Reklama

To miała być podróż mojego życia. Wyjeżdżałem z Polski na całe pięć miesięcy. Większość tego czasu miałem spędzić na Nowej Gwinei. Zaszyty w niedostępnej puszczy, kontaktując się jedynie z plemionami, które jeszcze tak niedawno nie miały pojęcia o istnieniu białego człowieka.

Reklama

Wyjeżdżałem pod koniec maja, zaraz po tym jak obroniłem pracę magisterską, a wrócić miałem dopiero w połowie października. Po powrocie czekała na mnie dobra praca w dużej, międzynarodowej firmie, której szef był zachwycony pomysłem mojego wyjazdu i tym, że wolę u niego nie pracować, niż zrezygnować z tej podróży życia (postawiłem taki warunek na rozmowie kwalifikacyjnej). On chyba kiedyś się na taką rzecz nie odważył i wciąż tego żałował.

Ona by się musiała najpierw rozwieść

Przecież taką podróż można odbyć tylko raz w życiu i to zwykle gdy się ma dwadzieścia kilka lat i żadne zobowiązania rodzinne nas nie krępują. Później już chyba raczej nie da rady wykroić dla siebie takiego szmatu czasu. Wiedziałem to, a ponieważ sam chciałem wkrótce założyć rodzinę i mieć dzieci, nie mogłem już czekać z tą podróżą. Moja dziewczyna, Sabina, nie była zadowolona z mojej decyzji, ale nie protestowała zbyt mocno. Wiedziała, że to nie ma najmniejszego sensu, że jej sprzeciw niczego nie zmieni. Postraszyła mnie tylko, żebym się nie spodziewał, że ona tu będzie na mnie z utęsknieniem czekała. Ale ja byłem pewny, że tylko tak gada, bo wiedziałem, że też mnie bardzo kocha.

Sabina odprowadziła mnie na lotnisko. Przyznam, że nie żegnałem się zbyt wylewnie. Myślami byłem już gdzieś daleko, w swojej podróży. Kiedy wsiadłem do samolotu, zapomniałem o całym bożym świecie. Wsiąkłem w inne kultury, cywilizacje, sposoby myślenia.

Gdy znalazłem się z powrotem na lotnisku w Polsce, wciąż jeszcze myślami bujałem w obłokach. Wracałem przez Szanghaj i Berlin i z każdego z tych miejsc usiłowałem dodzwonić się do Sabiny. Niestety, bezskutecznie. Nie przejmowałem się tym, tylko nagrałem się na sekretarkę jej komórki, podając godzinę mojego przylotu. Trochę zaniepokoiłem się, gdy nie zobaczyłem Sabiny wśród oczekujących mnie na lotnisku. A gdy spytałem mojego tatę, czy nie wie, czemu moja dziewczyna nie przyjechała, a on tylko spuścił głowę, to wiedziałem już, że musiało się stać coś niedobrego.

Zobacz także

– Powiesz mi wreszcie, co jest z Sabiną? – zapytałem, gdy jechaliśmy samochodem do domu.

– Daj sobie z nią spokój, Bartek. Lepiej, żebyś o niej zapomniał.

– Ale tato, przecież ja ją kocham! – zaprotestowałem gwałtownie. – I zamierzam się z nią ożenić.

– To ona by się musiała najpierw rozwieść…

Brakowało mi rodzinnego ciepła

Słowa taty dosłownie wbiły mnie w fotel. Przyznam szczerze, że dopuszczałem do siebie myśl, że w trakcie mojej nieobecności Sabina może kogoś poznać, z kimś się parę razy spotkać. Ale tego, że kiedy wrócę, moja dziewczyna będzie już po ślubie – tego się nie spodziewałem nawet w najczarniejszych snach. W pierwszym odruchu chciałem do niej dzwonić i żądać wyjaśnień. Tylko co by to dało? Skoro jest już po ślubie, to znaczy, że sprawy zaszły za daleko i żadne telefony nic nie dadzą.

Pozostawało mi jak najszybciej zapomnieć o Sabinie. Dlatego też rzuciłem się od razu w wir pracy, prawie nie wychodziłem z firmy, czym sobie zyskałem dodatkowe uznanie mojego angielskiego szefa. On wciąż przeżywał moją podróż życia i szczerze mówiąc, od spraw służbowych bardziej interesowały go opowieści z Nowej Gwinei. A gdy po roku wyjeżdżał z Polski, zaproponował mi, że postara się mnie sprowadzić jak najszybciej do Anglii, jeśli tylko będę chciał. Zgodziłem się na to z radością.

Prywatnie wciąż nie mogłem się pozbierać po rozstaniu z Sabiną. A jakby tego było mało, dotarły do mnie wieści, że urodziła syna. Czyli szczęście rodzinne (o którym Sabina zawsze marzyła) towarzyszyło jej na całej linii. „A ja pewnie jestem dla niej jakąś bardzo odległą przeszłością” – myślałem smutno. Nie mogłem się z tym pogodzić. Dlatego właśnie postanowiłem wyjechać, odciąć się i być najdalej, żeby nie kusiła mnie możliwość kontaktu z byłą dziewczyną.

W Anglii dość szybko zacząłem robić karierę. Koło trzydziestki stać mnie już było na kupno własnego domu na przedmieściach Londynu. Wrosłem w tę społeczność i mówiąc szczerze, nawet gdybym stracił pracę, to nie chciałem wracać do domu, do Polski. Poza moimi rodzicami nikt tam na mnie nie czekał. Ale z nimi kontaktowałem się często, wpadałem do nich na parę dni i zapraszałem do siebie. Wkrótce mieli przejść na emeryturę i chciałem, żeby na stałe przenieśli się do Anglii. Bo wciąż byłem sam i brakowało mi rodzinnego ciepła.
Czasem jeszcze pytałem rodziców, co u Sabiny. Ale oni albo nie wiedzieli, albo nie chcieli mi nic powiedzieć. Wiedziałem tylko, że więcej dzieci nie ma i wyprowadziła się gdzieś z mężem.

Nie będę cię błagać o wybaczenie

Choć mocno wrosłem w Anglię, to wciąż ceniłem polskie smaki. Kiedy tylko mogłem, jadałem w polskich barach i restauracjach. I w takim barze, o niewymawialnej dla Anglików nazwie, „Schaboszczak”, któregoś dnia podeszła do mnie kelnerka, na widok której oniemiałem.

– Sabina?! Co ty tu robisz?

– Jak widzisz… pracuję – odparła.

– Od dawna?

– Tu od niedawna… W Anglii jestem od trzech lat… Przepraszam cię, ale nie mam czasu rozmawiać, muszę przyjąć zamówienie… Szef będzie na mnie zły.

– Nie martw się, to mój dobry znajomy.

– Aha – przytaknęła bez entuzjazmu. – To co zamówisz?

Poprosiłem o mój ulubiony zestaw i nie mogłem się doczekać, kiedy go dostanę. Oczywiście nie ze względu na samo danie, ale chciałem porozmawiać choć chwilę z Sabiną. Patrzyłem, jak przyjmuje kilka innych zamówień, a potem znika na zapleczu. W głowie układałem sobie, o co ją zapytam. Ale niespodziewanie zestaw dla mnie przyniosła inna kelnerka. Kiedy spytałem o Sabinę, powiedziała, że koleżanka źle się poczuła i musiała wyjść.

Oczywiście, domyśliłem się, że przestraszyła się tego spotkania i po prostu uciekła. Trudno było mieć do niej o to pretensję. Specjalnie nie przychodziłem przez kilka następnych tygodni do „Schaboszczaka”, żeby dać jej czas na ochłonięcie. Ale gdy w końcu się tam pojawiłem, nie zastałem jej. Od szefa baru dowiedziałem się, że zwolniła się dzień po naszym nieoczekiwanym spotkaniu. Nie miał pojęcia, gdzie mieszkała. Także nikt inny z personelu, bo Sabina pracowała tu miesiąc i z nikim się nie zaprzyjaźniła.

Prawdopodobieństwo ponownego spotkania z Sabiną w Londynie graniczyło z cudem. Ale tak również można byłoby powiedzieć i o tym pierwszym spotkaniu. Dlatego pomyślałem, że co mi szkodzi pochodzić po innych polskich barach i sklepach, i porozglądać się trochę. W końcu nie było ich aż tak dużo, a skoro Sabina szukała pracy w takich miejscach, to może jeszcze uda mi się ją spotkać.

Przez prawie dwa miesiące odwiedziłem chyba wszelkie możliwe polskie lokale, rozglądając się uważnie i dyskretnie dopytując o moją byłą dziewczynę. Bez rezultatu. W końcu dałem sobie spokój. Zresztą, na co ja mogłem liczyć? Na chwilę rozmowy, nic więcej. Sabina miała przecież męża, dziecko…
A jednak fakt, że nagle uciekła, że tak silnie zareagowała na mój widok, kazał mi przypuszczać, że nie jestem jej całkiem obojętny. I bardzo chciałem się o tym przekonać. Dlatego jej szukałem. A kiedy zrezygnowałem z dalszych prób i zasiadałem po prostu do kolacji w „Schaboszczaku”, ona niespodziewanie pojawiła się tam, podeszła do mojego stolika i przystanęła obok z zaciętą miną.

– Podobno mnie szukasz...

– Tak. A skąd wiesz?

– Znam tu parę osób.

– Myślałem, że robię to dyskretnie… Usiądziesz?

– Trochę się spieszę. Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to… pytaj.

– Co u ciebie? Jak tam mąż i syn?

– Jestem po rozwodzie. Mąż nie poczuwa się do utrzymywania syna. Na dodatek pracuje na czarno, więc nie mam jak wyegzekwować od niego alimentów – wypluwała z siebie informacje pospiesznie, jak karabin maszynowy, jakby chciała się ich jak najszybciej pozbyć. – Zresztą rzadko pracuje, woli pozostawać na czyimś utrzymaniu. Uważa nawet, że to ja powinnam mu płacić, w zamian za to, że odwiedza syna dwa razy w tygodniu i go „wychowuje” – prychnęła pogardliwie. – Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

– Tak. Dlaczego tak mnie nienawidzisz? Czy ja ci coś zrobiłem? Chciałem tylko pogadać. Nie widzieliśmy się tyle lat. A ty przychodzisz i złościsz się na mnie…

– A czego się spodziewałeś?! – wybuchła. – Że będę cię błagać o wybaczenie?!

– Wiesz… idź już lepiej. Rzeczywiście, niepotrzebnie cię szukałem.

Sabina chciała chyba jeszcze coś odpowiedzieć, ale w końcu zacisnęła tylko usta i wyszła.

Postanowiłam cię ukarać

Kilka tygodni później, gdy ponownie odwiedziłem „Schaboszczaka”, znajomy właściciel wręczył mi numer telefonu do Sabiny. Podobno gdybym miał ochotę pogadać, to mogę zadzwonić. Nie wiedziałem, czy mam na to chęć po jej ostatnim zachowaniu. Ale ponieważ uważam, że nie należy odtrącać ręki wyciągniętej na zgodę, zdecydowałem się zadzwonić. Myślałem zresztą, że ten telefon ma służyć tylko umówieniu się na spotkanie.

– Nie, Bartek – odpowiedziała Sabina, kiedy chciałem się gdzieś z nią umówić. – Jeśli chcesz spokojnie ze mną porozmawiać, to możemy to zrobić wyłącznie przez telefon. Gdybym cię znów zobaczyła, to…

– Myślałem, że po tylu latach…

– Źle myślałeś. Ja… nigdy nie zapomniałam o tobie. Trochę marzyłam, że się do mnie odezwiesz, że pogadamy i… sama nie wiem.

– Co ja ci mogłem powiedzieć? Byłaś mężatką z dzieckiem. Nie chciałem ci burzyć spokoju, szczęścia…

– Nigdy nie byłam szczęśliwa. Nawet przez chwilę. Zrobiłam jeden cholerny błąd, za który wciąż musiałam płacić. Kiedy wyjechałeś w tę swoją podróż życia, byłam na ciebie zła, że zostawiasz mnie na tak długo. Poza tym byłeś taki cholernie pewny, że będę na ciebie czekać. Postanowiłam cię ukarać. A tymczasem ukarałam samą siebie. To miała być tylko jedna noc. Ale zaszłam w ciążę. Nie kochałam go, lecz byłam pewna, że po tym co zrobiłam, ty nie będziesz chciał mnie znać. Dlatego zgodziłam się na ślub. Ale nasze małżeństwo było od początku do końca jedną, wielką pomyłką… Teraz już wiesz wszystko – urwała i umilkła, jakby czekała na wyrok z mojej strony.

Wolę być sam niż się oszukiwać

Tydzień później Sabina wpadła do mnie razem z synem. Fajny chłopak, od razu go polubiłem. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej i nawet miałem wrażenie, że Sabina oczekuje, żebym zaproponował im wspólne mieszkanie. Ale ja nie potrafiłem. Bardzo lubiłem moją byłą dziewczynę, ale nie potrafiłbym się w niej ponownie zakochać. Nie, nie chciałem jej karać za to, co zrobiła. Jak słusznie powiedziała, już i tak sama się ukarała. Ja po prostu naprawdę nie widziałem możliwości, żeby łączyło nas coś więcej.

Po roku od odnowienia znajomości Sabina oznajmiła, że jej rodzice załatwili jej dobrą pracę w Polsce. Byłem pewien, że tym stwierdzeniem chciała sprowokować mnie do jakiegoś działania. Ale ja powiedziałem tylko, że będzie mi smutno bez nich, ale bardzo się cieszę, że dostała taką szansę. I że oczywiście, jeśli będą chcieli wpaść na wakacje, to zapraszam.

Reklama

Wyjechali dwa tygodnie później, a ja znów zostałem sam. Wolę jednak to niż oszukiwanie samego siebie, że można dać tej miłości drugą szansę.

Reklama
Reklama
Reklama