„Zerwałam zaręczyny, bo myślałam, że Jarek jest ze mną tylko przez ciążę. Bez łaski tatuśku, sama wychowam to dziecko”
„Gdybym poślubiła Jarka, do końca moich dni dręczyłaby mnie myśl, że został moim mężem jedynie z obowiązku... Nie chciałam go już więcej widzieć. Odsunęłam go od siebie”.
- listy do redakcji
Z Jarkiem znam się od dziecka
Moje młodzieńcze zauroczenie, choć skomplikowane, przetrzymało próbę czasu, mimo że pierwsza miłość zazwyczaj pozostaje jedynie pięknym wspomnieniem z czasów dorastania. Nie spodziewałam się, że po tak długiej rozłącę będę w stanie darzyć uczuciem tak szalonym i obłędnym, jak nastolatka. Co więcej, wciąż tego jedynego faceta.
Chodziliśmy razem do przedszkola, a poza tym kumplował się z moim bratem. Regularnie przesiadywał u nas w mieszkaniu. Dopiero w liceum zaczął mi się podobać. Uczęszczaliśmy do tej samej szkoły średniej, ale do różnych klas. Gdy przetańczyłam z nim całą studniówkę, wiedziałam już na pewno, że totalnie straciłam dla niego głowę. On też nie był obojętny na to, co do niego czułam. Na przerwach między lekcjami zerkał na mnie wymownie i przyciągał wzrokiem.
Mówiąc szczerze, zachowywałam się dokładnie tak, jak każda zakochana po uszy nastolatka. Potrafiłam godzinami wysiadywać przy oknie tylko po to, żeby dostrzec go gdzieś w oddali. Kiedy nasze oczy się spotykały, moje serce przyspieszało tak, jakby miało zaraz eksplodować, a kolana robiły mi się miękkie niczym galareta.
Tamtego dnia nic nie wskazywało na to, że moje platoniczne zauroczenie Jarkiem przerodzi się w coś bardziej namacalnego. Jak zawsze po lekcjach, wróciłam do siebie. Padałam ze zmęczenia, więc położyłam się i zasnęłam. Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi. Nie uwierzycie, kto tam stał – to był Jarek we własnej osobie:
– Siema, Karol jest w domu? – zapytał.
– Niestety nie – odpowiedziałam krótko, lecz od razu dorzuciłam: – Ale jak chcesz, to możesz na niego poczekać, zaraz powinien być.
Ściemniałam jak profesjonalistka, bo dobrze wiedziałam, że braciak z rodzicami wrócą do domu dopiero z samego rana. Zależało mi jednak, by Jarek przekroczył próg mieszkania, za wszelką cenę.
– Wpadnij na kawę, a przy okazji może razem powtórzymy materiał przed maturą?! – zasugerowałam żartobliwie.
– Skoro tak, to z przyjemnością – odpowiedział.
Nasze młodzieńcze uczucie kwitło
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem zdeterminowana. Pragnęłam tylko, aby przy mnie był. Żebyśmy mogli spędzić ze sobą trochę czasu sam na sam, żebym mogła do woli delektować się widokiem jego oczu... Gadaliśmy bez końca. Aż nagle przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Kompletnie mnie tym zaskoczył. Cała się trzęsłam: nogi mi zmiękły, serce waliło jak oszalałe, a w głowie mi się kręciło. I wtedy zorientowałam się, że jego palce delikatnie rozchylają guziki mojej koszuli:
– Co robisz? – spytałam niby zaskoczona.
– Wyglądasz przepięknie – odpowiedział, nie przerywając obsypywania mnie pocałunkami.
Owładnięci pożądaniem, przestaliśmy nad sobą panować. Nie stawiałam temu oporu. Marzyłam o tym, by stać się jednością, chociaż znałam to tylko z filmów. Moje pierwsze zbliżenie było wspaniałe. Jarek okazał się naprawdę delikatny i czułe. Ani przez chwilę nie pożałowałam tej spontanicznej decyzji. Nie zdawałam sobie jednak sprawy ze skutków... Byłam przepełniona radością i szczęściem, czułam, że z moim ukochanym u boku jestem w stanie dokonać niemożliwego. Jednak okazało się, że nasze plany wspólnego życia były jedynie mrzonką...
Ostatnie miesiące przed maturą okazały się dla nas trudnym czasem, który nas od siebie oddalił. Mój chłopak zdawał się tym zupełnie nie przejmować, podczas gdy ja popadałam w rozpacz za każdym razem, gdy nie pojawiał się na umówionym spotkaniu albo ignorował moje wiadomości i połączenia. Byłam poirytowana, a wręcz wściekła, a na domiar złego moja miesiączka się spóźniała. W duchu powtarzałam sobie, że to pewnie przez nerwy związane ze zbliżającą się maturą.
Nie miałam żadnego kłopotu z egzaminami, udało nam się przez nie przebrnąć. Mieliśmy w planach rozpocząć naukę na uczelni w stolicy, od października. Tylko że nasze zamierzenia miały niedługo przejść brutalną weryfikację przez los. A stało się to, kiedy wreszcie wybrałam się do ginekologa, który oznajmił:
– Gratulacje, od dwóch miesięcy jest pani w ciąży.
Nie spodziewałam się tego po nim
Kiedy to usłyszałam, przeżyłam ogromny wstrząs. Mój świat legł w gruzach... Mimo że uwielbiałam maluchy i od zawsze marzyłam o posiadaniu przynajmniej trojga pociech, zdawałam sobie sprawę, że nie jestem jeszcze gotowa na bycie mamą. Być może po prostu nie miałam ochoty dokładać sobie kolejnych zadań i brać na siebie tej ogromnej odpowiedzialności związanej z opieką nad dzieckiem? Przerażała mnie też reakcja moich bliskich, a szczególnie Jarka. Byłam świadoma jego ambitnych planów. Pragnął zostać adwokatem i w przyszłości założyć własną kancelarię. Co myśmy najlepszego narobili? Jaka ja byłam głupia – te słowa kołatały mi się po głowie niczym mantra.
Potrzebowałam mnóstwo czasu, żeby wreszcie zebrać w sobie odwagę i poinformować mojego Jarka o tym, że niedługo będziemy mieli dziecko. Paraliżował mnie lęk, że mnie zostawi, dlatego za każdym razem, kiedy spotykałam się z moją drugą połówką, nie potrafiłam mu zdradzić tej tajemnicy. W końcu wylądowałam na oddziale, bo groziło mi poronienie. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę trzymać tego dłużej w sekrecie.
Kiedy znalazłam się w tej niełatwej sytuacji, moi rodzice okazali mnóstwo zrozumienia i udzielili mi ogromnego wsparcia. Jarek z kolei zaskoczył mnie swoją postawą, okazując się bardziej dojrzałym niż ja sama. Gdy dowiedział się o ciąży, może nie skakał pod sufit z radości, ale zachował się naprawdę po męsku. Bez chwili zastanowienia poprosił mnie o rękę. Byłam również mile zdziwiona tym, z jaką troską opiekował się mną, gdy leżałam w szpitalu.
– Spokojnie, damy radę. Teraz liczy się tylko maluszek – ciągle to mówił.
Próbowałam więc odrzucić myśli o nadchodzących trudnościach. Całą uwagę poświęciłam dziecku. Obserwując przyszłe mamy, które czule głaskały swoje brzuchy (i tatusiów, słodko przemawiających do maleństw), dotarło do mnie, że mam wielkie szczęście. Przecież mam przy sobie ukochanego i nasze wspólne dzieciątko.
Mimo że pragnęłam poślubić Jarka, zastanawiało mnie, czy damy radę stawić czoła całej masie trudności, porażek i problemów, które nas czekają. Oboje byliśmy jeszcze tacy młodzi. Czy starczy nam zapału i uporu, by dbać o miłość tak, aby przeżyła szereg lat? Nie dawało mi też spokoju pytanie, czy Jarek naprawdę mnie kocha... Przecież gdy leżałam w szpitalu, ciągle mówił, że najistotniejsze jest maleństwo.
Takie rozmyślania nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, chodziłam jak struta. Na dodatek często wieczorami dokuczał mi ból brzucha. Lekceważyłam to – aż do momentu, kiedy pewnego dnia po południu ból był tak przeraźliwy, że nie byłam w stanie wstać. Mimo że błyskawicznie trafiłam do szpitala, doszło do poronienia.
