„Zięć cały weekend gra na komputerze i nawet palcem w domu nie kiwnie. Wszystko na głowie mojej biednej córki”
„Nie umiem patrzeć spokojnie, jak moja córka sprząta, gotuje, nosi zakupy, a on... nawet nie oderwie się od gry, żeby pomóc jej wynieść śmieci. W ten weekend znowu przyszłam do nich w odwiedziny, ale to, co zobaczyłam, wytrąciło mnie z równowagi. I nie wytrzymałam”.

- Redakcja
Wiem, że teściowe nie powinny się wtrącać. Że to „nie ich sprawa”, „nie ich małżeństwo”, „nie ich dom”. Tylko jak widzę, jak moja córka chodzi po domu jak cień, a jej mąż tylko siedzi przed tym swoim komputerem i wali w te klawisze jak opętany, to coś się we mnie gotuje. To nie tak, że nie lubię zięcia. Na początku bardzo go polubiłam. Miły był, uprzejmy, mówił do mnie „mamo” z uśmiechem. Myślałam – trafiła jej się dobra partia, taki spokojny, domowy. Jednak coś się po ślubie zmieniło. A może to ja się dopiero po czasie zaczęłam lepiej przyglądać? W każdym razie dziś nie umiem patrzeć spokojnie, jak moja córka sprząta, gotuje, nosi zakupy, a on... nawet nie oderwie się od gry, żeby pomóc jej wynieść śmieci. W ten weekend znowu przyszłam do nich w odwiedziny, ale to, co zobaczyłam, wytrąciło mnie z równowagi. I nie wytrzymałam.
Było mi jej żal
Weszłam bez pukania, bo drzwi były uchylone. W kuchni unosił się zapach przypalonego ryżu, a na stole – tylko pusta butelka po soku i talerz po jakichś makaronach z torebki.
– Halo? – zawołałam. – Jest tu kto?
– Mamo? – z pokoju wychyliła się moja córka, z rozwianymi włosami i w spranych dresach. – Nie mówiłaś, że przyjdziesz…
– A miałam zapowiadać się do własnego dziecka? – weszłam dalej, niosąc garnek z gołąbkami. – Przyniosłam wam obiad.
– O, dzięki... – westchnęła. – Tylko cicho, bo on ma akurat „ważną rundę”.
– On? – zmarszczyłam brwi.
Nie musiała nic więcej mówić. W salonie, na środku kanapy, rozparty jak król siedział jej mąż. Słuchawki na uszach, oczy wpatrzone w monitor, ręce śmigające po klawiaturze.
– Cześć, mamo! – rzucił od niechcenia, nie odwracając głowy.
– Cześć, synku – odpowiedziałam, z lekką złośliwością. – O, jaka ładna pogoda za oknem. Może byś tak na chwilę się przewietrzył?
– Nie teraz, mamo. Gram.
– A śmieci już wyniesione? Podłogi umyte? Naczynia pozmywane?
Znowu cisza. Tylko klikanie.
– Zostaw, mamo – szepnęła Asia, zawstydzona. – Ja zrobię.
– Ty zawsze „zrobisz”. A on co? Królewicz? Zasłania się grą jak tarczą i wszystko leży na tobie.
Zięć jakby w końcu się ocknął i zsunął słuchawki.
– Mamo, ale to naprawdę ważna rozgrywka.
– Nie na tym polega małżeństwo! – rzuciłam ostro.
Byłam wściekła
Położyłam garnek na blacie i założyłam ręce na piersi. Czekałam, aż ktoś coś powie, ale oni tylko patrzyli po sobie.
– Nie przyszłam cię pouczać – odezwałam się w końcu do zięcia. – Jednak może warto by było na chwilę się rozejrzeć, co się dzieje wokół?
– No przecież się staram… – mruknął, ale nie patrzył mi w oczy.
– Staram się? – prychnęłam. – Ty się starasz w tej swojej grze, a nie w domu. Znasz choćby dzień tygodnia? Wiesz, że dziś sobota? Że twoja żona od rana zasuwa jak mróweczka?
– Mamo, proszę… – szepnęła Asia, jakby chciała mnie powstrzymać, ale już było za późno.
– Nie, kochanie. Dzisiaj nie będę milczeć. Nie po tym, jak zobaczyłam, że ty wszystko ogarniasz, a on tylko palcami w klawisze stuka!
– Gram z kumplami z drużyny, mamy turniej. Asia wie, że to dla mnie ważne.
– A Asia dla ciebie ważna? – wypaliłam. – Bo jakoś nie widzę.
– Przecież to tylko weekend – westchnął. – W tygodniu pracuję.
– A w tygodniu też tak pomagasz?
Nie odpowiedział.
– O właśnie. Cisza znaczy, że wiem więcej, niż myślisz – podsumowałam. – A wiesz, co jeszcze wiem? Że gdyby nie Asia, to ten dom by się zawalił.
– Przesadzasz…
– Nie. Ja widzę. I w przeciwieństwie do ciebie – nie zamykam oczu.
Miał do mnie pretensje
Asia spuściła wzrok i zaczęła wyjmować sztućce z szuflady. Widziałam, jak drżą jej ręce.
– Nie chcę, żebyście się kłócili – powiedziała cicho. – To tylko weekend, serio. Jutro Michał ma wolne, pójdziemy do parku, coś razem zrobimy, prawda?
– No jasne – rzucił Michał, bez przekonania.
– Tylko że ty, dziewczyno, mówisz tak co tydzień. I co tydzień znowu sama robisz zakupy, sama gotujesz, sama kąpiesz małą. A on siedzi z tą swoją drużyną jak na jakimś zgrupowaniu.
Michał skrzyżował ręce na piersi i uniósł brwi.
– To, że gram w gry, to jeszcze nie znaczy, że jestem złym mężem.
– Złym nie. Tylko leniwym i wygodnickim – odpowiedziałam. – I wiecznie nieobecnym.
– Mamo, już naprawdę nie mam siły na kłótnie – szepnęła Asia, podchodząc do mnie z talerzem. – Proszę, siądź, zjemy razem. Nie chcę awantur.
– Nie jestem tu, żeby robić awanturę. Przyszłam, bo widzę, że ci ciężko. I nie mogę patrzeć, jak cię to wszystko zżera.
– Zaraz… – Michał się podniósł z kanapy, jakby go coś tknęło. – To co, mam się teraz tłumaczyć ze wszystkiego przed twoją mamą?
– Nie przede mną – powiedziałam chłodno. – Przed własnym sumieniem.
Zamilkł. A Asia? Znowu próbowała wszystko załagodzić. Bo jak zawsze – to ona nosiła spokój na barkach, których nikt nie odciążał.
Powiedziałam, co o tym myślę
Wzięłam łyżkę i zaczęłam nakładać gołąbki na talerze. Cisza między nami aż dudniła.
– Wiesz, nie oczekuję cudów – powiedziałam spokojnie. – Nie musisz nosić Asi na rękach, ale chociaż raz zapytaj, czy czegoś nie potrzebuje.
– Ale ja pytam! – odparł, siadając ciężko na krześle. – Przecież codziennie pytam, czy wszystko jest okej. To co jeszcze mam robić?
– To nie jest prawdziwa troska – rzuciłam. – Prawdziwe pytania są wtedy, gdy cię obchodzi odpowiedź.
Asia westchnęła i podparła głowę na dłoni.
– Już nie wiem, czego oczekuję. Może, żeby ktoś się mną zaopiekował, choć raz. Albo, żebym miała z kim obejrzeć film.
Michał spuścił wzrok.
– Wiem, że gram za dużo. Tylko to jedyna rzecz, przy której czuję, że coś jeszcze kontroluję. W pracy siedzę jak trybik. W domu... też nic nie ogarniam. Przy dziecku boję się, że coś źle zrobię. A tu… tu mam wynik.
– Za to wasze małżeństwo powoli się sypie – powiedziałam łagodnie. – A to właśnie powinieneś zawalczyć, wiesz?
– Próbuję. Tylko nikt tego nie widzi.
– Bo jak siedzisz z mikrofonem na głowie i zamknięty w swoim świecie, to trudno zobaczyć. A jakbyś wziął dziecko na spacer, to może byłoby widać więcej niż nick na ekranie.
Spojrzał na mnie. A potem na Asię. I chyba po raz pierwszy coś do niego dotarło.
Spojrzałam na niego uważnie
– Może... może faktycznie powinienem coś zmienić – powiedział Michał, grzebiąc widelcem w talerzu. – Ale ja naprawdę nie wiem, od czego zacząć.
– Od prostych rzeczy – odparłam. – Zacznij od tego, żeby w sobotę rano nie zakładać słuchawek, tylko wziąć ścierkę do rąk. Albo zapytać, co trzeba zrobić. Nawet nie wiesz, jaką ulgą by to było dla Asi.
– Nie jestem taki beznadziejny, jak myślicie… – burknął.
– Nie myślę, że jesteś beznadziejny – powiedziała cicho Asia. – Mam czasem wrażenie, że w tym domu jestem jedynym dorosłym.
Michał spojrzał na nią, jakby dopiero teraz usłyszał te słowa naprawdę.
– Dobra – westchnął. – Dziś wieczorem odinstaluję tę grę. Przynajmniej na jakiś czas.
Spojrzałam na niego uważnie. Po raz pierwszy od dawna powiedział coś, co nie było wymówką.
– Nie musisz od razu rzucać wszystkiego – powiedziałam. – Jednak Asia zasługuje na to, żebyś się postarał. A nie tylko mówił, że „coś tam robisz”. Staranie to działanie, nie słowa.
– To może jutro ugotuję obiad – zaproponował nagle. – Tak sam, bez gotowców.
Asia podniosła brwi.
– Serio? Nie makaron z proszku?
– Serio – uśmiechnął się słabo. – Może nawet zadzwonię do ciebie po przepis.
– O, to już by było coś – zaśmiałam się szczerze.
Po chwili siedzieliśmy i śmialiśmy się z głupot. Napięcie opadło. A ja po raz pierwszy wyszłam stamtąd z jakąś nadzieją.
Zaskoczył mnie
Wracając do domu, przystanęłam na chwilę przy placu zabaw. Patrzyłam, jak dzieciaki ganiają się z wrzaskiem, a ich rodzice siedzą obok na ławkach, zajęci telefonami. I tak sobie pomyślałam – może teraz takie czasy? Może teraz wszystko trzeba tłumaczyć? Zięć nie jest zły. Tylko się pogubił w życiu. A Asia… ona po prostu za długo była silna. I może już nie miała siły nikomu mówić, że się sypie. Dlatego musiałam to powiedzieć ja. Bo jak nie matka, to kto? Wieczorem zadzwonił telefon. Zięć dzwonił.
– Halo? – odebrałam, zdziwiona.
– Mamo… – zawahał się. – Dzięki za dziś.
– No, no – mruknęłam. – Masz chyba gorączkę?
– Nie… tylko po prostu… może faktycznie nie widziałem, jak to wygląda. Teraz widzę i... dzięki, że mi to pokazałaś.
– Mhm. To teraz pokaż coś Asi, nie mnie. Bo ona czeka.
– Zrobię, mamo. Obiecuję.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam lekko. Może się ogarnie. A nawet jeśli nie na sto procent, to chociaż trochę. Bo czasem „trochę” to już naprawdę dużo. I niech grają w te gry – byle tylko umieli żyć w tym prawdziwym świecie.
Krystyna, 70 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Całe życie gromadziliśmy majątek, by być krezusami na emeryturze. Gdy męża zabrały anioły, dopiero pojęłam nasz błąd”
- „Zdradziłam męża, bo był zwykłym nudziarzem. Szukałam mocnych wrażeń na 1 noc, a wróciłam do domu z pamiątką na całe życie”
- „Wszyscy chcą mnie swatać, a ja mam dosyć randek. Znam swoją wartość i nie potrzebuję faceta, żeby czuć się spełniona”