„Zerwałam kontakt z bratem, bo go nie lubiłam. Po latach to właśnie on wyciągnął pomocną dłoń”
„Zyskałam kolejny powód, by zerwać wszelkie kontakty z rodziną ojca. Zrobiłam to zaraz po pogrzebie i poczułam ulgę, tata nie miał racji, Tymon nie był mi do niczego potrzebny”.
- Barbara, 36 lat
Musiałam wszystko przemyśleć
Wyszłam na spacer nad jezioro. Uciekłam na Mazury od kłopotów, a właściwie od Mikołaja, miałam nadzieję, że tu mnie nie znajdzie, a ja będę miała czas, by pomyśleć, co zrobić z jego żądaniami. Po naszym zerwaniu wypłynęły tajemnicze pokwitowania, na których widniał mój podpis. Mikołaj, patrząc mi bezczelnie w oczy, oznajmił, że potwierdziłam w ten sposób pożyczkę, której mi udzielił. Upierał się, że jeśli nie zacznę spłacać fikcyjnego zadłużenia, narobi mi problemów.
Przestraszyłam się, od pewnego czasu podejrzewałam, że Mikołaj nie jest tym, za kogo się podaje, a jego dochody nie należą do legalnych. Wszystko wskazywało, że obrał sobie mnie za źródło finansowego zasilania. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co mam robić. Szłam coraz szybciej, wiatr szumiał w trzcinach, gwałtownie potrząsał koronami sosen. Nagle, od strony jeziora, usłyszałam ciche westchnienie i wołanie:
– Bibi, Bibi.
Stanęłam jak wryta. Od dawna nikt tak do mnie nie mówił, tę ksywkę wymyślił mój przyrodni brat Tymon, którego nie widziałam od wielu lat. Nie czekałam, bałam się tego, co wychynie z gęstwiny, zawróciłam i uciekłam. Czyżby Mikołaj mnie wyśledził? Przypomniałam sobie, że opowiedziałam mu kiedyś o Tymonie, mogłam też wspomnieć i o Bibi, a on lubił takie efektowne wejścia.
Nie był mi szczególnie bliski
Wpadłam do domu i zamknęłam drzwi. Wyciągnęłam telefon i zastanowiłam się, do kogo zadzwonić. A może to nie Mikołaj, tylko Tymon mnie wołał? Myśl była szalona, ale po chwili wahania wybrałam numer Moniki, jego matki, drugiej żony mojego taty, bo jak ostatni raz widziałam brata, był zbyt smarkaty, by mieć własny telefon.
Zobacz także
– Basiu, to naprawdę ty? – zdziwiła się. – Tymon wyjechał na weekend, ale prześlę ci jego numer, ucieszy się, jak do niego zadzwonisz.
Jasne, zawsze był milusi, podobnie jak jego mama. To ja miałam wyłączność na fochy, które mi wybaczano. Tata chciał, żebyśmy z Tymonem spędzali ze sobą jak najwięcej czasu, ale ja szczerze nienawidziłam jego ukochanego synka. Siedem lat różnicy sprawiało, że nie był pożądanym kompanem do zabawy, tylko balastem, od którego nie sposób było się uwolnić. Poza tym zazdrościłam mu z całych sił, miał to, czego ja nie miałam. Ojca.
Pamiętam, jak z zaciśniętymi zębami zwiedzałam Włochy, opędzając się od małolata, który nic sobie nie robił z moich sugestii, żeby spadał na drzewo. Uwagi te wygłaszałam półgłosem, by Monika nie słyszała, mogłaby się wkurzyć, że źle traktuję jej synusia. Rozpływała się nad Tymonem i nade mną, komentując naszą rzekomą bliskość.
– Och, zobacz, jak oni słodko razem wyglądają, jedno bez drugiego żyć nie może – cieszyła się, przy okazji wieszając na moim tacie, podczas gdy ja, w bezpiecznej odległości, usiłowałam zniechęcić Tymona do bliższych kontaktów.
Był strasznie namolny, nie przyjmował do wiadomości, że go nie lubię, wszędzie za mną łaził i nazywał Bibi. Wiedział, że mam na imię Barbara, ale z uporem maniaka używał ksywki, którą nadał mi we wczesnym dzieciństwie, powodując kolejny paroksyzm słodyczy u Moniki.
Po powrocie do domu zapowiedziałam, że nigdy więcej. Słowa dotrzymałam, to były ostatnie wakacje, które spędziłam z nową rodziną ojca. Zmusiłam tatę do spotkań na mieście, sprawa bratersko-siostrzanych kontaktów przerodziła się u niego w obsesję, im byłam starsza, tym bardziej naciskał.
Zerwałam z nimi kontakt
Szczególnie dobrze pamiętam nasze ostatnie spotkanie. Spóźniłam się, do parku wpadłam zdyszana, tata czekał na mnie na ławce pod pomnikiem. Uderzył mnie jego mizerny wygląd, jakby nagle się postarzał.
– Kiepsko wyglądasz – przywitałam się, całując go w policzek.
– Nic mi nie jest – zapewnił, po czym bez wstępu, jakby wiedział, że nie ma już czasu, przeszedł do ulubionego tematu. – Tymon jest fajnym chłopcem, daj mu szansę, zobaczysz, polubisz go. Przyszłość jest nieznana, dobrze jest mieć kogoś bliskiego, zobaczysz, on kiedyś ci się przyda.
– Nie potrzebuję go – odparłam.
– Tego jeszcze nie wiesz.
Mówił poważnie, nie wiem, co nim kierowało, może przeczucie? Kolejny raz zobaczyłam tatę w szpitalu. Monika i Tymon stali obok łóżka, nawet w takiej chwili nie mogłam być z nim sama. Długo tam nie zabawiłam, tłumiąc łzy, uciekłam na korytarz. Wyszła za mną Monika.
– To rak, Basiu. Tata nie chciał, żebyś się martwiła, dlatego ci nie powiedział. Podarował ci w ten sposób wiele miesięcy beztroskiego życia.
Ja tak nie uważałam. Tymon i Monika mieli prawo wiedzieć, a ja nie, zyskałam kolejny powód, by zerwać wszelkie kontakty z rodziną ojca. Zrobiłam to zaraz po pogrzebie i poczułam ulgę, tata nie miał racji, Tymon nie był mi do niczego potrzebny. To po co chciałam do niego dzwonić?
Po informacje! Nie zamierzałam z nim rozmawiać, napisałam wiadomość, pytając, czy to on straszy mnie na Mazurach. Odpowiedzi się nie spodziewałam, więc nie rozczarowałam się, jak nie przyszła. Wylawszy frustrację na brata, nie poczułam się lepiej, zaczęłam myśleć o Mikołaju. A jeśli to on do mnie wołał? Znalazł moją kryjówkę i przyjechał zmusić mnie do przelania na jego konto pierwszej raty fikcyjnego zadłużenia?
Chciałam stamtąd uciec
Zaczęłam pakować torbę, mazurska samotnia już nie wydawała mi się taka atrakcyjna, chciałam być między ludźmi. Po kwadransie byłam gotowa, ale wtedy okazało się, że kluczyki od samochodu wyparowały. Przetrząsnęłam cały dom, wybebeszyłam torebkę, kieszenie i świeżo spakowane rzeczy. I nic, jakby pod ziemię się zapadły.
Chciało mi się płakać, ale nie mogłam pozwolić sobie na słabość, musiałam zabezpieczyć dom i siebie. Szybko spuściłam zewnętrzne rolety i sprawdziłam zamki w drzwiach. To nie była twierdza, ale do rana przetrzymam. Jak wyjdzie słońce, zobaczę wszystko w innych barwach, znajdę kluczyki albo pójdę na przystanek. Przysnęłam w fotelu, kominek wygasł, zrobiło się zimno, musiałam przynieść drewno. Wyszłam ostrożnie na taras, na horyzoncie rozwidniało się, wstawał nowy dzień, strachy się ulotniły. I wtedy usłyszałam ciche:
– Bibi, Bibi.
Wiatr ucichł, każdy szmer był doskonale słyszalny.
– Bibi?
Mężczyzna szeptał. Nie chciał alarmować całej okolicy, wiedział, że głos po wodzie niesie daleko.
– Słyszysz mnie? Odezwij się.
Teraz to nie był szept, w głosie usłyszałam zniecierpliwienie.
– Kto tam jest?! – odkrzyknęłam.
– To ja, Tymon – dobiegło z okolicy trzcin. – Nie masz tam przypadkiem jakiejś balii do pływania? Nie chciałbym jeszcze bardziej się zmoczyć.
– Co tam robisz? – podeszłam do brzegu, wypatrując w rzedniejących ciemnościach kształtu łódki.
– Napisałaś, że ktoś cię straszy – dobiegło spomiędzy tańczących po jeziorze kłaczków mgły.
– Byłem akurat w pobliżu, na daczy u kumpla, więc pożyczyłem od niego łajbę i przypłynąłem do siostry z pokojową misją. Tata zawsze mówił, że kiedyś przestaniesz się boczyć, uznałem, że ta chwila nadeszła. Co ty do mnie masz?
– Teraz chcesz o tym rozmawiać? Gdzie jesteś? – chciało mi się śmiać z ulgi, że mam towarzystwo.
– Utknąłem w trzcinach – odparł ponuro. – Wbiłem w nie łajbę, jak zaczęła brać wodę. Chyba najechałem na kołek i zrobiła się dziura w poszyciu.
– Tu nie ma kołków – odparłam i poszłam o latarkę. Światło wydobyło kontur małej łódki i siedzącego na jej wystającym fragmencie Tymona.
– Będziesz się tak patrzyła? Uratuj brata – zażądał. A kiedy się nie poruszyłam, dodał: – Tata mówił, że kiedyś ci się do czegoś przydam, od lat zastanawiam się, o co mu chodziło.
Zakopaliśmy topór wojenny
Zaprosiłam Tymona do domu, opowiedziałam mu o szeptach dobiegających z trzcin, Mikołaju i szantażu. Słuchał uważnie, a potem mnie zaskoczył.
– O szeptach nic nie wiem, to nie ja. Ale szantaż to jak najbardziej moja działka. Wiesz, że studiuję prawo? Na mój rozum tego kanciarza można usadzić, zrobimy to na legalu. A jak będzie się stawiał, skrzyknę kilku kolegów z podstawówki, mówię ci, zacna ekipa, i przemówimy oszustowi do rozumu.
– Zrobiłbyś to dla mnie?
Wzruszył ramionami.
– Jesteś moją siostrą. Zołzą, ale zawsze. To co, sprawdzimy, co przebiło poszycie łódki?
Słońce oświetlało taflę jeziora, dno było gładkie, bezpieczne, znałam je od lat, nie wiem, co zatrzymało Tymona obok mojego domu. Ani kto szeptał w trzcinach moje imię. Może wiatr?