumione głosy dochodzące zza drzwi. To był głos Jana i jego żony. Zamiast wejść, zatrzymałam się. Rozmowa brzmiała zbyt napięcie, żeby to było coś błahego.

Jan, to były pieniądze na operację twojej matki! – mówiła jego żona, a w jej głosie wyraźnie słychać było gniew i rozczarowanie.

– Myślisz, że tego nie wiem?! – Jan odpowiedział ostro, po czym opuścił głos. – Ale co miałem zrobić? Ludzie naciskają, długi rosną... Te 10 tysięcy, co dałem, to też pożyczone...

Serce zabiło mi mocniej. Długi? Jakie długi? Jan zawsze przedstawiał się jako człowiek sukcesu, a teraz mówił o jakichś naciskach.

To była kradzież – ciągnęła żona. – Jak teraz spojrzysz wszystkim w oczy?

– Nikt się nie dowie – warknął Jan. – Oni wszyscy i tak myślą, że to Kamil.

Te słowa były jak uderzenie w twarz. Jan ukradł pieniądze i pozwolił, by podejrzenia spadły na Kamila. Poczułam, jak ogarnia mnie gniew.

– Jan, to się wyda. Ktoś to w końcu zauważy... – jego żona próbowała mówić spokojniej, ale Jan jej przerwał.

– Przestań! Dam radę to załatwić. Sprzedam samochód, odrobię te pieniądze. A potem... Potem wszystko wróci do normy.

Nie mogłam słuchać więcej. Wróciłam na palcach do swojego pokoju, serce biło mi jak oszalałe. Wszystko, co dotąd wydawało się jasne, nagle zmieniło się w chaos. Kamil był niewinny, a Jan... Jan, który uchodził za wzór w rodzinie, okazał się być złodziejem.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Musiałam coś z tym zrobić, ale jak? Gdybym powiedziała wszystko od razu, czy ktokolwiek by mi uwierzył?

Chciałam zobaczyć reakcję wuja

Następnego dnia czekałam na odpowiedni moment, by porozmawiać z Janem na osobności. Wiedziałam, że to będzie trudne. Był człowiekiem, którego wszyscy szanowali i słuchali. A ja? Byłam tylko jego siostrzenicą, zbyt młodą, by w jego oczach traktować mnie poważnie. Ale musiałam spróbować.

Znalazłam go w ogrodzie, gdzie podlewał róże babci. Wyglądał jak zawsze – spokojny, opanowany, z tym specyficznym wyrazem twarzy, jakby wszystko miał pod kontrolą. Podeszłam bliżej, czując, jak moje serce przyspiesza z każdym krokiem.

– Wujku – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.

– Co jest, Kamila? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc.

– Musimy porozmawiać. O pieniądzach.

Jego ręka zamarła na chwilę, ale szybko wrócił do podlewania, jakby moje słowa nie zrobiły na nim wrażenia.

– Co masz na myśli?

– Słyszałam wczoraj twoją rozmowę – powiedziałam wprost. – Wiem, że to ty wziąłeś te pieniądze.

Zamarł. Powoli odłożył konewkę, a potem odwrócił się w moją stronę. W jego oczach zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam – strach.

– Nie wiesz, o czym mówisz – rzucił, ale jego głos był mniej pewny niż zwykle.

– Wiem dokładnie. Słyszałam wszystko. Twoje długi, naciski, sprzedaż samochodu... Pozwoliłeś, żeby cała rodzina myślała, że to Kamil. To podłe, wujku.

– Nie miałem wyjścia! – wybuchł nagle, jego głos przeszedł w desperację. – Kamila, ty nic nie rozumiesz. Jeśli nie oddam tych pieniędzy, wszystko przepadnie. Ludzie czekają na spłatę, mam na karku komorników...

– A babcia? – przerwałam mu ostro. – Twoja matka czeka na operację, a ty wziąłeś pieniądze, które miały ją uratować?

Milczał. Na jego twarzy malowały się złość, wstyd, a może nawet poczucie winy.

– Oddam je – powiedział w końcu, jego głos był niemal szeptem. – Sprzedam coś, zdobędę brakującą kwotę. Ale proszę... nie wydaj mnie.

Poczułam, jak ogarnia mnie furia.

– I co? Kamil ma dalej być winny w ich oczach? Nie mogę tego zrobić, wujku.

Zerknął na mnie z desperacją.

– Kamila, błagam...

Nie zamierzałam milczeć

Nie mogłam spać przez całą noc. W głowie krążyły mi słowa Jana, jego desperacja i prośba, bym milczała. Ale jak mogłam to zrobić, wiedząc, że Kamil niesłusznie nosi piętno złodzieja? Nad ranem podjęłam decyzję. Prawda musiała wyjść na jaw, choćby miało to rozbić naszą rodzinę.

Zebrałam wszystkich w salonie. Siedzieli przy stole, zaskoczeni moją determinacją. Kamil wyglądał na wyczerpanego, ciotka Anna nie spuszczała z niego wzroku, jakby cały czas była pewna jego winy. Jan usiadł na końcu stołu, opanowany, ale widziałam, że unika mojego spojrzenia.

Musimy porozmawiać o pieniądzach – zaczęłam, czułam, jak drży mi głos. – Wiem, kto je wziął.

W pokoju zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na Kamila, który otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego zrezygnowany spuścił głowę.

– To nie był Kamil – powiedziałam stanowczo.

Matka wciągnęła głośno powietrze, a Anna spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– To Jan – dodałam, patrząc prosto na niego. – Słyszałam jego rozmowę z ciotką Anną. Przyznał, że wziął te pieniądze.

Jan próbował coś powiedzieć, ale mój głos przerwał jego protest:

– Masz długi, prawda? To dlatego to zrobiłeś. Ale pozwoliłeś, żeby Kamil cierpiał za coś, czego nie zrobił.

Kamil podniósł głowę, jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

– To... To prawda? – zapytał Jan, jego głos pełen napięcia.

– Tak – powiedział Jan cicho, jakby w końcu zabrakło mu sił do udawania. – Miałem długi. Nie widziałem innego wyjścia.

Wybuchła kłótnia. Anna krzyczała, że to niewybaczalne, Jerzy próbował ją uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Kamil, choć oczyszczony z zarzutów, wstał i wyszedł bez słowa. Widziałam w jego oczach żal, ale i dumę, że prawda wyszła na jaw.

Babcia, która usłyszała hałas, zeszła na dół. Spojrzała na nas zmęczonym wzrokiem.

– Dlaczego nie możecie być razem, kiedy najbardziej was potrzebuję? – powiedziała cicho, a jej słowa odbiły się w nas wszystkich jak echo.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam tylko jedno: nasza rodzina już nigdy nie będzie taka sama.

To już nie ta sama rodzina

Kilka dni później rodzina spotkała się ponownie, by ustalić, jak uzupełnić brakującą kwotę. Jan, wciąż milczący i przygnębiony, zaoferował sprzedaż swojego samochodu, by naprawić swój błąd. Reszta dorzuciła to, co mogła. Uzbieraliśmy pieniądze, ale atmosfera między nami była lodowata.

Kamil, choć oczyszczony z zarzutów, unikał rozmów. Kiedy odprowadziłam go do drzwi, spojrzał na mnie i powiedział tylko:

– Dzięki, Kamila, ale nie wiem, czy kiedykolwiek im to wybaczę.

Babcia przeszła operację, ale w rodzinie coś pękło na dobre. Przy świątecznym stole było więcej milczenia niż rozmów, a uśmiechy, które kiedyś przychodziły naturalnie, teraz wyglądały na wymuszone.

Patrzyłam na ich twarze i zastanawiałam się, czy można odbudować coś, co zostało tak głęboko zniszczone. Nie znalazłam odpowiedzi. Wiedziałam tylko, że już nic nie będzie takie jak dawniej.

Reklama

Kamila, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama