Reklama

Magda zawsze była moim oczkiem w głowie. Moja jedyna córka – czuła, wrażliwa, zawsze wierzyła w ludzi, czasem aż do przesady. Gdy poznała Piotrka, byłem ostrożny – niby kulturalny, niby uśmiechnięty, mówił o jakichś kontraktach zagranicznych, o biznesie, który miał rozwinąć się na wielką skalę. Miałem jednak wrażenie, że więcej w tym było gadania niż konkretów. Z czasem te moje podejrzenia narastały – bo jak to możliwe, żeby tak świetnie zarabiał, a Magda ciągle musiała się martwić o pieniądze? A Zosia? Nasza mała Zosia? Chodziła w ubraniach po kuzynkach, marzyła o nowym rowerze, a zięć tylko obiecywał. Nie dawało mi to spokoju. Może to moje staroświeckie podejście, może za dużo chcę wiedzieć, ale ziarno niepewności kiełkowało we mnie coraz bardziej. I chyba miałem rację... choć wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo.

Reklama

Coś mi się nie zgadzało

– Powiedz mi w końcu, z czego ty właściwie żyjesz? – zapytałem przy niedzielnym obiedzie, a Magda spojrzała na mnie z przestrachem.

Tato, proszę, nie zaczynaj… – szepnęła, ale ja nie mogłem dłużej milczeć.

– Nie zaczynaj? Jak długo jeszcze będziecie oszczędzać na wszystkim? Zosia chodzi w starych butach, wy na wakacjach nie byliście od trzech lat! A podobno Piotrek zarabia krocie na „kontraktach międzynarodowych”.

Zięć odłożył widelec z głośnym stukiem.

Nie masz pojęcia, jak działa świat biznesu. Nie wtrącaj się w rzeczy, o których nie masz zielonego pojęcia!

– Mam nie wiedzieć, jak moja córka żyje na kredyt, a wnuczka marzy o rowerze? To mam przemilczeć?

– Tak, masz przemilczeć! – zięć podniósł głos. – Nigdy mnie nie szanowałeś, zawsze tylko patrzyłeś na mnie jak na jakiegoś nieudacznika. Bo co, bo nie jestem prawnikiem jak twój kolega z wojska?!

– Nie o to chodzi! – krzyknąłem, ale widziałem, że Piotrek unika moich spojrzeń.

Unika też pytań. I właśnie wtedy zrozumiałem, że coś ukrywa. Coś, co może rozsadzić całą tę rodzinę.

Już miałem pewność

Pogoda była marna. Siąpiło od rana, a ja jechałem po worek cementu i kilka desek. Magda poprosiła mnie o pomoc przy remoncie łazienki. W markecie budowlanym kręciłem się między alejkami, aż nagle ktoś mnie klepnął w ramię.

– O, dzień dobry!

Spojrzałem zaskoczony na mężczyznę w roboczym kombinezonie i twarzą opaloną od słońca.

– A… tak. A my się znamy?

– No jasne, przecież Piotrek to mój brygadzista! Taki cwaniaczek, ale roboty się nie boi. Wszyscy mówią, że zawsze umie się dogadać, załatwi coś, podrzuci materiał… – uśmiechnął się, a mnie zmroziło.

– Brygadzista? – zapytałem ostrożnie.

– No tak, przecież od dawna z nami na budowie haruje – mówił beztrosko, a ja czułem, jak mi ręce drżą. – A jak tam u was? Piotrek mówił, że budujecie coś nowego?

– Nie, nic nie budujemy… – wydusiłem.

Facet zmarszczył brwi, ale widząc moją minę, szybko się pożegnał i odszedł. Ja zostałem, wpatrując się w paczkę śrub, jakby miała mi dać odpowiedzi na wszystkie pytania. Budowa? Brygadzista? Przecież Piotrek mówił o kontraktach za granicą, o negocjacjach w Paryżu, o spotkaniach z inwestorami! Zacisnąłem szczęki. Teraz już miałem pewność. On nas wszystkich oszukiwał.

Westchnąłem ciężko

Nie wytrzymałem długo. Musiałem porozmawiać z Magdą. Wieczorem usiedliśmy w kuchni, a ja patrzyłem, jak miesza herbatę, nieświadoma burzy, jaka nadciąga.

– Ty tak naprawdę wiesz, czym zajmuje się twój mąż? – zapytałem cicho.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Co masz na myśli? Przecież mówił… no, o tych kontraktach, o wyjazdach, negocjacjach… Czemu o to pytasz?

Westchnąłem ciężko i położyłem dłonie na stole.

– Wiesz, spotkałem dziś jego kolegę. Mówił, że Piotrek pracuje na budowie. Jako brygadzista.

– Co? – Magda aż wypuściła łyżeczkę, która upadła z brzękiem. – To niemożliwe… On przecież...

On nie jeździ na żadne zagraniczne kontrakty – przerwałem jej. – Ten twój „biznesmen” nosi cegły w roboczych butach.

Zrobiła się blada jak ściana.

– To… to może jakieś nieporozumienie? Może dorabia…? – zaczęła się tłumaczyć, ale słyszałem, jak jej głos się załamuje. – Czasem wraca późno, śmierdzi potem… ale mówił, że był na siłowni…

– Otwórz oczy. Piotrek od lat cię okłamuje.

