„Zeszłoroczne Boże Ciało, było niczym Dopust Boży. Każda chwila tylko przybliżała nas do nieuchronnej katastrofy”
„Mimo wszystko chciałam wierzyć, że nasz związek można jeszcze uratować. Może to głupie, ale postanowiliśmy dać sobie ostatnią szansę. Mieliśmy nadzieję, że nowe miejsce pomoże nam odnaleźć dawne uczucia”.

- Redakcja
Czasami zastanawiałam się, jak to się stało, że mój związek z Robertem zaczął się rozpadać. Byliśmy małżeństwem od dziesięciu lat i choć wydawało się, że mamy wszystko, czego potrzebujemy, coś się popsuło. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Robert coraz częściej znikał na długie godziny, a ja czułam się jak duch we własnym domu. Było mi przykro, ale też nie byłam bez winy. Oboje popełniliśmy błędy, szukając pocieszenia w ramionach innych.
Mimo wszystko chciałam wierzyć, że nasz związek można jeszcze uratować. Może to głupie, ale postanowiliśmy dać sobie ostatnią szansę i wyjechać na długi weekend w Boże Ciało. Mieliśmy nadzieję, że nowe miejsce pomoże nam odnaleźć dawne uczucia. Z duszą na ramieniu, ale pełni nadziei, spakowaliśmy walizki i wyruszyliśmy do urokliwego hotelu, licząc na cud.
Udawaliśmy, że jest dobrze
Jadąc samochodem, próbowałam nie myśleć o wszystkich problemach, które ostatnio nas przytłaczały. Chciałam, żeby ten weekend był nowym początkiem. Robert, skupiony na drodze, milczał, ale ja wiedziałam, że w jego głowie kłębią się podobne myśli. W końcu zebrałam się na odwagę, by przerwać ciszę.
– Wiesz, może ten weekend rzeczywiście nam pomoże – powiedziałam, starając się zabrzmieć optymistycznie.
Robert spojrzał na mnie z ukosa, jakby zastanawiał się, czy naprawdę wierzę w to, co mówię.
– Tak, mam nadzieję – odpowiedział, choć jego ton był daleki od entuzjazmu.
Poczułam ukłucie w sercu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby wszystko odpuścić i wrócić do domu. Ale wiedziałam, że musimy spróbować. Milczenie w samochodzie stało się nieznośne, więc podjęłam jeszcze jedną próbę rozmowy.
– Pamiętasz nasz pierwszy wyjazd razem? – zapytałam, próbując przywołać wspomnienia dawnych, lepszych czasów.
– Oczywiście. Byliśmy wtedy tak podekscytowani, że nawet nie zauważyliśmy, jak minęła droga – Robert uśmiechnął się delikatnie, a ja poczułam, że lód między nami topnieje.
Mimo to czułam, że gramy jakieś role. Udajemy, że wszystko jest w porządku. W głębi duszy zastanawiałam się, czy ten weekend rzeczywiście coś zmieni, czy tylko utwierdzi nas w przekonaniu, że oddaliliśmy się od siebie na zawsze. Wiedziałam jednak, że aby się tego dowiedzieć, muszę dotrwać do końca weekendu.
Czułam niepokój
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy wreszcie do hotelu. Było to miejsce urokliwe, otoczone bujną zielenią, z widokiem na malownicze jezioro. Sam hotel robił wrażenie eleganckiego, ale przytulnego. Gdy wchodziliśmy do środka, czułam niepokój, ale wciąż miałam nadzieję.
– Ładnie tu – powiedział Robert, rozglądając się po stylowo urządzonym lobby.
– Tak, może być – przytaknęłam, próbując ukryć napięcie.
Odebraliśmy klucze do pokoju i ruszyliśmy w stronę windy. Staraliśmy się być dla siebie mili. W pewnym momencie mój wzrok przypadkowo padł na znajomą sylwetkę. To był Tomek. Zatrzymałam się w pół kroku, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie mogłam uwierzyć, że spotkałam go tutaj, w tym samym hotelu, w którym miałam ratować swoje małżeństwo. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, próbując zachować spokój.
