Reklama

Trzydziestka stuknęła mi niedawno, chociaż w głowie czuję się o dziesięć lat młodsza. Mój mąż jest ode mnie starszy o cztery lata. Pracuje jako logistyk w dużej firmie, a ja jestem nauczycielką biologii w liceum. Pobraliśmy się sześć lat temu. Na początku byłam zakochana po uszy, ale dziś, jeśli mam być szczera… to uczucie przeszło pewną transformację. Nie chcę powiedzieć, że przestałam kochać Marka. Bardziej… nauczyłam się z nim żyć.

Reklama

Marek to człowiek zasad. Porządny, obowiązkowy, opiekuńczy, ale też zaborczy. I bardzo przywiązany do symboliki. Dla niego obrączka to nie jest kawałek metalu – to dowód. Na wierność, oddanie, uczciwość. Kiedy ją zakładał mi na palec, prawie płakał. Dla niego to było coś świętego. Ja… może nie jestem tak patetyczna. Zdarza mi się ściągać obrączkę do gotowania, do pracy w ogrodzie. Czasem zapomnę jej założyć i Marek od razu to zauważa.

Od dłuższego czasu czuję się, jakbym chodziła po linie. Każde słowo może wywołać wybuch. Marek coraz częściej się dąsa, coraz więcej rzeczy mu przeszkadza. A ja… czasem mam ochotę uciec. Choćby na chwilę. Dlatego, gdy zaproponował wakacje w Bułgarii, aż podskoczyłam z radości. Miałam nadzieję, że odpoczniemy. Że może wrócimy do siebie. To miały być nasze pierwsze wspólne wakacje od czterech lat. Tylko morze, słońce i my. Nie przypuszczałam, że to właśnie tam wydarzy się coś, co zachwieje naszą relacją bardziej niż wszystkie kłótnie razem wzięte. Bo wszystko zaczęło się od zgubionej obrączki…

Krążyłam jak w amoku

– Idę się kąpać! – krzyknęłam, zdejmując pareo i biegnąc w stronę morza.

Tylko się nie utop – mruknął spod parasola, nawet nie odrywając wzroku od telefonu.

Woda była idealna – chłodna, ale nie lodowata, przejrzysta jak szkło. Pływałam na plecach, potem zanurkowałam, a gdy wynurzyłam się i przetarłam oczy… coś było nie tak. Mojej obrączki nie było.

– Nie… nie… – wyszeptałam. – Nie teraz…

Zanurkowałam odruchowo, ale nic nie widziałam. Krążyłam w miejscu jak w amoku, zanurzając się raz za razem.

Wszystko w porządku? – zapytała jakaś starsza kobieta, widząc, jak zataczam się w wodzie.

– Obrączka… zgubiłam… – wycharczałam.

Wtedy usłyszałam głos za sobą:

– Może pani pomóc? Jesteśmy ze szkoły nurkowania – chłopak, na oko dwadzieścia parę lat, opalony, z maską i fajką, wskazał na koleżankę stojącą obok. – To Magda, ja jestem Kuba.

Wytłumaczyłam im w dwóch zdaniach sytuację. Nie pytali o szczegóły, po prostu zaczęli przeszukiwać dno. Po jakichś dziesięciu minutach Kuba wynurzył się z triumfującym okrzykiem:

– Mam!

Podał mi obrączkę. Wzięłam ją do ręki. Była podobna… ale nie taka sama. Moja była matowa w środku, ta była całkiem błyszcząca. Czułam, że jest lżejsza. Skinęłam głową i powiedziałam:

– Tak… to ona. Dziękuję.

A w głowie miałam tylko jedną myśl: byle Marek się nie zorientował. Byle nie było awantury.

Bałam się jego reakcji

Wieczorem usiedliśmy na hotelowym tarasie. Marek sączył piwo, ja próbowałam udawać, że relaksuję się winem.

Fajna ta plaża. Może jutro rejs statkiem? – zaproponował.