– Nie… – wyszeptała, a potem wybuchła płaczem, chowając twarz w dłoniach. – Nie mogę w to uwierzyć…

Siedzieliśmy w ciszy, a w tej ciszy dudniło jedno – cała nasza rodzina opierała się na kłamstwie.

Próbowałem zachować spokój

Zorganizowałem spotkanie, bo musiałem postawić sprawę jasno. Siedzieliśmy wszyscy w salonie.

– Opowiedz wszystkim, jak to naprawdę wygląda. Powiedz nam, gdzie jesteś, kiedy rzekomo latasz po Europie na „negocjacje”.

Piotrek zmarszczył czoło, ale coś w jego oczach zadrgało.

O czym ty gadasz? – zaczął, ale Magda przerwała mu, zanosząc się płaczem.

– Przestań! Proszę cię, błagam, powiedz prawdę…

O co wam chodzi? Coś ci tata nagadał, tak? – odburknął Piotr, ale głos mu zadrżał.

– Pracujesz na budowie – powiedziałem spokojnie. – Brygadzista, cegły, zaprawa. Żadnych kontraktów, żadnych inwestorów.

– Ja… Ja… – zięć zaczął się jąkać, a potem opadł na fotel, jakby z niego zeszło całe powietrze. – No dobra! Pracuję na budowie, tak? Dorabiam. Bo te „kontrakty” to była lipa, nie wypaliło – powiedział, a potem spojrzał na córkę – Chciałem ci zaoszczędzić stresu.

– Zaoszczędzić stresu?! – Magda wstała gwałtownie. – A gdzie są te wszystkie pieniądze, co mówiłeś, że zarabiasz?!

Piotrek spuścił głowę.

– Poszły… na mnie. Trochę imprezowałem, jeździłem na wycieczki. Nie chciałem ci mówić, żebyś się nie martwiła…

– Oszukiwałeś mnie przez tyle lat! – wrzasnęła Magda. – Nasze dziecko chodzi w cudzych ubraniach, a ty przepijasz pieniądze z pensji?!

Zosia zaczęła płakać, wtuliła się w mamę. Piotrek próbował coś jeszcze mówić, ale głos ugrzązł mu w gardle.

Wynoś się! – krzyknęła Magda, a ja nie zamierzałem go bronić.

Zięć wstał i wyszedł z domu. Zapanowała cisza. Ciężka jak ołów.

Czułem złość

Dopadłem zięcia na klatce, zanim zdążył zejść po schodach. Stał skulony, ręce trzęsły mu się jak liście na wietrze.

Co ty najlepszego zrobiłeś? – powiedziałem cicho. – Dlaczego?

Spojrzał na mnie z pustym wzrokiem, a potem westchnął, jakby od dawna czekał, żeby to z siebie wyrzucić.

– Bo chciałem, żeby mnie szanowali. Żebyś ty… żebyś mnie nie traktował jak śmiecia. Magda zawsze była dumna, mówiła, że mam łeb do interesów. A ja… nie osiągnąłem żadnego sukcesu. Więc zacząłem ściemniać. Najpierw trochę, potem coraz bardziej. Miałem długi. Próbowałem coś ugrać, a potem to już... nie wiedziałem, jak się z tego wycofać.

Przetarł oczy dłonią, jakby to miało coś zmienić.

– I co teraz? – zapytałem sucho.

– Nie wiem… – głos mu zadrżał. – Straciłem wszystko. Magdę, Zosię… a przecież ich kocham. Tylko… nie potrafiłem być tym, kim chciałem.

Patrzyłem na niego i czułem złość – bo oszukał moją córkę, moją rodzinę. Ale i… coś na kształt współczucia. Patrzyłem na zagubionego chłopaka, który sam nie wie, jak się wydostać z bagna, w które wszedł.

– Wiesz, że będziesz musiał ponieść konsekwencje. Nie wiem, co Magda zrobi, ale nie licz na to, że wszystko ci się upiecze.

Pokiwał głową.

– Wiem. I może… może to dobrze. Może wreszcie czas na prawdę.

A ja, patrząc na niego, nie byłem tego taki pewien.

Musiałem stanąć na wysokości zadania

Piotrek wyprowadził się jeszcze tego samego dnia. Wieczorem Magda siedziała w kuchni, wpatrując się w ścianę, a ja krzątałem się po domu, próbując zapanować nad ciszą, która była głośniejsza niż jakiekolwiek krzyki. Zosia zasnęła u mnie w pokoju z mokrą od łez poduszką. W końcu córka powiedziała tylko jedno:

– Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Że nie udawałeś, że wszystko jest dobrze.

Ale w jej głosie była pustka, której nie potrafiłem wypełnić. Minęły dni, potem tygodnie. Zięć dzwonił, mówił, że „wszystko naprawi”, że „odda pieniądze”, że „znajdzie lepszą pracę”. Ale żadne z nas już mu nie wierzyło. Patrzyłem na Magdę i Zosię, jak próbują sobie radzić i wiedziałem, że teraz to ja muszę być dla nich oparciem. Nie tak to miało wyglądać. Nie tego chciałem. Wciąż nie jestem pewien, czy warto było grzebać w cudzych sprawach, skoro prawda i tak zraniła wszystkich.

Andrzej, 58 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama