Reklama

– Waldek wyjechał w Alpy? – popatrzyłem na córkę z osłupieniem. – Zapomniał, że za miesiąc rodzisz?

Reklama

– Spokojnie, tato. On będzie z powrotem za dwa tygodnie, zdąży na czas.

– Jeszcze kilka dni temu wspominałaś, że lekarka dopuszcza możliwość przyspieszonego rozwiązania

– Ale mam ciebie w razie problemów.

– Przede wszystkim masz swojego faceta, który w ogóle nie przejmuje się, że lada dzień zostanie ojcem! Powinnaś tylko leżeć i odpoczywać. A ten twój Waldek? Spakował manatki i jedzie sobie w góry. Zaraz mu nawrzucam…

– Daj spokój, on i tak nie odbierze. Tam nie ma zasięgu. Wiesz, to są ponad trzy tysiące metrów nad poziomem morza…

– Niech to licho! – straciłem nerwy. – Dajesz mu przyzwolenie na wyjazd, a ja mam rzucić robotę w kąt, żeby się tobą opiekować? Chyba śnisz, córcia. Radź sobie sama i miej pretensje do małżonka!

Sądziłem, że będą wiedli szczęśliwe życie

Wyszedłem od córki strasznie zdenerwowany. Oczywiście że nie zamierzałem jej zostawić samej sobie. Już dawno mówiłem szefowi, że w razie czego biorę trochę urlopu, by jej pomóc. Ale chciałem dopaść zięcia w swoje łapska i jak facet facetowi wytłumaczyć mu, co znaczy być porządnym mężem i ojcem z głową na karku.

Waldek na początku wydawał mi się całkiem w porządku. Był parę lat starszy od mojej córki, spotkali się w schronisku górskim, bo obydwoje są wielkimi fanami wędrówek. Lusia była w nim zakochana, po uszy, a i on sprawiał wrażenie, jakby stracił dla niej głowę. Niedługo potem stanęli na ślubnym kobiercu i zamieszkali we dwójkę w niewielkim mieszkanku, które kupili na kredyt.

Sądziłem, że będą wiedli szczęśliwe życie. Ale potem zaczęło się dziać coś dziwnego. Waldek wcale nie planował porzucać swoich starych nawyków z czasów, kiedy był jeszcze singlem. Jak w zegarku co tydzień szedł z kumplami na browarka. Do tego wciąż wyjeżdżał w góry, tyle że bez Lusi. Spłacanie kredytu za kawalerkę mocno nadwyrężało kieszeń młodych, więc nie mogli sobie pozwolić na częste wypady we dwoje. Kiedyś spytałem Lusię, czemu nie jeżdżą po prostu rzadziej, ale za to oboje.

– Skoro Waldek ma wyższą pensję, to zasłużył na te wycieczki…

– Jesteście przecież parą, i to na równych prawach, jak sądzę. Czy on uważa, że skoro przynosi do domu trochę więcej pieniędzy, to staje się szefem i władcą, któremu wszystko wolno?

– To nie on tak sądzi, tylko ja jestem tego zdania.

Zawsze sądziłem, że Luśka po prostu staje w obronie swojego małżonka i nie chce, aby ktokolwiek źle o nim mówił, nawet ja. Ale co mogłem zrobić? Przecież nie wypada mi ingerować w ich związek. Zresztą nie miałem pojęcia, jak miałbym się za to zabrać…

Kolejnego dnia po tym, jak Waldek wyjechał w góry, postanowiłem skontaktować się telefonicznie z moją córką. Chciałem dowiedzieć się, jak się miewa i czy czegoś nie potrzebuje. Zapewniała mnie, że u niej wszystko gra i świetnie sobie radzi. Nie wyraziła chęci przeprowadzki do mojego mieszkania, ani żebym ja wprowadził się do niej.

Jedyne, o co poprosiła, to żebym stale miał komórkę pod ręką. Dałem jej słowo, chociaż nie sądziłem, że moja „dyspozycyjność” okaże się przydatna jeszcze tej samej nocy. Tuż po godzinie 23, kiedy wybierałem się do łóżka, odezwała się Lusia. Przekazała mi zwięźle:

– Tatusiu, zaczęło się!

Zostałem świeżo upieczonym dziadkiem!

Akurat tego dnia padał grad, który sprawił, że jezdnia stała się jedną wielką ślizgawką. Na kolejnym zakręcie straciłem panowanie nad autem. Samochód nie ucierpiał jakoś mocno, ale o kontynuowaniu podróży mogłem zapomnieć. Zostawiłem go na poboczu i sięgnąłem po telefon, żeby wezwać taksówkę. Pech chciał, że przez problemy z komunikacją w całym mieście miała dojechać dopiero za godzinę! Co było robić – ruszyłem pieszo.

Na jednym z parkingów dostrzegłem zaparkowaną taksówkę. Udało mi się dojechać do mieszkania mojej córeczki. Fakt, że zdążyła dojechać do szpitala, był istnym cudem. Poród okazał się trudny, jednak zaledwie półtorej godziny później zostałem świeżo upieczonym dziadkiem. Moja wnuczka Hania miała wagę przekraczającą trzy kilogramy, była krzepka, zdrowiutka i prześliczna!

Po upływie paru dni dziewczyny opuściły szpital. Chciałem, by choć na parę dno pomieszkały u mnie. Lusia była jednak nieugięta i nawet nie chciała o tym słyszeć, mówiąc, że „jest już dorosła i da sobie radę sama”. Miałem jedynie wpadać do niej na parę godzin każdego dnia. Kiedy ja opiekowałem się małą Hanią, moja córka spała jak kamień. Miała ustawiony budzik, który z niemałym trudem, ale jednak, wyrywał ją z objęć Morfeusza. W takich chwilach, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem, zawsze prosiła, bym wracał do siebie. Taka z niej Zosia Samosia…

Któregoś dnia już miałem się zbierać, kiedy poprosiła:

– Tatusiu, nie dam sobie sama rady... czy mógłbyś u mnie nocować przez te parę dni do czasu, aż Waldek wróci? Zgodzisz się?

Podczas tych trzech dni zarówno Lusia, jak i Hania przesypiały po 3/4 doby. Ja praktycznie w ogóle nie zmrużyłem oka, ale miałem w sobie sporo energii. Mimo to czułem narastającą złość na zięcia, który akurat teraz wpadł na genialny pomysł, żeby sobie powędrować po górach. Dlatego kiedy Waldek zadzwonił, że jest już na dworcu i wraca do domu, zdecydowałem, że muszę odbyć poważną rozmowę z moją córką.

Ciągle upierała się przy swoim

– Miejmy nadzieję, że od teraz w waszym związku zajdą spore zmiany – zacząłem ostrożnie.

– No pewnie, w końcu pojawiła się Hania.

– No właśnie, i dlatego liczę na to, że twój Waldek wreszcie podejdzie bardziej odpowiedzialnie do roli ojca i męża.

– Tato, to moja osobista sprawa – Lusia od razu wyczuła, o co mi chodzi. – Zdecydowaliśmy z Waldkiem, że bycie małżeństwem nie może nas ograniczać

– Jego to w ogóle w niczym nie ogranicza. Ale ty zrezygnowałaś ze wszystkiego! – podniosłem głos. – Już nie chodzisz po górach, nie pamiętam, kiedy ostatnio opowiadałaś mi o jakimś spotkaniu z koleżankami. Nie mogę tego pojąć, czemu pozwalasz mu tak tobą dyrygować?!

Lusia kompletnie zlekceważyła moje racje. Ciągle upierała się przy swoim, twierdząc, że postępowanie jej małżonka jest w porządku. Mówiła, że czuje się spełniona i taki układ bardzo jej odpowiada. Nie skomentowałem tego, po prostu opuściłem mieszkanie w ekspresowym tempie, by uniknąć konfrontacji z Waldkiem. Na jego widok chyba puściłyby mi nerwy i rozpętałbym niezłą burzę!

Regularnie odwiedzałem wnuczkę przez parę następnych tygodni. Ale przychodziłem tylko wtedy, gdy zięcia nie było w mieszkaniu. Dużo pracował, a potem chodził ze znajomymi na piwo. Mnie pozostawało jedynie zgrzytać zębami ze złości. Po około miesiącu zadzwoniła Lusia z pytaniem, czy dałbym radę wpaść do niej na parę dni, a nawet zostać cały tydzień.

– Coś się stało między tobą a Waldkiem?

– Ależ nie, nic z tych rzeczy. Postanowił wziąć kilka dni wolnego i dopiero co poleciał na pociąg do Zakopanego. Wybiera się z kumplami na górskie wędrówki. Dobrze, że trochę odpocznie, mała go ostatnio wykańcza…

Nerwy mi puściły. Trzasnąłem telefonem i błyskawicznie sprawdziłem, o której odjeżdża pociąg do Zakopanego. Zostały mi trzy kwadranse. Auto świeżo wróciło z serwisu, więc na stacji byłem już po parunastu minutach. W mig wypatrzyłem na peronie Waldka. Już ja zmyję głowę temu smarkaczowi!

– Ojciec? – gdy mnie zauważył, w jego oczach widać było zaskoczenie. – Co ty tutaj robisz?

– Raczej co ty wyprawiasz? – nieważne, że wokół byli jego koledzy. – Ledwo miesiąc temu zostałeś tatą, Lusia jest kompletnie wykończona, prawie zasypia na stojąco, a ty bierzesz sobie urlop w górach?!

– No ale… sama stwierdziła, że powinienem się wybrać… – popatrzył na mnie skonfundowany, nie łapiąc, o co mam pretensje. – Nawet nie miałem pojęcia, że ekipa coś planuje. Ale jak tylko Lusia usłyszała, od razu zaczęła mnie wyganiać. Chyba woli opiekować się Hanią sama z tatą – rzucił z lekkim wyrzutem.

Wrzeszczała, że wtrącam nos w nie swoje sprawy

Sposób, w jaki to mówił, był tak szczery, że nie miałem już siły na niego wrzeszczeć. Ale to wcale nie znaczyło, że od razu puściłem to w niepamięć.

– Nie uważasz, że lepiej byłoby zająć się swoją małą i partnerką, zamiast włóczyć się po szlakach ze znajomymi?

– No pewnie, że lepiej. Ale na Lusię nic nie mogę poradzić. Wbiła sobie do głowy, że nie powinna mnie niczym krępować, bo to podobno niezdrowe dla związku. Ponoć ojciec przez to często darł koty ze swoją małżonką

– Ja?! Ależ skąd… – próbowałem zaprzeczyć, ale niespecjalnie mogłem. – No może zdarzyło nam się parę razy posprzeczać…

– Podobno byliście o krok od rozwodu, a jedynie wasza córeczka was powstrzymała – kontynuował Waldek.

– Oj, teraz to już przesadziłeś.

– Ona tak myśli. I bez przerwy trąbi mi o tym, że nigdy nie da przyzwolenia na to, abym z czegoś zrezygnował, choćby nawet dla niej czy naszego dziecka.

– A ty dajesz sobą rządzić?! Bierz ten plecak z powrotem, jedziemy do waszego mieszkania!

Niecałe pół godziny później stanęliśmy pod drzwiami mieszkania, które zajmowali. Nasza niespodziewana wizyta totalnie zaskoczyła moją córkę. Zaczęła na mnie wrzeszczeć, twierdząc, że wtrącam nos w nie swoje sprawy. Że nie potrzebuje, abym interesował się jej życiem prywatnym.

Zupełnie na spokojnie przysłuchiwałem się tym skargom, zwłaszcza że wydawały mi się one nieszczere. Odniosłem wrażenie, że w rzeczywistości Lusia cieszy się, że jej małżonek koniec końców zrezygnował z górskiej eskapady. Gdy w końcu przestała mówić, odezwałem się:

– Słusznie mówisz, kochanie. Faktycznie się myliłem i niesłusznie cię osądzałem. Sądziłem, że w przeciwieństwie do mamy nie jesteś zdecydowana i nie potrafisz trzymać faceta pod pantoflem. Ale nie miałem racji. Tyle że popadłaś w przesadę. Mama, owszem, często mnie ograniczała, a sama brała, co chciała. A ty odwracasz role. Ale wiesz, oba podejścia są złe. Bycie w relacji z drugą osobą nakłada na nas jakieś ograniczenia i głupotą jest walczyć z tym, mówiąc sobie, że nie będziemy z niczego rezygnować.

Reklama

Po tej rozmowie Waldek zdecydował się na urlop ojcowski i teraz to przede wszystkim on opiekuje się małą Hanką. A co z Lusią? Akurat wyjechała na krótki, dwudniowy wypad w góry. Balans ponownie został zachwiany, ale liczę na to, że to tylko tymczasowe, a później życie wróci do normy.

Reklama
Reklama
Reklama