„Zerwałem z dziewczyną, bo chciałem mieć modelkę, nie wieśniaczkę. Nogi do nieba zaprowadziły mnie prosto do piekła”
„Zignorowałem to, co między nami było, bo wydawało mi się, że gdzieś tam czeka na mnie ktoś wyjątkowy. Anita nie wyróżniała się ani urodą, ani stylem, nie miała też jakiegoś niezwykłego intelektu. Umiała za to otoczyć mnie opieką, gdy brakowało mi sił”.
- Listy do redakcji
Po raz pierwszy znalazłem się w takim miejscu. Dotąd nie bywałem w podobnych przestrzeniach i nawet nie wyobrażałem sobie, że można tak egzystować. To pomieszczenie było tak wielkie, że zmieściłyby się w nim z łatwością trzy mieszkania mojej mamy. Przypominało bardziej salę do tańca niż zwykły pokój. Gość, który przystanął przy mnie na krótką pogawędkę o byle czym, wyglądał oszałamiająco w dopasowanym garniturze. A jego zegarek... Zapewne kosztował tyle, ile przeciętna rodzina zarabia przez rok. To była zupełnie inna rzeczywistość. Jakby inny wymiar.
Miałem pomysł na siebie
Jak każdy chłopak w tamtych czasach, spędziłem dzieciństwo na typowym polskim osiedlu z wielkiej płyty. Ze względu na pracujących cały dzień rodziców nosiłem przewieszony na szyi klucz do mieszkania. Popołudnia mijały mi na zabawach z kumplami na osiedlowym placu, przejażdżkach wysłużonym rowerem i pierwszych, ukradkiem wypitych piwach za garażami. Nie było we mnie nic szczególnego, poza może jednym – nauka szła mi wyjątkowo dobrze. To przyciągało uwagę nauczycieli, którzy motywowali mnie do rozwijania zdolności i śledzili moje wyniki. Ich zaangażowanie pomogło mi później bez problemu zdać do elitarnego liceum w okolicy, słynącego z wysokiego poziomu nauczania.
Podczas lat szkolnych dawałem z siebie wszystko, biorąc udział w rozmaitych olimpiadach przedmiotowych. Moje starania i zapał do nauki opłaciły się – zanim przystąpiłem do egzaminu dojrzałości, zagwarantowałem sobie już miejsce na trzech uniwersytetach. Zdecydowałem się iść własną drogą i spełniać swoje sny po swojemu. Otworzyłem biznes. Pierwsze miesiące to walka o przetrwanie – jeśli dopisze ci fart, nie splajtuje się od razu. Problem w tym, że konkurencja jest ogromna i ciężko znaleźć dla siebie miejsce. Do tego dochodzi masa zawiłych regulacji prawnych, które ciągle się zmieniają i często nie mają sensu. Zamiast skupić się na zarabianiu, trzeba tracić czas na bieganie po instytucjach i stanie w ogonkach.
Na starcie dochody są tak niskie, że ledwo starcza na najprostsze wydatki. By jakoś związać koniec z końcem, harujesz właściwie całą dobę, jeździsz między miastami tam i z powrotem, próbujesz dogadać się zarówno z dostawcami, jak i odbiorcami. No i ta kwestia zarabiania dużej kasy... W Polsce znajdziemy sporo imponujących biznesów. Ale kto by zaryzykował współpracę z kimś takim jak ja – bez żadnych osiągnięć i rozpoznawalnej marki? Wszyscy chętniej wybierają wyroby od wielkich firm, które widzą w reklamach, niż od zwykłego Rafałka mieszkającego po sąsiedzku. U niego można co najwyżej kupić marchewkę.
Zawsze mnie wspierała
Gdyby nie moja dziewczyna Anita, prawdopodobnie zrezygnowałbym z planów założenia własnej firmy. Mogłem na niej zawsze polegać. Nasza znajomość sięga czasów dzieciństwa. Na początku łączyła nas zwykła koleżeńska relacja, która z czasem przerodziła się w przyjaźń. Pod koniec szkoły podstawowej zebrałem się na odwagę i spytałem, czy zostanie moją dziewczyną. Odpowiedziała „tak”. Od tamtej pory wspólnie pokonywaliśmy kolejne etapy – liceum, studia, aż w końcu rozpoczęliśmy dorosłe życie.
Byliśmy typową parą – ja zwyczajny facet, ona normalna dziewczyna. Świetnie się dogadywaliśmy. Co mi w niej najbardziej imponowało? To, że Anita poważnie traktowała życie, ale jednocześnie nie traciła pogody ducha. Wiedziała, że moje cele wymagają mnóstwa wysiłku i cierpliwości, zanim w końcu coś z tego wyjdzie. Mimo własnych obowiązków zawsze znalazła chwilę, żeby dodać mi otuchy, gdy tego potrzebowałem.
Mówiła, że trzeba być wytrwałym i się nie poddawać. Tłumaczyła mi cierpliwie, jak spełnianie marzeń wymaga czasu i ciężkiej pracy – zupełnie jak uprawa zaniedbanego pola. Pokazywała, że nawet największy sukces zaczyna się od drobnych działań. To w dużej mierze dzięki jej wsparciu doszedłem tak daleko. Gdyby nie Anita, pewnie już dawno bym zrezygnował.
Wreszcie doczekałem się tej chwili. Trudno mi powiedzieć, co sprawiło, że inwestor postawił akurat na moją osobę, mając tyle innych opcji do wyboru. Z pewnością pomogły moje zdolności, zapał do pracy i wytrwałość, ale chyba największą rolę odegrał zwyczajny łut szczęścia. Dostałem szansę na zawodowy rozwój, poznawanie nieznanych mi dotąd dziedzin i pełną swobodę twórczą. Mój produkt trafił w gust odbiorców i okazał się prawdziwym rynkowym hitem.
Coś zaczęło się zmieniać
Nareszcie spełniło się moje marzenie o tym, kim chcę zostać. Udało mi się odnieść upragniony sukces, a moje zarobki znacząco wzrosły. Przestałem być szarym człowiekiem – pojawiały się nowe oferty współpracy, a moja marka przyciągała coraz więcej uwagi. Moje życie całkowicie się odmieniło. Wtedy też dotarło do mnie, że prowadzenie biznesu wiąże się z częstymi podróżami do wielu lokalizacji. Ruszyliśmy w świat – z jednej strony ja, robiący karierę w biznesie, a z drugiej Anita, która pracowała jako zwyczajna księgowa w niewielkiej kancelarii i mieszkała na jednym z osiedli. Na początku wszystko wydawało się być w porządku. Sytuacja się zmieniła podczas spotkania z kumplami, gdy przy szklaneczce dobrej whisky odbyła się rozmowa, która miała odmienić moje życie.
– Słuchaj, Rafał, nie chcę, żebyś źle to odebrał, ale powiem wprost – uczestniczenie w życiu towarzyskim to podstawa w naszej branży. Musisz podejść do tego bardziej profesjonalnie – stwierdził przedstawiciel dużej firmy reklamowej. – Zdaję sobie sprawę, że może ci to nie odpowiadać, ale twój wizerunek wymaga bywania na eventach, dbania o prezencję i pozowania fotografom. To część twojej marki osobistej.
– Przepraszam, ale nie nadążam – odparłem. – Przecież pojawiam się, gdzie trzeba. Dbam o formę na siłowni. Jem zdrowo. Elegancko się ubieram...
– Tak, to prawda, dostrzegam twoje starania – przerwał mi. – Jednak... no wiesz, ta kobieta, z którą przychodzisz... Ona kompletnie nie wpisuje się w ten świat.
– Co masz na myśli? To osoba, którą kocham, moja partnerka!
– Nikt ci nie broni darzyć ją uczuciem, szanować za życzliwość, talent kulinarny i wsparcie w trudnych chwilach. Jasne, okazuj wdzięczność i nie żałuj jej niczego, ale spójrz prawdzie w oczy. Ona kompletnie nie odnajduje się w twoim nowym świecie, a ty przecież jesteś teraz gwiazdą. Publika oczekuje, że będziesz pokazywał się z pięknościami, najchętniej z wybiegu. A jak dorzucisz do tego jakąś głośną historię miłosną, to w ogóle super. Musisz coś z tym zrobić, mówię całkiem poważnie. Przykro mi, ale takie są reguły show-biznesu. Wizerunek to podstawa.