– Jasne – odpowiedziałam, próbując brzmieć swobodnie, ale czułam, że głos mi lekko drży.

Zerknął na mnie uważnie.

– Wszystko w porządku?

– Tak, tylko... chyba mnie słońce lekko zmęczyło – skłamałam, odwracając wzrok.

Patrzył jeszcze przez chwilę, po czym skinął głową. Widziałam, że coś już go tknęło. Marek miał ten specyficzny radar – wyczuwał, kiedy coś próbuję ukryć. Nie potrzebował dowodów. Nocą leżałam obok niego, patrząc w sufit. Marek już chrapał, a ja wciąż myślałam o obrączce. Gdyby się dowiedział… Nie wybaczyłby. Nie faktu zgubienia – ale tego, że go okłamałam.

Dwa lata temu spotkałam przypadkiem mojego byłego chłopaka. Zatrzymałam się na kawę – pogadaliśmy jak starzy znajomi. Nie powiedziałam Markowi. Nie dlatego, że chciałam coś ukryć, tylko... żeby nie robić afery z niczego. A potem, przypadkiem się dowiedział i rozpętało się piekło.

– A czego jeszcze mi nie mówisz? – powtarzał wtedy bez końca.

Wtedy ledwo wyszliśmy z kryzysu. Teraz? Teraz byłoby gorzej. Dlatego mówiłam sobie w duchu: to tylko pierścionek, przecież się nie zorientuje.

Zaschło mi w ustach

Było już po dwudziestej drugiej, kiedy weszliśmy do pokoju. Marek rzucił się na łóżko, zmęczony całodziennym łażeniem po mieście. Poszłam do łazienki, a potem zdjęłam obrączkę, żeby posmarować dłonie kremem. Odłożyłam ją na nocny stolik.

A co ty masz za obrączkę? – zapytał nagle Marek.

Zamarłam. Siedział na łóżku, obracając pierścionek w palcach.

– Co? – zapytałam, udając zdziwienie.

– Ten grawer... – zmarszczył brwi. – „Patryk 06.07.2018”? Co to ma być?

Zaschło mi w ustach.

– To… to nie jest moja obrączka – wyszeptałam.

– Nie twoja? – jego głos podniósł się o oktawę.

– Zgubiłam ją w morzu… Dzisiaj rano… – zaczęłam, ale przerwał mi wrzaskiem.

– I zamiast mi powiedzieć, że ją zgubiłaś, przyniosłaś jakiś obcy pierścionek?! Z napisem od innego faceta?! Ty chyba sobie żarty robisz!

– Ja…

– Kłamiesz! Okłamujesz mnie od rana! – krzyknął, wstając gwałtownie. – Zdradzasz mnie?!

– To nie tak! Posłuchaj!

Ale nie chciał.

Co ty sobie w ogóle wyobrażałaś?! Że nie zauważę?! Że połknę to, jak pelikan?!

– Bałam się... – wyszeptałam przez łzy. – Bałam się twojej reakcji.

Spojrzał na mnie z taką pogardą, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

– Gratuluję. Udało ci się. Właśnie rozwaliłaś nasze małżeństwo.

Bałam się jego reakcji

Usiedliśmy naprzeciwko siebie jak dwójka obcych ludzi. Marek patrzył na mnie, jakby pierwszy raz mnie widział. W pokoju panowała cisza – groźna, dusząca, przerywana tylko jego ciężkim oddechem.

– Opowiadaj – powiedział chłodno.

Powiedziałam wszystko od początku.

I wiedziałaś, że to nie ta, tak?

– Tak… – przyznałam szeptem.

– I co sobie pomyślałaś?

– Że… że może się nie zorientujesz i nie zrobisz awantury.

Zaśmiał się tylko.

– No jasne. Lepiej mnie okłamać niż usłyszeć kilka gorzkich słów. Bo przecież awantura to koniec świata, nie?

– Nie chciałam robić ci przykrości.

– Ale i tak zrobiłaś. Wiesz, co boli najbardziej? Nie to, że zgubiłaś obrączkę, ale że potrafiłaś wziąć obcą, udawać, że to twoja. Jakby nic się nie stało.

– Ja…

– I co? Dalej byś udawała?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Nie wiem, czy ci jeszcze ufam.

Wiedziałam, że to nie tylko o pierścionek chodziło. Że coś się między nami złamało. Na dobre.

Płakałam w łazience

Minęły trzy dni. Nie rozmawialiśmy ze sobą niemal wcale. Marek wstawał wcześniej ode mnie, wracał późno z plaży. Jadł w hotelowej restauracji sam. W pokoju tylko się mijaliśmy. Znikał, kiedy brałam prysznic. Ja z kolei wychodziłam, kiedy on oglądał wieczorne wiadomości.

– Chcesz kawy? – zapytałam go jednego ranka.

– Nie – odparł beznamiętnie, nawet na mnie nie patrząc.

Turyści wokół byli uśmiechnięci. Dzieci biegały z lodami, pary tuliły się pod parasolami. A ja miałam wrażenie, że moje życie zamieniło się w czarno-białe kino bez dźwięku. Zamykałam się w łazience i płakałam. Długo. Cicho. Tak, żeby nie słyszał. Nie miałam już nawet siły się tłumaczyć. Wszystko zostało powiedziane. Przez niego. I przez moje milczenie.

W nocy leżałam obok niego, ale nie odważyłam się dotknąć. Dzieliła nas przepaść. Nie spał. Słyszałam, jak przewraca się z boku na bok. Ale nie odzywał się. Zastanawiałam się, czy naprawdę jedno kłamstwo mogło zniszczyć wszystko. Czy naprawdę było tak potężne, żeby przekreślić lata wspólnego życia? Czy może to była tylko kropla, która przelała czarę? Może Marek od dawna był na mnie wściekły? Może nie wybaczył mi spotkania z byłym? Może chciałby być z kimś innym? A może to ja już dawno temu przestałam czuć się sobą przy nim?

Pozbyłam się złudzeń

Minęły trzy tygodnie od naszego powrotu z Bułgarii. Marek przez pierwsze dni w ogóle się do mnie nie odzywał. Spaliśmy w tym samym mieszkaniu, ale jakby w dwóch różnych światach. W końcu któregoś wieczoru spakował torbę i powiedział, że jedzie do matki na kilka dni. Nie zapytał, co sądzę. Po prostu... wyszedł. Obrączki wciąż leżą w szufladzie nocnej szafki. Nie jestem w stanie ich dotknąć. Wystarczy, że na nie spojrzę i od razu wracają tamte chwile: moje kłamstwo, jego spojrzenie, słowa, które przebiły mnie na wylot.

Czasem myślę, że powinnam mu powiedzieć prawdę od razu. Że byłaby awantura, pewnie krzyk, może nawet wyjechałby wtedy, na wakacjach. Ale… może potem, po jakimś czasie, byśmy się jakoś pozbierali. Może mu przeszłoby. Może byłaby tylko złość, a nie ta miażdżąca cisza, w której ugrzęźliśmy. Najgorsze jest to, że ja już nie wiem, czy on kiedykolwiek naprawdę mi ufał. Może cały nasz związek opierał się na napięciu – ja próbowałam nie popełniać błędów, on kontrolował, czy przypadkiem ich nie popełniam. Może zgubiona obrączka nie była początkiem końca, tylko końcem złudzeń.

Nie wiem, co dalej. Marek nie dzwoni. Nie pisze. Nie wrócił jeszcze. Może potrzebuje czasu. A może nie chce już wracać wcale. Jedno wiem na pewno – nie potrafię już spojrzeć na obrączkę tak samo. Bo to nie tylko symbol. To ciężar. Ciężar jednej decyzji, która wszystko zmieniła.

Aneta, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama