„Zięć próbował zasiać mojej córce nasionko, a na boku obrabiał cudze ogródki. Musiałem nauczyć go moresu”
„– Romantyk pełną gębą – mruknąłem do siebie, robiąc kolejne zdjęcie. Nie planowałem śledztwa. Nie mam natury detektywa. Ale widząc to wszystko, nie mogłem wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało. Że nie widziałem, jak facet, który ślubował mojej córce wierność, pajacuje z inną”.

- Redakcja
Nie powiem, że od razu za nim nie przepadałem. Jak każdy ojciec, miałem po prostu cichą nadzieję, że moja córka znajdzie kogoś… lepszego. Bardziej odpowiedzialnego, mniej… cwaniackiego. Ale skoro ona się zakochała i była szczęśliwa, to nie wtrącałem się. Uśmiechałem się przy wspólnych obiadach, opowiadałem dowcipy, udawałem, że go lubię. Taki już jestem – potrafię trzymać fason.
Przysiągłbym, że grałem tę rolę całkiem nieźle. Do zeszłej soboty. Bo w zeszłą sobotę wydarzyło się coś, co przewróciło tę iluzję z gracją rzuconej cegły. I nie, nie zrobiłem wtedy nic. Nie podszedłem, nie rzuciłem mu się do gardła, nie wsiadłem do auta z piskiem opon. Zamiast tego stałem i patrzyłem. A potem, kiedy oni odjechali – wyciągnąłem telefon i zrobiłem pierwsze zdjęcie. Taki jestem. Nie krzyczę. Nie szarpię się. Działam w ciszy. Zimno. Skutecznie.
Chłopak się załatwił na amen
Stałem w kolejce na myjni automatycznej i sprawdzałem w telefonie prognozę pogody na przyszły tydzień, gdy zobaczyłem znajome auto podjeżdżające na stanowisko obok. Auto mojego zięcia.
– No proszę – mruknąłem pod nosem. – Pan elegancik też postanowił zadbać o lakier.
Ale to nie lakier przyciągnął moją uwagę. Tylko pasażerka. Nie była to moja córka. Zbyt młoda. Zbyt długie nogi. Zbyt mocno czerwone usta. Zgiąłem się lekko w pasie, żeby spojrzeć lepiej. Widziałem ich przez szybę, jak śmiali się do siebie, jak jej dłoń powędrowała na jego ramię. I wreszcie – jak pochylił się i pocałował ją bez wahania. Patrzyłem, jakby ktoś walnął mnie młotkiem w skronie. Nie ruszałem się. Nie oddychałem. Tylko włączyłem aparat i zrobiłem zdjęcie. Potem drugie. I trzecie. Tak, żeby nie było wątpliwości, kto siedzi za kierownicą i co robi.
– No toś się, chłopcze, załatwił – powiedziałem cicho, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
Gdy odjechali, nie pojechałem do domu. Ruszyłem za nimi. Z dystansu, z zimną głową. Na światłach byłem dwa samochody za nimi. Skręcili w stronę centrum. Zatrzymali się pod kawiarnią. Wysiadłem z auta i podszedłem na tyle blisko, by widzieć, jak trzyma ją za rękę, jak śmieją się do siebie, jak wchodzą do środka, nie patrząc za siebie. Zrobiłem kolejne zdjęcie. Tyle wystarczy na początek.
Zięć romantyk pełną gębą
Pojechali potem do niej. Tak, „do niej”, bo znałem tę dzielnicę – nie mieszkała tam ani moja córka, ani nikt z naszej rodziny. Zaparkowali pod nowym blokiem, przy którym nigdy wcześniej nie byłem. Stali tam chwilę w aucie, a potem wysiedli. On objął ją w pasie i weszli razem do klatki.
– Romantyk pełną gębą – mruknąłem do siebie, robiąc kolejne zdjęcie.
Nie planowałem śledztwa. Nie mam natury detektywa. Ale widząc to wszystko… Nie mogłem wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało. Że nie widziałem, jak facet, który ślubował mojej córce wierność, właśnie prowadził jakąś pannicę na kawkę albo... coś mocniejszego. Następnego dnia zadzwoniłem do znajomego.
– Witek, ty dalej masz tam drona?
– Mam. A co, ptaszki podglądać chcesz?
– Coś w tym stylu. Pożyczyłbyś?
– No jasne. Tylko co kombinujesz?
– Jak przyjdziesz na ryby, to ci opowiem.