– Co się stało? – Robert zauważył moją reakcję.
– Nic, wszystko w porządku – skłamałam, próbując się uśmiechnąć, choć serce biło mi jak szalone.
Co Tomasz tu robił? Czy to tylko przypadek, czy może coś więcej? I co, jeśli Robert dowie się o wszystkim? Starałam się opanować drżenie rąk. Ruszyłam dalej, udając, że nic się nie stało. Wiedziałam, że muszę się opanować, ale łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić.
Słowa uwięzły mi w gardle
Wieczorem zdecydowaliśmy się zjeść kolację w hotelowej restauracji. Byłam spięta, a myśl o tym, że mogłabym znów natknąć się na Tomka, nie dawała mi spokoju. Robert zdawał się tego nie zauważać, zajęty przeglądaniem menu. Starałam się zająć myśli rozmową, ale czułam, że to tylko kwestia czasu, zanim coś się wydarzy. Zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy nieśmiałą rozmowę o codziennych sprawach, starając się unikać niewygodnych tematów. Nagle drzwi restauracji otworzyły się i poczułam, jak całe powietrze zniknęło z pomieszczenia. To było jak zimny prysznic – mój kochanek i kochanka mojego męża, w jednym miejscu, w tej samej chwili.
Robert podniósł wzrok i zamarł. Nasze spojrzenia spotkały się w momencie, kiedy uświadomiliśmy sobie niewygodną prawdę. Widziałam, jak jego twarz przybiera wyraz konsternacji i niedowierzania. Anka i Tomek również nas zauważyli, zatrzymując się w pół kroku.
– Co... co oni tu robią? – Robert wyszeptał, jego głos był pełen złości i dezorientacji.
Czułam, jak moje serce wali jak oszalałe. Chciałam coś powiedzieć, wyjaśnić, ale słowa uwięzły mi w gardle.
– Basia...? – zaczął Tomek, próbując podejść bliżej, ale gestem go powstrzymałam.
W tej chwili narastała we mnie złość i rozczarowanie. Chciałam uciec, zniknąć z tego miejsca, gdzie wszystkie moje sekrety zostały obnażone. Robert wstał gwałtownie od stołu, niemal przewracając krzesło.
– Chodźmy stąd – powiedział zimnym głosem, a ja bez słowa poszłam za nim, zostawiając za sobą niedokończoną kolację i niewypowiedziane prawdy.
Zostałam poniżona
Kiedy zamknęły się za nami drzwi hotelowego pokoju, atmosfera była gęsta od napięcia. Robert odwrócił się do mnie z twarzą wykrzywioną wściekłością i żalem.
– Jak mogłaś?! – zaczął ostro, a jego głos przeszył mnie jak ostrze.
– Ale... – próbowałam coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle.
– Nie, po prostu nie. Myślałem, że przyjechaliśmy tu, żeby coś naprawić, a tymczasem... – machnął ręką, jakby szukał właściwych słów, ale ich nie znalazł.
– Nie wiedziałem, że on tu będzie! A ty też nie jesteś bez winy! – krzyknęłam, czując, jak mój gniew i zranienie biorą górę. – A Anka? Ściągnąłeś ją tu?
Robert zawahał się na chwilę, widziałam w jego oczach zmagania, ale w końcu odpowiedział.
– To nie ma teraz znaczenia. Znaczenie ma to, że wszystko między nami legło w gruzach.
Cisza w pokoju stała się wręcz nieznośna. Każde z nas miało swoje winy, swoje tajemnice. Czułam złość i żal, jakby nasze serca pękły na tysiąc kawałków. Wiedziałam, że oskarżając się nawzajem, tylko bardziej się raniliśmy, ale to było silniejsze od nas.
Zaczęłam się zastanawiać się, jak doszło do tego wszystkiego. Gdzie popełniliśmy błąd? Czy mogliśmy coś zmienić? Byłam przekonana, że to koniec, że nie ma już odwrotu. Robert, z rękami wciśniętymi w kieszenie, patrzył przez okno, jakby szukał ucieczki od tego wszystkiego. Czuliśmy się zdradzeni i poniżeni, ale przede wszystkim zrozumieliśmy, że to, co nas kiedyś łączyło, już nie istnieje. W tej chwili wiedziałam, że związek jest już nie do uratowania.
Łzy napłynęły mi do oczu
Następnego ranka usiedliśmy naprzeciw siebie przy stoliku w pokoju, czując się jak dwójka obcych ludzi zmuszonych do wspólnego rozliczenia się z przeszłością. Każde z nas wiedziało, co musi teraz nastąpić. Rozwód był nieunikniony, ale chcieliśmy to zrobić z godnością, o ile jeszcze jakaś nam została.
– Musimy się rozstać – zaczęłam, czując, jak te słowa smakują goryczą na moich ustach.
Robert pokiwał głową, jego oczy były zamglone, ale zdeterminowane.
– Tak, myślę, że to jedyne rozwiązanie – odpowiedział, a jego głos brzmiał smutno, ale pewnie.
Rozmowa zaczęła się od ustaleń dotyczących podziału majątku, wspólnego mieszkania, i tego, jak poinformować rodzinę. Starałam się trzymać emocje na wodzy, ale w sercu czułam, jakby coś we mnie pękło. Wiedziałam, że to koniec jednej z najważniejszych części mojego życia.
– Chciałem, żeby to wyglądało inaczej – powiedział nagle Robert, przerywając moje myśli.
– Ja też. Naprawdę chciałam, żeby się nam udało – odpowiedziałam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.
Każde z nas czuło się oszukane, a jednocześnie odczuwaliśmy ulgę, że nie musimy już dłużej żyć w kłamstwie. Było to dziwne uczucie. Wiedzieliśmy, że nasze drogi muszą się rozejść, abyśmy mogli odnaleźć siebie na nowo. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Uczucie, którym się kiedyś darzyliśmy, choć teraz już wygasłe, wymagało pewnego rodzaju pożegnania.
Musiałam zapomnieć o przeszłości
Opuszczaliśmy hotel z poczuciem zakończenia pewnego rozdziału naszego życia. Wciąż trudno było uwierzyć, że to naprawdę koniec, ale czułam, że decyzja o rozstaniu była jedynym wyjściem. Nasze drogi musiały się rozejść, byśmy mogli na nowo odnaleźć sens życia, każdy na swój sposób. Gdy zamknęłam drzwi za sobą, odwróciłam się jeszcze raz, by spojrzeć na Roberta. Staliśmy naprzeciw siebie, bez słów, ale to milczenie mówiło więcej niż jakiekolwiek pożegnanie. Mąż podszedł do mnie i delikatnie ujął mnie za rękę. W tym geście było coś ostatecznego, jakbyśmy oboje chcieli sobie przypomnieć, że mimo wszystko kiedyś byliśmy dla siebie ważni.
– Uważaj na siebie – powiedział, a ja poczułam, że mimo bólu w jego głosie kryła się szczerość.
– Ty też. Powodzenia – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć.
Każde z nasz poszło w swoją stronę. I z każdym krokiem czułam, jak zrzucam z siebie ciężar przeszłości, ale nie było to proste. Emocje wciąż kipiały, ale gdzieś na horyzoncie zaczynałam dostrzegać światełko w tunelu. Nie wiedziałam jeszcze, jak sobie poradzę z tą nową rzeczywistością, ale wierzyłam, że ta decyzja da nam obojgu szansę na nowy początek.
Barbara, 36 lat
Czytaj także:
- „Koleżanka z pracy urządziła urodziny i wystawiła każdemu rachunek. Po tym, co zrobiłam, nikt mnie już nie zaprosi”
- „Wnuczka nie chciała iść do pierwszej spowiedzi przed komunią. Wyznała mi, czego naprawdę się boi”
- „Dałam wnuczce Biblię w prezencie na Komunię. Parsknęła śmiechem i upokorzyła mnie przy wszystkich”