Nie było powodu brać ślubu
Wiadomość o stracie maleństwa, które zdążyło już zająć miejsce w moim sercu, kompletnie mnie załamała. Wyobrażałam sobie, jak stawia pierwsze kroki, zaopatrzyłam się w ubranka, a nawet zastanawiałam się nad wyborem szkoły. Zarówno lekarze, jak i najbliżsi starali się mnie pocieszyć, przekonując, że poronienie nie przekreśla szans na kolejną ciążę.
– Zobaczysz, jeszcze będziesz miała całą gromadkę pociech – ciągle powtarzała moja mama.
Ja jednak potrzebowałam czasu, by odżałować odejście tego dziecka, którego jeszcze nie zdążyłam opłakać. Musiałam na nowo poukładać sobie w głowie mój świat, który po raz kolejny legł w gruzach. Gdybym poślubiła Jarka, do końca moich dni dręczyłaby mnie myśl, że został moim mężem jedynie z obowiązku... Nie chciałam go już więcej widzieć. Odsunęłam go od siebie.
Przez długi czas nie potrafiłam dojść do ładu z samą sobą. Kumpele wyciągały mnie do kosmetyczki, do kina, na zakupy. To na moment pozwalało zapomnieć o moim bólu, ale gdy tylko zobaczyłam jakąś brzemienną, ryczałam jak dziecko. Musiałam jakoś poradzić sobie z tą pustką, żalem i złością, dlatego postanowiłam kompletnie zmienić środowisko. Zdecydowałam, że będę studiować w Krakowie. Tam powolutku zaczęłam się otrząsać, a najlepszym lekarstwem na zapomnienie okazała się nauka.
Zawsze stawiałam na naukę, przychodziłam na wykłady ze starannie opracowanymi notatkami i zdawałam egzaminy bez żadnych problemów. Jednak trzymałam się z dala od imprez i nocnego życia studenckiego. Mój czas wolny spędzałam głównie w bibliotece, która stała się dla mnie czymś w rodzaju drugiego domu. To właśnie tam spotkałam Piotra, który był na ostatnim roku psychologii.
Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Łączyły nas wspólne pasje, a on umiał mnie wysłuchać. Dzięki jego obecności na nowo zaczęłam dbać o swój wizerunek i garderobę. Bez żalu, ale z odrobiną tęsknoty wspominałam swoją pierwszą miłość. Mimo że Piotr starał się mnie przekonać, że nie da się przeżyć z jedną osobą od pierwszego zakochania aż po kres życia, nie potrafiłam wyrzucić z pamięci Jarka. Od czasu do czasu snułam wizje naszej wspólnej przyszłości. Szybko jednak wracałam myślami na ziemię.
Zawsze miło o nim myślałam
Moja relacja z Piotrem pozostała taka sama jak wcześniej. Wciąż był dla mnie bardzo ważną osobą i miałam pewność, że zawsze mogę na nim polegać, niezależnie od okoliczności. Mimo to, nigdy nie spieszyłam się na spotkania z nim tak, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi, a na jego widok nie dostawałam tych słynnych motylków w brzuchu czy spoconych dłoni, jak to bywało w przypadku Jarka. Nie odczuwałam tego rodzaju zdenerwowania... Sądziłam jednak, że tak właśnie powinno być, bo przecież tylko jako nastolatki możemy zakochać się totalnie, bez reszty i do szaleństwa. Jak bardzo się myliłam.
Gdy przemierzałam najbardziej ruchliwą ulicę w Warszawie, nagle stanęłam twarzą w twarz z moją pierwszą miłością. Ten Jarek w niczym nie przypominał chłopaka z dzieciństwa, którego znałam od małego. Przede mną stał wysportowany, pewny siebie facet w eleganckim wdzianku, choć wciąż z tym samym czarującym uśmiechem na twarzy, jasnymi włosami i czekoladowymi oczami. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a przez ciało przeszła gorąca fala.
– Siemka, Marta! – zawołał, a jego ton zdradzał niekłamaną radość ze spotkania.
– Cóż za niespodzianka – odezwałam się opanowanym głosem, chociaż sporo mnie to kosztowało. Starałam się ze wszystkich sił opanować buzujące we mnie uczucia. W końcu moim facetem jest Piotrek, a Jarek to zaledwie epizod z przeszłości.
– Jak tam u ciebie? – drążył temat, nie odpuszczając.
– Jestem po studiach w Krakowie, ale zdecydowałam się na powrót do stolicy. Obecnie pracuję w firmie doradczej. A co u ciebie? – odpowiedziałam.
– A ja robię aplikację, żeby zostać notariuszem i...
– Ojej, a więc realizujesz swoje pragnienia – weszłam mu w słowo.
– Cieszę się, że to zapamiętałaś. Posłuchaj, w tej chwili śpieszę się do kancelarii, ale znam pewną rewelacyjną knajpkę z kuchnią włoską. Może miałabyć ochotę się tam przejść jutro wieczorem?
Przez dłuższy moment byłam niezdecydowana, jednak ostatecznie nie potrafiłam powiedzieć nie. NAstępnego dnia wiele czasu spędziłam przed lustrem. Głowiłam się nad tym, która kreacja będzie prezentować się na mnie najkorzystniej. Ostatecznie zdecydowałam się na dżinsy. Przecież to nic innego jak tylko towarzyskie spotkanie z dawno niewidzianym znajomym, do Jarka nic już od dawna nie czuję – tak sobie wmawiałam... Jednak gdy jedliśmy wspólnie, zrozumiałam jak bardzo się pomyliłam.
Zawsze go kochałam
Ten wieczór był po prostu super, chociaż poruszyliśmy ten trudny temat sprzed lat. Ale musiałam w końcu rozwiać wszelkie wątpliwości.
– Jak myślisz, czy kiedy byliśmy razem, to chciałeś się ze mną ożenić tylko dlatego, że czułeś się do tego zobligowany? – zapytałam wprost.
– Coś ty, głupolu, byłem w tobie totalnie zakochany po uszy. I tak szczerze, to cały czas chodzisz mi po głowie... Od kiedy nie jesteśmy już parą, nie związałem się z żadną kobietą.
Kiedy go słuchałam, moje serce waliło jak oszalałe. Czekałam na te słowa ponad 10 lat... Tamtego dnia dotarło do nas, że to nie był zwykły zbieg okoliczności. Przeznaczenie sprawiło, że ponownie stanęliśmy naprzeciw siebie, a uczucie sprzed lat zapłonęło na nowo.
– Nigdzie się już przede mną nie schowasz – wyszeptał, kiedy odprowadzał mnie pod same drzwi.
Objęłam go za szyję i przytuliłam się mocno do jego barków. Uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za jego obecnością przez ten cały czas. Z niecierpliwością wyczekiwałam następnych randek z Jarkiem, niczym zakochana po uszy nastolatka. Serce trzepotało mi w piersi, a po ciele rozchodziły się przyjemne dreszcze. Chodziłam ciągle zamyślona, odliczając minuty dzielące mnie od spotkań z nim. Każdy kolejny dzień wydawał mi się jeszcze wspanialszy od poprzedniego.
Nie sądziłam, że w swoim wieku można przeżywać tak gwałtowną i namiętną miłość niczym nastolatka. Moje serce rwało się do Jarka, a jego pocałunki rozbudzały zmysły. On też płonął z pożądania. Ale... rozsądek tłumił te gorące uczucia. Mimo że żar uczuć między nami buzował, zdecydowaliśmy się tym razem postąpić inaczej.
Z okazji święta zakochanych mój ukochany wybrał na schadzkę przytulny lokal. Atmosfera przepełniona była romantyzmem, a ja czułam się niczym królewna z bajki. Nagle ciszę przerwały melodyjne dźwięki skrzypiec, a Jarek podniósł się z krzesła i przyklęknął tuż przede mną. W dłoni trzymał dokładnie ten sam pierścionek, którym prosił mnie o rękę przed laty. Uklęknąwszy, wbił we mnie swój głęboki, przenikliwy wzrok:
– Przy was wszystkich chcę o to znowu zapytać: wyjdziesz za mnie?
Zatkało mnie totalnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
– No jasne, że tak! – w końcu jakoś wydukałam z siebie.
Odkryłam to, co już wydawało mi się niemożliwe – odnalazłam szczęście. Nareszcie mogłam sięgnąć po nie ręką. Najwyraźniej musiałam przejść trudną drogę, zmagając się z przeciwnościami losu, by wreszcie zakręcić i znaleźć się na lądzie, gdzie cierpliwie wyczekiwał mnie mój ukochany...
Marta, 29 lat