Nie pasowała do tego świata
Początkowo miałem ochotę przyłożyć mu w twarz albo się wkurzyć i poszukać pomocy gdzie indziej, lecz później przyszła refleksja. Do tej pory nie zwracałem uwagi na to, z kim umawiają się inni, jednak dotarło do mnie, że moi znajomi z tego środowiska zawsze mieli u boku wyjątkowo urodziwe kobiety. Nie dość, że młode i przepiękne, to jeszcze patrzyły na swoich facetów jak na bóstwa. A jeśli nawet nie, to i tak należały do wpływowego towarzystwa pełnego użytecznych znajomości.
Zrozumiałem, że w dzisiejszych czasach ludzie często traktują swoich partnerów albo jako modny dodatek podnoszący status, albo jako sposób na wspięcie się po szczeblach kariery i zarobienie większej kasy. Kiedy to do mnie dotarło, zauważyłem, że Anita nie mieściła się w żadnym z tych schematów. Nagle zacząłem widzieć te wszystkie minusy, o których moi znajomi wspominali już wcześniej. Sam się sobie dziwiłem, że byłem na to ślepy.
Coraz bardziej drażniło mnie, że nie mamy ze sobą nic wspólnego i każde z nas idzie w inną stronę. Wiem, że to mogło być nie fair z mojej strony. Kompletnie nie obchodziła jej moda, nie dbała o to, jak wygląda, a kiedy zachęcaliśmy ją do ubrania czegoś ładniejszego, to czuła się w tym nieswojo. Do tego wszystkiego widać było, że takie tematy zwyczajnie ją męczą. Dopiero po czasie dotarło do mnie, co mnie wcześniej nie raziło. Podczas gdy inne dziewczyny na eventach tryskały energią i chętnie się fotografowały, ona zawsze trzymała się z boku, bez krzty entuzjazmu.
Nie przejmowała się tym, że zależało mi na jej większym zaangażowaniu. W jej mniemaniu zrobiła już dość, dając mi wsparcie, a teraz to ja miałem być jej dozgonnie wdzięczny i kochać ją bez żadnych warunków. Te sprawy mocno nadszarpnęły nasze relacje i przewidywalnie doprowadziły do rozpadu związku. I to w jakim stylu – gdy zasugerowałem, że odpłacę jej za te wszystkie lata oddania i wsparcia, wlepiła mi siarczysty policzek.
Cieszyłem się życiem singla
Czas mijał, a ja wciąż prowadziłem intensywne życie. Wieści o moim stanie wolnym rozniosły się szeroko. Dość szybko zorientowałem się, że jest sporo pań, którym wpadłem w oko, więc postąpiłem tak, jak pewnie zrobiłaby większość mężczyzn w podobnej sytuacji – wykorzystałem nadarzającą się sposobność. Rzuciłem się w kolejne przygody, a moje związki były krótkie i przelotne. Bywało, że nie pamiętałem nawet imion dziewczyn, które przewinęły się przez moje życie. Ale właściwie nie było to istotne, ponieważ zaraz pojawiała się następna. Albo młodsza, albo atrakcyjniejsza, albo zwyczajnie łatwiej osiągalna.
W świecie interesów rządzi chłodna kalkulacja – gdy raz zdecydujesz się przedłożyć pracę nad emocje, później już tak zostaje. Z czasem zaczynasz zastępować prawdziwe uczucia pogonią za osiągnięciami i cielesnymi przyjemnościami. Autentyczna więź z drugim człowiekiem wydaje się zbyt niebezpieczna – ktoś mógłby to przeciw tobie obrócić, więc bezpieczniej trzymać się na dystans. Nigdy głośno nie przyznałem, że w życiu zaufałem w pełni tylko jednej dziewczynie, którą sam od siebie odsunąłem. Nic dziwnego, że teraz nie potrafię otworzyć się przed nieznajomą...
Na pierwszy rzut oka wszystko wskazywało na to, że odniosłem sukces, ale kiedy tylko zwalniałem, czułem wewnętrzną pustkę. W takich momentach docierało do mnie, że nie mam przy sobie osoby, przed którą mógłbym się naprawdę otworzyć. Mimo wielu osiągnięć, w moim świecie brakowało zwyczajności i kogoś, kto byłby obok nie dla pozorów, ale naprawdę. Najbardziej brakowało mi tej prostej ludzkiej bliskości, autentycznych rozmów i szczerej troski – tego wszystkiego, co składa się na prawdziwą więź między ludźmi.
Wszystko było takie puste
Te wszystkie inne kobiety nie mogły zaspokoić moich potrzeb, ponieważ moje serce należało wyłącznie do jednej osoby. Straciłem ją przez własną głupotę, bo wydawało mi się, że gdzieś czeka na mnie coś wspanialszego. Niestety, to było złudne marzenie. Anita nie wyróżniała się wyjątkową urodą czy figurą, nie błyszczała też nadzwyczajną inteligencją. Podczas spotkań towarzyskich często się nudziła, a eleganckie stroje krępowały jej ruchy. Nigdy nie przejmowała się poprawianiem swojego wyglądu ani nie starała się przypodobać ludziom o wysokiej pozycji. Jednak kiedy dopadało mnie przeziębienie albo czułem się wykończony, zawsze wiedziała, co zrobić – potrafiła poprawić mi humor i dodać otuchy. Nikt inny nie rozumiał mnie tak dobrze jak ona.
Odeszła, bo nie potrafiłem pozostać wierny swojej naturze. Kiedy postanowiłem ją odnaleźć, dowiedziałem się, że świetnie sobie poradziła w życiu. Z przeciętnej pracownicy biura rachunkowego stała się cenioną specjalistką prowadzącą własny biznes. Minęło parę lat od naszego rozstania, zanim stanęła na ślubnym kobiercu i powitała na świecie dwie pociechy. Spędzałem długie chwile, przeglądając ich fotografie w internecie, wyobrażając sobie alternatywną rzeczywistość, w której to ja byłbym ich ojcem. Zacząłem się zastanawiać, co daje większą radość – popijanie drogich trunków na ekskluzywnej łodzi czy może wsłuchiwanie się w odgłos dziecięcych kroków w skromnym mieszkaniu na raty? I jak to jest, gdy ktoś zwraca się do ciebie „tatusiu"?
Trudno zestawić ze sobą różne życiowe sukcesy. Zastanawiam się, czy gdybym wybrał inną ścieżkę, szczęście rodzinne mogłoby wypełnić wszystkie pustki w moim życiu. Może i tak dotarłbym do celów, które sobie wyznaczyłem, tylko droga byłaby dłuższa? Wiem jedno – rozglądam się po moim eleganckim domu, który stworzył architekt, i zadaję sobie pytanie, czy moje życiowe wybory przyniosły mi spełnienie, czy może klęskę. Nikogo tu ze mną nie ma. I chyba już za późno na zmiany...
Zazwyczaj docierają do nas nasze pomyłki w momencie, kiedy tracimy coś bardzo ważnego. Jednak dzięki tym trudnym doświadczeniom wyciągnąłem wnioski, które uczyniły mnie bardziej świadomym i dojrzałym człowiekiem. Na co dzień próbuję się rozwijać i pomagać innym. Głęboko wierzę, że dobro powraca ze zdwojoną siłą. Cieszę się, że Anita znalazła szczęście, bo naprawdę na nie zasługuje. Znalazła kogoś, kto potrafi docenić zarówno jej osobowość, jak i urodę. Zrozumiałem, że prawdziwe uczucie nie może być płytkie – musi być całkowite i bezwarunkowe. Dziś już wiem, jakie popełniłem błędy i czego powinienem unikać. Ta sytuacja nauczyła mnie pokory i dała mi cenną lekcję.
Rafał, 42 lata