Następne dni poświęciłem na dokumentowanie. Regularne odwiedziny. Rano, wieczorem. Zawsze bez córki. Zawsze z tą samą panną. Raz nawet wyjeżdżali razem na weekend – torby, walizki, wszystko jak trzeba. Wrócili dopiero w niedzielę po południu, wyglądając na wyjątkowo zadowolonych z życia. Ona w jego bluzie, on z ręką na jej tyłku. Jak para z okładki. Wieczorem odebrałem telefon od córki.
– Tato, co u ciebie?
Zawahałem się. Już chciałem powiedzieć prawdę. Ale nie mogłem, jeszcze nie teraz.
– Wszystko dobrze, córeczko. A u was?
– No… Jak zwykle. Trochę pracy, trochę nerwów. Ale dajemy radę.
– Rozumiem – odpowiedziałem. – Trzymaj się, dziecko.
Ona się trzymała. Ja nie bardzo.
Postawiłem mu ultimatum
Zaczynałem mieć materiał na małą książkę. Gdyby nie to, że była to moja rodzina, pewnie sam poklepałbym się po ramieniu za tak dyskretną robotę. Ale to nie był żaden thriller, tylko życie mojej córki – i wnuczki, która jeszcze nie mówiła „tata”, a już miała ojca z podwójnym życiem. W poniedziałek postanowiłem z nim porozmawiać. Bez scen. Bez krzyków. Umówiliśmy się w barze przy stacji benzynowej. On myślał, że pogadamy o instalacji do domu letniskowego. Był wyluzowany, zadowolony, jakby właśnie wygrał los na loterii.
– To co, Tadeusz, kawka?
– Czarna. I bez ściemy, proszę.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale jeszcze się uśmiechał.
– Coś się stało?
– Można tak powiedzieć – wyjąłem telefon i położyłem przed nim. – Rozpoznajesz siebie?
Zamilkł. Jego uśmiech zniknął w jednej sekundzie.
– Co to ma znaczyć?
– To, że nie jestem głupi. I że moja córka nie zasługuje na to, żebyś robił z niej idiotkę.
– Tadeusz, to nie tak…
– A jak? Bo ja tu widzę twoje „nie tak” z językiem w gardle jakiejś młodej. Może to twoja kuzynka?
– Posłuchaj, to skomplikowane…
– Nie. To jest bardzo proste. Masz rodzinę, masz dziecko, masz zobowiązania. A zamiast tego masz romans i zero wstydu.
– Ja… nie wiem, co powiedzieć.
– To może posłuchasz. Masz trzy dni, albo mówisz Kindze sam, albo ja to robię. I nie licz, że będę delikatny.
Zamilkł. Wpatrywał się w telefon, jakby miał nadzieję, że ekran sam się wyłączy.
Chodził po domu jak zombie
Nie odezwał się przez dwa dni. Trzeciego zadzwoniła moja córka.
– Tato, co się dzieje? Rozmawiałeś z Kubą?
– Mhm.
– Bo przyszedł dziś wcześniej z pracy, nic nie jadł, chodził po domu jak zombi. Spytałam, co się stało, to powiedział, że „musimy porozmawiać”. Ale potem zamknął się w łazience na pół godziny i wyszedł bez słowa. Tato… o co chodzi?
Zacisnąłem zęby. Czyli nie miał jaj.
– Nic. Na razie nic. Jak ci coś powie – zadzwoń. Dobrze?
– Dobrze… Ale ja się martwię. On nigdy tak się nie zachowywał.
– Martw się o siebie. I o małą.
Tego samego wieczoru pojechałem do nich. Niby z obiadem w słoikach, jak co jakiś czas. Kuba otworzył drzwi. Blady, oczy podkrążone, w koszulce, jakby spał cały dzień.
– O, Tadeusz… Cześć. Kinga pojechała po zakupy. Zjesz coś?
– Tylko jedną rzecz ci powiem – wszedłem do środka. – Co ty sobie, chłopcze, myślisz? Że jak nie powiesz, to nie istnieje?
– Nie wiem, jak to jej powiedzieć, no! – warknął. – Nie chciałem tego wszystkiego. To się… samo zaczęło.
– Samo to może ci się mleko zagotować. A nie relacja z młodą, którą całujesz na myjni. Kłamiesz, zdradzasz, a teraz co – boisz się?
– Tak. Boję się, że ją stracę. Że stracę córkę…
– Już je straciłeś. Teraz tylko zdecyduj, czy odejdziesz z odrobiną godności, czy będziemy się bawić w brudne pranie.
W tym momencie drzwi się otworzyły.
– Hej! – zawołała Kinga z przedpokoju. – O, tato! Jesteś! Coś się stało?
Zamarliśmy obaj.
A ten pajac spuścił głowę
Spojrzała na nas z tym swoim lekko zdziwionym uśmiechem. Trzymała siatki z zakupami, a jej blond włosy były rozwiane od jesiennego wiatru.
– No, chłopaki, co tu tak cicho? Coś knujecie? – zażartowała, ściągając kurtkę.
Zrobiło mi się niedobrze. Boże, jaka ona była do matki podobna w tych chwilach. Taka ufna, taka pogodna.
– Kinga… – odezwał się Kuba, ale głos mu zadrżał.
– Co się dzieje? – postawiła siatki na stole i spojrzała na niego podejrzliwie. – Tato?
Zawahałem się. Ale widząc, jak ten pajac spuszcza głowę, jak uczniak przy tablicy, wiedziałem, że znowu nie powie nic.
– Kinga, usiądź, proszę – powiedziałem cicho.
– Tato, nie strasz mnie.
– To nie ja cię straszę, dziecko. Tylko twój mąż.
Spojrzała na Kubę. On spuścił wzrok, jakby podłoga nagle była fascynująca. A potem... ja wyjąłem telefon i położyłem go na stole.
– Co to ma znaczyć? – zapytała, biorąc telefon do ręki. Włączyła ekran. Przeglądała zdjęcia w milczeniu. Kolejne. I kolejne.
– Kto to jest? – głos miała już inny. Cichy. Lodowaty.
– Kinga, ja… to był błąd… – zaczął.
– Ile trwa ten „błąd”? – przerwała mu. – Dwa miesiące? Trzy?
Milczał.
– Boże... Wiedziałeś, że próbuję zajść w drugą ciążę?
Spojrzała na mnie. Ale nie widziałem łez. Był gniew. I coś jeszcze – godność.
– Dziękuję, tato – powiedziała. – Że miałeś odwagę, której jemu zabrakło.
Wstała i wyszła do sypialni, trzaskając drzwiami. A Kuba? Siedział, cichy, jakby już wiedział, że to koniec.
Coś w niej pękło
Minęły trzy tygodnie. Długie. Dla mnie, dla Kingi… a najbardziej – jak podejrzewam – dla niego. Wyprowadził się do kolegi, potem ponoć próbował wracać, prosić, błagać. Ale moja córka już nie była tą samą kobietą. Coś w niej pękło. I dobrze, bo może wreszcie się obudziła. Przestała go bronić. Przestała tłumaczyć jego zmęczenie i późne powroty.
– Tato, on nie wróci – powiedziała pewnego wieczoru, podając mi herbatę.
– I dobrze. Niech szuka szczęścia gdzie indziej.
– On myślał, że mnie złamie – dodała z przekąsem. – Ale nie wie, po kim mam ten upór.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Ja tylko nie chciałem, żebyś dalej żyła w kłamstwie.
– Wiem. I cieszę się, że byłeś mądrzejszy ode mnie.
Spojrzała wtedy na mnie uważnie.
– Ale nie rób już więcej za detektywa, dobrze? Tylko zadzwoń, jak coś się dzieje.
– No, no, a ja myślałem, że mam przyszłość w wywiadzie – zażartowałem.
Parsknęła śmiechem. Mała biegała po salonie, śmiejąc się głośno. Nie wołała już „tata”, ale „dziadzia!” – i muszę przyznać, że dźwięczało to całkiem nieźle. Kuba zniknął z naszych codziennych rozmów. A ja… ja znowu miałem spokój. Bo czasem trzeba po prostu zrobić to, co słuszne. Nawet jeśli boli. Nawet jeśli trzeba po cichu siedzieć w samochodzie z telefonem w dłoni i patrzeć, jak ktoś, komu zaufałeś – okazuje się zwyczajnym tchórzem. Ale teraz wszystko jest na swoim miejscu.
Tadeusz, 67 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Śledziłam teściową, bo czułam, że wiedzie podwójne życie. Miała swoje potrzeby i bezwstydnie zaspokajała je na boku”
- „Córka z zięciem wydoili mnie z połowy moich oszczędności i było im mało. Nie usłyszałam za to nawet dziękuję”
- „Po śmierci żony czułem się samotny, a dla córki byłem tylko przykrym obowiązkiem. Nawet nie pytała, co u mnie słychać”